6 kwietnia 2018

Epilog

Światło wpadające z samego rana, do mojego pokoju skutecznie wybudza mnie ze snu. Liczę do trzech i otwieram oczy. Sięgam ręką po telefon, który leży na stoliku nocnym i sprawdzam godzinę. Nie umiem określić jaki czuję zawód, kiedy widzę, że obudziłam się kilkanaście minut przed nastawionym budzikiem.
Podnoszę się do pozycji siedzącej i wyłączam budzik. Skoro i tak już się obudziłam, to drzemka nie ma sensu. Spowodowałaby tylko, że po kolejnym przebudzeniu, czułabym się jeszcze bardziej zniechęcona do życia.
Odkładam telefon z powrotem i wstaję z łóżka. Moje stawy akompaniują mi przy tym, ponieważ wydają z siebie sporo dźwięków. To chyba pora wziąć się za siebie i zacząć ćwiczyć, bo inaczej się rozpadnę. Przynajmniej tak wnioskuję z dźwięków, które przed chwilą słyszałam.
Sięgam z powrotem po telefon, ponieważ coś mi nie gra. Odblokowuję go i przyglądam się tapecie. Wszystko byłoby fajnie tylko dlaczego widzę na niej jakiegoś nieznanego mi chłopaka. Owszem jest całkiem przystojny i mogłabym na niego patrzeć wieczność, ale nie sądzę, że mój chłopak podzieliłby moje zdanie. Dlaczego zmieniłam poprzednią tapetę? Przecież przedstawiała mnie i Błażeja. Bardzo ją lubiłam, więc dlaczego jej tu nie ma? Wchodzę w galerię, chcąc zmienić z powrotem tapetę zanim, mój luby to zauważy, a moim oczom ukazuje się kolejna niespodzianka. 
Po pierwsze, znajduję kilka zdjęć innego chłopaka. Prezentuje się tak samo dobrze, jak ten z tapety. Co ja robiłam poprzedniej nocy? Czyżbym przeglądała jakąś stronę agencji modeli?
Drugą sprawą jest fakt, że zamiast zdjęć moich i mojego chłopaka znajduję inne. Są bardzo ładne. Para, która na nich widnieje, wygląda na zakochaną w sobie. Ale super, fajne te zdjęcia na morzem. Może my też powinniśmy sobie takie zrobić?
Kiedy dociera do mnie trzecia sprawa, to z wrażenia aż wypuszczam smartphone. To nie jest mój telefon! Ten na ziemi to jakiś nowy model Samsunga, a ja używam Iphona, na którego sama sobie zarobiłam harując jak wół u staruchy! Jasna cholera! Jestem złodziejem. Ukradłam komuś telefon. A może zabrałam przez pomyłkę? Gorsza sprawa...Bo nie pamiętam co robiłam wczoraj.
Otwieram laptopa i postanawiam sprawdzić historię mojej karty płatniczej. Może jak zobaczę, gdzie jej używałam, to coś mi się przypomni. Suma, która widnieje na moim koncie zapiera mi dech. Tutaj nigdy, nie było tak ładnych liczb. Jasna cholera! Albo ktoś się pomylił i zrobił mi zły przelew, albo wczoraj napadłam na bank! Inaczej nie można tego wytłumaczyć!
Coś tutaj nie gra...Zamykam laptopa i postanawiam się wykąpać, a potem wybrać się do baku i zgłosić jakąś pomyłkę w przelewach. Zrobię to z wielkim smutkiem, bo wiadomo, że jak każdy chciałabym być bogata i nie martwić się o przyszłość.
Wchodzę pod gorący prysznic, który odpręża mnie. Zmywam z siebie wszystko moją milutką gąbeczką i płynem o zapachu pomarańczy, który przyjemnie drażni mój nos. Potem myję włosy, ponieważ błagały o to od dłuższego czasu. Nie mogę dłużej ukrywać braku czasu pod kokiem, który skutecznie ukrywa ich tłustość. Aż wstyd wyjść z domu, ale czasami nie mam żywcem czasu, żeby się nimi zająć. Spłukuję całą pianę z ciała i włosów.
Chwytam za różowy ręcznik, a w lustrze dostrzegam jednak coś, co nie powinno znajdować się na moim ciele. Mam na brzuchu wyraźną bliznę po szyciu. Nigdy nie miałam żadnej operacji, więc skąd ona się wzięła? Dotykam tego miejsca ręką i odczuwam w nim ogromny ból, który powoduje, że zginam się w pół. Krzywię się i w mojej głowie pojawia się obraz.

Na moim brzuchu pojawia się rana, konkretnie widać tylko krew. Dotykam jej ręką. Ból jest zbyt duży. Ledwo mogę oddychać.
-Dlaczego to zrobiłaś?- jąka się pochylający się nade mną chłopak. Przerażenie, które widać w jego oczach...
-Uciekaj- udaje mi się wykrztusić.

Mrugam oczami i wracam do rzeczywistości. Staram się spokojnie oddychać, żeby się uspokoić. Zostałam postrzelona! Zaraz... Ten chłopak...Okręcam się ręcznikiem i biegnę do telefonu. Klikam szybko w galerię i przyglądam się zdjęciom, które się tam znajdują.
-To on!- krzyczę i aż mnie otrzepuje. Co to ma być?
Odkładam telefon mając nadzieję, że tylko mi się przewidziało. Spoglądam bezradnie na dłonie, nie wiedząc co się dzieje. Czy to początki choroby psychicznej? Okazuje się, że to jeszcze nie koniec, bo na jednej z dłoni, zastaję kolejną bliznę. Otwieram szeroko oczy i przybliżam dłoń do oczu. Następnie oddalam i okazuje się, że mój wzrok dobrze działa. Wewnętrzną część mojej dłoni zdobi długa szrama, której również nie powinno tutaj być...Przesuwam palcami drugiej ręki, po bliźnie. I dzieje się to samo, co poprzednim razem.

-Amatorko- mówi.- Nie wiesz, że pocisków trzeba unikać.
Schodzi ze mnie i z oporem podnosi się do góry, łapiąc się za ramie. Z miejsca, w którym się trzyma leci krew. Musiał zostać postrzelony, kiedy rzucił się żeby mnie zasłonić. Zatykam ręką usta. Iwo!
-Chłopcze, umrzesz w bólu- mówi mężczyzna, który jest coraz bliżej.

Mrugam oczami. Tego chłopaka nie ma w mojej galerii. Ale serio...Iwo? Co to jest rosyjska telenowela? To są jakieś jaja.

-Ty idiotko!- warczy chłopak.
Idiotko? Przecież nie mogłam pozwolić żeby cierpiał przeze mnie. Po prostu złapałam zmierzający w jego kierunku nóż, jak widelec. 
-Spoko trzymam mocno- staram się mówić pewnie.

Jezu! Czy to aby na pewno ja? I odważyłam się na coś takiego? Przecież zszywanie tej rany musiało kosmicznie boleć. Kim był ten chłopak, że tak bardzo nie chciałam, by cierpiał?
To wszystko przeraża mnie coraz bardziej. Lecę do łazienki żeby przyjrzeć się swojemu odbiciu. Muszę potwierdzić, czy to na pewno byłam ja. Ale tak, wszystko się zdarza. Dziewczyna z tych wspomnień to ja.
Przyglądam się dokładniej i czeka mnie jeszcze jedna niespodzianka. Pod włosami, w górnym rogu czoła też mam malutką bliznę. Boję się podnieść rękę żeby dotknąć ślad, bo nie wiem co tym razem zobaczę. Przełamuję się jednak i dotykam jej.

Spoglądam w bok. Dobrze, że chłopak tym razem zapiął pas. Mógłby nie przeżyć tego wypadku.
-Ksawier- szturcham go ręką.- Musimy się stąd wydostać!

Ciężko złapać mi oddech. To on, to on jest na tapecie telefonu! Więc blizny na czole dorobiłam się przez wypadek. Kurczę...Czy ja myślałam, że jestem nieśmiertelna? Dlaczego tak ryzykowałam swoim życiem i dorobiłam się tylu blizn? I dlaczego do cholery znajdowałam się w towarzystwie takich przystojnych chłopaków?
Pamięć wraca do mnie w jednej chwili, jak ogromna fala. Łapię się mocniej umywalni, przy której stoję, ponieważ ten ogrom informacji, ledwo mieści się w mojej głowie. Powoduje tym samym ogromny ból.
Po chwili prostuję się. Wszystko pamiętam.
Zasłoniłam Victora własnym ciałem żeby uratować mu życie. Wtedy książę chciał się go pozbyć.
Nóż, który zatrzymałam własną ręką, miał zranić Iwo, który szukał ze mną porwanego chłopaka.
W wypadku, porwano mnie żeby wywrzeć na Ksawierze presję.
Musiałam wrócić żeby Iwo mógł przeżyć. Inaczej ta chora książka by go wykończyła.
To nie był przypadek. Taki był mój los.
Ksawier...Jak sobie teraz beze mnie radzi? Czy Iwo wyzdrowiał?
Obiecałam zmarłemu królowi, że zajmę się jego synem. Muszę wrócić, przecież on został sam z Lilianą, która go wykończy. Jak mogłam do tego dopuścić? Kochaliśmy się...To chore przeznaczenie.
Ale to nic, przecież jesteśmy dla siebie stworzeni, więc odnajdziemy się prędzej czy później. Już ja tego dopilnuję.

____________________________________________

Nie mogę uwierzyć, że mamy już koniec. Strasznie szybko mi to zleciało. 
Podzielę się z wami teraz kilkoma przemyśleniami :)))
Ogólnie to jestem zadowolona z całokształtu. Wiadomo, że zdarzały się błędy, ale nikt nie jest nieomylny. Przekazałam tutaj, to co chciałam przekazać.
Przepraszam za to, że czasami zapominałam, że nie siedzicie w mojej głowie i nie wyobrażacie sobie tego, co ja. Następnym razem obiecuję poprawę!
Jestem zaskoczona, że postać Iwo zyskała taką sympatię. Nie wiem, czy się przyznawać, ale nie był on planowany. Wyszedł mi w trakcie na potrzebę opowiadania XD
Nie bez powodu zostawiłam w epilogu tyle pytań...Tak zapraszam na kontynuację, którą znajdziecie tutaj ---> Czy mogę Cię chcieć?  
Prolog pojawi się jutro, a dzisiaj proponuję zapoznać się z bohaterami, którzy powinni zdradzić już, co będzie się działo w drugiej części.
Na koniec dziękuję za wszystkie komentarze, które bardzo miło mi się czytało. Dziękuję też osobom, które czytały, ale się nie udzielały. Bardzo ucieszyłabym się, gdyby każdy kto czytał zostawił po sobie zwykłą kropkę. To chyba niewiele, a bardzo mnie ucieszy.
No i co, to do napisania! 
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną,
N

3 kwietnia 2018

#20

Budzę się w obcym miejscu i to sprawia, że przytomnieję. Przypomina mi się, że zostałam porwana. Staram się ocenić, gdzie się znajduję, ale świat przed oczami w dalszym ciągu mi wiruje. Z tego powodu mam problem z ogarnięciem rzeczywistości.
-Halo!- wołam po chwili.- Jest tu ktoś?
Czekam chwilę, ale nikt mi nie odpowiada. Czyżbym była sama? Niemożliwe. Skoro mnie porwali, to musieli mieć jakiś powód. Pewnie teraz mnie pilnują, żebym im nie zwiała. Jest to mało prawdopodobne, przez stan w jakim jestem. Przecież brałam udział w wypadku. Wiem, że moje ciało nie jest w najlepszej kondycji, ponieważ odczuwam okropny ból w żebrach. Musi być spowodowany wybuchem poduszki powietrznej i pasem, który mocno wbił mnie w fotel. Mam tylko nadzieję, że moje żebra są całe. Perspektywa utknięcia w gipsie nie zachęca. O ile do wyleczenia złamania żeber używa się gipsu...
-Traktujcie mnie jak człowieka!- wrzeszczę zdenerwowana, ponieważ odczuwam ogromny głód i chce mi się pić. Nie wspominając o sikaniu...A tutaj? Ciężko załatwić którąś z tych potrzeb.
-Dopiero teraz się obudziłaś?- pyta mnie jakiś głos zza drzwi. Przybieram pozycję obronną. Na wszelki wypadek, gdyby drzwi się otworzyły. Wtedy może mogłabym skorzystać z okazji i jakoś uciec.- Jak Twój chłoptaś się postara to Cię wypuścimy. A teraz najlepiej siedź cicho, bo przeszkadzasz mi w myśleniu.
Fajnie byłoby gdybym wiedziała z kim rozmawiam. Jednak mój rozmówca woli pozostać anonimowy. Nie chce też zyskać mojej sympatii, przynosząc mi wody. Szkoda może moglibyśmy się zaprzyjaźnić, a on tak szybko z tego rezygnuje.
Zerkam na dłoń, którą zdobi niedawno przyjęty przeze mnie pierścionek. A wszystko miało być tak pięknie...A teraz? Nie wiem gdzie jestem. Nie wiem kto mnie porwał. Nie wiem dlaczego. Nie wiem co z Ksawierem. Nie wiem w ogóle o co tu chodzi. Nie wiem ile tu jeszcze wytrzymam.
-Wypuście mnie!!!- wrzeszczę i walę pięściami w drzwi. Nie mogę tutaj siedzieć, bo zeświruję.
-Powiedziałem Ci, że zrobimy to, jak Twój chłoptaś się postara- odwrzaskuje ten sam głos.- To do niego powinnaś mieć pretensje. Jakby Cię kochał, to już dawno by Cię tu nie było!
-Ja nawet nie wiem czy on żyje...- mówię bardziej do siebie niż do niego.
Ksawier został w aucie, z którego mnie wyjęto. Mógł tego nie przeżyć, jeśli nie znaleźli go chwilę później po tym jak mnie zabrali. Z powypadkowymi autami różnie to bywa. Mogło wybuchnąć...
-Zapewniam Cię, że żyje i ma się nawet lepiej od Ciebie- krzyczy i dzięki temu sprawia, że już tak bardzo się nie martwię. Pozostaje tylko pytanie czy powinnam ufać, jakiemuś porywaczowi.
-Co za ulga- wzdycham, bo mimo to informacja, że Ksawier żyje jest świetna. Gdyby coś mu się stało, to obwiniałabym się, do końca życia.- Pożałujecie tego, co zrobiliście!
-Zabawne, że grozi nam zamknięta dziewczynka- rechocze inny głos. Momentalnie czuję się mała jak mrówka. Jak mam sobie poradzić z tymi wszystkimi ludźmi?- Uważaj bo się przestraszymy!
-Teraz już nie jesteś taka wyszczekana?- odzywa się kolejny.
Cofam się w głąb mojego więzienia i kucam z bezradności. Co mam teraz zrobić? W kieszeni kurtki wyczuwam telefon. Nad moją głową momentalnie zapala się żarówka. Co za debile. Zostawili mi telefon? Wyciągam go szybko i już mam wykręcać pierwszy lepszy numer, prosząc o ratunek, ale zza drzwi dochodzą dźwięki walki. Nasłuchuję jak pies i czekam aż wszystko się rozwinie.
Drzwi otwierają się i staje w nich Iwo. Podbiega do mnie i obmacuje w każdym możliwym miejscu.
-Co Ty robisz?- odskakuję od niego jak oparzona.
-Sprawdzam czy jesteś cała kretynko!- odpyskowuje mi i przygląda się mojemu czołu.- To chyba będzie wymagało szycia.
Krzywię się. Znowu szycie? Już raz szyli mi rękę i nie wspominam tego dobrze. Teraz pora na czoło? Rany boskie. Zostanie mi blizna i to w dodatku w tak widocznym miejscu.
-Czy nie powinniśmy uciekać?- przypominam, kiedy zamiast się stąd zmywać, chłopak nadal sprawdza moje rany.- Potem mnie przebadasz, jeśli tak bardzo tego chcesz.
-Nieśmieszne- kwituje, a na jego twarzy nie widzę żadnych emocji.- Trzymaj się blisko, bo wychodzimy.
-Jak mnie znalazłeś?- pytam idąc za chłopakiem.
-Telefon. Masz w nim zamontowany GPS. Plus dla Ksawiera za pomysłowość.
Ale cwaniak! To dlatego dał mi ten telefon! Żeby zawsze mieć mnie na oku. I dlatego też tak bardzo zdenerwował się kiedy go zgubiłam. To chore! Inwigilacja na maksa.
-Co z Ksawierem?- zadaję najważniejsze pytanie. Nie mogę wierzyć w słowach tych bandytów. Mogli to wszystko sobie zmyślić.
-Nie zapytasz, dlaczego Cię porwali?- W jego głosie słyszę zdziwienie. Zupełnie tego nie rozumiem, bo dla mnie to logiczne i normalne, że martwię się o Ksawiera. On został w aucie, z którego mnie wyciągnięto.- Wszystko z nim dobrze, to o siebie powinnaś się martwić!
-Moja nieśmiertelność jak zwykle się potwierdziła- żartuję sobie.
-Przestań żartować sobie z takich rzeczy! Wiesz w ogóle dlaczego Cię porwali?!
-Nie, ale pewnie za chwilę mnie poinformujesz.
-Mówiłem Ci, że Ty i Ksawier nie możecie się mieć! To się nie uda. Dlaczego choć raz, nie mogliście sobie tego wszystkiego darować? Przez cały ten cyrk z waszym związkiem, byliście w ogromnym niebezpieczeństwie.- Odwraca się i patrzy na mnie poważnym wzrokiem. Zatrzymuję się i przestępuję z nogi na nogę.- Wymarzyliście sobie wspólne życie troszeczkę za późno. Ksawier jest zaręczony z księżniczką Makumonii. Czy myślisz, że oni pozwoliliby by okazja połączenia dwóch państw, przeszła im koło nosa?
Jacy oni? Dlaczego chłopak posługuje się liczbą mnogą. Czyżby zajęcie przez Lilianę stanowiska królowej było takie ważne, że jej państwo stara się to osiągnąć za wszelką cenę?
-Ze wszystkiego jest zawsze jakieś wyjście. Przestań być takim pesymistą.- Szturcham go, chcąc rozładować dziwny nastrój, który zapanował.
-Z tego nie ma. Aniela, tu masz do czynienia z potężnym państwem. Oni szykowali się na wojnę! Jeżeli to małżeństwo nie zostanie zawarte, to wiele ludzi może ucierpieć. Tu już nie chodzi tylko o Ciebie i Ksawiera.
-Nie traktuj mnie, jak czarnego charakteru- warczę chcąc obronić się przed tą falą krytyki. Jeżeli już ktoś ma być zły, to z pewnością powinna to być Liliana. Nie ja.- Owszem chcę być z Ksawierem. Dlaczego miałabym zrezygnować z własnego szczęścia? Dlaczego Ksawier miałby też żenić się wbrew sobie?
-Bo jest królem! Jego obowiązkiem jest zająć się narodem! Nikt nie powinien cierpieć przez kaprys zakochanych gówniarzy.
Zaciskam pięści. Ciężko jest mi dzisiaj się bronić. Iwo ma za dobre argumenty. I mimo tego, że mówi mądre i słuszne rzeczy, to nie chcę się z nim zgadzać. Nie chcę rezygnować z miłości, którą postanowiłam wybrać. Kurcze przecież zaręczyłam się kilkanaście, a może nawet kilka godzin temu...
-Zakochani gówniarze jakoś to załatwią- mruczę i ruszam przed siebie.
-Właśnie widzimy efekty, jak dobrze wam poszło załatwianie tego wszystkiego.Wiesz w ogóle gdzie idziesz?- Dogania mnie i zatrzymuje.- Do auta w tę stronę.- Obraca mnie w prawo.
-To wszystko tak wyszło, bo postanowiłam dać Ksawierowi wolną rękę. Tym razem mu pomogę i wszystko będzie dobrze - podsumowuję. Wszystko jest dla mnie jasne. Może gdybym wtrąciła się i pomogła Ksawierowi to załatwić, to wszystko potoczyłoby się inaczej?
-Teraz już za późno- odpowiada chłopak. Chcę zapytać dlaczego, ale widzę ludzi ubranych na czarno, którzy biegną w naszą stronę.- Biegniemy!
I tak robimy. Chociaż mój bieg bardziej przypomina kuśtykanie, ponieważ nadal nie otrzymałam odpowiedniej opieki medycznej. Bo obmacywania Iwo nie można do tego zaliczyć.
-W sumie to dlaczego biegniemy?- pytam podczas biegu.- Nie możemy poczekać aż Twoi ludzie ich załatwią?
-Tyle, że ja za bardzo nie wiem, kiedy zjawią się posiłki...
-Przyjechałeś tutaj bez wsparcia?!- wybucham. No to już jest przegięcie i brak profesjonalizmu. Jak mógł mnie ratować bez wsparcia. Choćby nie wiem jakim mistrzem walk był, to powinien najpierw był wszystko przemyśleć. Poczekać na swoich ludzi i wtedy mnie ratować.
-Źle ci?!- warczy, ale już nie z taką mocą, bo pewnie też jest zmęczony biegiem. Przypuszczam, że i on poniósł dzisiaj jakieś rany bitewne. W końcu załatwił gości, którzy mnie pilnowali.- Nie mogłem czekać, bo nie wiedziałem co oni z Tobą robią. Wytrzymaj jeszcze chwilę. Zaraz będzie auto.
-Przyjechałeś autem i zostawiłeś je daleko?!- Nie mogę uwierzyć, że dzisiaj Iwo daje taką plamę. On zawsze ma wszystko przemyślane. A dzisiaj?
-Zastanów się geniuszu...Jak do cholery miałem przejechać przez ten gąszcz?!
Ma rację. Cofam to o tej plamie. Faktycznie, musiałby przyjechać jakimś monster trakiem, żeby przedrzeć się przez te szuwary, czy pieron wie co to za trawsko.
-Iwo- zaczynam z uśmiechem. Mimo, że przez ostatnie kilka godzin, albo kilkanaście, bo straciłam poczucie czasu, wiele przeszłam, to humor mnie nie opuszcza.- Nie przypomina Ci to czegoś?
Nie dostaję odpowiedzi, bo wybiegamy z trawska i czeka na nas samochód. Ostatkami sił doczłapuję do samochodu i szybko wsiadam. Pościg za nami nadal trwa, bo z oddali słychać było głosy.
Czekam aż Iwo pójdzie w moje ślady. Pomógł mi wsiąść, a teraz sam obchodził auto żeby do niego wsiąść. Już zapinałam pasy i w głowie widziałam, jak ponownie udało nam się razem stawić czoła, tej strasznej przygodzie...I nagle serce mi staje. Czas się zatrzymuje.
Widzę jak w Iwo wjeżdża samochód. Normalnie trafia w chłopaka, a jego ciało leci w górę bezwładnie i po chwili spada na ziemię, jak listek. Zatykam usta rękami i czuję jak z oczu zaczynają kapać mi łzy. Wypadam z auta, po prostu nie daję radę ustać na nogach. Kontakt z ziemią przypomina mi, że Iwo cierpi teraz bardziej. Na czworaka udaje mi się doczołgać do niego. Stwierdzam, ze oddycha, ale jest nieprzytomny. Z łowy i z brzucha leci mu krew. Jest jej tak dużo, że cały asfalt się zabarwia. Nie mówiąc już o moich dłoniach, którymi próbuję zatamować krwawienie. I co teraz?
Pierwszy raz tak mocno się modlę.Jeśli istnieje gdzieś Bóg... Błagam niech on przeżyje, a zrobię wszystko.



-Wiesz dlaczego Cię porwali?- pyta mnie starucha, która zaszczyciła mnie swoją obecnością w szpitalu. Nie wiem, co ona tu robi i zastanawia mnie, czy pofatygowała się tutaj, żeby truć mi dupę?
-Bo jest pani władcą marionetek! I napisała tak pani w książce!- Obwiniam ją o wszystko, bo tak jest mi łatwiej. Poza tym po części, to też jej wina, bo ona mnie w to wszystko władowała.-Niech pani go oszczędzi! Proszę...
-Tym razem to nie byłam ja. Mówiłam, że książka będzie chciała się Ciebie pozbyć- akcentuje wyraźnie każde słowo, jakby chciała dać mi do zrozumienia, że to wszystko moja wina.- Zaraz przyjdzie lekarz, by Cię zbadać. Przemyśl to- mówi i odchodzi. Aha. To by było na tyle z rozmowy.
Wstaję z kozetki i chcę ją dogonić, chcę wyjaśnień. Nie udaje mi się, ponieważ faktycznie pojawia się lekarz. Każe mi wrócić na miejsce i przystępuje do działania. Czyli zszycia mojej rany, która znajduje się na górze czoła. Musze poczekać aż skończy, a potem pobiec znaleźć Iwo.
-Szpital zostanie chyba twoim drugim domem- mówi Victor, który pojawia się. Czyżby postanowił mi towarzyszyć podczas zszywania? Albo tak się o mnie martwił?
Zastanawiam się nad sensem jego słów. To prawda, że często bywam w szpitalu. Prawdą jest też to, że na pewno nie wpływa to dobrze, na moje ciało, które z każdą wizytą tutaj, jest w coraz gorszym stanie. Na szczęście żebra mam całe. Są tylko mocno stłuczone.
-Ja mam tylko jeden dom- mówię sama do siebie. Zaczyna docierać do mnie, że starucha ma rację i powinnam stąd zniknąć. Książka stara się mnie pozbyć. Jeśli więc sama odejdę to oszczędzę sobie i bliskim mi osobom cierpienia.- Do którego będę zmuszona wrócić...
-Mówisz o pałacu? Hm teraz może być problem...Ksawier tak bardzo chciał odwołać ślub z Lilianą, tak się starał, że naprawdę myślałem, że mu się uda...- Jego słowa zawisły w powietrzu. Krzywię się z bólu, kiedy lekarz zaczyna zszywać mi czoło.- Niestety tym razem przegrał tą walkę. Chyba będziesz musiała wybić sobie z głowy zostanie królową...
-Nigdy nie chciałam nią być- odpowiadam zgodnie z prawdą. Nigdy nie chciałam posiadać tak ważnego i odpowiedzialnego stanowiska. Mi chodziło tylko i wyłącznie o Ksawiera.
-Tak wszyscy znamy historię, jak to miłość zakwitła wokół Ciebie i Ksawiera. Szkoda, że to wszystko skończy się tak smutno.
Podnoszę wzrok i przyglądam się chłopakowi. Teraz nie wiem, czy sobie żartuje czy mówi poważnie.
-Nie powinieneś odnosić się do Ksawiera z szacunkiem i mówić o nim, jak o królu? Czy coś takiego...- odpowiadam chcąc zmienić temat. Przypadkowo zerkam na lekarza, który jest świadkiem tej rozmowy. Nie zbyt mądre posunięcie z naszej strony.
-A czy widziałaś kiedykolwiek, żebym traktował go z szacunkiem?- Kręcę przecząco głową. Nie widziałam, bo chyba nigdy to nie miało miejsca.- No właśnie! Dlatego nie zamierzam tego zmieniać, bo jeszcze by się przyzwyczaił...
Lekarz oznajmia, że już skończył. Moje czoło zdobią cztery szwy. Nie mogę tego przeżyć, bo czuję, że zostanie mi niezła blizna.
-Jest ktoś, kto czeka na Ciebie i chciałby porozmawiać- informuje mnie Victor.- Weź rzeczy i wyjdźmy na zewnątrz.
-Ale Iwo...
-Operują go. Nie bój się, zanim skończą to Ty skończysz też rozmowę.
Kiwam głową i ruszam za chłopakiem. Zakładam kurtkę, ponieważ na dworze jest zimno.Wychodzimy ze szpitala i trafiamy wprost na Dantego. No tak. Mogłam się domyślić, że to o niego chodzi, skoro to ja musiałam wyjść.
-Zostawię was. Porozmawiajcie- rzuca Victor na odchodne.
-Aniela!- Dante obdarowuje mnie uśmiechem, który troszeczkę poprawia mi humor.- Dlaczego Ty zachowujesz się jakbyś była nieśmiertelna? Nie wiesz, że życie jest kruche i nie trwa wiecznie?
-Jesteś młodszy i prawisz mi kazania?- Unoszę brwi w zdziwieniu. Jeszcze tego mi brakowało.
-Ten wiek, to będziesz mi chyba zawsze wypominała...
-Rodzeństwo zawsze sobie dokucza- szturcham go w bok.
-Rodzeństwo? Przecież my nie jesteśmy spokrewnieni.
-Wiem- potwierdzam jego słowa.- Jesteś dla mnie jak młodszy brat, więc ja będę dla Ciebie starszą siostrą. Pozwól więc, że udzielę Ci rady na przyszłość- uśmiecham się lekko. Muszę mu przekazać kilka ważnych rzeczy żeby poradził sobie, kiedy mnie tu zabraknie.- Trzymaj się Victora. Jest trochę głupi, ale ma dobre serce i jestem pewna, że zawsze Ci pomoże. Nie szalej i nie pij alkoholu, bo masz za słabą głowę. Poczekaj aż minie trochę czasu. Wtedy zapomną o Tobie i będziesz mógł wrócić do normalnego życia.
-Czy to pożegnanie?- Jego badawczy wzrok świdruje mnie dokładnie.
-To prawda. Mam zamiar odejść, ale jestem kiepska w pożegnaniach, dlatego daję Ci te złote rady.
-Złote rady? Każdy głupi by wymyślił coś takiego- wyrzuca mi, a ja zaciskam zęby. Powinien mi być wdzięczny, a nie jeszcze marudzi.- Gdzie odchodzisz?
-Odchodzę tam skąd pochodzę.
-Zabrzmiało jakbyś byłą kosmitką z innego świata.- Uśmiecham się słysząc to słowa. Chłopak bardzo dobrze mnie podsumował. Jestem kosmitką z innego świata.- To prawda? Nie mówi mi, że...- Stoimy w ciszy. Nie chcę mu zdradzać za wielu szczegółów, bo w późniejszym czasie mogłoby mu to przynieść tylko kłopoty. On miał już ich zdecydowanie za dużo.- Wow, Aniela. Zawsze czułem, że jesteś inna, ale nie przeszło mi nawet przez myśl...
-Muszę już iść. Trzymaj się młody- oznajmiam i obracam się na pięcie. Dość już tych sentymentalnych chwil. Pora zobaczyć, co z Iwo.
Po drodze kupuję jeszcze dwie herbaty, dla Adeliny i jej ojca, którzy są na pewno w złej kondycji psychicznej. A to wszystko moja wina. Może by do tego nie doszło, gdybym posłusznie wróciła skąd pochodzę...
-Proszę- podaję jej papierowy kubek, który zawiera herbatę.- Gdzie twój ojciec?- pytam, kiedy nie mogę, go dostrzec przed salą operacyjną. Powinien tutaj czekać razem z Adeliną. W końcu tu chodzi o Iwo, który dla obojga jest rodziną.
-W środku. Obserwuje operację- informuje mnie dziewczyna.- Wyobrażasz sobie jakby ordynator chirurgi wysiedział tutaj? Czekając na to, co będzie z jego synem?
-I tak nie mógłby operować, bo przecież jesteście rodziną.
-Dla niego nie byłoby to problemem. Uwierz mi- mówi z nieobecnym wzrokiem. Okazuje się, że ja nadal nie wiem wielu rzeczy o tej rodzinie.- Zrobiłby to, ale on jest chirurgiem, a Iwo teraz ma większy problem.
-Z głową?- pytam i mam ochotę się zaśmiać, bo to jest przecież śmieszne. Zawsze mu mówiłam, że ma chory łeb. A teraz? A teraz jest to co najmniej nie na miejscu.
-Tak. Nie wiadomo czy przeżyje. Jeżeli operacja się uda, to nie wiadomo czy i kiedy się obudzi.
-Będzie dobrze- kładę jej rękę na ramieniu w geście pocieszenia.- Iwo wyzdrowieje.
-Skąd możesz to wiedzieć!?
-Bo to wszystko moja wina. Wystarczy, że wrócę i wszystko się ułoży.- Nie wiem już czy mówię to do siebie, czy do dziewczyny.
-Jak to? Wracasz? Nie mieliście przypadkiem planów z Ksawierem?
Przygryzam wargę. Zalewa mnie fala smutku. Mieliśmy plany. Nawet ogromne. Przyjęłam oświadczyny, co oznacza, że byłam gotowa wieźć z chłopakiem wspólne życie. Będę musiała zrezygnować z tego wszystkiego, ponieważ będzie miało to wpływ na przyszłość innych ludzi.
-Mieliśmy- wzdycham z bezradności.- Nasz wspólne plany nie dojdą nigdy do skutku.
-Dlaczego?
-Jak zostanę to Iwo nie przeżyje. Został ranny przeze mnie.- Zaczynam tłumaczyć jej tą skomplikowaną akcję, że książka chce się mnie pozbyć. Dziewczyna siedzi i uważnie słucha.- Muszę wrócić, a wtedy Iwo przeżyje. Ksawier ożeni się z Lilianą i unikniemy dzięki temu wojny.
-Jesteś pewna? To Ty najbardziej pragnęłaś wyciągnąć Ksawiera z tego małżeństwa, a teraz chcesz go tam pchnąć? Chciałaś też zemścić się na Lilianie.
Nie będę mogła tego dokonać. Muszę liczyć na karmę, która powinna wrócić do Liliany i sprzedać jej ogromnego kopa, za to wszystko. Oby dobrze ją poturbowała.
-Tak na prawdę to my nigdy nie mogliśmy się mieć...- wypowiadam słowa, które towarzyszyły mi od dłuższego czasu. To chyba one też sprawiły, że tak bardzo chciałam spróbować pokonać tą przeszkodę. Przez to spowodowałam to wszystko.
-Czyli w końcu się poddajesz?- mówi to z takim niedowierzaniem w głosie, jakby nigdy nie spodziewała się, że dojdzie do czegoś takiego.
To prawda, ja też się tego po sobie nie spodziewałam. Zwykle walczę do samego końca, bo nie lubię zawracać w środku. Ale teraz? Kiedy przez podjęcie przeze mnie decyzji, zależy kilkadziesiąt żyć? Takiej odpowiedzialności nawet i ja nie mogę udźwignąć.
Nie panuję już nad niczym. Książka wkroczyła do akcji i to z ogromną siłą, której się nie spodziewałam. Nawet nie wiem jak mogłabym z nią walczyć. Poza tym mam już dość tej ciągłej walki. Jestem zbyt zmęczona
-Tak, w końcu się poddaję.
-Nie będziesz żałowała?
-Przypuszczam, że będę to robić każdego dnia po powrocie- wyznaję jej to, czego najbardziej się boję. Najstraszniejsza wydaje mi się świadomość, że nie będę mogła już wrócić i cofnąć się. Nie zmienię już decyzji, którą podjęłam.- Nie jest to jednak coś, z czym nie dałabym sobie rady. Znasz mnie i wiesz ile jestem w stanie znieść.
-Będę za Tobą tęsknić- przyznaje Adelina i patrzy na mnie ze smutnym uśmiechem. Czuję, że w oczach zbierają mi się łzy.- Powiedziałabym, że zawsze możesz do mnie dzwonić i pisać, ale będziemy w różnych światach. Nie wiem czy to by się udało...
-Adelina, dziękuję Ci, że wytrzymałaś ze mną ten cały czas.- Chcę wyrzucić z siebie wszystkie słowa, które zawsze chciałam jej powiedzieć.- Wiem, że nie jestem łatwą osobą. Jestem cyniczna, sarkastyczna i ciężka w obyciu. Zawsze ładuję się w największe kłopoty...
-Cała prawda- przerywa mi.
-Na początku nie wzbudzałaś mojego zaufania... Nie wiedziałam, jak wiele mogę Ci powiedzieć. Nie wiedziałam, czy jesteś po mojej stronie. W ogóle niczego nie wiedziałam.- wyznaję jej prawdę o naszych początkach.- Ale to Ty okazałaś się osobą, która dodawała mi siły. Wyciągała mnie z każdego bagna w które wpadłam. Stałaś się moją prawdziwą przyjaciółką.- I jedyną dodaję w myślach, ponieważ w moim świecie nie posiadam żadnej przyjaciółki. Tam jestem zupełnie inną osobą niż tutaj.
-Na początku też Cię nie lubiłam. Denerwowało mnie, że jesteś strasznie kłopotliwą osobą, ale potem okazało się to całkiem zabawne- szturcha mnie w bok.- Dziękuję, że uważasz mnie za swoją przyjaciółkę. Mam nadzieję, że zostanę ją nawet, jak już znikniesz...
-Jak to jest- mruczę.- Wydaje mi się jakbyśmy wczoraj biegły znad jeziora, w którym kąpał się książę. W dodatku nagi...
-Prawda? Jak ten czas szybko leci.
I trwamy chwilę w ciszy. Każda krąży we własnych myślach i wspomnieniach. Po czym wychodzi ojciec Adeliny i informuje nas, że operacja się udała. Jak Iwo przetrwa noc, to będzie z nim już tylko lepiej. Podnoszę się i ruszam w stronę wyjścia. Muszę poinformować staruchę, że zdecydowałam się wrócić. Tylko niech mi da jeszcze ze dwa dni, na dokończenie pożegnań ze wszystkimi.



Siedzę w aucie z Ksawierem. Nigdzie nie pojechaliśmy. Auto nadal stoi zaparkowane na podziemnym parkingu. Na razie panuje cisza. Żadne z nas nie chce zaczynać, bo oboje wiemy, co się szykuje. Chłopak poinformuje mnie, że musi wziąć ślub z Lilianą, bo nie ma innej możliwości żeby uniknąć wojny. Ja za to oznajmię mu, że zrywam zaręczyny. Oczywiście pominę fakt, że wracam do swojego świata i nigdy więcej się nie spotkamy. On nigdy nie wiedział, że nie jestem stąd. Niech i tak już zostanie.
-Aniela...ja- przerywa cisze Ksawier.
-Mogę ja pierwsza?- pytam, bo chcę ja pierwsza zerwać oświadczyny. Wtedy oszczędzimy trochę czasu na bezsensowne podchody. Chłopak kiwa, głową i daje mi znak, że mogę zacząć. Wtedy ściągam pierścionek z dłoni i mu go oddaję.- Dziękuję Ci za wszystko.
-Co Ty robisz?!- wybucha jakby nie tego się spodziewał. Ściągam brwi. Myślałam, że był świadomy tego co nadchodzi.- Dlaczego oddajesz mi pierścionek zaręczynowy?
-Oddaję, ponieważ zrywam nasze zaręczyny.
-Już? Zostałaś moją narzeczoną na dwa dni? I tyle? Już Ci się znudziłem?- wyrzuca mi wszystko w twarz. Mam wrażenie, że mówi to, co ślina przyniesie mu na język. Uśmiecham się rozbawiona określeniem 'narzeczona na dwa dni'. Powiedział całą prawdę.
Okazuje się, że nasza miłość była bardzo krótka. Nikt z nas nie wiedział, kiedy tak na prawdę się zaczęła. Żadne z nas nie było też świadome, że będzie musiała zakończyć się tak szybko.
-Przestań- przerywam słowotok, który wychodzi z jego ust.- Dobrze wiem jak wygląda sytuacja. Musisz ożenić się z Lilianą, dla dobra Twojego narodu. Nie możesz być egoistą, bo odpowiadasz za swoich obywateli.
Użycie określenia Twojego narodu sprawia tylko, że przypomina mi się moja odrębność. Ja nie jestem stąd, jak więc mogłabym tutaj żyć i normalnie funkcjonować?
-Ty słyszysz samą siebie?! Tak mało dla Ciebie znaczę, że nie chcesz już nawet o nas walczyć?! Aniela!!!
Krążę wzrokiem wszędzie, tylko nie na chłopaka. Nie chcę widzieć rozczarowania w jego wzroku.
-Możesz mnie o to wszystko winić, jeśli ma Ci być łatwiej.- Wymawiam po mału każde słowo z osobna. Chcę żeby trafiły one do Ksawiera.- Poza tym od początku nie mogłeś mnie mieć.- I stało się. Sama posłużyłam się tak bardzo znienawidzonymi przeze mnie słowami.
-Ale chciałem! Bo mi na Tobie zależy!!! Nie będę brał ślubu z Lilianą, bo jej nie kocham!- Słysząc jego słowa mam wrażenie, że zaraz się rozpłynę. Jemu naprawdę na mnie zależy, a mi na nim. Niestety nasz związek nie ma już racji bytu.
-Twój ojciec powiedział Ci kiedyś, że królowie nie żenią się z miłości- uśmiecham się na wspomnienie tamtego momentu. Wtedy te słowa wydawały się dla mnie głupie, a teraz?- Przestań myśleć tylko o sobie! Nie cofaj się i nie zachowuj znowu jak gówniarz. Teraz jesteś królem i nie możesz przez swoje uczucia wywołać wojny.- próbuję na niego wpłynąć, używając słów autorytetu, którym powinien być dla niego ojciec. Chcę też racjonalnie wytłumaczyć nam obojgu, dlaczego to wszystko musi się zakończyć.
-W moim sercu jesteś tylko Ty!!!
-Dobrze- zamykam oczy i biorę oddech.- Będę o tym pamiętała. Chociaż wolałabym, żebyś o mnie zapomniał.
-Zapomniał?! Jak mam o Tobie zapomnieć? No powiedz mi jak?!
Wiedziałam, że głupim pomysłem było mówienie, żeby o mnie zapomniał. Skoro ja sama nie będę w stanie tego zrobić, to chłopak tym bardziej.
-Ksawier...Nie chcę żebyś o mnie pamiętał, bo to tylko spowoduje problemy. Teraz musisz myśleć tylko o swoich poddanych.
-Czyli chcesz zostać moim wspomnieniem?
-Wspomnieniem, które zapomnisz- wyjaśniam mu wszystko.- Ty za to zostaniesz moją przeszłością, którą chcę wymazać. Przeszłością, która nie będzie mieć znaczenia. Mam nadzieję, że nigdy więcej się nie spotkamy- mówię na pożegnanie i wysiadam z auta.
Biegnę przed siebie. Łzy spływają mi po twarzy. Już nie ukrywam emocji, chcę żeby to wszystko ze mnie wyszło. Czuję się jakby ktoś wyrwał mi serce i smażył je na chipsa. Chcę poczuć smutek i żal, że nawet nie zdążyliśmy porządnie wyznać sobie uczuć. Żadne z nas nigdy nie usłyszało prostego 'kocham Cię'.



Kończący się czas, który dostałam od staruchy powodował tylko, że coraz bardziej nie chciałam odchodzić. Wiedziałam jednak, że nie ma innej opcji. Tylko powrót wchodził w grę.
Moje rozstanie z obecnym władcą, wymagało ode mnie ogromnej odwagi. Naprawdę trzymałam wtedy język za zębami, żeby nie wykrzyczeć Ksawierowi, dlaczego to robię. Jak teraz o tym myślę, to oczy zachodzą mi łzami.
Przed powrotem muszę jeszcze załatwić jedną sprawę, której do tej pory nie udało mi się załatwić. Stoję przed drzwiami, do pokoju Liliany. Może i nie rozprawiłam się z nią, tak jak chciałam, ale nie oznacza to, że nie mogę na koniec jej wnerwić.
-Wszystkiego najlepszego z okazji zbliżającego się ślubu- mówię otwierając drzwi do jej pokoju. Nie pukam, bo po co? Straciłabym na to energię, którą muszę poświęcić na tą rozmowę.
-Widzę, że nadal nie wiesz, co oznacza pukanie?!- Ponosi wzrok znad książki, którą czyta. Myślałby kto...Niech nie udaje już takiej idealnej. Czyta książki? Może jeszcze interesuje się muzyką i sztuką?-Dziękuję. Powiedziałabym, że żałuję iż nie zaszczycisz mnie i Ksawiera na ślubie, ale i tak nie dostałabyś na niego zaproszenia.- Wraca do czytania książki. Ignoruje mnie totalnie, więc ja czując się jak u siebie, siadam na fotelu i zakładam nogi na stolik.- Kultura też jest Ci obca? Zabieraj te buciory z mojego stolika!
Uśmiecham się od ucha do ucha. W końcu się zaczęło. Już podniosła na mnie głos, więc teraz doprowadzę ją do szału. Nie zdążyłam się nią zająć, ale nie pozwolę żeby myślała, że wygrała. Dlaczego tylko ja mam cierpieć?
-Dlaczego miałabym to zrobić?- Patrze na nią wyzywającym wzrokiem. Dobrze wie, że bezpośrednim starciu nie ma ze mną szans. Ona posługuje się innymi ludźmi, żeby wygrać, bo sama nie jest w stanie nic zdziałać. Tak było, kiedy mnie porwali.
-Ale z Ciebie prymityw! Wiesz co to za stolik?!- wrzeszczy i odkłada książkę.
Jej krzyk działa na mnie jak płachta na byka.
-Pozwól, że z grzeczności wyczyszczę Ci go- Uśmiech nie schodzi z moich ust. Spluwam na stół i obserwuję jej reakcję.- Jak bardzo mam Ci go wypolerować?
-Zaraz zwymiotuję! Jesteś obrzydliwa!!!
-Przynajmniej nie jestem potworem- odpowiadam.- Skoro wiesz już, że odchodzę to pora na moje pożegnanie. Chciałam życzyć Ci wszystkiego najgorszego, ale zmieniłam zdanie. Wiesz...Życzę Ci wszystkiego najlepszego i utraty tego.
-Ty jesteś nienormalna! Wyjdź stąd zanim wezwę ochronę- zaczyna mi grozić. Chyba zaczęła się mnie bać.
-Nie, ja po prostu jestem suką, której Twój mózg nigdy nie ogarnie.- Wstaję z fotela i zaczynam chodzić po pomieszczeniu. Podchodzę do stolika z perfumami i zrzucam jeden z nich.- Ups! Sorki- uśmiecham się wrednie.
-Mówisz, że jesteś suką? Dla mnie to Ty jesteś zwykłą, przegraną psychopatką!
-Ale ja z Tobą nie przegrałam- poprawiam ją. Ja przegrałam, ale z samą sobą. Stawką było moje życie, które spaprało się jeszcze bardziej. Muszę wrócić do siebie zostawiając miłość mojego życia.- Nie przystąpiłam nawet do walki z Tobą, czego bardzo żałuję. Miałam plan żeby Cię zniszczyć, a wyszło tak, że jeszcze zostawiam Ci nagrodę.
-Nagrodę? Co ty niby możesz mi takiego dać?!- warczy i patrzy na mnie zaciekawiona.
-Dostajesz ode mnie mojego ukochanego, ale nie masz prawa go kochać.
-Od kiedy to wymyślasz zasady do miłości?
-Nie wymyślam. Informuję Cię o faktach. On nie żeni się z Tobą z miłości, bo Ciebie nie da się kochać. Jesteś straszną osobą i nawet nie okłamuj się, że jest inaczej.
-Gówno o mnie wiesz, a jednak mnie oceniasz?!
-A co...Nie mogę?- przechodzę się po idealnie urządzonym pokoju.
-Jeśli chcesz mnie oceniać, to najpierw pomyśl o sobie. Czy ty przypadkiem nie masz żadnych wad- upomina mnie jak nauczycielka w szkole. Jej słowa nawet mnie nie wzruszają. Dlaczego? Bo ta dziewczyna zawsze była dla mnie nikim.- Poza tym takie ścierwo jak Ty, nie powinno mieć prawa, nawet na mnie patrzeć!
-Napatrz się, bo to ostatni raz kiedy mnie widzisz- uśmiecham się do niej.- Chcesz sobie zrobić ze mną zdjęcie na pamiątkę?- proponuję żartobliwie.
-To najlepsza wiadomość w moim życiu. Nigdy nic mnie tak nie cieszyło, jak wiadomość o twoim odejściu- informuje mnie dziewczyna.- Nie marnuj mojego czasu i zejdź mi z oczu. Im wcześniej tym lepiej!
Kręcę głową i wychodzę z jej pokoju. Nie do końca udało mi się osiągnąć, to czego chciałam. Wyciągam telefon i piszę do Victora żeby po mnie przyjechał. Zapominam jednak, że ciągle mieszkamy w tym samym budynku. Chłopak nadal nie wrócił do domu. Dzięki temu już po kilku minutach jedziemy autem.
-Gdzie jedziemy?- pyta zaciekawiony.
-Do szpitala. Muszę się pożegnać z Iwo.
-Wyjeżdżasz gdzieś?
-Tak- kiwam głową i patrze przez okno.- Wyjeżdżam bardzo, bardzo daleko.
Chłopak wciska mocno pedał hamulca. Auto zatrzymuje się gwałtownie. Pas wbija się w moje ciało tak mocno, że przez chwilę nie mogę złapać oddechu. Znowu? Nie chcę brać udziału w kolejnym wypadku.
-I nie raczyłaś mnie o tym poinformować?!
-Przecież właśnie Ci powiedziałam...To nasze ostatnie spotkanie.
-Czułem ostatnio, że coś jest nie tak...- dzieli się ze mną swoimi przemyśleniami. Ignoruje fakt, że zatrzymaliśmy się na środku ulicy i tamujemy ruch.- Ale w życiu nie przeszło mi na myśl, że odchodzisz. To przez ten ślub?
-Oszczędź mi tych tłumaczeń- błagam go. Nie mam na to wszystko już siły.
-Tak bardzo chciałaś wziąć ślub?! Jeśli tak, to ja mogę się z Tobą ożenić. Co Ty na to?- patrzy na mnie badawczym wzrokiem.
-Ślub bierze się z miłości...- odpowiadam i nagle zalewa mnie fala nostalgii.
-Skoro tego chcesz, to w takim razie kocham Cię!
Zerkam na niego i uśmiecham się pod nosem. Ostatecznie okazał się dobrym towarzyszem. Kto by się tego po nim spodziewał? Na początku przecież był partnerem Liliany, co od razu go skreślało.
-Dziś jest ostatni dzień, kiedy się widzimy. Przestań stroić sobie żarty.
-Nie jestem gotowy na pożegnanie- mówi, a w jego głosie słyszę żal.
-W takim razie jedź, bo jeszcze jedna osoba na mnie czeka.
-Iwo jest w śpiączce. I tak Cię nie usłyszy...
Nie odpowiadam. Doskonale wiem w jakim stanie jest chłopak, bo to przeze mnie tak skończył. Pewnie nie wybudzi się dopóki nie zniknę. Nie mogę tego jednak zrobić, dopóki się z nim nie pożegnam.
-Poczekam tutaj na Ciebie- woła za mną, kiedy wysiadam z auta.
Przemierzam szpitalne korytarze jak duch. Zawsze to mnie odwiedzali, a teraz to ja idę jako odwiedzający. Do czego to doszło?
-Dzień dobry- mówię, kiedy widzę w sali Iwo jego ojca.
Chcę się odwrócić i zaczekać aż jego ojciec wyjdzie, ponieważ może przerwałam w jakiejś ważnej chwili.
-Zostań- uśmiecha się zachęcająco do mnie.- Udało mi się znaleźć wolną chwilę żeby go odwiedzić, ale i tak zaraz muszę wracać.
-Rozumiem- kiwam głową i wchodzę. Cieszy mnie fakt, że odwiedził syna pomimo tego, że nie mają ze sobą dobrych relacji. Musiał bardzo się postarać, skoro udało mu się znaleźć trochę czasu żeby tutaj być. W końcu praca ordynatora chirurgii i królewskiego medyka zajmuje mu większość czasu.
-Dlatego nie chciałem, żeby zostawał ochroniarzem. Zwłaszcza królewskim...Wiedziałem, że kiedyś skończy się to źle.
-Przepraszam, to moja wina- schylam głowę żeby okazać żal.- To przeze mnie jest w takim stanie.
-Winny jest człowiek, który go potrącił. Czy to Ty prowadziłaś auto, które w niego wjechało?- Kiedy przypomina mi ten moment, to aż się krzywię. Naprawdę bardzo chciałabym o tym zapomnieć.- Przestań się obwiniać. Skoro Iwo zdecydował i chciał Cię uratować, to nie możesz pozwolić żeby jego starania poszły na marne. Nieważne w jakim stanie będzie, to Ty musisz żyć dalej.
-Chciałabym, ale ciągle pamiętam ten moment...-przerywam i zamykam oczy. Dostaję ataku paniki i zaczyna brakować mi oddechu.
-Usiądź- mężczyzna prowadzi mnie do krzesła, które znajduje się przy szpitalnym łóżku. Sadza mnie na nim.- Jeśli chcesz się obwiniać, to zrób to raz i porządnie, a potem żyj dalej. Na pewno tego chciałby Iwo...
-Ma pan wspaniałego syna- przyznaję.- Nigdy nie zapomnę mu wielu rzeczy, które dla mnie zrobił...- przez głowę przelatują mi kadry ze wspomnieniami, jakie mam z Iwo. Wiele razy znaleźliśmy się też w bardzo kryzysowych sytuacjach. Wiele razy go denerwowałam. Wiele razy zawracałam mu cztery litery z powodu zwykłych pierdół. Wiele razy...
-Wiem- uśmiecha się mężczyzna.- Tylko widzisz, człowiek z natury przekonuje się o różnych rzeczach zbyt późno.
-Dlaczego mówi Pan jakby Iwo nie mógł już do nas wrócić?- pytam z paniką w głosie.
-Niestety w tej chwili żałuję, ze jestem lekarzem. Przez to jestem świadomy w jakim stanie jest mój syn...Nie mogę nawet mieć głupiej nadziei...
-Zawsze jest nadzieją- mówię do niego z determinacją. Nie można się poddawać i zawsze trzeba wierzyć.
-Z medycznego punktu widzenia, do przypadku Iwo potrzeba nam cudu.
Wcale nie. Iwo potrzeba żebym zniknęła, a wtedy wszystko się polepszy. Ich świat wróci do normalności, ponieważ zabraknie w nim mnie. Osoby, która wszystko komplikowała.
-Proszę się nie martwić. Cuda się zdarzają.
-Muszę się już zbierać, bo obowiązki wzywają- informuje mnie mężczyzna.- Możesz do niego mówić, bo on na pewno Cię usłyszy.
Czekam aż zostanę w środku sam na sam z chłopakiem. Lustruję wzrokiem maszyny, do których jest przypięty. Wsłuchuję się w rytm dźwięków wybijanych przez nie
Jest mi strasznie przykro, że to wszystko tak się potoczyło. Może gdybym choć raz posłuchała Iwo, który wielokrotnie ostrzegał mnie przed tym wszystkim, to teraz rzeczywistość przedstawiała by się inaczej. Tyle, że ja zawsze wolałam wybrać inną drogę, która okazywała się błędna. Dlatego teraz muszę wybrać tą właściwą.
-Dziękuję- wypowiadam słowa i łapię chłopaka za rękę. Mam tyle rzeczy, które chciałabym mu powiedzieć. Dlaczego więc udaje mi się wypowiedzieć tylko jedno żałosne słowo?
To naprawdę okropne doświadczenie żegnać się z kimś, kto leży na szpitalnym łóżku zamiast Ciebie. Nigdy nie zapomnę Iwo tego, co dla mnie zrobił. Niestety zbieram się po kilku minutach, ponieważ dłuższe siedzenie z chłopakiem sprawiało, że wpadałam w coraz większą depresję. A ona nie pomogła by mi zrobić tego, co powinnam była zrobić już dawno temu.
Wsiadam do auta, w którym czeka na mnie Victor.
-Dom staruchy- podaję mu informacje, jak taksówkarzowi. I ruszamy. Mam wrażenie, że chłopak celowo jedzie najwolniej jak się da.- Wolniej się nie da?- pytam rozbawiona.- Jeździsz jakbyś dopiero dostał prawo jazdy.
-Przestań namawiać mnie do złego!!!
-Ja Cię nie namawiam. Chciałam tylko Cię poinformować, że przed chwilą wyprzedził nas rowerzysta...
-Widocznie to on przekroczył prędkość!
-Skoro tak mówisz, to pewnie tak jest- odpowiadam bez emocji. Chłopak tylko przedłuża to co nieuniknione. Powrót i tak mnie czeka.- Nieważne czy będziesz jechał wolno, czy szybko, to ja i tak odchodzę i nic tego nie zmieni.
-Kocham Cię- mówi, a ja unoszę brew ze zdziwieniem.- Jesteś pewna, że nie chcesz za mnie wyjść?
-Skończ już z tymi żartami- upominam, go bo jego zachowanie staje się dla mnie męczące.
-Aniela wystarczy, że na Ciebie spojrzę i wszystko jest dla mnie jasne. Od kiedy?
-Victor, nie czytam Ci w myślach! Co od kiedy?! Zadaj mi poprawnie pytanie, jeśli chcesz uzyskać na nie odpowiedź.
-Od kiedy się we mnie podkochujesz?
-Podkochuję?- powtarzam za nim rozbawiona. Przynajmniej teraz mnie rozśmieszył.- Ja w Tobie?
-Bingo! I nie mów mi, że źle zrozumiałem...- Zatrzymuje się na skrzyżowaniu, ponieważ łapie nas czerwone światło. Dzięki temu odrywa wzrok od drogi i spogląda na mnie.- Ech! Przestań być takim kamiennym buddą! Dlaczego dzisiaj nic na Ciebie nie działa?
-Testujesz na mnie teksty, którymi podrywasz laski?
-Tak, właśnie to zrobiłem.- Pokazuje mi swoje śnieżnobiałe zęby, bo uśmiecha się tak szeroko, że mam wrażenie, że zaraz rozerwą mu się policzki. Jego dobry humor w jakimś maleńkim stopniu zaczyna na mnie działać.- Tylko, że na nich moja wspaniała osoba zawsze działa...
-Czujesz się pewnie jak bóg? Albo samiec alfa?
-Tak, czuję się jak sam Zeus- odpowiada.- Ubolewam nad tym, że nasz wspaniały król nie postawił mi jeszcze pomnika.- Kiedy widzi, jak moja mina tężeje na wzmiankę o Ksawierze, to przestaje.- Daj mi swój telefon.
Podaję mu smartphone, który dostałam w prezencie także od Ksawiera. Miałam ochotę się go pozbyć, bo przywoływałby mi za dużo wspomnień. Jednak to nie jest tania rzecz, więc telefon nadal jest ze mną.
-Po co Ci?- pytam, kiedy chłopak odblokowuje urządzenie.
-O widzę, że Ksawier już mnie ubiegł- oznajmia mi, kiedy widzi na tapecie właśnie Ksawiera, który już kiedyś ustawił mi siebie.- Skoro tapeta jest już zajęta, to pozostaje mi miejsce w jakimś albumie. Może nazwiesz go 'przystojniacy'? Tak to zdecydowanie, by pasowało.- Chłopak włącza przednią kamerkę i pozuje na milion sposobów. Nie nadążam za nim.- O jak dobrze wyszedłem! Matko jestem taki przystojny, że to już przesada...-mówi przeglądając zdjęcia, które przed chwilą zrobił.
-Zielone! Jedźmy- informuję chłopaka, który jest zajęty robieniem sobie zdjęć.
Victor zwraca mi telefon i ruszamy. Przez resztę drogi nie zamieniamy ze sobą ani słowa. Podjeżdżamy pod dom staruchy, która już na mnie czeka. Obserwuje każdy mój ruch. Wysiadam więc szybko z auta, bo nie chcę jej denerwować. Chcę także uniknąć pożegnania z Victorem, któremu mogłoby zachcieć się ckliwych pożegnań.
Odchodzę kilka kroków od auta i odwracam się. Macham mu na pożegnanie ręką. Jest to jedna z najtrudniejszych rzeczy w moim życiu. Muszę zostawić wszystko za sobą. Kiedy czuję, że w moich oczach zbierają się łzy i mam wrażenie, że chłopak zaraz wysiądzie i znowu zacznie mnie namawiać żebym została, to odwracam się i wchodzę do domu.
-Chcesz to zrobić w środku?- pyta zdziwiona staruch, która wchodzi za mną.
-Jeśli nie byłoby to problemem. Nie chcę żeby Victor to widział- odpowiadam pewna wypowiedzianych słów. Nikt poza Adeliną i staruchą nie wie, że nie jestem stąd. Tak powinno pozostać.
-Musisz otworzyć książkę, na tej samej stronie, co wtedy kiedy tutaj przybyłaś.- Kobieta podaje mi najpierw instrukcje, a potem wręcza książkę.- Ja nie będę się z Tobą żegnać, ponieważ my jeszcze nieraz się spotkamy. W końcu u mnie pracujesz. Do zobaczenia!- mówi i gdzieś idzie.
Nie proszę jej żeby została ze mną, no bo po co? W czym mi niby pomoże?
Nie mam problemu z przypomnieniem sobie, która to była strona, ponieważ każda książka, która wpada w moje ręce zostaje otwarta na ostatniej. Taka moja wada.
Nie dziwi mnie nawet fakt, że tą stroną jest moje ostatnie rozstanie z Ksawierem. To wtedy właśnie skończyła się moja przygoda w tym świecie. Kończy się i teraz, bo czuję jak po mału znikam z tej rzeczywistości. Czuję jak moje ciało z każdą sekundą staje się coraz bardziej przeźroczyste.
Mój los od początku był zapisany w tym zbitku kilku stron. Od początku takie było moje przeznaczenie i nieważne jak chciałam, nie mogłam go zmienić. Żałuję tylko, że pozwoliłam by mnie i księcia połączyło coś więcej. Ale kto wie może to, że byliśmy sobie przeznaczeni nadal będzie
trwało. Może jeszcze kiedyś się spotkamy?

_____________________________________________

No i co ta Aniela narobiła? Podjęła słuszną decyzję?
Wow, ale ten czas szybko leci. Pamiętam, jak dopiero dodawałam prolog, a teraz przedstawiłam już ostatni rozdział. 
Został tylko epilog, na który zapraszam w piątek.
N

27 marca 2018

#19

Zanim zmuszam się do zapukania w drzwi domu, biorę głęboki oddech. Ten budynek kojarzy mi się tylko z jednym, a właściwie to z jedną osobą, którą jest starucha.
-Nie spodziewałam się Ciebie tak wcześnie- mówi zdziwiona kobieta, kiedy otwiera mi drzwi.
Ja jestem jeszcze bardziej zdziwiona niż ona, ponieważ nie zdążyłam nawet zapukać.
Wchodzę bez słowa do środka. Nie rozbieram się, ponieważ przyszłam tu na chwilę, podczas której planuję zmienić czekający mnie los. Postanowiłam sama wybrać, jak potoczy się moje życie.
-Możemy porozmawiać?
-A nie wolisz najpierw pożegnać się ze wszystkimi?
-Po co miałabym się z nimi żegnać, skoro nie mam zamiaru nigdzie wracać?- opieram się o ścianę. Nasza rozmowa toczy się w korytarzu, ponieważ nie zamierzam wchodzić dalej.
-Co to ma znaczyć?!- kobieta podnosi głos, a na jej twarzy pojawiają się oznaki zdenerwowania. Jest niedobrze. Jeśli będzie zła, to nic nie uda mi się załatwić.- Jak to nie wracasz?!- akcentuje każde słowo z osobna.
-O tym chciałam właśnie porozmawiać- tłumaczę spokojnym głosem, który mam nadzieję, że ją uspokoi.- Najpierw chciałam zapytać, czy byłaby taka możliwość...
-Twoje wcześniejsze zdanie nie brzmiało jak pytanie- przerywa mi i patrzy na mnie poważnym wzrokiem. Chwilę zastanawia mnie o co w ogóle jej chodzi, ale dociera do mnie, że chyba o ten moment, kiedy powiedziałam, że nie wracam. Raju za dużo tych zagadek.-Ty raczej poinformowałaś mnie, że zamierzasz zostać. Muszę Cię rozczarować, ponieważ nie ma takiej opcji.
-Jak to nie ma? Ale...Przecież? Jak to?- nie potrafię stworzyć prostego zdania, ponieważ tak bardzo uderza mnie fakt, że moje plany pomału znikają. 
-Aniela Ty i książę to dwa różne światy, których nie da się połączyć. 
-Musi istnieć jakiś sposób- mówię bardziej do siebie niż do niej.- Na pewno da się coś zrobić!
-Nie da się- zaprzecza.- Chciałaś zmiany w swoim życiu, dlatego napisałam książkę, która odmieniła twoją codzienność. Niestety Twoja historia w tym świecie dobiega końca, a to oznacza powrót.
Analizuję jej słowa. Muszę się sprężyć i wymyślić plan, który pozwoli mi zostać.
-Znalazłam rozwiązanie!- dosłownie krzyczę, ponieważ tak bardzo cieszy mnie mój nowy pomysł.- Po prostu nie wrócę i zostanę tutaj. Przecież nic złego się nie stanie, a moje zniknięcie nikomu nie będzie przeszkadzać- informuję ją o moim genialnym pomyśle.
Kobieta nie wydaje się nim zachwycona. Patrzy na mnie jak na idiotkę.
-To się nie uda- mówi.
-Czemu? Wystarczy tylko spróbować!
-Aniela powinnaś już odczuwać pierwsze oznaki tego, że musisz wracać. Nie dostajesz ataków duszności? Nie czujesz kołatania serca?- patrzy na mnie pytającym wzrokiem. Ja za to czuję, jak moje oczy otwierają się i są wielkości denek od słoika. Dokładnie tak miałam, kiedy dotarło do mnie, że Ksawier został królem.- Widzisz! To książka wypiera Cię z tego świata, bo do niego nie należysz. Twoja rola się skończyła, więc powinnaś wracać.
-Jakoś Jadwiga została!- używam królowej jako przykładu, ponieważ czuję się niesprawiedliwie, że ona dostała szansę na dłuższy pobyt. To ona sama zdecydowała się odejść.- Czemu więc ja nie mogę? W czym jestem od niej gorsza?
-W niczym- uśmiecha się smutno starucha. Zmarszczki, które pojawiają się naokoło jej oczu tylko potwierdzają fakt, że ma za sobą dorobek kilkudziesięciu lat.- Widzę, że król zdradził Ci swoją tajemnicę...
-Tak- zamykam oczy na wspomnienie o tamtej rozmowie i o tym co stało się po niej. Szkoda mi go, bo przecież nie był złem człowiekiem. Jego życie było krótkie, przecież nie miał nawet pięćdziesiątki! Nawiasem mówiąc, to musiał zostać ojcem w młodym wieku. Nie ma się jednak co dziwić, bo w tym świecie panują inne zasady.
-Jadwiga, to moja córka.- Otwieram oczy i usta ze zdziwienia. To są chyba jakieś jaja.- I uprzedzę twoje pytanie...Nie, nie mogła zostać tutaj dłużej- mówi szybko, jakby bała się, że wejdę jej w słowo. Ja jednak milczę i słucham tego, co ma mi do powiedzenia.- Zrobiła to w brew mojej woli i jak się dowiedziałaś, to ona sama zdecydowała się wrócić. Wiesz dlaczego?- Patrzę na nią skrzywiona, bo jak mam niby wiedzieć dlaczego? Przecież niedawno dowiedziałam się, że istniał ktoś taki jak Jadwiga.- Bo musiała odejść.
-Aha, to się dowiedziałam- mruczę z ironią w głosie.- Odeszła, bo musiała to zrobić. Świetnie!
-Jeśli tego nie zrobisz, to książka sama się o to zatroszczy i pozbędzie się tego, co do niej nie należy. Jadwiga przekonała się o tym za pomocą nożownika. Chcesz sprawdzić jak będzie z Tobą?
Nie odpowiadam i po prostu wychodzę. W mojej głowie właśnie zaczyna toczyć się najgorsza wojna myśli. Teraz to już nic nie wiem. Dawniej myślałam, że to starucha rządzi tym światem. A teraz? Okazuje się, że książka też swoje potrafi i może się mnie pozbyć w każdej chwili?
Kopię kamyka, który w zasadzie jest Bogu winny. Zgrzeszył chyba tym, że pojawił się pod moim butem w nieodpowiednim czasie. I co teraz będzie?
W jednej chwili czuję się tak okropnie zła, że rozwaliłabym wszystko, co stanęłoby na mojej drodze. A w drugiej chwili czuję falę gorąca i nie mogę złapać oddechu. Zginam się w pół i chwytam za pierś, w której czuję palący ból.
Pierdolona książka.
-Aniela! Co się dzieje?- pyta Adelina, która musiała zauważyć, że coś mi się dzieje i wybiegła z auta.- Oddychaj? Zadzwonić po karetkę?
-Daj mi...- staram się skupić na oddechu.- Tylko....chwilę.
-Co Ci jest?!- strach w jej głosie daje mi do zrozumienia, że nie dzieje się ze mną nic dobrego.
-Zaprowadź...Do auta.
Zakłada sobie moje ramie za głowę i chwyta jak szmacianą lalkę. Dosłownie ciągnie mnie, bo moje ciało odmawia posłuszeństwa. Zapisuję sobie w głowie, że jak poczuję się już lepiej, to zapisze ją na jakiś masaż w nagrodę za ta pomoc. Z jej pomocą udaje mi się usiąść na miejscu pasażera. Oddychanie nadal sprawia mi problem, dlatego dziewczyna nie zadaje pytań i siada za kierownicą.
Odpala auto i rusza jak Kubica. W tej chwili nie istnieją dla niej żadne przepisy drogowe. Jestem ciekawa, gdzie zdobyła takie umiejętności, bo żeby tak jeździć, to trzeba mieć za sobą przejechane kilka kilometrów. To nie jest tak, że wsiadasz do auta i od razu jeździsz jak rajdowiec.
Po kilku minutach wjeżdżamy na teren pałacu. Przejeżdżamy przez wszystkie blokady ochroniarzy, które zajmują nam chwilę. Od czasu protestu i śmierci króla ochrona działa na najwyższych obrotach. Zwłaszcza, że wielkimi krokami zbliża się koronacja.
-Zaczekaj tutaj, a ja pobiegnę po ojca- mówi, kiedy podjeżdżamy pod płac.
-Już mi lepiej- otwieram drzwi i wysiadam. Potrzebna była mi tylko chwila odpoczynku, bo to nie żadna choroba, to książka daje mi znak, że na mnie już czas.- Naprawdę- uśmiecham się mając nadzieję, że to ją przekona.
-Zawsze byłaś zdrowa, a przed chwilą? Myślałaś, że dostałaś napadu padaczki! Wiesz jak mnie przestraszyłaś?!
Napadu padaczki? Kręcę głową z wątpieniem...Przecież jej ojciec to lekarz, więc jako jego córka powinna chyba wiedzieć o podstawowych rzeczach. Moje duszności porównała z padaczką. Jasny gwint. Dziewczyna twierdzi też, że byłam zdrowa? No błagam! Ja byłam prawie nieśmiertelna. Przerobiłam wszystkie scenariusze od broni palnej, przez noże aż do więzienia. A teraz? A teraz moje ciało robi, co chce.
-Nadal jestem zdrowa. Po prostu to znak, że powinnam wracać- odpowiadam i staram się unikać jej wzroku.
-Czyli rozmowa się nie udała? Pani nie pozwoli Ci zostać?
Gdyby tutaj chodziło tylko o staruchę to pół biedy. Teraz muszę zmierzyć się z jakąś walniętą książką. Chociaż przecież starucha też mogłaby pomóc! Skoro moja historia dobiegła końca, to niech napisze nową! Na czym polega jej problem? Wystarczy wziąć długopis w rękę i do dzieła.
-Była zasada, która mówiła o tym, że wracam jak książę zostanie królem. Ciężko będzie ją złamać- informuję ją, o tym czego się dowiedziałam.- Ale nie musisz się martwić, bo jak wiemy jestem specjalistką od łamania zasad i problemów, więc coś wymyślę.
-Mam nadzieję, że Ci się to uda- mówi ze szczerym uśmiechem.- Przecież bez Ciebie umrę z nudów!
-Nic się nie martw!- pocieszam ją.- Aha i chciałabym żebyś mój powrót zatrzymała dla siebie- proszę o to, bo nie każdy wie, że nie należę do tego świata. Nikt też nie wie o tym, że powinnam odejść.
-Jasna sprawa!
-A teraz wybacz mi, ale pójdę odpocząć- oznajmiam i ruszam do pokoju.
Dziewczyna nie idzie za mną. Oznacza to, że jeszcze ma coś do zrobienia. Gdyby nie miała to szłybyśmy razem, bo jesteśmy współlokatorkami.
Ledwo doczłapuję do pokoju, a kiedy wchodzę do środka to okazuje się, że to jeszcze nie koniec dzisiejszych atrakcji. Patrzę na Ksawiera zmęczonym wzrokiem. Chciałam położyć się do łóżka i odpocząć troszeczkę. Mam też kilka rzeczy do przemyślenia.
To nie tak, że nie cieszę się, że go widzę. W normalnych okolicznościach skakałabym z radości, ponieważ nie widzieliśmy się kilka dni. Ostatnio wszystko toczy się tak szybko. Śmierć króla, potem pogrzeb. Książę ciągle jest zajęty, bo dopracowuje szczegóły związane z koronacją, która nawisem mówiąc odbywa się jutro. Przez to całe szaleństwo, nie mieliśmy czasu dla siebie.
Siadam na łóżku i przyglądam się chłopakowi. Ubrany jest na czarno, jak całe państwo, które nosi żałobę, po zmarłym władcy. Jego twarzy wygląda na zmęczoną.
-Chcesz się położyć ze mną?- proponuję chłopakowi, ponieważ obojgu z nas przydałby się odpoczynek.
-Na chwilę- kiwa głową i wstaje z fotela, w którym dotychczas siedział. Podchodzi do łóżka, w którym już leżę i kładzie się obok.- Zaraz muszę wracać.
-Jutro czeka Cię wielki dzień- przekręcam się na bok i przyglądam Ksawierowi. Leży wpatrzony w sufit.- Stresujesz się?
-Nie stresuję się, ponieważ od dawna wiedziałem, że kiedyś przejmę władzę. Nie wiedziałem tylko, że nastąpi to tak szybko...- składa usta w kreskę.- Aniela ja mam dopiero dwadzieścia jeden lat! A od jutra będę musiał zająć się państwem...
-Każdy ma w życiu jakąś rolę- wzdycham, bo mówię mu słowa, których tak bardzo mam dość.
Przykrywam się dokładnie kołdrą. Mimo tego, że mam na sobie bluzę to jakoś nagle zrobiło mi się zimno. Czy moje ciało już całkowicie zaczyna wariować?
-O czym rozmawiałaś z moim ojcem przed jego śmiercią? Co w ogóle tam robiłaś?- zadaje pytanie, którego wyczekiwałam od dłuższego czasu. Wiedziałam, że kiedyś o to zapyta.
-Król chciał ze mną rozmawiać- odpowiadam zgodnie z prawdą.- Prosił mnie żebym Ci pomogła, a jeśli nie byłabym w stanie tego zrobić, to powiedział mi, co robić.
-Co znaczy, że nie będziesz mogła? Aniela, ja nie wyobrażam sobie, jak miałbym funkcjonować, gdybyś i ty mnie opuściła- przekręca się na bok i obserwuje moją twarz.- Proszę powiedz, że ze mną zostaniesz- przykłada rękę do mojego policzka.
-Skoro mówisz, że muszę zostać z Tobą, to tak zrobię- staram się unikać obietnic, których nie wiem czy będę w stanie spełnić. Tak naprawdę nie jestem pewna, co przyniesie nam przyszłość. Nie mogę mu obiecać, że zawsze z nim będę. Moja sytuacja  tym świecie jest niepewna.- Nie martw się.
-Nie możesz ode mnie odejść, dopóki nie powiem Ci żebyś to zrobiła. Rozumiesz?- bada oczami, czy na pewno zrozumiałam jego słowa.-A ja nigdy nie każę Ci odejść, bo jesteś mi potrzebna jak tlen- zapewnia mnie.
Uśmiecham się lekko. Miałam już jednego faceta, który zapewniał mnie o tym, że nigdy mnie nie zostawi. Skończyło się to zdradą. Karcę się w myślach, że porównuję Ksawiera do tego gnoja. No, ale co mogę poradzić...Jak kobieta zostanie raz skrzywdzona przez mężczyznę, to potem wszystkich traktuje tak samo.
-Wiesz...Twój ojciec powiedział mi żebyś zaufał Victorowi. Był pewny, że to on pomoże Ci w przyszłości- przekazuje chłopakowi słowa jego ojca. Robię to tak na wszelki wypadek, gdyby coś poszło nie tak i musiałabym zniknąć.- Wiem, że się nie lubicie, ale myślę, że król miał rację. Przemyśl to.
-Wiem o tym- odpowiada i podkłada sobie rękę pod głowę.- Zostawił mi list, w którym dostałem tyle wytycznych, że chyba zacznę to traktować jak dekalog. Ten facet naprawdę pomyślał o wszystkim. Niby go już nie ma, a czuję się jakby ciągle tu był i opiekował się mną. Mam wrażenie, że zaraz znowu mnie okrzyczy o jakąś pierdołę...
Jestem pod wrażeniem, jak bardzo król miał wszystko przemyślane. Odszedł, a i tak zostawił nam cenne wskazówki. Z całego serca cieszę się, że miałam okazję poznać taką osobę.
-Mimo, że moje relacje z królem były różne, to naprawdę go szanowałam. Był naprawdę mądrym człowiekiem.- Nagle w myślach przelatują mi wszystkie spotkania z królem. Taka moja mała retrospekcja. Uśmiecham się na te wspomnienia.
-A jakie ja miałem z nim relacje?- Ksawier wraca do leżenia na plecach i znowu wpatruje się w sufit. Chyba nie chce żebym widziała, że strata ojca jednak go boli.- Teraz żałuję wszystkich jadowitych słów, które wypowiedziałem w jego stronę. Nigdy go nie doceniałem i odrzuciłem swojego własnego ojca. Nie zachowywałem się jak syn...
Mówiłam mu kiedyś, ostrzegałam że będzie żałował tego, jak traktuje ojca. Ale tak to w życiu jest. Człowiek mądry po szkodzie.
-Znam taki wiersz, chcesz usłyszeć?- pytam i spoglądam na niego kątem oka. Chłopak to zauważa i ponownie odwraca się w moją stronę. Uśmiecha się zachęcająco, więc zaczynam.
"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwsza."* 
-Krótki ten wiersz- odzywa się, kiedy kończę jedyny kawałek, który pamiętam.
-Powiedziałam Ci tylko ten kawałek, który pamiętałam. Cały wiersz jest dłuższy- mówię w obronie wiersza, który naprawdę mi się podoba. To jeden z moich ulubionych.- Może teraz Ty coś mi poopowiadasz?
-Aż tak bardzo lubisz mnie słuchać?- zdziwiony unosi brwi. Kiwam głową.  Ja naprawdę lubię słuchać, co chłopak ma mi do powiedzenia. Może mówić mi o pierdołach. Ja po prostu lubię jego głos.- Zdradzę Ci tajemnicę...Jak tylko zostanę królem, to pierwsze co zrobię to sprawię, że zostaniesz moją królową.
Milczę. Czy to naprawdę jest możliwe? Nigdy nie rozważałam takiego scenariusza. Zawsze planowałam wrócić, a chłopak proponuje mi bym z nim została i to w dodatku jako jego królowa. Małżeństwo to poważny krok, na który nie mogę zgodzić się ot tak.
-Co z Lilianą?- zadaję pytanie, o jedyną przeszkodę która stanęłaby nam na drodze.- Przecież nadal jest Twoją narzeczoną. Dostała od Ciebie nawet pierścionek- denerwuje mnie fakt, że w moich słowach słychać zazdrość. Ja naprawdę nie chcę wyglądać przed nim na zazdrośnicę.
-To ja zostanę królem i to ja będę rządził, więc dlaczego nie mógłbym decydować, o swoim własnym losie? Poza tym powinniśmy dziękować Bogu, za te ostatnie protesty. Skoro lud nie zgadza się, żeby ich król żenił się z księżniczką Makumonii, to co mam z tym zrobić? Nic innego, tylko zaakceptować wolę ludu- kiedy wypowiada te słowa wygląda prze zabawnie. Zaraża mnie tym swoim pozytywnym myśleniem.- Od jutra zacznę działać. Aniela, to się uda! Po koronacji zwołam Radę Ministrów i przekonam ich!
-Masz naprawdę wielkie plany- podsumowuję.
-A co? Nie chcesz zostać moją królową?
-Jeżeli to są oświadczyny, to mówię stanowcze nie. Jeżeli chcesz żebym się zgodziła, to musisz przebić te, które zafundowałeś Lilianie- wracam myślami do tamtej chwili. Nie lubię jej wspominać, ale teraz jakoś to robię. Książę oświadczył się jej wtedy przy tłumie ludzi, dlaczego więc ja mam być gorsza?
-Kochanie, bądź moją królową- łapie mnie za rękę. Leżę jak sparaliżowana. Czy on właśnie powiedział do mnie 'kochanie'?- Jesteś moją wymarzoną kobietą. Innej nie mogłem sobie wymarzyć. Wywróciłaś mój świat do tego stopnia, że pragnę być blisko Ciebie- dotyka mojej twarzy, a ja mam nadzieję, że nie czuje jak gorąco mi teraz. To chyba przez te jego słowa.- Aniela, jesteś moim aniołem zesłanym z nieba.



Kiedy budzę się rano Ksawiera już przy mnie nie ma. Przecieram oczy i podnoszę się do siedzenia. Mam nadzieję, że się wyspał. Dzisiaj w końcu jego wielki dzień.
Jest za to Adelina.
-Kiedy wróciłaś?- pytam, bo jestem ciekawa czy trafiła na Ksawiera. Niestety ja wczoraj usnęłam i nie wiem kiedy wyszedł.
-Przyszłam, kiedy Ksawier wyszedł- patrzy na mnie rozbawiona. Jeżeli myśli, że mnie tym speszy to jest w ogromnym błędzie.- Wstawaj i się ogarniaj! Zaraz musimy wyjść i zająć sobie miejsca.
Ziewam i posłusznie wstaję. Ruszam do łazienki i załatwiam w niej sprawy związane z poranną toaletą. Dokładnie szoruję zęby, myję twarz, czeszę włosy.
-Chyba nie mogę ubrać zwykłego swetra?- pytam wychodząc z łazienki.
-Chyba to Ty się jeszcze nie obudziłaś. Bądź poważna chociaż dzisiaj!
Marszczę nos i uzywam dezodorantu. Chwytam za krem i nakładam go dokładnie na całą twarz. Taki mam nawyk, kremy to moja pasja. Wszystko co z nimi związane strasznie mnie interesuje. Najbardziej lubię kupować i testować nowe produkty do twarzy.
-Widzę, że dzisiejsze wydarzenie to będzie istny pokaz mody- podsumowuję widząc ubiór Adeliny.
-Zawsze trzeba prezentować się najlepiej, ale dzisiejsze wydarzenie przejdzie do historii! Więc zacznij się szykować!
Kręcę głową ze zrezygnowaniem i ruszam do szafy. Wyciągam z niej pierwszą lepszą sukienkę i zakładam na siebie. Szykowanie na koronacje nie sprawia mi przyjemności. Dlaczego? Bo to dzisiaj wraz z koroną, która znajdzie się na głowie Ksawiera, moja rola tutaj się skończy.
-Gotowe?- pyta Victor, który bez pytania wparowuje do pokoju. Mierzę go wzrokiem. Ma szczęście, że już się przebrałam.- Aniela, coś humorek Ci nie dopisuje. Czyżbyś za wcześnie wstała?
-Akurat spało mi się dobrze i wystarczająco!- odpowiadam zadowolona, ponieważ przypomina mi się, że zasnęłam w ramionach Ksawiera. Czego chcieć więcej?- A ty! Nie wiesz co to pukanie?
-Albo prywatność?- dodaje Adelina mrucząc.
Uśmiecham się pod nosem. Ciekawe czy wie, że powiedziała to tak głośno, że usłyszeliśmy? Dziewczyna ciągle stroi się przed lustrem. Nie ma czasu żeby zwracać na nas uwagi, bo tak się przejmuje dzisiejszym wydarzeniem. A mimo to potrafiła mnie rozśmieszyć.
-Prywatność w pałacu? Nie rozśmieszajcie mnie nawet...- rozsiada się w fotelu jakby był u siebie. Tym samym, w którym zawsze siada Ksawier. Dlaczego oni mają tak wiele wspólnego?- Śmiało dokończcie to, co robiłyście. Poczekam na was.
-Od kiedy jesteś taki wspaniałomyślny?- pyta go ponownie Adelina.
-Odkąd zaprzyjaźniłem się z Anielą.
Przewracam oczami słysząc te słowa. O jakiej przyjaźni tutaj mówimy? Może trochę czasu ze sobą spędziliśmy, ale nie sądzę że można nazwać to przyjaźnią.
-W takim razie powinieneś wiedzieć, że mój pokój jest przestrzenią do której nie wchodzi się bez mojej zgody- informuję go o zasadach, które panują tu od tej chwili, ponieważ przed chwilą je wymyśliłam. A co! Niech sobie nie myśli, że wszystko mu można.
Co by się stało gdybym na przykład zapomniała ręcznika, kiedy brałabym prysznic i musiałabym wyjść z łazienki nago? Mam jeszcze kilka przykładów tego, że prywatność to ważna sprawa, ale nie dzielę się nimi.
-Przepraszam- odwraca się Adelina i patrzy na mnie poważnie.- Od kiedy to jest Twój pokój?! O ile dobrze pamiętam, to ja też tutaj sypiam, więc to także mój pokój.
-Ale się czepiasz! Ja tu właśnie staram nauczyć go zasad, a Ty wyjeżdżasz z tak mało istotnymi rzeczami!
-Mało istotnymi?!- oburza się Adelina.- Mam Ci przypomnieć, jak ta mało istotna osoba uratowała ci kilkanaście razy tyłek?
Kilkanaście? Chyba troszeczkę sobie dodała do tych swoich osiągnięć. Owszem, pomogła mi kilka razy i jestem jej za to wdzięczna, ale niech nie przesadza.
-Jak tak dalej pójdzie, to zaraz każesz mi nosić się na plecach w ramach podzięki- wypalam i modlę się żeby nie spodobał się jej ten pomysł. Moje plecy mogły by tego nie przeżyć.
-To jest lepsze niż kino!- wtrąca się Victor.- Zaraz chyba poproszę o popcorn. Dwie laski kłócące się o pierdołę...Kto by pomyślał, że wyjdzie z tego scenariusz na dobrą telenowelę!!!
-Niewdzięcznica- na twarzy Adeliny pojawia się piękny krzywus. Odwraca się i kontynuuje makijaż.- I proszę, co mam z moich dobrych uczynków!? Wracają i trafiają mnie w łeb!
Wybucham śmiechem. Nie mogę uwierzyć jak dziewczyna wyolbrzymiła tą pierdołę.
-A właśnie!- przypomina mi się, że byłam winna jej masaż. Szukam w szufladzie koperty, a kiedy ją znajduję to podchodzę i podaję ją dziewczynie.- Czy gdybym była prawdziwą niewdzięcznicą, to umówiłabym Cię do spa?
-Spa?- zabiera i otwiera kopertę.- A czy wliczony jest w to masaż?
-Oczywiście! Masz mnie za amatora?
-No i wszystko zepsułaś Aniela- mówi z żalem Victor.- Miałem nadzieję, że zaraz zaczniecie się bić...Albo przynajmniej szarpać...A tu dupa!
-Zdradzić Ci tajemnicę?- pytam i spoglądam na chłopaka. On za to ochoczo kiwa głową. Chyba naprawdę chce ją poznać.- Nikogo nie obchodzi na co miałeś nadzieję.
-Widzisz...Czasem powinnaś zainteresować się i mną, bo kto wie...Może jeszcze Ci się kiedyś przydam?
Nie odpowiadam tylko wracam do przygotowań. Ruszam do łazienki i znikam w niej na kilka dobrych minut. Makijaż sam się nie zrobi, chociaż to co mi wyszło ciężko nazwać profesjonalnym makijażem, ale zawsze to dodało mi jakiegoś uroku.
-Przepraszam, ale czy Pani jest modelką? Dla jakiego domu mody Pani pracuje?- nabija się ze mnie Victor. Siedzi tak rozwalony na tym fotelu, jakby był u siebie.
-Przestań się z niej wyśmiewać i po prostu powiedz, że Ci się podoba- upomina go Adelina.
-Właśnie do tego zmierzałem, a Ty mi przerwałaś- mruczy niezadowolony.- Chciałem zapytać, czy zrobi dla mnie prywatny pokaz na przykład bielizny. Co ty na to Aniela?
Patrzę na niego z obrzydzeniem. Chyba mu czegoś brakuje...A tak zapomniałam już nie jest z Lilianą i pewnie brakuje mu erotycznych doznań. Cóż u mnie ich nie dostanie.
-Myślę, że powinniśmy się zbierać, bo nie zostało nam za wiele czasu- odpowiadam i pakuję wszystkie potrzebne rzeczy do torebki.
Chwytam telefon i wychodzę pierwsza. Musze jeszcze zadzwonić do Dantego, bo już dłuższą chwilę nie dawał mi znaku życia. A powinien, ponieważ się o niego martwię. Wybieram jego numer i przykładam telefon do ucha.
-Dzwonisz żeby podziękować?- odbiera po dwóch sygnałach.
-Czekałeś na mój telefon?- pytam rozśmieszona.
-Grałem w grę i akuratnie zadzwoniłaś- mruczy niezadowolony.- Przez Ciebie przegrałem, a już byłem blisko żeby przejść na następny level. Nie wiem jak mi to wynagrodzisz!
Słysząc to wszystko, co przed sekundą powiedział. Normalnie zacinam się. Swoimi słowami potwierdza, jakim jest dzieckiem. Dlatego muszę się nim zajmować! Jak ktoś, kto przed chwilą podział 'grałem w grę' poradzi sobie w życiu?
-Wynagrodzę Ci to tym, że już za niedługo nie będziesz musiał się ukrywać- opowiadam mu o swoim planie. Skoro Ksawier zamierza pozbyć się Liliany, to może uda mi się przekonać go żeby przestał ścigać Dantego.
-Nie sądzę żebyś miała takie wpływy w pałacu, żeby przekonać całą Radę Ministrów...Ale dziękuję za pamięć!
-Nie muszę przekonywać ich wszystkich- przerywam mu tą pesymistyczną wizję.- Wystarczy, że przekonam Ksawiera, który a propo zaraz zostanie królem...
-Rozumiem, że to oznacza koniec naszej rozmowy?
-Mam dla ciebie jeszcze małą chwilę- oznajmiam, kiedy spoglądam na zegarek. Widzę też, że Victor i Adelina zbliżają się w moim kierunku. Nie muszą wiedzieć z kim rozmawiam.- Musimy się spotkać i porozmawiać.
-Chęci zawsze są, tylko brakuje czasu. Szczególnie Tobie, bo ostatnio jesteś strasznie rozchwytywana.
-Prawda, ale obiecuję Ci, że w najbliższym czasie się to zmieni- odpowiadam z wielkim poczuciem winy, że zostawiłam, go z tym wszystkim samego.- Muszę już kończyć, ale jesteśmy w kontakcie!- rozłączam się, kiedy moi dzisiejsi towarzysze są już przy mnie.
-Z kim rozmawiałaś?- pyta podejrzliwie Adelina.- Tak szybko wyprułaś do przodu, że musi to być jakaś tajemnica...
Patrzę na Victora, szukając u niego pomocy, której właśnie teraz potrzebuję. Adelina nie wie, co łączy mnie z Dantem. Chodzi mi o to, że pomogłam mu uciec i mamy ze sobą kontakt.
-Każdy ma jakieś tajemnice- szturcha ją Victor i śmieje się nerwowo.- Nie mamy teraz czasu żeby w to wszystko wnikać. Zaraz zacznie się wyczekiwana przez nas uroczystość.
-Tajemnice i Aniela nie kończą się dobrze- mruczy i rusza pierwsza. Chyba dotarło do niej, że to nie czas i pora na rozmowy na takie tematy.
Uśmiecham się wdzięczna do Victora i ruszamy razem ramie w ramię. Wchodząc do Sali Tronowej w której odbędzie się koronacja jestem w ciężkim szoku. Bywałam w tej sali za panowania zmarłego niedawno króla, ale teraz? Dlaczego wygląda zupełnie inaczej? A może to ja nigdy nie zwracałam uwagi na jej wygląd?
Przechodzimy po ogromnymi kryształowymi żyrandolami, które zwisają z góry. Jakby takie coś spadło, to zabiło by wiele ludzi. Przyśpieszam chcąc jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznej strefie. Chociaż czerwień widniejąca na ścianach nie pomaga. Odczuwam przez to tylko dodatkową grozę.
Staję z boku tak jak ludzie. Jest ich masa. Założę się, że są to same ważne osobistości. Po środku zostawione jest miejsce, dla najważniejszej osoby dzisiejszego dnia.
-Może pomachasz swojej koleżance?- śmieje się Victor i wskazuje mi Lilinę, która obstawia przody.
-Raczej podziękuję- odpowiadam się i krzywię na samą myśl o dziewczynie.
-Cicho- upomina nas Adelina.- Zaczyna się!
I faktycznie. Nagle cała ceremonia zaczyna się. Wielkie drzwi otwierają się, a w nich widzimy Ksawiera. Prezentuje się bardzo dobrze. Jego ciało zdobią królewskie szaty w kolorze czerwonym. Na siebie ma nałożone ogromne futro. Wygląda jak prawdziwy król, który wyszedł z bajki. Jego palce zdobią złote pierścienie. Dzisiaj ma na sobie rzeczy, za których wartość moglibyśmy zlikwidować biedę na całym świecie.
Kroczy wolnym i pewnym krokiem przez środek Sali Tronowej. Zmierza w kierunku biskupa, który czeka na niego pod tronem. To on koronuje Ksawiera na króla. Chłopak idzie z uniesioną twarzą, bije od niego taka moc, że aż boję nie na niego spojrzeć. Opuszczam wzrok, kiedy mnie mija.
-Patrz, bo wszystko przegapisz!- szepcze mi Adelina na ucho.
Wtedy unoszę wzrok i widzę, że chłopak klęczy z opuszczoną głową przed biskupem. Siwy mężczyzna nachyla się nad chłopakiem i coś do niego szepcze. Strasznie ciekawi mnie, co oni tam do siebie mówią. Staję na palcach żeby lepiej widzieć.
Biskup podaje mu do ręki berło, które widzę pierwszy raz na oczy. Przypomina mi ono kształtem szczotkę do kibla, tyle że jest całe złote i ozdobiona potwornie drogimi kamieniami. Przynajmniej na takie wyglądają...
Następna jest złota korona, która z każdą sekundą zbliża się do głowy Ksawiera. Moje serce zaczyna przyśpieszać. Kiedy korona trafia na miejsce, którym jest głowa następcy wszyscy wstrzymują oddech. Ksawier podnosi się i rusza w kierunku tronu. Odwraca się i siada na nim.
-Niech żyje król!-wszyscy padamy na kolana i składamy pokłon nowemu królowi.
Wtedy podnoszę głowę, ponieważ jako jedyna nie boję się tego zrobić. Łapię kontakt z Ksawierem.
Moje serce zaczyna szalony bieg i nagle brakuje mi oddechu.
Dociera do mnie, że własnie wszystko się dokonało.



Przyciskam klawisz odblokowujący telefon i po raz kolejny przyglądam się mojej tapecie. Widnieje na niej zdjęcie Ksawiera, które musiał zrobić i ustawić mi na tapecie. Minął tydzień, a ja ani razu się z nim nie widziałam. Nadal nie wróciłam do mojego świata, chociaż pobyt tutaj stawał się dla mnie coraz cięższy. Ataki oznaczające ostrzeżenie od książki pojawiały się coraz częściej. Nie wiedziałam, jak długo uda mi się jeszcze tak przetrwać.
-Jak za nim tęsknisz, to po prostu do niego zadzwoń- proponuje mi Adelina, która ma już pewnie dość mojej nostalgii.
-Jest teraz królem- odpowiadam i uzasadniam, dlaczego tego nie robię.- Ma teraz za dużo rzeczy na głowie...
Ale czy naprawdę to była prawda? Może po części...Ale prawdą był też fakt, że bałam się do niego zadzwonić. Nie chcę mu się narzucać. Nie chcę czuć się żałośnie, kiedy nie odbierze telefonu. Nie chcę być tą która tęskni.
-Twoje życie, twoje czyny. Tylko, że z takim tłumaczeniem niczego nie osiągniesz.
Wstaję bez słowa i wychodzę. Wiem, że Adelina ma racje, bo moje tłumaczenie, tylko oddala mnie od tego czego chcę. Po prostu nie mogę pogodzić się z tym, że nie mam męskiej uwagi. Przecież kobieta powinna być adorowana i tego mi brakuje.
Zatrzymuję się przy schodach. Nie mogę przetrawić tego, że nie ma tutaj windy. Przecież w budynku, którym znajduje się kilka pięter byłoby to dużym ułatwieniem. Ale wiadomo to pałac, nie powinien być aż tak unowocześniony.
-Co, myślisz o nim?
Odkręcam głowę i widzę Lilianę. O masz ci losie.
-Nie sądzę żebyś tak dobrze mnie znała, że wiesz o czym myślę- niechętnie odpowiadam.
Oczywiście dla bezpieczeństwa odsuwam się od schodów. Kto wie co tej wariatce przyjdzie do głowy. Zwłaszcza jak jest zdenerwowana...Bo na pewno zaraz tak będzie. Nasze rozmowy zawsze prowadzą tylko do jednej możliwej rzeczy, czyli kłótni.
-Przysięgam, że masz wszystko wypisane na twarzy. Miłość aż tryska Ci z oczu.
Mrużę oczy zastanawiając się, dlaczego rozmawia ze mną jak ze starą dobrą znajomą? Poza tym niech nie bawi się w zgaduj zgadula. Nigdy nie będzie tak dobra, żeby odgadnąć o czym myślę!
-Akuratnie nie!- odpowiadam, a w tonie mojego głosu słychać wyższość.- Zastanawiałam się dlaczego nie ma windy!
-Myślisz, że nic o Tobie nie wiem?- teraz to ona patrzy na mnie z wyższością. Ja za to próbuję zgadnąć, co może mieć na myśli.- Jesteś w wielkim błędzie. W tak ogromnym, że nie jesteś nawet tego świadoma, bo ja wiem o Tobie wszystko.
Marszczę brwi. Nie sądzę, że mówi prawdę, ale lampka lekkiej paniki zapala się w mojej głowie. Co jeśli wie skąd pochodzę? Miałaby aż tak dobry wywiad? Nie...Mało osób o tym wie, więc nie powinnam się martwić.
-Chcesz napisać moją biografię?- pytam żartem, chcąc rozładować stres, który zaczął mnie opanowywać.- Czy po prostu nie masz ostatnio nic do roboty i interesujesz się mną?
-Trzeba znać swojego wroga.
-Żebyś mogła powiedzieć, że mnie znasz i wiesz o mnie wszystko, to musiałybyśmy wypić ze sobą co najmniej z dziesięć kaw- poprawiam ją.- Jak dobrze wiemy nigdy do tego nie dojdzie- dziękuję w myślach za to Bogu. Ja i Liliana przyjaciółkami. Ja i Liliana pijące razem kawę. Takie coś nie miałoby żadnego prawa bytu.- Więc...Twierdzenie, że wiesz o mnie wszystko jest po prostu głupie.
-Głupia to jesteś Ty Aniela, że mnie nie doceniasz- unosi lekko głos. Lekko, bo to nie jest jeszcze jej najgorszy stan, którego zdarzyło mi się doświadczyć.- Myślisz, że puszczę Ci płazem, to jak ciągle mnie ośmieszasz?
-Myślę, że muszę porwać tą panią- mówi książę, który staje obok mnie. Podnoszę głowę i patrzę na niego świecącymi oczami. Czuję się pewnie, ponieważ chłopak stoi blisko mnie.- Dokończycie sobie tą rozmowę innym razem, chociaż wolałbym żeby do tego nie doszło...
Chwyta mnie za rękę i zbiegamy po schodach. Momentalnie się uśmiecham. Ale on ma wyczucie. Trafił akuratnie przed samą kłótnią.
-Tęskniłaś?- pyta z uśmiechem.
Zastanawiam się co odpowiedzieć. Przecież nie mogę od razu się przyznać. Wyszłabym wtedy na łatwą, a Ksawier pomyślałby, że już mnie ma. A tak nie może być! To dopiero nasze początki, więc niech się o mnie stara.
-Wasza Wysokość, nie wiem czy to pytanie do odpowiedniej osoby- odpowiadam żeby go podenerwować. Chłopak nie lubi, kiedy wytykam mu, że nadal ma narzeczoną.
Narzeczoną, której próbuje się pozbyć. Na razie nie idzie mu to za dobrze, z tego co słyszałam...Ja też nie zamierzam się w to wtrącać, ani naciskać. To jego wybór.
-Przestań żartować Aniela- karci mnie, kiedy wchodzimy na podziemny parking.- Wybierz sobie auto- wykonuje obszerny ruch ręką.
-Jedziemy gdzieś?- pytam zdziwiona. Nie sądzę żeby król mógł wychodzić sobie ot tak.- Możesz tak wyjść? Przecież jesteś królem...
-Jestem królem i sam decyduję o tym co chcę robić. A teraz właśnie chcę zabrać moją dziewczynę na randkę.
Dziewczynę? Mam ochotę zapytać, od kiedy jesteśmy w związku, ale powstrzymuję się. Chociaż pytanie nadal siedzi w mojej głowie. Nie pamiętam żebym decydowała się na takie zobowiązanie. Mimo tego miło go zobaczyć i usłyszeć takie słowa.
-Jedźmy Twoim autem- wybieram najprościej.- Jestem już do niego przyzwyczajona.
-Teraz wszystkie te auta są moje- pokazuje je gestem ręki.- Jesteś pewna?
-Jestem pewna- odpowiadam szczerze. Ja naprawdę lubię to auto.- Mogę poprowadzić?
-Dzisiaj masz dzień żarcików- kręci głową i otwiera mi drzwi od strony pasażera.
Wsiadam i czekam aż Ksawier zrobi to samo. Siada za kierownicą i opala auto.
-Pasy!- zwracam mu uwagę, kiedy wyjeżdżamy, a chłopak jedzie właśnie bez pasa.- Bezpieczeństwo przede wszystkim!
-Nigdy nie zapinam- oburza się jakbym co najmniej kazała mu wykąpać się w błocie.
-To zacznij! Musisz myśleć o innych- tłumaczę mu.- Teraz jesteś królem i zajmujesz się poddanymi. Poza tym miej na uwadze, że wolałabym żebyś był w pełni sprawny. A uwierz mi pasy, często ratują życie.
Moje słowa przekonują go, ponieważ od razu zapina pasy.
-Rozumiem, że nie wyobrażasz sobie życia beze mnie? Skoro tak bardzo martwisz się o moją sprawność?- porusza śmiesznie brwiami. Zaczynam wątpić, czy obojgu z nas chodzi o tą samą sprawność.
-Mówiłam ogólnie. Poza tym wiesz jak widok, jak rozkwaszasz się o szybę zrujnowałby mi psychikę?
-Czyli martwisz się o swoją psychikę czy o mnie?- dopytuje.
-Martwię się o obie rzeczy- przyznaję bez ogródek.- Chyba, że muszę wybrać...To wtedy wybieram Ciebie!
Tym razem nie jedziemy długo. Podróż mija nam w przeciągu kilku minut. Parkujemy auto i wysiadamy.
-Ubierz- Ksawier podaje jedną czapkę z daszkiem, a drugą zakłada sobie na głowę
-Myślisz, że jak je ubierzemy, to nikt nas nie rozpozna?- pytam rozśmieszona.
-Małe szanse, ale zawsze można spróbować.
Po jego minie widać, że nie bardzo w to wierzy. W sumie czapki przecież nie zasłonią nam twarzy, więc jak ktoś się postara to na pewno nas rozpozna.
-Już widzę jutrzejsze nagłówki gazet- prycham i zakładam czapkę. Podbiegam do chłopaka, który zdążył odejść kilka kroków do przodu. Chwytam go za rękę.- Król na randce z nieznajomą. A może...Królewska zdrada?
-Królewska zdrada?- dziwi się i odwraca głowę.- Jaka zdrada?
-No przecież formalnie nadal masz narzeczoną...
-Pracuję nad tym- krzywi się.- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze.
Zaczynam zastanawiać się jak mu to idzie, skoro jego twarz ozdobiła nie za ciekawa mina. Pozbycie się Liliany musi być trudniejsze, niż mu się wydawało. Nie zamierzam jednak w to wnikać.
-Gdzie idziemy?- pytam ciekawa. Znajdujemy się w jakimś parku.- Czyżby Wasza Wysokość zapragnął poczuć się jak zwykły chłopak i pójść na zwykłą randkę?
-Nawet jakbyś chciała to i tak nie mogłabyś tego nazwać zwykłą randką- zaprzecza mi.- Towarzyszy Ci sam król, więc twierdzenie, że to zwykła randka jest obrażające.
-W takim razie dlaczego znajdujemy się w parku?
-Nie poznajesz tego miejsca?- pyta i przygląda się mi dokładnie. Chyba czeka na moją reakcję.- Tutaj to wszystko się zaczęło.
Obserwuję wzrokiem otoczenie. Dostrzegam, że zatrzymaliśmy się przy jakimś jeziorku.
-Tylko nie mów mi...-zaczynam, kiedy poznaję miejsce.- To tutaj się pierwszy raz spotkaliśmy! Kąpałeś się tutaj nago! Właśnie...Skoro jesteśmy już ze sobą blisko, to powiedz mi dlaczego to robiłeś?
-Zrobiłem to, bo mogłem- odpowiada wymijająco.
-To jest miejsce publiczne, a Ty jesteś rozpoznawalną postacią- ciągnę, bo nie mogę mu tego darować. Akuratnie to strasznie mnie ciekawi, więc nie ma przeproś.- Dlaczego? Zdradź mi tą tajemnicę.
-Nie darujesz mi tego prawda?- pyta i patrzy na mnie błagalnym wzrokiem. Kiwam mu przecząco głową.- Przegrałem zakład z Iwo i to było moją karą. Nie pytaj o co się założyliśmy, bo na to nie opowiem.
-Musiało się wam strasznie nudzić, skoro zakładaliście się o takie rzeczy...
-To prawda nudziło nam się, ale potem pojawiłaś się Ty i wywróciłaś wszystko do góry nogami.
-Będziemy wspominać teraz dawne czasy?- pytam zaskoczona, że zebrało mu się na takie wspominki.
-Nie, zabrałem Cię w to miejsce, bo ma dla mnie szczególne znaczenie- mówi, a ja przyglądam się jego oczom. Tak bardzo się w nie wpatruję, że czas zatrzymuje się wokół. Przez to nie zauważam, że chłopak wyciągnął z kieszeni ozdobne pudełko.- Aniela, zostaniesz moją żoną?
-I tyle?- wypalam, kiedy dociera do mnie, co się właśnie dzieje.
-Co tyle? A powinienem zrobić coś jeszcze? Mam klęknąć?
-No...Nie wiem...Oczekiwałam jakiegoś głębszego wyznania, albo czegoś w stylu, że sprawisz, że od teraz będę szczęśliwa...
-Aha- bąka i stoi przede mną jak sierota.- To będziesz moją żoną, czy nie?
-Przepraszam bardzo, ale to oświadczyny, czy rezerwacja?!
Oczy wychodzą mu prawie z orbit. Chyba nie tego się spodziewał. Ale ja też spodziewałam się czegoś lepszego. Co dostała Liliana, a co ostałam ja. No błagam...
Zbliża się o mnie i mocno przytula. Mimo tego, że dzielą nas zimowe kurtki, ponieważ mamy zimę, to i tak czuję jego ciepło. On po prostu tak na mnie działa.
-Aniela- mówi mi na ucho.- Wiesz dobrze, że potrzebuję Cię przy sobie, jak żadnej innej rzeczy. Fajnie byłoby mieć Cię przy sobie. Już kiedyś powiedziałem Ci, że sobie Ciebie nie odpuszczę i do dzisiaj trwam w tym postanowieniu.
Podnoszę ręce i również go przytulam. Teraz mam cały swój świat w ramionach. Martwi mnie tylko fakt, że ten chłopak... Ten golas z jeziora, którego spotkałam zaraz po przybyciu... Doprowadził mnie do takiego punktu, że nie mogę funkcjonować bez niego.
-Tak- odpowiadam po chwili i odsuwam się. Wyciągam rękę i czekam aż wsunie mi pierścionek na rękę.
Przyglądam się diamencikowi, który już po chwili zdobi mój palec. Jest piękny. Taki zwyczajny i dokładnie taki o jakim marzyłam. Rany boskie właśnie się zaręczyłam. Znamy się zaledwie kilka miesięcy. Dopiero zaczęliśmy być razem, o ile tak można to nazwać. A już powiedziałam 'tak'.
-Ty to jesteś niezły- zaczynam, kiedy ruszamy przed siebie.- Nie sądzę żeby ktoś jeszcze mógł pochwalić się dwoma narzeczonymi.
-Tylko, że tamto zostało wymuszone, a tutaj mam swoją prawdziwą miłość- uśmiecha się i mocniej ściska mnie za rękę.- Ale dobrze, że jeszcze nie mamy mrozów. Dzięki temu możemy sobie pospacerować.
-Ja tam lubię śnieg- mruczę zawiedziona, ponieważ padający śnieg sprawiłby, że oświadczyny stałyby się magiczne.



-Chyba faktycznie idzie zima- stwierdzam, kiedy stoimy przy samochodzie. Nasza randka dobiega końca i musimy wracać. Królestwo i pałac nie mogą funkcjonować bez króla, który w tej chwili zabawia się w towarzystwie wspaniałej dziewczyny, którą jestem właśnie ja.
Chucham w zmarznięte ręce, aby je ocieplić. Taki mam już nawyk, że naiwnie myślę, że to coś pomoże. Skuteczniejsze byłyby rękawiczki, ale nigdy nie mam ich wtedy, kiedy są potrzebne.
-Masz- Ksawier podaje mi kluczyki do auta.- To Twoja wielka chwila.
-Mogę prowadzić?- pytam nie dowierzając, co się właśnie stało.- Naprawdę? Serio mogę prowadzić?
-Za niedługo i tak co moje stanie się Twoje- wzrusza ramionami i wsiada na miejsce pasażera.
Stoję chwilę jak słup soli. Nie mogę uwierzyć w to wszystko. Czy to sen? Spoglądam na Ksawiera siedzącego na moim miejscu. Fotel obok kierowcy, to moja stała miejscówka. Kręcę głową i obchodzę auto w podskokach. Chyba faktycznie mogę prowadzić. Wsiadam zadowolona. Jeszcze bardziej cieszy mnie widok chłopaka, który siedzi z zapiętymi pasami.
-Widzę, że nauczyłeś się zapinać pasy- zagajam rozmowę i odpalam auto. Zapinam swój pas i kiedy chcę chwycić za drążek zmiany biegów to się zawodzę.- Automat?!
-A czego się spodziewałaś?
-Manualnej skrzyni biegów?- odpowiadam jakby to było oczywiste.- I co teraz zrobię?- mówię sama do siebie. Nie na takim aucie uczyłam się jeździć.
-Jak to co zrobisz? Skrzynię masz już ustawioną. Masz dwa pedały gaz i hamulec, więc używasz tylko jednej nogi- tłumaczy Ksawier, dla którego to wszystko jest łatwizną. Dla mnie za to jest to nowością.- Przy tej bestii ciężko byłoby Ci mieć manualną skrzynię biegów. Nie wiem czy nadążyłabyś ze zmianą biegów.
-Błagam Cię...Czy Ty myślisz, że jestem jakimś amatorem kierownicy?- pytam go, kiedy udaje mi się zebrać do kupy. Oczywiście nie informuję, że moja ostatnia przejażdżka autem była podczas egzaminu na prawo jazdy. Niestety nie wszystkich stać na kupno auta.- Ten człowiek- wskazuję palcem na samą siebie.- Zdał za pierwszym razem.
-Dlaczego więc wyglądasz na przerażoną?- unosi lekko kącik ust.
-Bo to mój pierwszy raz z automatem, ale jak to mówią- przerywam sobie żeby przypomnieć tekst, który idealnie pasowałby do sytuacji.- Zawsze musi być ten pierwszy raz! Jedziemy!!!
Naciskam pedał gazu i jestem pod wrażeniem z jaką łatwością auto rusza. To się nazywa ułatwienie. Nie muszę się martwić, czy mi zgaśnie, czy ruszy. Śmieszy mnie fakt, że Ksawier chwyta się trzymanki z boku. Jego przerażenie w oczach świadczy o tym, że chyba nie wierzy w moje umiejętności. Ja tam w nie wierzę i jadę sobie spokojnie. Będzie dobrze.
-Kierunkowskaz!- krzyczy chłopak, kiedy skręcam.- Wiesz co to jest?
-No przecież włączyłam!- wrzeszczę żeby się obronić. Poza tym denerwuje mnie, że chce mnie pouczać. Ledwo co ruszyliśmy, a ten już się wtrąca. Ja nie zamawiałam żadnej jazdy z instruktorem.
-To były wycieraczki! To drugie to kierunkowskaz!!!- wymachuje mi ręką przed oczami.
Mój błąd, ale najlepszym się przecież zdarzają. Oczywiście nie przyznaję się i jadę dalej jakby nigdy nic. Jazda samochodem jest naprawdę przyjemna. Zwłaszcza, że zaczyna się ściemniać i na niebie pojawiają się piękne kolory. Teraz to jest dopiero nastrój na oświadczyny!
-Iwo pozwolił Ci wyjść z pałacu?- pytam próbując zmienić temat i trochę rozluźnić chłopaka, który jest strasznie spięty. Chyba faktycznie boi się ze mną jechać.
-Poszliśmy na kompromis- odpowiada mi wymijająco.
-Możesz powiedzieć jaśniej, a nie robisz niepotrzebne tajemnice? Nie wiesz, że przez takie coś psują się związki? Dopiero, co mi się oświadczyłeś! Tak szybko chcesz popsuć atmosferę?!- nawijam jak szalona.- Skoro tego chcesz, to proszę bardzo! Żebyś potem mnie nie przepraszał, bo dla Twojej wiadomości to jestem pamiętliwa!
-Dziewczyno, ale ty się nakręcasz- wzdycha bezradnie. Robi to tak głośno, że to słyszę.- O wilku mowa!- pokazuje mi dzwoniący telefon, na którym widnieje napis Iwo.- Skup się na drodze, a ja odbiorę.
Robię tak jak każe. Wpatruję się w drogę, bo nie chcę spowodować wypadku. Staram się też użyć uszu i podsłuchać o czym rozmawiają. Średnio mi to wychodzi, ponieważ z moim słucham nigdy nie było za dobrze. Widzę tylko kontem oka, jak Ksawier obserwuje coś we wstecznym lusterku.
-Nie stresuj się teraz- zwraca się do mnie.- Iwo mówi, że od dłuższej chwili ktoś nas śledzi.
-A skąd Iwo to wie?- pytam ciekawa nie zwracając uwagi, na słowa, które przed chwilą powiedział.
-Głupie pytanie, przecież on od tego jest żeby zajmować się moim bezpieczeństwem- beszta mnie i patrzy poważnym wzrokiem.- Pasuje żebyś zgubiła tego czarnego SUV'a. Dasz radę?
-Pytasz jakbyś nie wiedział, że najbardziej na świecie lubię wyzwania- odpowiadam i przyciskam mocniej pedał gazu. Pora uruchomić ukrytego Kubicę, który siedzi głęboko we mnie.
-Aniela, ja wiem, że lubisz rzucać się na głęboką wodę. Tym razem potraktuj to poważnie.
-Wypraszam sobie...Ja zawsze traktuję wszystko poważnie!
Auto rozpędza się do takiej prędkości, że ciężko mi będzie zahamować. Ta prędkość aż mnie pociąga. To się nazywa prawdziwa jazda. Wyprzedzam auta, które stają mi na drodze. Jednocześnie obserwuję sytuację w tylnym lusterku. Czarny SUV cały czas siedzi nam na ogonie. W zasadzie to na bagażniku.
Nie poddaję się i walczę do samego końca i kiedy wydaje mi się, że go zgubiłam to z przeciwnej strony ktoś zajeżdża mi drogę. Niestety moja prędkość nie pomaga mi przy hamowaniu i po prostu wbijam się w to auto. Modlę się żebyśmy tylko nie dachowali, ponieważ auto wpada w poślizg.
Wszystko dzieje się tak szybko. Wypadki samochodowe to najgorsza rzecz. Nie polecam nikomu. Pasy wciskają mnie w fotel. Wybuchająca poduszka powietrzna sprawia, że tracę oddech i odczuwam silny ból w żebrach. Pękają szyby, a ich odłamki ranią mnie w twarz. Istne piekło.
Kiedy samochód w końcu się zatrzymuje spoglądam na bok. Ksawier stracił przytomność, ale jego klatka piersiowa się unosi. Musi mieć jakąś ranę na głowie, ponieważ po twarzy cieknie mu krew. Dobrze, że zapiął pasy, ponieważ mógłby tego nie przeżyć. Gdyby wyleciał przez szybę, to nie byłoby już co zbierać.
-Ksawier obudź się- szturcham go ręką.- Musimy się wydostać.
Najgorszy jest jednak fakt, że nie jestem w stanie się ruszyć, a z czarnego SUV'a i auta które zajechało nam drogę wychodzą podejrzane typki. Sprawne mam tylko ręce, którymi próbuję ocucić nieprzytomnego chłopaka.
-Halo?! Ksawier słyszysz mnie!?- z telefonu, który cudem ciągle jest cały, dobiega głos Iwa. Dzięki Ci Boże, że ciągle nad nami czuwasz.- Aniela!? Ksawier?!
-Mamy problem- udaje mi się wyjęknąć.
-Aniela?! Co się stało? Co z Ksawierem?!
Nie zdążam odpowiedzieć, ponieważ mężczyźni wyciągają mnie z auta jak szmacianą lalkę. Nie czuję nawet nóg.
-Co się dzieje?- pytam jak przez mgłę.- Gdzie mnie zabieracie?
-Zamknij się!- ktoś na mnie warczy, a ja nawet nie wiem co się dzije.
Jedyne co mogę stwierdzić, to fakt, że wsadzają mnie do auta i odjeżdżamy. A co z Ksawierem? Dlaczego tylko mnie zabrali? Serce mi przyśpiesza i łapią mnie duszności. Tylko nie teraz, niech ten napad sobie poczeka. Ale moje ciało już ze mną nie współpracuje i po prostu tracę kontakt z rzeczywistością.



* Twardowski J., Śpieszmy się.
_______________________________________________

Ale ten czas szybko mija...Już jesteśmy przy końcówce.
Następny rozdział standardowo we wtorek, ponieważ teraz będę miała straszne urwanie głowy i nie będę miała czasu na dodanie podczas świąt.
Zapowiedź jak zawsze z boku.
N