Patrzę na auto, które po malutku zbliża się w naszą stronę Osoba, która się w nim znajduje, na bank nie zdaje sobie sprawy z tego jaki los zgotował dla nich jeden chory psychicznie człowiek. Czas serio wolno płynie, kiedy się na coś czeka. Odliczam sekundy i planuję wymyślić coś sensownego.
Szczerze mówiąc, to przeraża mnie myśl, że jeszcze nie mam konkretnego planu jak to wszystko
zatrzymać. Wiem tylko, że muszę się tym zająć. Choćby nie wiem co się działo! Nie mogę im odpuścić tego co zrobili. Myślenie, że pozbycie się mnie załatwi wszystko...Po moim trupie.
-Aniela! Wracaj tu!- woła za mną Adelina, kiedy wychodzę na środek drogi.
-To mój plan, nie przeszkadzaj- mruczę i wolno człapię po asfaltowej drodze.
To taki plan nie plan. No bo w sumie to trochę spontaniczne.W tym momencie przynajmniej wiem, że istnieję. Po czym to stwierdzam? Po bólu i strachu jaki w tym momencie odczuwam.
Muszę zatrzymać auto zanim zrobią to chłopcy. Jeżeli będą pierwsi to nie będzie już ucieczki. Pewnie planują przestrzelić opony, a kiedy tak się stanie to auto nie odjedzie. I załatwią wszystkich pasażerów żeby nie zostawiać świadków.
Potrząsam głową, aby odgonić od siebie ten straszny obraz, który własnie mam w głowie. Nie był to najlepszy pomysł zważywszy na to, że niedawno dostałam solidne uderzenie w swoją mózgownicę. Cholera by ich wzięła! Głowa to ważna rzecz, przecież odpowiada za myślenie.
Stoję na środku i czekam. Odliczam w myślach sekundy i mam nadzieję, że Iwo i Ksawier jeszcze mnie nie zauważyli. Znaczy ujmę to tak...Mam nadzieję, że nie pozbędą się mnie kolejny raz.
Kiedy auto jest już na wyciągnięcie ręki to zatrzymuje się. Wysiada z niego chłopak.
Rany boskie, czy tutaj wszyscy muszą być mężczyznami? Ciekawe czy to kolejny idiota, którego powinnam zapisać na swoją czarną listę...Zaraz kim on jest? Gdzie jest ten cały ważny minister?
-Dobrze się czujesz?- pyta i podchodzi do mnie.
-Tak, wszystko w porządku.
-Wcale tak nie wyglądasz...
Oczywiście, że nie wyglądam! Przed chwilą dostałam w łeb i zamknięto mnie żebym nie mogła uratować gości króla! Tylko dlaczego ich tutaj nie ma? Czyżby się pomylili?
Przyglądam się autu z którego wysiadł. Nie ma w nim nikogo. Pomyliłam się? Kim jest nieznajomy kierowca. I gdzie reszta pasażerów? Nie sądzę żeby ten straszny minister był aż tak młody.
-Dobrze się czujesz?- pyta ponownie.
-Kim jesteś?- ignoruję jego pytanie i zadaję własne.
Za długo to wszystko trwa. Nie mogłam się pomylić, ponieważ widziałam przed chwilą Iwo i Ksawiera. Mieli obstawę kilku gości. To musi być to miejsce. Odwracam się w stronę, gdzie zostawiłam Adalinę i widzę, że nie patrzy na mnie tylko w stronę chłopaków, którzy już wcale nie starają się ukryć swojej obecności.
Przyglądam się im i kiedy widzę, jak jeden z mężczyzn, którzy byli z księciem wychodzi z kryjówki i wyciąga broń... Wtedy już wiem doskonale jak wszystko dalej się potoczy. Czuję mocne bicie serca.
Nigdy nie zastanawiałam się czy byłabym w stanie oddać życie za bliską mi osobę. Dlaczego więc właśnie osłoniłam własnym ciałem obcego mi chłopaka? Gościa, którego pierwszy raz widzę na oczy.
Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie miałam okazji pomyśleć nad innym rozwiązaniem. Po prostu zasłoniłam chłopaka swoim ciałem. Instynktowny ruch.
Patrzę na ranę, która nagle pojawia się na moim brzuchu. Konkretnie to widać tylko krew. Dotykam jej ręką. Ból jest tak duży, że ledwo mogę oddychać. Podnoszę wzrok na chłopaka.
-Dlaczego to zrobiłaś?- jąka się, a przerażenie które ma w oczach zaskakuje mnie samą.
-Uciekaj- udaje mi się wykrztusić zanim nogi się przede mną uginają.
Padam na kolana i wypluwam krew, która nie mam zielonego pojęcia dlaczego pojawiła się w moich ustach. Czy tak wygląda śmierć?
-Nie umieraj!- chłopak bierze mnie na ręce i podnosi z ziemi.- Nie możesz mi tutaj umrzeć!
Czemu się nie słucha?! Kazała mu uciekać i odwaliłam niezłe przedstawienie.
Zaczynam mieć mroczki przed oczami. Widzę jeszcze Adelinę biegnącą w moją stronę. Dziewczyna zbliża się do nas całkiem szybko, jednak nie dane mi jest poznanie dalszego ciągu wydarzeń.
Budzę się z atakiem paniki. Co mam teraz zrobić? Kiedy jednak okazuje się, że to nie był tylko sen i na prawdę leżę w szpitalnym łóżku, ponieważ zostałam postrzelona to ciężko złapać mi oddech.
-Oddychaj!
Odwracam głowę i widzę, że na łóżku obok leży Iwo. Jest on ostatnią osobą z którą chciałabym dzielić szpitalny pokój. To przez tego dupka dostałam w głowę, a potem mnie postrzelono.
-Czemu masz taką minę?- pyta chłopak, kiedy widzi, że już się uspokoiłam.
-Czy ty myślisz, że pobudka w szpitalu jest czymś przyjemnym?! Zwłaszcza przy osobie która zdzieliła Cię w łeb a potem postrzeliła!
-To nie ja do Ciebie strzeliłem- uśmiecha się.- Poza tym nie tylko Ty zostałaś ranna.
Z jednej strony ciekawi mnie dlaczego on też znalazł się w szpitalu, ale nie mam ochoty ciągnąć z nim rozmowy.
-Nie mogli nam dać osobnych sal?- wzdycham.
-Wyobraź sobie, że ja też nie chciałem jej z Tobą dzielić.
-I co... jak to jest kiedy okazuje się, że jednak nie jesteś nieśmiertelny?
Dogryzam mu, ponieważ mnie wkurza. Przy nim aż mnie nosi, a w tym momencie za bardzo nie mogę nic robić, ponieważ wszystko mnie boli.
-Gdybyś tylko wiedziała co ja dla was zrobiłem...
-Wiesz co? Mam to gdzieś i uważam, że dobrze ci tak.
Nagle w drzwiach pojawia się Adelina. Wchodzi do środka wzdychając i siada pomiędzy naszymi łóżkami. Wygląda jak jakaś męczennica, a to przecież ja tutaj najwięcej wycierpiałam!
-Boże w końcu udało mi się go pozbyć...
-Kogo?- pytam ciekawa.
-Gościa, którego uratowałaś jak jakaś cholerna bohaterka- odpowiada Iwo.- Siedział tu z tobą od świtu aż do zmierzchu. Chyba bał się, że nagle znikniesz.
-Od świtu aż do zmierzchu? To ile byłam nieprzytomna?- pytam zdezorientowana.
-Jakieś dwa dni- odpowiada Adelina.
Dwa dni? Dwa cholernie długie dni? Boże to musiałam być chyba w jakimś ciężkim stanie. Chociaż teraz dobrze się czuje. Poza bólem, który czuję przy jakimś gwałtownym ruchu w miejscu rany od postrzału.
-Tak w ogóle kto to jest? W sensie kim on jest?
-Bawiłaś się w super bohaterkę nie wiedząc nawet kogo ratujesz!?- wrzeszczy Iwo.- Od początku kiedy tylko Cię zobaczyłem wiedziałem, że jesteś głupia, ale że aż tak!?
-Syn ministra- mówi Adelina.
A ja dziękuję w duchu, że to jednak był ktoś ważny. Gdybym poświęciła się dla zwykłego i nic nie znaczącego człowieka było by słabo.
-Przecież miała przyjechać cała rodzina...Czemu jechał tylko on?
-Zapewniam Cię, że teraz będziesz miała szanse poznać całą rodzinę plus w gratisie resztę ministrów, którzy przyjadą na rozprawę- odpowiada Iwo.
-Jaką znowu rozprawę?
-Próbowano zabić syna ministra. Chyba nie myślisz, że ujdzie to płazem...
-To co ukarzą Ciebie i Ksawiera?
-Fakt, że w Twoim głosie słychać nadzieję pokazuje tylko twoją głupotę- śmieje się chłopak.
Aż tak bardzo było to słychać, że na prawdę mam na to nadzieję? No cóż, chętnie bym to zobaczyła.
Patrzę z pytaniem w oczach na Adelinę. Niech ona mi wszystko wytłumaczy wtedy lepiej wszystko zrozumiem.
-Znajdą się inni winni- odpowiada, ale nie patrzy na mnie.
-Jacy inni winni?!- wrzeszczę niezadowolona.
Dlaczego mili by szukać innych winnych skoro doskonale wiadomo kto to wszystko zaplanował.
I po chwili wszystko staje się jasne. Przecież nie ukażą przyszłego następcy tronu ani jego ochroniarza. Z resztą wątpię żeby znaleźli na nich jakieś dowody. Wszystko na pewno było doskonale zaplanowane.
Ukarzą więc kogoś niewinnego. Moje działania w niczym nie pomogły. Może uratowałam jakiegoś syna ministra, ale tym samym skazałam na śmierć jakiegoś Bógu winnemu człowieka, który nie ma z tą chorą akcją nic wspólnego.
-Aniela chciałbym Ci tylko powiedzieć, że to wszytko twoja wina- mówi Iwo z uśmiechem.
-Ogarnij się- ucisza go Adelina.
-Właśnie, że nie! To wasza wina! Bo nie staracie się rozwiązywać problemów tylko od razu chcecie się ich pozbyć. A Twoją winą Iwo, jest fakt że jesteś psem na posyłki księciunia który jest zwykłym gnojem!
-W takim razie powinnaś podziękować temu psu- chłopak wskazuje na siebie.
-Niby za co? Za to, że jesteś zwykłą marionetką?
-Za to, że uratował nam życie- kończy Adelina.
-On jest ostatnią osobą, która uratowałaby mi życie.
-Opowiedz jej w takim razie Adelina!- mówi Iwo.- Opowiedz!
Wzdycham. Co ten gość chce mi udowodnić? Kieruję wzrok na Adelinę i cierpliwie czekam aż zacznie wszystko po kolei opowiadać. Chcę usłyszeć co działo się po tym jak straciłam przytomność. Dlaczego Iwo też leży w szpitalu i czy to prawda, że nas uratował. No i co się teraz dzieje przez tą sytuację.
-Jak wyszłaś na drogę i zatrzymałaś auto, to wyszedł z niego Viktor- widząc mój pytający wzrok od razu mi tłumaczy.- Tak nazywa się syn ministra. Zaczęliście rozmawiać i wtedy jakiś gość z ich ekipy- wskazuje brodą na Iwo.- Wyciągnął broń i zaczął strzelać.
-Taki był plan- wtrąca się Iwo.- Byliśmy zaskoczeni, że to Viktor jechał w tym aucie.
-Co nie zmienia faktu, że nie zatrzymaliście planu i w dalszym ciągu planowaliście kogoś zabić! Kontynuuj Adelina, a Ty jej nie przerywaj.
-Właśnie muszę prostować nieścisłości żeby nie było nieporozumienia! Nikt z nas w Ciebie nie celował, bo to nie o Ciebie chodziło!- unosi głos chłopak.
-Nikt we mnie nie celował? Nie o mnie chodziło?- wybucham śmiechem.- A jakoś w łeb zarobiłam, a potem mnie zamknęliście!
-Byłaś zamknięta!?!?!?!- Adelina wstaje z krzesła.- To dlatego jak się spotkałyśmy byłaś w takim stanie! Iwo kurwa jej ma się nic nie stać, rozumiesz?!
-Musieliśmy się jej pozbyć na jakiś czas żeby nie przeszkodziła. Sama wiesz, że chciała wszystko powstrzymać.
-To przez was tak się stało! Jakbyście mnie nie zamykali to inaczej bym to rozwiązała, a tak to jest jeszcze gorzej...
-Wracając do tematu...-zaczyna Adelina.- Gość strzelił do Viktoria, ale ty zasłoniłaś go własnym ciałem. Co Ci wtedy strzeliło do głowy?
-To było jedyna myśl na jaką wpadłam wtedy! Poza tym nie wiedziałam, że będą strzelać!
-Miał być jeden dokładny strzał- tłumaczy Iwo.- Ale musiałaś bawić się w bohaterkę. Jak Ksawier zobaczył, że to ty zostałaś ranna to wkurzył się jeszcze bardziej.
-I kazał strzelać dalej!- warczę wściekła. -Ja rozumiem, że może nie lubić jakiegoś Viktoria, ale bez przesady...
Oczywiście Ksawier to specjalista od konfliktów, bo musi zawsze postawić na swoim. I nikogo nie słucha, bo myśli, że jest najmądrzejszy. W ogóle nie ogarniam go całego. Jak ja mam wrócić do swojego świata skoro ta współpraca z księciem w ogóle mi nie idzie?! Nawet próbował mnie się pozbyć!
-Wtedy zaczęłam biec do ciebie, bo nagle upadłaś- opowiada dalej Adelina.
-No dziwne żebym nadal stała na nogach skoro byłam postrzelona, a wcześniej dostałam jeszcze w łeb- kieruję wzrok na Iwo.
Chłopak nawet nie miesza się. Idiota zasrany! Powinien wykazać chociaż odrobiny skruchy! Bo o przeprosinach nawet nie myślę, bo prędzej by piekło zamarazło...
-Jak Adelina zaczęła do Ciebie biec to starałem się uspokoić Ksawiera, ale jakoś nie dało się wtedy do niego dotrzeć. Wpadł w jakiś szał. Nigdy wcześniej nie widziałem go w takim stanie. Zacząłem więc biec do was, bo rozkaz o przestaniu strzelania nie padł.
Ehe, tak na pewno talk zrobił. I jeszcze niech powie, że to dzięki niemu wszyscy żyjemy...Chociaż z drugiej strony jednak leży teraz ze mną na jednej sali szpitalnej, więc na pewno poniósł jakieś obrażenia. A z resztą...Dobrze mu tak! Należało się.
-I pewnie jak na bohatera przystało przyjąłeś pociski na siebie- żartuję sobie.
-Tak właśnie było- Iwo kiwa głową z uśmiechem.- Przez to będę miał brzydkie blizny.
-Na masz co się martwić...I tak nikt nie będzie ich oglądał, bo wątpię żeby jakaś dziewczyna Cię zechciała- odparowuję.
Nie mogłam się powstrzymać żeby mu czyś nie dowalić. Może i nas uratował, ale to od początku była jego wina, bo współpracuje ze swoim psychicznym przyjacielem.
-Zdążyłem!- nagle ktoś podbiega i zabiera moją torbę- Nie powinnaś dźwigać ciężkich rzeczy, dopiero wyszłaś ze szpitala.
-A Ty jesteś?- pytam zdziwiona, ponieważ nie mam zielonego pojęcia z kim mam do czynienia.
-Przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Viktor.
A tak, to ten syn ministra, którego wspaniałomyślnie uratowałam. Patrzę na niego i zastanawiam się co teraz zrobić i jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie mam ochoty z nim rozmawiać, ponieważ wiązałoby się to z odpowiedziami na jakieś durne pytania.
-Czy mogłabym odzyskać swoje rzeczy?- pytam i kiwam głową na torbę, którą przed chwilą mi zabrał.
-Przed sekundą wyszłaś ze szpitala, a jeszcze niedawno byłaś w stanie krytycznym. Nie sądzą żeby noszenie ciężkich toreb było najlepszym pomysłem...
-Krytycznym?- przeciągam się i ziewam.- A czuję się jak nowo narodzona.
-To ulga- wzdycha.- Na prawdę bardzo źle bym się czuł gdyby przeze mnie coś Ci się stało.
-Wypadki chodzą po ludziach- wzruszam ramionami.- Gdyby nie to, to na przykład mogło mnie potrącić auto. Przyszłość ma do siebie to, że zawsze jest niepewna.
-Masz bardzo ciekawe spojrzenie na świat- podsumowuje.- Co teraz będziesz robić? Może Cię gdzieś podwieźć?
Co będę robić? Na pewno nie będę kontynuować rozmowy z Tobą koleś. Mam zamiar nie wiem co, ale na pewno nie będzie to dotyczyło jego.
-Nie trzeba. Czekam na kogoś- odpowiadam zgodnie z prawdą, bo Adelina miała po mnie przyjechać, ale jakoś się spóźnia.
-To może dasz mi swój numer telefonu?
-Po co?- unoszę brew do góry.
-Chciałbym się jeszcze z Tobą spotkać i podziękować za uratowanie życia.
Ale ja nie chciałabym się z nim spotykać. Najlepiej jakby cała ta sytuacja nie miała miejsca...Przez to będą teraz same problemy.
-Nie przesadzaj- uśmiecham się, ponieważ robi się bardzo niezręcznie.
-Nie przesadzam. Uwierz mi, nie codziennie ktoś ratuje mi życie.
-Na pewno masz wiele ważniejszych rzeczy do roboty, przecież jesteś synem ministra. Więc pozwól, że już się pożegnamy...
-Skąd to wiesz?- spogląda na mnie podejrzliwie.- Nigdy o tym nie wspominałem.
Kurdę, chyba się wkopałam. Szybko Aniela myśl, musisz wybrnąć z tej sytuacji i jak najszybciej się go pozbyć. Denerwuje mnie jednak fakt, że chłopak nagle zrobił się taki podejrzliwy. Przecież nie jesteśmy w sądzie.
-Obiło mi się o uszy- mówię i zaczynam się głupkowato śmiać licząc, że to zadziała.
-Serio?
-Może o tym nie wiesz, ale jesteś rozpoznawalną osobą- próbuję go przekonać.
-Skoro tak, to nie powinnaś mi odmawiać i podać swój numer telefonu.
Chyba tak muszę zrobić, chociaż wolałabym, tego uniknąć. Macam rękami kieszenie w spodniach i nagle przypomina mi się jeden ważny fakt. Otóż w dalszym ciągu nie mam telefonu. Miałam o niego poprosić Adelinę, ale miałam za wiele rzeczy na głowie.
-Tak się składa, że aktualnie nie posiadam telefonu...
-Wielka szkoda...W takim razie jak mam się z Tobą skontaktować żeby Ci podziękować?
-Możesz tutaj mi podziękować- mówię z uśmiechem.- Albo w ogóle sobie darować podziękowania.
-E nie no tutaj nie jest odpowiednie miejsce...
Uśmiecham się pod nosem. Biedny jeszcze nie wie, że nigdy nie będzie odpowiedniego miejsca ani czasu na podziękowanie. Naglę widzę auto, a w nim Adelinę. No w końcu!
-Rzeczy- mówię i wystawiam ręce.- Muszę się zbierać.
-A tak, jasne- oddaje mi torbę.
Zabieram ją i szybkimi krokami kieruję się w kierunku samochodu. Otwieram tylne drzwi i wrzucam torbę. Błagam niech już odpuści i sobie pójdzie...
-Nie chcę się narzucać, ale serio jak mogę się z tobą skontaktować?- podchodzi do mnie.
Rany co za natręt. To, że uratowałam mu życie nie oznacza, że musi mi teraz aż tak dziękować. I sam fakt, że któryś raz z kolei zadaje to samo pytanie. No chyba powinien już sam dojść do wniosku, że skoro nie odpowiadam to chyba oznacza, że nie chcę.
-To się nie narzucaj- mówię i wsiadam na miejsce pasażera.
-No nic...Mam przeczucie, że jeszcze się spotkamy.- mówi kiedy odjeżdżamy.
Niedoczekanie twoje gościu. Niech da sobie spokój, bo inaczej ja tutaj zwariuję. Za dużo tych chłopaków. Jeden psychol co by wszystkich zabijał. Drugi męski bokser ze skłonnościami do poświęceń dla innych, ale to tylko w wyjątkowych sytuacjach. Teraz jeszcze trzeci i to w dodatku natręt do potęgi!
-Bo spotkacie- odzywa się Adelina kiedy odjeżdżamy kawałek.- I to już jutro.
-A to niby czemu?- pytam zapinając pas.
-Jutro jest spotkanie ministrów, na którym musisz być.
A no tak...Syn ministra. Więc jutro będę miała zobaczyć same sławy tego świata. Czemu mam wrażenie, że to nie będzie nic miłego?
-Boże....Nie dadzą człowiekowi odpocząć...
-Będą wnosić o rozwiązanie sprawy strzelaniny.
-Niech Ksawier i Iwo się o to martwią- wzruszam ramionami.
Oni to zaplanowali. To ich wina. Niech się więc martwią, a mi dadzą święty spokój! Dopiero wyszłam ze szpitala. Należy mi się jakiś odpoczynek. Może powinnam poprosić o jakiś urlop? Albo chorobowe!
-Już wszystko jest załatwione, ale pewnie będą chcieli Cię przesłuchać.
-I niech przesłuchują! Bardzo dobrze!
Świetnie się składa! Powiem wszystko co wiem i co mi zrobili! Cała prawda się wyda i gwarantuję, że nic mnie nie powstrzyma!
-Aniela, musisz spotkać się z księciem. On Ci powie co masz mówić.
Akurat! Takiego wała. Jak ma jakiś problem to niech się nim zajmie. Naważył sobie piwa, to niech je wypije. Niech przyjmie wszystko na klatę. I oby kara była bardzo wysoka! Żeby go zabolało tak jak mnie.
-To nie ja muszę się z nim spotkać, tylko on ze mną...
Nagle staję się wściekła. Koleś najpierw kazał mnie zamknąć. Potem strzelanina, która była też z jego rozkazu. Wylądowałam przez niego w szpitalu, a on nawet nie raczył się w nim pojawić żeby sprawdzić czy wszystko ze mną dobrze. Nie wspomnę już o jakichś przeprosinach.
Chyba przesadziłam twierdząc, że czuję się jak nowo narodzona. Podnoszę się z łóżka i wzdycham. Dotykam miejsca, gdzie mnie postrzelono. To chyba automatyczny odruch u każdego, że dotyka się miejsce, które Cię boli. Jest to bezsensowne, ponieważ ta czynność nie sprawi, że ból nagle minie, ale tak to już jest.
Sięgam po maść, która leży na półce. Dostałam ją przed wyjściem ze szpitala. Mam smarować ranę żeby wszystko ładnie się zagoiło. Podnoszę więc bluzę do góry i smaruję.
-Ty zdecydowanie już przesadzasz!!!
Automatycznie się kulę pod wpływam głośnego krzyku i dźwięku jaki wydają drzwi uderzające o ścianę. Patrzę na ścianę i mam nadzieję, że nie zostanie na niej ślad po uderzeniu drzwiami. Na prawdę lubię tą ścianę!
Przenoszę wzrok na wnerwionego Ksawiera. Przyglądam się dokładnie szukając dymu, który powinien wychodzić mu z dziurek nosowych. Na serio się zdenerwował.
-Czemu zawdzięczam tę wizytę?- pytam i opuszczam koszulkę.
-Nie lubię kiedy ktoś lekceważy moje rozkazy!
-Od kiedy to mam słuchać się twoich rozkazów?
-Od kiedy jesteś moją służką!!! Sługa słucha rozkazów, które dostaje od pana!
Liczę do dziesięciu żeby się lekko uspokoić. Określenie służka jest beznadziejne i powoduje tylko, że się irytuję.
-Ty- wskazuję na niego palcem.- Zastanów się, czy to nie Ty tutaj przesadzasz!
-Ja przesadzam?! Chyba zostało Ci przekazane, że przed zgromadzeniem masz do mnie przyjść, ponieważ musimy wszystko ustalić!
-Uspokój się i przestań się na mnie wydzierać!
-Nie uspokoję się! Zacznij się w końcu słuchać dziewczyno!
-Mam Cię już dość!- krzyczę starając się przekrzyczeć jego.- Czy Ty na prawdę myślałeś, że po tym jak przez Ciebie wylądowałam w szpitalu to przylecę do Ciebie jak wierny pies?
-Tak, dokładnie tak myślałem. A co powinienem wysłać Ci specjalne zaproszenie?!
Nie mam do niego słów. Tak ciężko mu nawet zapytać jak się czuję? Czy wszystko w porządku? Nie oczekuję już nawet przeprosin, bo wiem że były by nieszczere. Wiem, że przez ten krótki czas nie byliśmy ze sobą blisko, ale sam fakt, że to przez niego jestem w takim stanie...
Podnoszę się w końcu z łóżka. Oczywiście krzywię się przy tym dodatkowo, ponieważ jestem obolała. Jak to jest, że po wyjściu ze szpitala czuję się gorzej niż wtedy jak w nim byłam?
-Przez twoje głupie decyzje kilku ludzi wylądowało w szpitalu włącznie ze mną- zaczynam mówić.- I pewnie kilku straci życie, a Ty przychodzisz tutaj i nakręcasz się, że nie przyszłam uzgodnić wspólnej wersji wydarzeń?
-Przecież ja do was nie strzelałem- wzrusza ramionami z obojętnym wzrokiem.
-Wszystko było z twojego rozkazu!
-To Ty podjęłaś decyzję, że uratujesz innych. Sama zasłoniłaś go własnym ciałem. Wystarczyło się odsunąć i nic by Ci się nie stało...Ustalmy teraz wspólną wersję.
-Nie chcę.
-To jest rozkaz, którego nie wykonałaś więc sam pofatygowałem się do Ciebie.
-Mogłeś zrobić to dużo wcześniej...
Kiedy dociera do mnie co właśnie powiedziałam to przeklinam się w myślach. Cholera, zawsze muszę powiedzieć coś co powinno zostać w myślach.
-Nie mów mi- książę wybucha śmiechem.- Nie mów mi, że myślałaś, że odwiedzę Cię w szpitalu i będę się interesował twoim stanem.
Zaciskam ręce w pięści. Tak właśnie zrobiłby normalny człowiek, przez którego ktoś wylądował w szpitalu. Tutaj jednak nie mówimy o normalnym człowieku.
-W ogólnie nie interesuje mnie twój stan- mówi wolno jakby chciał żeby te słowa do mnie dotarły.- Mam wiele ważniejszych spraw na głowie niż zamartwianie się o służącą.
-Zgromadzenie. Rozmawiajmy o tym po co tu przyszedłeś...- staram się zmienić starań.
-Alleluja! Dziewczyno, nie można było tak od razu?
-Ksawier, czego ode mnie chcesz?
-Żebyś zwracała się do mnie tytułem jaki posiadam, ponieważ nie wypada żeby służąca mówiła swojemu panu po imieniu!
-Nie przeciągaj, bo to męczące. Powiedz mi to co mam powiedzieć i po prostu sobie idź.
Mam już dość. Nie mam ochoty na jego towarzystwo ani na kontynuacje tej rozmowy.
-Będą wnosić o śledztwo i na pewno Ty, Adelina i Iwo będziecie świadkami.
-To dlaczego spotykasz się tylko ze mną?- pytam ciekawa, bo serio mnie to teraz nurtuje.
-Bo tylko ty jesteś nieposłuszna i możesz znowu wpaść na jakiś genialny pomysł ratowania całego świata, a tego nie chcemy...
-Szybko mów co mam powiedzieć w razie czego i idź sobie- ponaglam go.
-Nie mogę mówić szybko, ponieważ wątpię w to, że zapamiętasz.
-Więc mów wolno. Mi obojętne, po prostu mówię to żebyśmy oboje nie zmuszali się do przebywania w swoim towarzystwie- dodaję uśmieszek na końcu zdania.
-I tu masz rację. Męczy mnie kontakt z tobą.
-Mi z Tobą też jakoś specjalnie nie chce się gadać, więc przejdź do rzeczy.
-Więc przejdę do konkretów, bo od tego będzie wiele zależeć.
-Świetnie, lubię konkrety- odwracam się i siadam z powrotem na łóżku.
Chłopak wchodzi w końcu wgłąb pokoju. Rozgląda się jakby szukał jakiegoś zagrożenia. Dzięki temu czuję się jak jakiś terrorysta, który ukrywa bombę pod łóżkiem.
-Na sto procent będziesz powołana na świadka i w tym nie mam żadnych wątpliwości. Nie bądź więc za bardzo tym zaskoczona- tłumaczy.- Będą zadawać ci wiele pytań.
-Tego to sama mogłam się domyślić. Podaj mi przykładowe pytania i odpowiedzi na nie.
-Skąd się tam wzięłaś? Co tam robiłaś? Czy wiedziałaś o zasadzce na syna ministra? Czy byłaś w to zamieszana?
-A teraz odpowiedzi.
-Zgubiłaś się. To jest podstawa, ponieważ dzięki temu wytłumaczymy dlaczego byli tam Iwo i Adelina. Byli tam ponieważ Cię szukali.
-Więc pewnie znalazłam się w lesie ponieważ szukałam drogi powrotnej?
-Błąd. Znalazłaś się, ponieważ ktoś Cię porwał.
-O to przynajmniej nie mija się z prawdą!- uśmiecham Cię.
-Porwali Cię, ponieważ jesteś moim doradcą. Wiele ludzi chce się mnie pozbyć więc to będzie logiczne. Myśleli, że dzięki porwaniu Ciebie uda się im coś ugrać.
Zaciskam ręce w pięści. Ustalona wersja jest dopracowana w każdym szczególe. Wszystko jest już ustalone więc pewnie winnego też już mają. Nie lubię kłamstwa, a tym bardziej jeśli ktoś kłamie. Tym razem ja sama będę musiała złamać swoje własne zasady i boję się, że wejdzie mi to już w krew.
Victor
_________________________________________________
Jest i bonus ode mnie na święta czyli szybciej dodany rozdział.
Przepraszam za błędy, bo nie miałam czasu na dokładne przejrzenie rozdziału.
Wyjeżdżam z Polski na tydzień, więc mogę zaniedbać opowiadania, które czytam. Przepraszam więc za to od razu. Obiecuję, że jak wrócę to wszystko nadrobię!
Pozdrawiam i życzę szampańskiej imprezy w Sylwestra,
N