30 stycznia 2018

#9

Jeśli chcę się czegoś dowiedzieć o sytuacji przez którą teraz jest tyle problemów to muszę po prostu iść i zapytać tych ludzi. Tylko oni znają odpowiedź dlaczego to zrobili, nie ma więc sensu samemu ich osądzać i wysuwać podejrzenia, które mogły by być nieprawdziwe. Rozmowa, rozmowa i tylko rozmowa.
-Wiesz, że od tego wiele zależy?- pyta mnie Iwo, który nagle pojawia się koło mojego boku.
Myślałam, że Ksawier załatwił mi i sama będę mogła się tym zająć. Tak to jest prosić o coś
mężczyznę...Czemu ja zawsze muszę się tylko użerać z natrętami?
-Wydawało mi się, że sama miałam się tym zająć?
-Sama to miałaś ich przesłuchiwać- poprawia mnie chłopak.
-No to właśnie. Pytanie brzmi: co tutaj robisz?
-Idę z Tobą żebyś była bezpieczna. Obiecuję, że nie odezwę się ani słowem.
Ja już widzę jak ta obietnica będzie wyglądała. Jego słowa nic dla mnie nie znaczą, bo on i tak zawsze musi zrobić po swojemu żeby nie było znowu po mojemu. Zawsze przez niego mam pod prąd.
-Przecież go prosiłam! Książę pozwolił mi zrobić to samej!
-Chyba nie myślałaś, że pozwolę Ci to zrobić samej?- zaczyna się śmiać.
-Masz się nie odzywać, w ogóle najlepiej to było by gdybyś się im nie pokazywał...
Wchodzimy do celi, w której znajduje się kobieta i mężczyzna. W końcu jakoś wyglądają. Oczywiście nie zaznali za wiele odpoczynku i dobroci, ale przynajmniej teraz mogę na nich spojrzeć. No i mogę w końcu rozróżnić, które z nich to kobieta, a które mężczyzna.
-Dzień dobry, nazywam się Aniela- mówię starając się zyskać ich przychylność.
Przychylność i nie tylko, bo chyba wypada się przedstawić i przywitać wchodząc do pomieszczenia pełnego ludzi. Nieważne, że to cela więzienna, a oni są więźniami. Ważne żeby traktować ich jak ludzi, a nie zwierzęta.
-Po co się im przedstawiasz? Przecież próbowali Cię zabić.
Oczywiście, jakby Iwo się nie odezwał to by coś mu się stało. Tym komentarzem tylko podkłada mi kłody pod nogi, bo będą myśleć, że od razu jestem negatywnie do nich nastawiona. A tak nie może być! Jeżeli chcę dzisiaj coś tutaj się dowiedzieć, to muszę się pozbyć Iwo. Proste.
-Wyjdź- mówię błagalnym tonem.
O dziwo chłopak spełnia moją prośbę. I bardzo dobrze, ponieważ wrogie nastawienie w niczym tu nie pomoże. Tutaj trzeba jak z dzieckiem.
-Chciałam wam zadać kilka pytań. Byłabym wdzięczna za współpracę.
Kobieta kiwa głową, dając mi do zrozumienia, że będzie ze mną współpracować. Spoglądam na mężczyznę, który myślami znajduje się chyba gdzie indziej. Nawet nie zwraca na mnie uwagi.
-Jak słyszeliście przed chwilą to ja byłam jedną z osób w waszej restauracji, które zostały odurzone. Na wasze nieszczęście druga osobą był książę. Chciałam wyjaśnić tą sytuację.
-Nie musisz nam tłumaczyć, wiemy dlaczego tutaj jesteśmy!- warczy w końcu mężczyzna.
-A czy wiedzieli wtedy państwo z kim mieli do czynienia?
-A jeśli tak to co? Po co te pytania przecież i tak nas nie uratujesz!
-Uspokój się- upomina go kobieta.- Nie wiedzieliśmy kim jesteście...
Skoro nie wiedzieli to może nie zrobili tego celowo? Może to stało się przez przypadek? Muszę dowiedzieć się wszystkiego. Wiem, że tylko ja ich nie skazuję, bo dla reszty są już straceni.
-Co znajdowało się w jedzeniu i piciu, które dostaliśmy?
-Nie jesteś chyba zbyt mądra- podsumowuje mnie mężczyzna.- Skoro straciliście przytomność to musiały to być jakieś substancje odurzające.
Pomijam jego uwagę, ponieważ nie mogę teraz tracić czasu na takie bzdety. Przede wszystkim nie mogę pozwolić żeby udało mu się mnie sprowokować. Nie przyszłam tutaj z nikim walczyć.
-Dlaczego to zrobiliście?
-Potrzeba było nam pieniędzy, a wyglądaliście na bogatych!
Skoro były im potrzebne pieniądze to dlaczego nie ukradli auta? Przecież kiedy się uwolniliśmy to auto stało przed restauracją. Coś tu nie gra.
-Iwo!- wołam chłopaka.- Chciałabym porozmawiać z samą kobietą!
Lepiej będzie rozmawiać kiedy będą rozdzieleni. Kobieta przynajmniej wykazuje jakąś chęć wyjaśnienia szczegółów. A z mężczyzną nie mogę znaleźć wspólnego języka.
Skupiając się na analizowaniu wszystkich informacji nie zauważyłam, że panu nie specjalnie spodobał się mój pomysł oddzielnej rozmowy. Wyrażając swoje niezadowolenie po prostu się na mnie rzucił. Patrzyłam w zwolnionym tempie jak mężczyzna zmniejsza odległość, która nas dzieli. Nagle został jednak zatrzymany przez Iwo, który wyrósł spod ziemi.
Uśmiecham się do chłopaka dziękując za pomoc. Po chwili wszystkie osoby płci męskiej znikają i zostaję sama z przerażoną kobietą. W końcu.
-Proszę się nie bać, nic mu się nie stanie- mówię, chociaż nie jestem tego pewna.- Kilka faktów się nie zgadza, chciałabym prosić panią o wyjaśnienie.
-Powiem wszystko- przytakuje kobieta, robi to chyba ponieważ martwi się o męża.
-Skoro były potrzebne wam pieniądze to dlaczego kiedy uciekliśmy to auto stało tam gdzie je zaparkowaliśmy? Nic nam nie ukradliście, więc pieniądze nie są wyjaśnieniem.
-Ale to prawda! Potrzebujemy pieniędzy, ale kiedy sprawdziliśmy w portfelu chłopaka, że to książę po prostu zostawiliśmy was w spokoju.
-Wiec trujecie wszystkich innych, którzy pojawiają się w waszej restauracji?- pytam przestraszona.
-Potrzeba nam pieniędzy.
-Czyli to prawda...A co dzieje się z tymi osobami? Czy one żyją?- jąkam się zadając ostatnie pytanie.
Przeraża mnie myśl, że wszyscy klienci mogli by być truci, okradani a potem zabijani. Kręcę głową żeby wyrzucić ten scenariusz z głowy. Takiego horroru bym nie chciała.
-Kiedy zabierzemy im wszystkie wartościowe rzeczy, zawozimy ich do lasu i zostawiamy. Nie sądzę żeby umierali od środka usypiającego....
Ktoś tu ma zadatki na mordercę. Tyle, że oni przynajmniej nikogo nie zabili, chyba...
-Dlaczego potrzeba wam pieniędzy?
-Kilka miesięcy temu zniknął nasz syn- zaczyna opowiadać kobieta.- Niedługo potem dostaliśmy list, że możemy go uratować płacąc pewną sumę pieniędzy. Niestety dla normalnych ludzi niemożliwe jest posiadanie takiej sumy. Znaleźliśmy wiec inny sposób.
To brzmi straszne, ale jest prawdziwe. Który rodzic nie zrobił by tego dla swojego dziecka. Nawet nie chcę myśleć co czują...Mieli po prostu pecha, że pojawiliśmy się wtedy z księciem w ich restauracji. A teraz będą mieli jeszcze dodatkowy problem, bo nie sądzę żeby odurzenie przyszłego władcy tego kraju pozostało bezkarne.
-Więc te wszystkie czyny były po to by ratować syna...A nie prościej było by to gdzieś zgłosić?
-Po pierwsze zgłoszenie tego nawet nie wchodzi w grę, bo wtedy nie odzyskamy syna. Po drugie list przyszedł z Makumoni.
Makumonii czyli czego? Zatrzymuję to pytanie dla siebie żeby nie wyszło, że nie wiem co to.
Biorę głęboki oddech, dziękuję jej za rozmowę i wychodzę. Na korytarzu czeka na mnie Iwo.
-Co to jest Makumonia?- pytam.
-Widzę, że nie jesteś orłem z geografii. Państwo sąsiadujące z nami- odpowiada Iwo.- Aha no i rządzi w nim rodzina Liliany.
Znowu ona. Wszędzie jej pełno. Zdecydowanie za pełno.
-To Liliana nie jest stąd?- pytam.
-No nie, to księżniczka Makumoni.
Dlatego się tak zachowuje. To wszystko wyjaśnia dlaczego ma takie mnie manie o sobie...
-Musimy się wszyscy spotkać i wszystko wam wyjaśnie.



Stoję i patrzę przez okno. Jest piękna noc. Księżyc świeci w pełni, a ja zamiast iść sprać to myślę co zrobić ze sprawą porwania. Pomóc czy nie? Szukać chłopaka czy może tamci ludzie kłamali?
Wzdycham zrezygnowana. W oczy rzuca mi się prezent, który dostałam od Viktora. W dalszym ciągu leży nieodpakowany. Sięgam po pudełko i odwijam z ozdobnego papieru.
Moim oczom ukazuje się pudełko z najnowszym iphonem. No właśnie! Miałam prosić o telefon, ale teraz już nie muszę. Normalnie cieszyłabym się bardziej, ale to prezent od Viktora...
-Co to za telefon?- pyta Ksawier, który nagle pojawia się w moim pokoju.
-O już jesteś- mówię i wsadzam telefon do pudełka.- Ym dostałam ostatnio w prezencie od Viktora.
-Wyrzuć go- warczy słysząc imię chłopaka.- Masz się go pozbyć! Albo nie daj mi go!
-Żartujesz sobie? Mój telefon się zepsuł, a ja mam wyrzucać ten, który dostałam za darmo? I to iphona?!
-Oddawaj go! Moment...To oznacza, że wcale nie masz telefonu?
-No mówię ci, że się zepsuł kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz- warczę.- Miałam prosić o nowy, ale ciągle zapominam, bo mam ważniejsze sprawy na głowie.
Taka prawda. Ja tutaj nawet nie mam wolnych dni, a godziny mojej pracy są tak elastyczne, że mój organizm z czasem wysiądzie z wycieńczenia.
-Musimy pozbyć się tego telefonu bo nie wiemy w jakim celu Ci go dał! I skąd wiedział że nie masz telefonu?!
-Bo kiedyś chciał mój numer...
-Dałaś mu!?
-No jak miałam mu dać skoro nie mam telefonu?!
-Oddaj mi ten, a obiecuję że jutro dostaniesz inny.
Wzdycham i oddaje mu pudełko bo nie mam ochoty na kłótnie. Wyrywa mi je z rąk i siada na krześle. Ja za to opieram się o parapet i ponownie wyglądam przez okno.
-Czemu chciałaś mnie widzieć?- pyta po chwili.
-Reszta zaraz tu będzie- wzdycham.- Ale to prawda najpierw chciałam porozmawiać z Tobą.
-Niech zgadnę pewnie znowu masz jakiś super plan i chcesz mnie prosić o pomoc w jego wykonaniu?
Uśmiecham się pod nosem. Ostatnio za dobrze idzie mu odczytywanie moich intencji.
-Coś Ty, po prostu chciałam się z Tobą zobaczyć!
-Jasne- zaczyna się śmiać.- Odkąd postawiłaś nogę w moim domu na twojej twarzy widać odliczanie dni ile jeszcze będziesz musiała tu zostać.
-Wyobraź sobie, że moim marzeniem nie jest utkwienie tutaj na resztę życia... Chciałabym wrócić do siebie.
Właśnie. Mój prawdziwy dom. Ciekawe teraz co się dzieje u mnie...
-Przejdźmy do sedna, ponieważ Iwo i Adelina zaraz tutaj będą- mówi chłopak.- Czego chcesz?
-Zaraz opowiem wam co dowiedziałam się przesłuchując tych ludzi, ale zanim to zrobię musisz mi obiecać, że zgodzisz się na moją prośbę.
-Jak mam Ci to obiecać skoro nawet nie wiem o co poprosisz?!
-Dlatego będziesz musiał mi uwierzyć z wyprzedzeniem.
-Mam przeczucie, ze to nie skończy się dobrze...
Zabawne bo też mam takie przeczucie, ale muszę spróbować. Próba nie strzelba, a dopóki mogę zrobić coś dla dobra ogółu to muszę to zrobić i tyle. Taka już moja natura.
-Obiecaj mi- proszę go używając miłego tonu głosu.
Kiwa głową na zgodę jednak jego mina mówi coś innego, dlatego nie wiem czego się spodziewać. Dalszą rozmowę przerywa wejście Iwa i Adeliny. Pojawiają się wtedy kiedy akurat ich potrzebuję.
-Skoro już wszyscy są to zaczynam- mówię czując się jak zawodowy mówca.
-Najwyższa pora żebyś nam wszystko opowiedziała- mówi Iwo.
-Przepraszam, że tak długo mi to zeszło, ale musiałam przemyśleć jedną sprawę- tłumaczę dlaczego przełożyłam nasze spotkanie na wieczór.
-Zaczynaj- zachęca mnie Adelina.
-Jak Iwo zabrał mężczyznę to kobieta zaczęła mówić- informuję.- Pewnie bała się, że coś stanie się jej mężowi...
-Dlaczego mężczyzna został zabrany?- pyta Adelina.
-Rzucił się na nią- odpowiada jej Iwo.- Nie wiem czym tak wywołałaś jego wściekłość, ale długo nie mogłem go uspokoić.
-Mówiłem, że jak sama tam wejdziesz to będziesz w niebezpieczeństwie!!!- wstaje zdenerwowany Ksawier i zaczyna chodzić po pokoju.
Oczywiście jego złość jest nie na miejscu, ponieważ to już przeszłość. Nic nie zmieni tego, że chłop rzucił się na mnie rozwścieczony. W zasadzie to miał powód! Zatrzymuję te przemyślenia jednak dla siebie.
-Sprawa wygląda tak, że oni nie chcieli nas zabić- chcę wytłumaczyć, ale znowu nie jest mi dane dokończyć.
-Nie chcieli?! Więc przez przypadek dosypali coś wam do jedzenia?!
-Dajcie mi skończyć nooo- mówiąc to czuję się jak dziecko, które prosi o coś matkę.- Dopiero po fakcie dowiedzieli się kim jesteśmy!
-To wyjaśnia dlaczego wszystkie wartościowe rzeczy były na miejscu- odzywa się Ksawier.
-Więc dlaczego to zrobili?- zadaje właściwe pytanie Adelina.
-Kilka miesięcy temu zniknął ich syn. Potem dostali list i dowiedzieli się, że został porwany. Potrzebowali ogromnej sumy pieniędzy na okup.
-Więc nie tylko wy byliście ich ofiarami?!- oburza się Iwo.
-Po twojej minie widzę, że chcesz się zająć tą sprawą- mówi Adelina.
Kiwam głową, potwierdzając słowa dziewczyny. Widząc mój gest Ksawier otwiera szeroko oczy, chyba już wie o co go poproszę.
-Chyba sobie żartujesz!- wrzeszczy wymachując rękami tak szybko, że mam wrażenie, że zaraz odleci.- Przypominam Ci, że jesteś moją asystentką i twoim zadaniem nie jest zbawienie całego świata!
Teraz jestem asystenyką. Ostatnio byłam jego prawą ręką i doradcą, a jeszcze dawniej służącą. Nieźle, nie wiem czy jest ktoś inny kto w przeciągu tak krótkiego okresu zmienił tyle pozycji w pracy. A może powinnam nazwać to awansem?
-Przecież to tylko jeden chłopak!- dodaje Iwo.
Ten argument działa na mnie jak płachta na byka. Jeden chłopak!? Tylko dlatego, że jeden to trzeba go zostawić?
-Sprawdziłam i ostatnio doszło do kilku podobnych sytuacji!- przedstawiam im fakty.
-To jest rezydencja królewska nie centralne biuro śledcze!
-Obiecałeś mi- mówię do Ksawiera.- To jest więc moja prośba. Pozwól mi zająć się tą sprawą.
-Dlaczego tak bardzo Ci zależy?- pyta zaciekawiona Adelina.
-Jego rodzice zostaną skazani za próbę zabójstwa i to następcy tronu! Nie sądzę, że uda mi się uratować ich życie...Za to mogę odnaleźć ich syna i pozwolić im się zobaczyć ostatni raz.
Nie wspominam, że czuję się winna całej sytuacji. Przez to, że byłam głodna wylądowaliśmy w ich restauracji. Wszystko przez mój nienajedzony brzuch. Poza tym już raz poświęciłam czyjeś życie. Mam tutaj na myśli sprawę próby pozbycia się Victora. Drugi raz nie pozwolę na coś takiego.
-Dobrze, zajmijmy się więc tym razem- odzywa się po chwili książę.
-Mamy jeszcze jeden problem...Ten list od porywaczy przyszedł z Makumonii...Sprawdziłam i wszystkie inne sprawy dziwnych zniknięć miały miejsce przy granicy właśnie z Makumonią.
-Kogo porywano?- pyta Iwo.
-Głównie mężczyzn w wieku od 19 do 25lat- odpowiadam.
-Dziwne, po co komuś z Makumonii tylu młodych chłopaków?- myśli na głos Adelina.- 19 do 25lat? Hmm może siła robocza?
-Jaki masz plan? Jak chcesz się tym zająć?- pyta książę, który z tego wszystkie znowu wrócił do siedzenia na krześle.
-Planowałam wybrać się do Makumonii i powęszyć- wzruszam ramionami.
-Ciężko będzie się nam wszystkim wyrwać, ale już mam pomysł jak to załatwić- odpowiada chłopak.
Wiedziałam, że jak już go przekonam, to będzie dla mnie pomocną dłonią w tej sprawie.



-Czy Ty na serio uważasz, że zatrzymanie się u Liliany w domu to dobry pomysł?- pytam, kiedy siedzimy wszyscy w aucie i ruszamy z misją do Makumonii.
Zapakowaliśmy walizki i siedzieliśmy już w samochodzie. Iwo prowadził, Adelina siedziała z przodu na miejscu pasażera, a ja z księciem na tyłach.
-Oczywiście, że nie- odpowiada Ksawier.- Ale to jedyny sposób.
Serio? Sam nie uważa tego za dobry pomysł, ale brnie w to ile wlezie. Ta dziewczyna jest tragiczna. Należy do grona nielicznych osób, których żałuję, że poznałam! A teraz mam jeszcze zostać w jej domu i pewnie kłaniać się w pas bo okazuje się, że jest jakąś cholerną księżniczką.
-Szczerze? To nienawidzę tego genialnego pomysłu- mruczę.
-Musimy się gdzieś zatrzymać, a tylko ona zapewni nam odpowiednie warunki- tłumaczy Iwo, który nie wiem czemu, ale zachowuje się na razie w miarę przyzwoicie.
-Co macie na myśli odpowiednie warunki?- wtrąca się Adelina.
-To nieistotne! Ja mogłabym spać nawet na ziemi! Byle by zdala od niej.
-A ja nie!
Mierzę księcia wzrokiem. No oczywiście bo jaśnie pan by nie przeżył kilku godzin spania na ziemi. Jemu tylko wszystko musi się błyszczeć i pachnieć luksusem.
-Ciekawi mnie tylko...Jakim cudem Liliana tak łatwo się zgodziła- mówi Iwo.
-Powiedziałem jej, że skoro ja traktuję ją u siebie jak gościa to miło by było gdyby ona zapewniła mi to samo u siebie.
-Szkoda tylko, że nie dodałeś, że ona powinna zostać...
No bo oczywiście ta wywłoka musiała jechać z nami. Chwała ci panie, że w tym samochodzie nie zmieści się więcej osób i jadą z Victorem osobnym autem. Bo nie wiem czy bym to przeżyła...
-Wydaje mi się, że ostatnio oni Cię prześladują- podsumowuje Adelina.- W sensie Victor i Liliana.
-Czemu tak myślisz?- pytam.
-No bo nagle się zjawili i planowali zostać na dłużej, po czym jedziemy do Makumonii, a oni za nami.
-To takie dziwne, że wraca do domu?- dziwi się Ksawier.
O nieee oczywiście to jak najbardziej normalne, że babka prześladuje go i ma inwigilację 24/7. No po prostu bomba. W dodatku prześladuje też mnie bo umaniła sobie coś w tej swojej chorej głowie.
-Bawi mnie fakt...-zaczynam.- Że niby ta wasza wielka miłość się skończyła, a jednak jej bronisz!
I szkoda, że nie widzi swojej miny, jak reaguje na jej imię...Ale tego już nie wypowiadam na głos.
-A dlaczego Ty masz pretensje?
Nie odpowiadam. Znowu cisza. Nikt się nie odzywa. A ja rozmyślam nad tym co powiedział. Czy faktycznie to była pretensja? Jeżeli tak to o co tak na prawdę mi chodzi?
Nagle, ktoś przerywa mój wewnętrzny wywód, szturchając mnie w rękę. Patrzę i widzę Ksawiera podającego mi pudełko. W oczach momentalnie zapalają mi się lampki. Telefon!
-Dziękuję!- uśmiecham się szeroko i zabieram prezent.
-Co to?- pyta Adelina odwracając się przez ramię.
-Telefon- odpowiadam szczerząc się od ucha do ucha.
-Nie miałaś telefonu?!
-Jakoś tak wyszło- odpowiadam krótko, bo nie chce mi się tłumaczyć całej historii z telefonem.
Obracam w rękach nowe urządzenie. Nie jest to iphone tylko najnowsza wersja Samsunga. Jasny gwint! Ogólnie to dziwna sprawa, że mają tutaj wszystkie firmy co w normalnym świecie.
-Jaki mamy plan?- odzywa się Iwo, który milczał przez dłuższą chwilę.
-Zastanawiam się właśnie co zrobimy skoro ta debilka będzie łaziła cały czas za nami.
-Właśnie! Ona pójdzie wszędzie tam gdzie Ksawier. A znowu Victor pójdzie wszędzie tam gdzie Liliana.
-Wtedy nie ma mowy o przykryciu- wzdycham zrezygnowana.
Ja na prawdę nie wiem jak ja mam pracować w takich warunkach. Po prostu tragedia.
-Zrobi się wycieczka- zaczyna Iwo.- A wtedy nawet nie ma mowy o jakimś dochodzeniu.
-Trzeba będzie coś wymyślić...
-A tak w ogóle co powiedziałeś ojcu?- pyta Iwo.
-Nawet nie chcesz wiedzieć...
-Zgodził się bez problemu?
-Cytuję ''na razie nie będę zadawał pytań, ale jeżeli znowu będą przez Ciebie kłopoty to pożałujesz"
-Widzę, że nie jesteś zbytnio przerażony- podsumowuję.
-Kiedyś bałem się tych słów- wzrusza ramionami.- Ale gdy słyszysz je po raz pięćdziesiąty to nie robią żadnego wrażenia.
Może na Tobie. Mnie na samą myśl o królu przechodzą ciarki. Straszny mężczyzna.
-Skoro tyle razy to słyszałeś, to oznacza, że nie umiesz uczyć się na błędach- mówię głośno swoją tezę.
-Albo, że lubię wnerwiać ojca- uśmiecha się.
-Nigdy nie byłeś dobrym synem- śmieje się Iwo.
A ten co się odzywa. Z tego co wiem to oni znają się tylko kilka lat. Niech lepiej skupi się na prowadzeniu auta, chociaż musi być to dla niego trudne skoro siedzi koło niego Adelina. Nadal nie znalazłam dowodu na ich sekretny związek. W dalszym ciągu też żadne z nich nie potwierdziło tego, ale jeszcze trochę czasu i ujawnię ich gorący romans. Bo przecież musi tu być jakiś wątek romantyczny!



-Mam ochotę na herbatę- wydymam usta jak małe dziecko.
Serio tak dawno jej nie piłam. Ostatni raz jak przeniosłam się tutaj w cudowny sposób i Adelina zrobiła mi to herbato podobne coś. A ja napiłabym się normalnej herbaty z cytryną. Czy to tak wiele?Nie dawno przyjechaliśmy na miejsce i jesteśmy na etapie wymyślania planu jak pozbyć się Liliany i Victora żeby zająć się tym zaginionym synem.
-Zaraz Ci ją zrobię- proponuje Adelina.
-Sama sobie robię- szybko odpowiadam, ponieważ miałam już okazję pić jej herbatę.
I co? I była okropna! Nigdy nie piłam tak niedobrego cholerstwa! Nigdy więcej.
-W porządku- mówi dziewczyna i siada na łóżku.- Trafisz do kuchni?
-Jakoś sobie poradzę.
-W takim razie ja się zdrzemnę- kładzie się na łóżku.- Tylko nie wpakuj się w żadne kłopoty!
Kiwam głową dając jej znak, że zrozumiałam. Moim jedynym kłopotem jest fakt, że muszę znaleźć kuchnię w tym ogromnym miejscu. A nie dostałam żadnego planu budynku i gps tutaj nie zadziała.
Mijając te szerokie i puste korytarze czuję się jak w muzeum. Czyli jedna wielka nuda. Nagle na mojej trasie spotykam Ksawiera.
-Halo!- krzyczę i podbiegam do niego.- Co tutaj robisz?
-Idę korytarzem. Nie widać?
-Nie rzucaj się tak. Tylko zapytałam.
-A Ty?
-A ja co?
-Co tutaj robisz?- pyta przyglądając mi się dokładnie.
-Idę po herbatę z cytryną- odpowiadam.
-To chodźmy- zaczyna iść, a ja podążam za nim.
Wspólna herbata? Eeee no czemu nie, ale będzie chyba trochę niezręcznie. A może fajnie? Podobno przy herbacie ludzie się poznają. Czy to moment w którym zostaniemy przyjaciółmi bo herbata nas połączy? Idę obok chłopaka, który pogrążony jest w swoich myślach. Mimo tego porusza się w tym labiryncie z ogromną swobodą.
-Widzę, że dobrze znasz to miejsce.
-Widzę, że twoje oczy działają.
-O co Ci teraz chodzi?- pytam zdezorientowana.
-No bo ciężko się nie domyślić, że znam to miejsce skoro poruszam się tutaj z łatwością.
-Zgaduję, że byłeś już tutaj.
-Prawda, nie był to jeden raz.
Cóż może jeszcze wtedy był z tą wiedźmą. Ale jaja tworzyli wtedy pewnie jakąś diabelską parę. Mam nadzieję tylko, że nie dręczyli ludzi kiedy było im nudno...Chociaż teraz Liliana ma lepszego partnera, bo Victor wygląda na groźniejszego. Ma w sobie to coś, czego nie chcesz odkrywać.
Wchodzimy do ogromnego pomieszczenia, które tutaj nazywa się kuchnią. U mnie wyglądałoby to jak sala bankietowa. Chłopak wskazuje mi ogromny stół przy, którym mam usiąść, a sam znika na chwilę.
Zaraz pojawia się z dwoma kubkami herbaty. Ciekawe czy sam je przygotował? Wciągam powietrze i czuję ten cudowny zapach cytryny. Już nie mogę się doczekać żeby wziąć łyka.
Stawia kubki na stole i zajmuje miejsce obok mnie tak blisko, że prawie stykamy się ramionami.
-Jak to jest przemierzać miejsce, które przynosi ci same wspomnienia?
-Nie przesadzaj z tą nostalgią. Lepiej powiedz czy już coś wymyśliłaś?
-Cóż mam kilka pomysłów, ale jeszcze nie wiem na który się zdecydować.
-Najlepiej na jakiś dobry i skuteczny.
-Jak na to wpadłeś geniuszu?- śmieję się.- A tak na serio to główny plan jest taki, że trzeba ich czymś zająć. I myślę, że w tym wypadku będziesz musiał wykorzystać waszą znajomość. Oczywiście na to nie musisz się zgadzać...
-Dobra- kiwa głową.
-Nie musisz się zgadzać, ale fajnie by było jakbyś to zrobił.
-Rozumiem. Zgadzam się.
-Oczywiście nie musisz nam pomagać kosztem samego siebie.
-Aniela- zaczyna się śmiać.- Powiedziałem już dwa razy, że się zgadzam!
-Serio? To świetnie, bo nie miałam pomysłu jak Cię przekonać. Bałam się, że się nie zgodzisz...
-Zależy mi żeby pomóc w odnalezieniu tego chłopaka i dowiedzieć się o co chodzi z tymi dziwnymi zniknięciami. To moi przyszli poddani, więc chce im pomóc.
-Ok, ale wiem, że przebywanie w towarzystwie tej dwójki nie będzie dla Ciebie łatwe. No bo wasza przeszłość...
-Przeszłość przeszłością. Moje relacje z nimi są mega poplątane i chore. Spędzenie z nimi czasu nie jest na mojej liście ulubionych rzeczy, ale dam radę.
-Cieszy mnie, że jednak masz jakieś uczucia i że dorosłeś!
Wybuchamy śmiechem. I pomyśleć, że nasza znajomość rozpoczęła się od kłótni i przemocy, a teraz siedzimy razem i popijamy herbatę. Uśmiecham się na tę myśl.
Chwytam za kubek i upijam łyka herbaty. Jest tak gorąca, że język aż mi drętwieje. Niestety nie tylko mój język zostaje poparzony, ponieważ nagle pojawia się przed nami Liliana, która niby przez przypadek, niefortunnie upada na stół i cały wrzątek wylewa się na mnie.
Ksawier chciał mnie jakoś zasłonić, ale jego próba była za wolna i wszystko ląduje na mnie. Cholera!
Wstaję wściekła na nogi.
-Nic Ci nie jest?- pyta zmartwiony chłopak.
-O matko! Przepraszam! Potknęłam się- tłumaczy się Liliana wymachując rękami.
Jasne. Potknęła się? Chyba o swoje długaśne nogi. Biorę oddech żeby się uspokoić. Ciężko to zrobić, ponieważ miejsca, które zostały oblane pieką mnie jak diabli. Powinnam je chyba przemyć zimną wodą.
-Powinnaś iść się przebrać- mówi dziewczyna.- Będziemy zaraz grać w karty. Poczekamy na Ciebie.
Co za wspaniały pomysł i okazja. Spoglądam ukradkiem na Ksawiera mając nadzieję, że zrozumiał o co mi chodzi. Mruga oczami i wiem, że czas zacząć plan.
Zostawiam ich w tej pseudo kuchni i biegnę ile sił w nogach. Nie można zmarnować takiej okazji. To chyba Bóg wymyślił te karty. Oczywiście zanim docieram do pokoju gubię się dziesięć razy w tym labiryncie.
-Adelina, wstawaj!- wrzeszczę do niej przebierając się w między czasie.- Złaź na dół zagrać w karty i powiedz, że ja źle się czuję, a Iwo coś załatwia.
-O co chodzi?- pyta podnosząc się z łóżka i ziewając.
Patrzę na nią niecierpliwie. Nie ma teraz czasu na pobudkę ze snu zimowego. Niech wstaje i zasuwa na dół, a ja zaraz zajmę się całą sprawą.
-Ksawier Ci wytłumaczy. Ja muszę znaleźć Iwo i zaczynamy działać.
-W sensie to jest ten twój plan?
-Oczywicie. Prawda że genialny?



-Czy ubrałaś się na czarno, bo myślałaś, że staniesz się niewidzialna?- pyta Iwo, kiedy wysiadamy z auta.
Dojechaliśmy na jakieś zadupie, które odkryliśmy. To stąd nadano list z żądaniem okupu.
-Też uważasz, że to świetny pomysł?
-Uważam, że powinnaś założyć sobie jeszcze kominiarkę na łeb żebym nie musiał oglądać twojej twarzy.
Puszczam tą kąśliwą uwagę, ponieważ muszę się skupić. Idziemy, a właściwie to szukamy adresu, który był na tym liście z informacją o porwaniu. Jest tak ciemno, że ledwo widzę co znajduje się na około. Nie wiem gdzie stawiam stopy.
-Przestań odstawiać akcje z filmu szpiegowskiego- mruczy Iwo.
-O co Ci chodzi? I czy ty mógłbyś przestać narzekać?
-Nie mógłbym! Bo nie widzisz tego cyrku, który odstawiasz!
-No co niby takiego robię?
-Latasz od drzewa do drzewa jakby co najmniej ktoś mógł Cię zobaczyć w tej ciemności...
-Przezorny zawsze ubezpieczony! Poza tym wydaje mi się, że powinniśmy mówić szeptem.
-Dobrze Ci się wydaje- śmieje się jakiś głos.
Rozglądam się przestraszona próbując dostrzec kto to mówi i gdzie ta osoba się znajduje. Bo na pewno to nie był Iwo. Nie szukam długo, ponieważ Iwo już znalazł i wysunął się instynktownie przede mnie. W normalnej sytuacji wyśmiałabym go, ale teraz...
-Czego szukacie tutaj koteczki?
-Zgubiliśmy się po drodze- odpowiadam.
-A mi się wydaje, że jednak czegoś szukacie...
Fajnie by było gdybym chociaż widziała kto to mówi, ale w tej ciemności i mając przed sobą ludzki mur o imieniu Iwo jest to wybitnie trudne zadanie.
-Po co zakładać z góry najgorsze- zaczynam.- W tej ciemności ciężko znaleźć drogę.
-Maleńka widzieliśmy jak wysiadacie z auta, które zostawiliście kawałeczek stąd, więc już nie kłam. Brać ich!
Na te słowa, czuję jak Iwo momentalnie się napina i przyjmuje postawę obronną. A ja? A ja muszę zrobić to samo, bo nie jestem jakimś słabym pionkiem.
-Dobrze, że kiedyś pokazałaś mi, że umiesz się bić- mruczy Iwo.- Przynajmniej nie będę musiał się o Ciebie martwić.
No wielkie dzięki kolego. Boże jeżeli to przeżyję to obiecuję stać się lepszym człowiekiem, bo mając takiego kompana u boku może być ciężko. Mam nadzieję, że Iwo nie wpadnie na pomysł zostawienia mnie tutaj...
-Umiem się bić, ale za agresją nie przepadam- odpowiadam.
-Podczas naszego pierwszego spotkania odniosłem inne wrażenie.
-Myślę, że to nie jest ani miejsce ani czas na wspominki- mówię kiedy widzę kilku ludzi biegnących w naszą stronę.
-Trzymaj się blisko- zdążył jeszcze powiedzieć Iwo i zaczęło się.
Trzeba było się bronić i atakować. Agresja wypełnia całe pole i moje ciało. Wszędzie tylko ciosy. Oczywiście nie jest tak, że jestem jakimś mistrzem walk. Dostaję też kilka razy. Na szczęście nie w twarz... Moja taktyka polega na tym żeby ją oszczędzać , bo ciężko wygoić siniaki spod oczu.
-Jak tam?- woła Iwo.
Na moment dekoncentruję się i spoglądam na chłopaka, który wygląda jakby tańczył. Wow, na serio bardzo dobrze się prezentuje podczas walki. Adelina normalnie ci zazdroszczę. Taki chłopak to no...Bez komentarza.
I ta chwila nieuwagi wystarczy i obrywam w brzuch. Ból który czuję jest niewyobrażalny. Cholera! Łapię powietrze i zginam się wpół. Mam wrażenie, że w miejscu w które zostałam uderzona powstała dziura. Mija kilka sekund i Iwo jest przy mnie.
-Ogarnij się bo musimy im wklepać i wrócić żywi!- klepie mnie po ramieniu.
Łapię kilka głębokich oddechów i prostuję się. Rozglądam się szukając zagrożenia, czyli ludzi którzy tak chętnie nas biją. Okazuje się, że leżą znokautowani na ziemi. Świetnie Iwo, na prawdę!
-Z tym powrotem może być wam ciężko- śmieje się jakiś gość.
Spoglądam w stronę głosu i widzę jakiegoś mafioza. Otwieram szeroko oczy kiedy widzę, że celuje do nas z pistoletu. Dlaczego on ma pistolet? Przecież my nie mamy żadnej broni. Mieliśmy tylko się porozglądać, a trafiliśmy w sam środek kina akcji.
-Kochaniutka- rusza w moją stronę.- Twój kolega jest strasznie agresywny.
-Nie agresywny, ja po prostu lubię komuś solidnie przywalić- odpowiada mu Iwo.
Facet jest już bardzo blisko nas i trzyma naładowany pistolet wymierzony konkretnie w moją stronę. Serce wali mi tak mocno, że chyba zaraz połamie mi żebra.
-Szkoda takiej ładnej buźki...
No nie, nie dawno byłam postrzelona. Nie wydaje mi się żebym tym razem też miała takie szczęście. Teraz jak mnie trafi to nie wyląduję w szpitalu tylko pod ziemią. Bo gość wygląda na profesjonalnego mordercę, który nie zawaha się.
Wiecie jak to jest kiedy sekundy dłużą Ci się niemiłosiernie?
Jeden moment i słyszę wystrzał. Straszny dźwięk. Zamykam oczy i zmawiam szybką modlitwę, ale jedyny ból jaki czuję to potłuczone ciało i ciężar na sobie. Otwieram oczy i widzę Iwo, który leży centralnie na mnie. Zajebiście.
Chłopak spogląda na mnie. Z przymrużonymi oczami, a jego twarz wykrzywia ból.
-Amatorko- mówi.- Nie wiesz, że pocisków trzeba unikać.
Po mału schodzi ze mnie i z oporem podnosi się, łapiąc się za ramię. Wstaję i przyglądam się chłopakowi. Z miejsca za które się trzyma leci krew. Zatykam usta ręką, musiał zostać postrzelony kiedy rzucił się na mnie. Nawet nie umiem opisać słowami jak źle się czuję z tym faktem, że przeze mnie został ranny. Okej może nie przepadamy za sobą, ale jednak...
Przez tą całą sytuację zapominam o kłopotach. Facet podchodzi bliżej nas. Martwi mnie fakt, że Iwo zamiast uciekać, to idzie w jego kierunku. Chciałam krzyknąć żeby przestał i że powinniśmy uciekać, ale słowa nie mogły wyjść z moich ust. Ciągle jeszcze przezywałam sytuacje z przed chwili.
-Chłopcze umrzesz w bólu- mówi mężczyzna, który jest co raz bliżej.- Obiecuję Ci to.
-Na coś trzeba przecież umrzeć- śmieje się Iwo.- Aniela uciekaj! Dogonię Cię zaraz.
Dlaczego czuję, że to nie są szczere słowa. Przecież on nie ma szans z pistoletem. Ignoruję słowa, które do mnie mówi i stoję przyglądając się. Przyglądam się jak jakiś tępak.
-Widzę, że śmierć Ci nie straszna. Może więc powinienem się z Tobą troszkę pobawić?
I znowu słyszę strzał. Iwo zgina się. Biegnę w jego stronę. Ty idioto! Dlaczego stał i patrzył jak gość do niego strzela. Co robisz Iwo?! Boże, mam do pokonania kawałek zanim do nich dobiegnę, żebym zdążyła zanim gość wyceluje tak, że Iwo już nie wstanie.
-Przestań!!!!- wołam i podbiegam do nich.
-Czemu Ty kurwa nigdy się nie słuchasz?!- warczy Iwo, ale za każdym słowem krzywi się bardziej.
Najpierw ręka, teraz udo. Ten gość to psychopata! Postrzelił go w nogę. Psychopata.
-O może teraz koleżanka!
Pistolet został wycelowany w moją stronę. 1,2,3,4 sekundy lecą, ale strzał nigdy nie pada, bo Iwo serio nie wiem jak on to zrobił, ale wybija pistolet z rąk gościa kopniakiem. Wszyscy patrzymy jak pistolet odlatuje kilka metrów dalej. Dopiero był postrzelony w udo, a teraz wybił ten pistolet podnosząc nogę jak baletnica. Czym on mnie jeszcze zdziwi?
Gość uśmiecha się pod nosem i wyciąga zza paska coś co błyska. Nóż! Cholera chodząca zbrojownia! Niestety robi to tak szybko, że Iwo tego nie zauważa. Nic dziwnego jest przecież ranny. Czas leci w zwolnionym tempie, a mafiozo celuje nóż w stronę Iwo. Jeżeli go trafi to koniec.
Rzucam się do przodu, ale szybko dociera do mnie że jeżeli trafi mnie to w niczym to nie pomoże. Cofam się więc trochę i zatrzymuję nóż ręką. Normalnie łapię go w dłoń jak widelec tyle, że to cholernie boli.
-Ty idiotko!- warczy Iwo.
Idiotko? Przecież nie mogłam pozwolić żeby cierpiał przeze mnie. Myślę, że dwie rany postrzałowe mu wystarczą na dzisiaj. Musimy stąd jakoś zwiać.
-Spoko, trzymam mocno- staram się mówić pewnie, ale po tonie mojego głosu nie wygląda na to.
Poza tym to prawda. Trzymam nóż tak mocno, że gość nie może go wyciągnąć. Patrzy na mnie zaskoczony i sparaliżowany. Czyli mój czyn był nie do przewidzenia. Cieszy mnie to, ale wiem, że będę potem żałowała, bo będą musieli mi sszyć całą dłoń. Cholera!
Musimy jednak wykorzystać tą szansę. Zaciskam mocno zęby, bo wiem że będzie bolało i po prosto wyrywam mu narzędzie z dłoni. Chwytam je teraz za odpowiednią stronę, a ostrze szybkim ruchem wbijam mu w brzuch.
Ta chwila wystarczy.
-Możesz biec?- chwytam chłopaka pod pachy.
Kiwa mi głową i ruszamy w stronę auta. Nie mogę powiedzieć, że robimy to w szybkim tempie, bo oboje jesteśmy ranni. Ja mniej, Iwo bardziej, ale chwila zaskoczenia, którą nam stworzyłam wystarcza by dobiec do auta.
Wkładam rękę do kieszeni chłopaka i wyciągam kluczyki.
-Co robisz?- pyta zaskoczony.
-Przecież nie będziesz prowadził w takim stanie- mówię i ładuję go na miejsce pasażera.
Sama siadam za kierownicą, odpalam auto i ruszam.
-Ty też jesteś ranna!
Przyglądam się zakrwawionej dłoni, której nie jestem nawet w stanie zgiąć. Dobrze, że auto ma automatyczną skrzynię biegu i nie muszę się przejmować manewrowaniem drążka. Ah ta technologia...
-Rana jest strasznie głęboka- podsumowuje Iwo.
-Zajmij się sobą- mruczę.
Prawda jest taka, że nigdy nie pomyślałabym, że zarówno Iwo jak i ja będziemy w stanie poświęcić się za siebie nawzajem, a tu proszę taka niespodzianka. To jednak nie herbata łączy ludzi, a ekstremalne sytuacje, w których trzeba podejmować decyzje z prędkością światła.



________________________________________________

Cóż nie będę prosić o komentarze, kto chce ten niech zostawi po sobie ślad.
Przypominam, że linki do swoich opowiadań możecie zostawić w zakładce SPAM.
Zapowiedź następnego rozdziału z boku. Pojawi się za tydz 06.02.18
Do następnego,
N










23 stycznia 2018

#8

-Od razu zaznaczam, zabijanie nie wchodzi w grę-mówię stanowczo.
-Myślę, że powinniśmy jej posłuchać, bo dobrze wiecie jak skończyło się to ostatnim razem- dodaje Adelina.
Uśmiecham się. Dobrze, że trzyma moją stronę. Damska solidarność!
-Potwornie nie chcę się z nimi zgadzać, ale mają racje- mówi przez zęby Iwo, a mnie śmieszy fakt, że przyznanie mi racji tak bardzo go wnerwia.- Aż źle się czuję przez to, że musiałem to powiedzieć.... To ostatni raz kiedy zgadzam się z nimi, obiecuję.
Widzę rozbawienie na twarzy Ksawiera, który słucha jak jego osobisty ochroniarz denerwuje się, bo musi przyznać rację komuś innemu. Klepie swojego przyjaciela po plecach.
-Więc co powinniśmy zrobić?- pyta.
Mało nie umieram słysząc to...Po raz pierwszy zapytał się co powinien zrobić i nie wymyślał swoich chorych planów. Aż jestem z niego dumna. Może to czas jego przemiany? Może ona właśnie się zaczyna?
-Przede wszystkim porozmawiać z nimi- proponuję.
-Rozmowa z ludźmi, którzy próbowali was zabić!? Ty to jednak masz łeb Aniela- hejtuje mnie Iwo.
-Nie podoba mi się ten pomysł- zaczyna niezadowolony książę.
-Czasami zastanawia mnie co Ty masz w tej głowie- mruczy Iwo.- Na pewno wiemy, że nie mózg.
Na prawdę mam ochotę sprzedać mu solidnego kopa w dupę, ponieważ wiecznie sprawia że czuję się bezwartościowa i gorsza. Zachowuję jednak spokój, który może nas w tej chwili uratować.
-Przecież nie wiemy czy chcieli nas zabić- bronię swojego pomysłu.- Na pewno jest to lepszy pomysł niż zabijanie!
-Ma rację- odzywa się Adelina.- Przecież są w areszcie, więc nic nie zrobią. Chyba, że mają jakieś nadnaturalne moce, jak ponadprzeciętna siła!
Marszczę brwi zastanawiając się czy dziewczyna mówi poważnie tylko żartuje. Jeśli to co powiedziała było na serio to chyba będę musiała złożyć staruszce reklamację i poprosić kogoś normalniejszego do pomocy.
-W sumie...Mogą chcieć rozmawiać, bo i tak wiedzą jaka kara im grozi za to co zrobili- myśli na głos książę.
Przypuszczam, że karą za próbę zabicia następcy tronu jest śmierć przez jakiś straszliwy sposób. Król to pozycja równa niemal samemu Bogu. Ktoś kto śmiał podnieść na niego ręce musi ponieść surowe konsekwencje.
-Zastanawiam się...Jak król mógł wybrać Cię na pomocnika Ksawiera skoro jesteś taka beznadziejna. Jako osobisty ochroniarz nie zgadzam się by książę miał kontakt z tymi ludźmi!
-W takim razie tam są drzwi- pokazuję mu je ręką, bo ja na serio nie potrzebuję wokół siebie kogoś kto sprawia, że czuję się niefajna i kogoś kto neguje wszystkie moje pomysły, ponieważ mnie nie lubi.
-Znowu zaczynacie...- wzdycha Adelina.- Moglibyście sobie darować...
-Nie możesz kazać mu wyjść- wybucha śmiechem Ksawier.- To mój ochroniarz, a nie jakiś pierwszy lepszy idiota.
-I tu się mylisz- mówię stanowczo.- To największy idiota jakiego znam, a sęk tkwi w tym, że jeżeli nie pokażesz idiocie gdzie są drzwi to nie będzie umiał w nie trafić.
-To, że uratowałaś księcia nie czyni Cię nieśmiertelną, wiesz?- grozi mi Iwo.
-Przestańcie!- przekrzykuje nas Adelina.- Zapanujcie nad sobą i swoimi emocjami, bo za chwile któreś z was wybuchnie jak dynamit.
-To prawda- przytakuje jej książę.- Iwo, jesteś zbyt agresywny.
-Nie moja wina, że ktoś kto nie powinien nigdy się pojawić tak mnie wkurza!
Dlaczego to ja zawsze muszę być tą złą i mniej lubianą? Nienawidzę tego. Czuję się przez to bezsilna. Bezsilna tak jak książę i Adelina w tym momencie. Muszą być świadkami mojego kolejnego starcia z Iwo.
-Musimy spróbować z nimi porozmawiać i dowiedzieć się dlaczego to zrobili- stawiam stanowczo na swoim.- Musieli mieć jakiś powód!
-Nie zgadzam się by książę brał udział w tych rozmowach! To moja ostateczna decyzja!- warczy na mnie jak pies.
Wzdycham z bezsilności. Nic tutaj chyba nie wskóram. Jego nie przekona nigdy, bo wiem że ten człowiek się nie złamie. A dlaczego? Bo zawsze musi robić mi na złość.
-W takim razie niech książę nie bierze udziału- decyduję.- Ty też nie musisz!- wskazuję palcem na Iwo.- Pójdę sama z Adeliną.
-Nie będziesz tutaj decydowała. Zrobimy tak: Adelina zostaje z księciem, a ja pójdę z Tobą.
Wpatruję się w niego jak w obraz. Nie mogę uwierzyć, że to powiedział. On jest nienormalny! Perspektywa spędzenia z nim choćby jednej minuty to piekło, a co dopiero kilkunastu!
-Przepraszam bardzo, ale to chyba mój wybór czy pójdę czy nie- macha ręką książę, jakby chciał nam pokazać, że on też tutaj jest.
Oczywiście zostaje przeze mnie zignorowany. Musze porozmawiać z tymi ludźmi, a jeżeli chcę to osiągnąć to muszę niestety zgodzić się na propozycję Iwa.
-Czasami musisz mi zaufać i pogodzić z moją decyzją- łapie go za ramie Iwo.- To dla twojego bezpieczeństwa.
Teraz to już się zgubiłam i na serio nie wiem, kto będzie rządził kiedy Ksawier przejmie tron. Skoro ochroniarz ma tutaj tak wiele do powiedzenia?
-A dlaczego ja zostałam wykluczona z planu?- odzywa się nagle Adelina, która milczała dłuższą chwilę.
No właśnie, to jest dobre pytanie. Czemu Iwo pominął ją w swoim szatańskim planie?
-Ponieważ książę nie idzie, a ktoś musi z nim zostać- wzrusza ramionami.- Ta przybłęda chce iść, a ja muszę iść z nią żeby jej przypilnować. Zostałaś więc tylko Ty, a powiedzmy, że Tobie ufam i wiem, że księciu nic się nie stanie.
Czy własnie zostałam nazwana przybłędą? Jego wyzwiska, które kieruje w moją stronę z dnia na dzień stają się żałośniejsze.
-No już nie przesadzaj- prycham.- Jesteśmy przecież w waszym zamku czy czym to nazywacie...Co może mu się tutaj stać?
-To jest właśnie jedno z najstraszniejszych miejsc i to tego miejsca powinnaś się bać- odpowiada mi.



Nie mam pojęcia gdzie idziemy ani gdzie jesteśmy, ponieważ jest tak ciemno, że nic nie widać. Po chwili zatrzymujemy się, a ja widzę szereg pomieszczeń ogrodzonych kratami. Ok, już wszystko jasne. To więzienie. Dokładnie to samo, w którym miałam okazję przebywać.
-Co, wygląda znajomo?- szturcha mnie Iwo.
Połykam ślinę i mam wrażenie, że robię to tak głośno, że wszyscy słyszą. Miałam okazję spędzić tu kilka dni i wolałabym nie mieć nigdy więcej takiej okazji. Idziemy między kratami, a ja staram się zająć czymś myśli żeby nie widzieć osób zamkniętych w celach.
-Lubisz Adelinę?- wypalam nagle.
Przyglądam się jego twarzy, ponieważ chcę zobaczyć jego reakcję. Od dłuższego czasu się nad tym zastanawiam, ponieważ on podobno uratował nas ze względu na księcia, ale jakoś ciężko mi w to uwierzyć. Przed chwilą nie chciał żeby Adelina szła z nami. Podejrzana sprawa.
-Spójrz na siebie- odpowiada mi po chwili.- Kim Ty jesteś żeby zadawać mi takie pytania?
-Uuu ktoś tu się przestraszył- mówię rozbawiona.- Czego się boisz? Tego, że odkryję, że Ty na serio ją lubisz!
Spogląda na mnie rozbawionym wzrokiem. Mimo, że jest ciemno to jego oczy są wyraźnie widoczne. Podczas naszego pierwszego spotkania też były rzeczą na którą zwróciłam uwagę.
Wracając do tematu, dlaczego rozśmieszył go fakt, że obstawiam, że lubi Adelinę? Nie takiej reakcji się spodziewałam!
-Przestań myśleć co myślą inni i pilnuj swoich myśli i serca. Wiesz, że nie wolno Ci się zbliżyć do księcia?
-Co wy macie z tym księciem i mną? Ja jestem młoda i muszę się wyszaleć- odpowiadam.- A tak na marginesie to on nie jest w moim typie.
-Tak się mówi, że nie jest w Twoim typie. Potem spoglądasz i okazuje się, że lubisz tą osobę.
Iwo kurde poeta. Jego słowa bardzo mnie rozbawiają, ale powstrzymuję się od śmiechu, bo to chyba nie jest najlepsze miejsce żeby się posikać ze śmiech.
-A co tak było z Adeliną?- nawiązuję do tej śmiesznej sentencji.
-Przestań drążyć temat- wzdycha.- To nie miejsce ani czas.
Aha czyli jednak! Coś między nimi jest! Niech no tylko dorwę Adelinę! Wszystko się dowiem!
Nagle chłopak zatrzymuje się przed celą w której znajduje się dwie osoby. Są w tragicznym stanie. Nawet nie potrafię rozpoznać które z nich to mężczyzna, a które kobieta.
Spoglądam przez metalowe kraty. Jak można zrobić coś takiego człowiekowi?
-Dlaczego tak wyglądają?- udaje mi się wyjęknąć.- Co to za rany na ich ciałach? I dlaczego są cali zakrwawieni?
-A jak myślisz? Byli torturowani.
-Ale dlaczego?- pytam, ponieważ nie mogę tego zrozumieć.
-Są więźniami za czyn który popełnili. Trzeba było ich przesłuchać.
Patrze na ich zmarnowane ciała. Są całe we krwi i siniakach. Serce rozpada mi się przez ten widok, a z oczu zaczynają płynąć łzy. Jak można coś takiego zrobić? Po prostu przez ten widok rozpadam się na kawałki.
-Czy ty ryczysz? Weź nie odstawiaj cyrku!- mówi Iwo i szturcha mnie.
Odwracam się w jego stronę zdenerwowana.
-Jak można komuś zrobić coś takiego? Odpowiedz mi bo nie umiem tego zrozumieć!
-I po co płaczesz? Przecież to nic nie da, ani im nie pomoże!
-Dlaczego są w takim stanie?- pytam przez zęby.
-Dlatego mówiłem, że to zły pomysł! Jakbym wiedział, że będziesz tak się zachowywać to zostawił bym Cię z Adeliną i księciem i sam tutaj przyszedł!- mruczy.- Ogarniesz się czy mamy wyjść?
Czy ja się ogarnę? Najpierw niech ogarną się ludzie, którzy doprowadzili tych więźniów do takiego stanu.
-Najpierw dajcie im jeść i pić, a potem z nimi porozmawiamy.
-Nie sądzę żeby ich obecny stan pozwalał im na jedzenie i picie...
-A ja nie sądzę że bez tego będą w ogóle w stanie coś zrobić! Każ ich zaprowadzić do szpitala. Jak będą w lepszym stanie to z nimi porozmawiamy.
-A przepraszam bardzo od kiedy to Ty tutaj rządzisz?- pyta ze śmichem.
-Nie rządzę, ja wydałam Ci rozkaz- odpowiadam stanowczo.- Muszą być w lepszym stanie żeby móc z nimi porozmawiać. Każ swoim ludziom się nimi zająć- mówię po czym odwracam się i ruszam przed siebie.




-Adelina, za co Ty lubisz Iwo?- pytam bo już nie mogę wytrzymać.
Jest wieczór, siedzimy w pokoju, a każda z nas błądzi we własnych myślach.
-Chyba Ci się coś pomyliło- odpowiada zdziwiona.
-Daj spokój, już was rozgryzłam- macham ręką.- Powiedz mi tylko, za co Ty go lubisz, bo ja na prawdę nie mogę tego zrozumieć...
-Przestań wymyślać jakieś historie!
Podnosi się oburzona. Tylko dlaczego? Bo co Bo odkryłam ich sekrecik?
-Chyba nie myślałaś, że uwierzę w to, że Iwo został postrzelony podczas ratowania nas?- parskam śmiechem.
-A czemu miała byś w to nie uwierzyć?
-Bo my od pierwszego spotkania staliśmy się wrogami?!
-Podobno wrogów powinno się trzymać blisko...
-Przestań udawać, że nic do siebie nie czujecie, bo to widać.
W zasadzie to nie widać, ale niech się przyzna! Przynajmniej byłby wątek jakiegoś romansu...I mnie by to śmieszyło. Zakochany Iwo? Przecież gość by nie miał życia. Ciekawe czy latał by za Adeliną z czekoladkami albo kwiatami?
-Iwo ratował Ciebie, dlatego został postrzelony!- podpuszczam dziewczynę.
-No to chyba był jego wybór, nie?- odpowiada i patrzy na mnie dziwnym wyrazem twarzy.- Może się pomylił i zrobił to przez przypadek?
Wybucham śmiechem. Dobra jest, prawie na moim poziomie. Lubię ją, mimo tajemnic, które przede mną ukrywa. Dobrze ją wyszkoliłam.
-Dobra, spójrz prawdzie w oczy i przyznaj chociaż, że znaliście się wcześniej! Bo podsłuchałam kiedyś waszą rozmowę...
-Co zrobiłaś?!
-Nie moja wina, że rozmawialiście tak głośno! Nie chciałam tego słuchać a i tak słyszałam! Ale mniejsza o to...Wtedy rozmawialiście jakbyście się wcześniej znali!
-Bo to prawda- przytakuje.
-Proszę, opowiedz mi waszą historię- błagam ją ponieważ tak mnie zaciekawiła.
-Nie ma co tutaj opowiadać- wzdycha.- Znamy się od dawna, więc to logiczne, że jak go zobaczyłam to z nim rozmawiałam, przecież nie będę udawać, że go nie znam.
-To czemu wtedy był na Ciebie taki zły?- pytam, bo przypomniało mi się jak wtedy na siebie wrzeszczeli.
-Cóż nasze relacje nigdy nie były idealne, a jak zobaczyliśmy się po dłuższej chwili to rozmowa stała się emocjonalna.
-Ale on Cię kocha!- wypalam nagle.- Uratował Cię! Musicie być razem.
-Przestań pieprzyć! Lepiej zajmij się sobą i księciem.
-Czemu o nim wspominasz?- pytam zaskoczona.
-Ostrzegam Cię, nie zakochuj się w nim, bo będzie cię bolało...
-Ale co wy macie z tym księciem! Wy chyba nie wiecie jakie my mamy relacje!
-No właśnie wiemy i trochę mnie one martwią. Wiesz, że nie możesz z nim być?
-Dziewczyno, słyszałaś kiedyś naszą rozmowę? Albo nie inaczej...Czy gdybyśmy czuli coś do siebie to kazałby mnie znokautować i zamknąć? Albo lepiej, czy kazał by do mnie strzelać?
-Nie rozumiesz...
-Nie Adelina to wy nie rozumiecie, przez niego zostałam postrzelona. Potem otruta jakimś gównem! Dwa razy leżałam w szpitalu, a on ani razu mnie nie odwiedził żeby zobaczyć w jakim jestem stanie! Czy ty na prawdę myślisz, że jestem w stanie poczuć coś do niego?
-Jak zostałaś otruta to miał większe problemy na głowie. Musiał wytłumaczyć i zająć się wszystkimi plotkami. Wierz mi lub nie, ale robił to dla twojego dobra!- przerywa i przygląda mi się.- A jak zostałaś postrzelona to Cię odwiedził tyle że w nocy. Na prawdę nie rozumiem dlaczego myślisz, że Ksawier ma serce z kamienia.
Zaraz zleję się ze śmiechu. Książę odwiedzający mnie w nocy? Książę nie mający serca z kamienia?
-No ciekawe czemu tak myślę Adelina? Może dlatego, że zlecił morderstwo?- ironizuję i udaję, że nie usłyszałam, że mnie odwiedził w tym głupim szpitalu.
-Zobaczysz, będziesz jeszcze żałowała, że tamten plan się nie udał- ostrzega mnie.- Bo problemy to się dopiero teraz zaczną...
Plan zabicia Victora? Musze przyznać, że ten chłopak jest dziwny i coś mnie w nim martwi. Jeszcze fakt, że jego dziewczyną jest ta cała Liliana. Przez to cały czas tyka mi w głowie alarm.
-Zawsze są problemy- mruczę.
-Słyszałaś co powiedziałam?- pyta.- Odwiedził Cię w nocy!
-No i co? To przez niego tam leżałam, więc to chyba normalne, że powinien sprawdzić mój stan?!
-Ale kręcisz! Dopiero byłaś zła, że Cię nie odwiedził, a teraz jak wiesz, że to zrobił to też się wnerwiasz. Gdzie tu logika?
Logika u mnie nigdy nie była obecna i przyznaję to sama przed sobą. Co tu dużo ukrywać...Ja po prostu preferuję pójście na żywioł.
-A co myślałaś, że się od razu w nim zakocham? Bo odwiedził mnie w szpitalu?! W ogóle pomyśl chwilę, bo tak gadacie żebym się w nim nie zakochała, a teraz sama się denerwujesz, że jest mi obojętny.
I gdzie ta cała logika u dziewczyny? Jej słowa w ogóle nie trzymają się kupy. Cała rozmowa o mnie i księciu nie ma sensu.
-Bo nie rozumiem twojego zachowania! Poza tym sama zaczęłaś ten temat!
-Zaczęłam bo mi się nudzi- wzdycham.- A Ty przestań mi wmawiać miłość do Ksawiera.
-To Ty mi wmawiasz jakąś miłość do Iwo!
-Bo ja wiem swoje. Zobaczysz jeszcze będziecie razem.
-Ja za to życzę Ci żebyś nie skończyła z księciem. Dla twojego własnego dobra...
Życzy mi żebym nie skończyła z księciem. Po moim kurwa trupie. Kijem bym go nie dotknęła i wątpię, że ktoś normalny by to zrobił. Posiadanie chłopaka z takim charakterem oznacza skazanie samego siebie na samobójstwo.
-To co zakazane smakuje najlepiej- wybucham śmiechem.- Przestańcie mi mówić, że nie mogę z nim być bo tylko mnie zachęcacie. Będę chciała to z nim będę...
Staram się ją lekko podenerwować, bo nie mam co robić i tyle. Po prostu zwyczajnie mi się nudzi.
-Nie rozmawiajmy już o tym, bo to za ciężki temat.
-O teraz zmieniasz temat- zauważam.- Właśnie porozmawiajmy o związkach!
-Drobna korekta, o jakich związkach tu mowa? Bo ja znam tylko jeden- Victor i Liliana.
-O ta to jest niezła aparatka- mówię, kiedy przypomina mi się spotkanie z dziewczyną.
-Jakbym miała ją podsumować to powiedziałabym, że Liliana zna granice, ale często świadomie je przekracza i mam nadzieję, że nie będziesz miała okazji być tego świadkiem...
-Jak znam moje szczęście to przekonam się o tym na własnej skórze- wzdycham i patrzę w sufit.



Wstaję rano bez siły, ponieważ dzisiaj odbędzie się przesłuchanie tych ludzi. To nie będzie nic przyjemnego. Idę korytarzem w stronę apartamentów księcia, bo muszę z nim jeszcze coś przedyskutować. Aha i jeszcze jedno...Dlaczego apartamentów? Bo jego pokój jest tak wielki, że składa się z kilku pokoi.
-Patrz pod nogi, bo może Ci się coś stać.
Podnoszę wzrok i widzę Victora, który aktualnie stoi na przeciwko mnie. Szczęście jak zwykle mi dopisuje.
-Przepraszam, śpieszę się- mówię mając nadzieję, że da mi już spokój.
-Skoro się śpieszysz to nie powinnaś chodzić z głową w chmurach.
Patrzę na niego skrzywiona. O co mu chodzi? Tylko marnuje mój czas.
-Dzięki za radę, postaram się ogarnąć- mówię i staram się go wyminąć.
-Poczekaj- łapie mnie szybko za ramię.- Miałem nadzieję, że Cię spotkam i akurat trafił mi się taki przypadek, że na Ciebie wpadam!
Fajnie, ja za to miałam nadzieję, że już nigdy nie wpadnę na niego i jego demoniczną dziewczynę. No i jeszcze...Dlaczego ten koleś złapał mnie za rękę? Aż tak dobrze się nie znamy, więc chyba mu się coś pomyliło!
-Przypadki nie istnieją- mruczę i odsuwam się lekko żeby dać mu do zrumienia, że ma mnie puścić.
-Racja! Wszystko zdarza się w jakimś celu.
-Możesz powiedzieć mi o co Ci chodzi? Bo na serio się śpieszę...
-Ty ciągle się śpieszysz gdy Cię widzę!
Ciekawe czemu...Na pewno nie dla tego, że rozmowa z nim jest ostatnią rzeczą na, którą mam ochotę. Jest dla mnie dziwnym człowiekiem, dlatego im mniej czasu spędzam w jego towarzystwie tym lepiej dla mnie.
-Co poradzić...Takie życie...Więc co to za powód dla którego chciałeś mnie widzieć?
-Jak to? Przecież uratowałaś mi życie! Chciałem Ci się odwdzięczyć.
-Już o tym zapomniałam- macham wymijająco ręką, mając nadzieję, że zrozumie, że ja na serio nie chcę dłużej z nim rozmawiać.
-Ale ja nie zapomniałem, a ponieważ obstawiam, że na pewno się ze mną nie spotkasz, więc przyjmij chociaż ten prezent.
Podaje mi zapakowane pudełko. Biorę je od niego niechętnie, no bo co poradzić ja po prostu bardzo lubię coś dostawać. Prezenty to fajna rzecz.
-Co na to Twoja dziewczyna?- pytam chociaż nie chcę znać odpowiedzi.
-Jego dziewczyna uważa, że powinnaś zamilknąć i wynieść się stąd w podskokach.
Odwracam się zdrętwiała i widze Lilianę, która właśnie do nas podchodzi. Oznacza to tylko jedno- kłopoty. A, że kłopoty to moja pasja, więc zostaję i obserwuję rozwój sytuacji.
-Liliana, bądź miła- mówi do niej Victor.
-Kim ona jest, że mam dla niej być miła?!
-Przestań- wzdycha chłopak.
-Dałeś jej prezent?- pyta rozbawiona.- Z jakiego powodu?
No własnie z jakiego powodu? To na pewno jakaś łapówka!
-Bo ostatnio mi się nudzi- wzrusza ramionami.
Patrze na nich z uśmiechem. No bo w zasadzie nie wiem co mam robić. Odzywać się czy nie?
A fakt, że dostałam prezent, bo mu się nudzi jeszcze bardziej mnie cieszy. Na pewno nie będę jego zajęciem w chwilach nudy, ale chłopak chyba nie zdaje sobie z tego sprawy.
-Z czego się śmiejesz?!- warczy dziewczyna.- I dlaczego nadal tu stoisz?
-W zasadzie to chciałam iść tylko zajmujecie całe przejście...
Dziewczyna patrzy na mnie z czystą nienawiścią i nagle łapie mnie dłonią za brodę. Przyglądam się jej zaskoczona. O co jej chodzi? O to, że powiedziałam, że zajmują całe przejście? Przecież nie chodziło mi o to, że jest gruba! Bo nie jest! Ma idealną figurę. Zawsze wygląda jak modelka. Mi zwyczajnie chodziło o to, że obydwoje stoją na środku.
-Myślisz, że możesz się tak do nas odzywać?!
-Myślisz, że możesz kłaść na niej swoją rękę?!- warczy Ksawier, który nagle znajduje się obok.- Zabierz z niej te łapy!
Łapy? Robi się groźnie...Książę mój obrońca. No nieźle...Takiego czegoś to jeszcze nie było.
-Dlaczego się tak zachowujesz w stosunku do nas?- pyta zdziwiona dziewczyna i oczywiście od razu zabiera ode mnie swoje łapska.
-Właśnie, chyba troszeczkę przesadzasz- dodaje Viktor.
-Dlaczego?- śmieje się Ksawier.- Bo mam do tego prawo! To, że kiedyś się przyjaźniliśmy nie znaczy, że wszystko wam wolno.
-Ok, przepraszam. Wiem, że nie powinnam się tak zachowywać...Po prostu mnie zdenerwowała, bo za dużo mówi....- tłumaczy się Liliana.
-To nie ma znaczenia- przerywa jej Ksawier.- Nie zaczynaj z nią i nigdy więcej jej nie dotykaj! A Ty- zwraca się do Viktora.- Nawet na nią nie patrz!
Ale zajebiście! Chciałabym najbardziej żeby Victor wypełniał rozkaz księcia. Wtedy już nigdy więcej bym go nie spotkała.
-Ty też nie możesz jej mieć, więc przestań udawać wielkiego pana- śmieje się Victor.- Poza tym co? Boisz się, że od razu była by moja?
To stwierdzenie jest chyba troszeczkę nie na miejscu. Zwłaszcza, że jego dziewczyna stoi obok niego. Przenoszę wzrok na nią, ale jej mina nic mi nie mówi.
-Victor muszę Cię o czymś poinformować- prycha książę.- Drugi raz nie dam sobie odebrać tego co jest moje.
Wow. Zabrzmiało tajemniczo. Z tego wszystkiego aż zamilkliśmy i każdy wpatrywał się w kogoś. Ja w Ksawiera, Ksawier w Victora, Victor w Ksawiera, a Liliana we mnie.
-Szkoda, że wtedy tak nie mówiłeś tylko patrzyłeś jak odchodzę- mruczy Liliana.
Patrzę jak chłopak krzywi się z nerwów? Bólu? Wspominanie o przeszłości to trochę słabe zagranie skoro ta idiotka poszła w tango z jego przyjacielem...
-Dobra, daruj sobie- mówię do dziewczyny.- Chyba jeszcze do Ciebie nie dotarło, ale jesteś jego wspomnieniem. Ile jeszcze razy ma Ci to powtórzyć żebyś zrozumiała.
Wkraczam do akcji, no bo w końcu kiedyś musiało się to wydarzyć. A lepszej okazji bym nie miała.
Otwiera szeroko usta ze zdziwienia. Chyba nie wierzyła, albo myślała że się przesłyszała. Tak to ja do ciebie mówię głupia idiotko.
-Powinieneś jej pilnować- mówi Victor.- Albo to ona powinna się kontrolować co i do kogo to mówi.
O proszę, teraz już nie jest taki milutki jak przedtem. Co za szkoda...
-Właśnie to jest w niej najlepsze!- szczerzy się Ksawier.- Nigdy nie wiem co zrobi. To taka moja sekretna broń- mała bomba.
Uśmiecham się słysząc te słowa. Dobrze mnie określił. Chociaż pominęłabym określenie 'moja'.
-Czyli co ja zostałam wspomnieniem? A ona jest Twoją przyszłością?!
-Hm w zasadzie to teoretycznie jest moją przyszłością- wzrusza ramionami książę.- Pomaga mi w wielu sprawach. Więc informuje was, dzisiaj jest ostatni raz, kiedy daruję wam takie zachowanie w stosunku do Anieli.
Lubię kiedy moje imię rozbrzmiewa w ustach innych ludzi. Zwłaszcza takich, którzy są kimś i mają jakąś pozycję.
-Co Ty? Oszalałeś?!
-Jeszcze raz powtórzę- wzdycha Ksawier.- Jeżeli coś jej się stanie, to pożałujecie.
-Victor powiedz coś? Dobrze Ci z tym?
Zaraz nie wytrzymam. Ale ta dziewczyna jest zmienna. Raz jest lwicą, a raz jakąś tandetną dziewczyną, która umie tylko piszczeć.
-Dobrze?- śmieje się chłopak.- Nie, ale przynajmniej jest śmiesznie. Zobaczymy jak to będzie, a teraz przepraszam, musimy się zbierać. Miłego dnia!
-Nawzajem- odpowiada Ksawier i popycha mnie do przodu.
Idziemy kawałek, po czym wchodzimy do pierwszego lepszego pomieszczenia, którym okazuje się jakiś pokój. Przypadkowe pomieszczenie, których jest tutaj pełno.
-Właśnie szłam do Ciebie- zaczynam.
-Czy Ty choć raz możesz nie sprawiać problemów?- wzdycha i widzę jak całe ciśnienie z niego uchodzi.
-To nie moja wina!
-Zastanawiam się czy robisz to specjalnie...
-To nie tak! Kurczę, szłam do Ciebie i przez przypadek spotkałam Victora. Potem przyszła Liliana i się wściekła. Ja nie wiem, ale ją to chyba denerwuje wszystko...
-Jedynym przypadkiem i to w dodatku trudnym jesteś Ty.
-Na prawdę powinieneś przestać być sarkastyczny, bo Ci to nie wychodzi.
-A Ty powinnaś przestać zaczynać z Lilianą, bo może źle się to skończyć.
-Pierwsza nauka, którą Ci udzielę- mówię i siadam na krześle, bo już mnie nogi bolą od tego stania.- Nigdy nie stosuj groźby tylko przekonuj ludzi. Bo to, że ich postraszysz wcale nie zmieni ich zamiarów.
-Ja Cię nie straszę tylko ostrzegam! Oni są najpotężniejszymi przeciwnikami.
-Przeciwnikami? To są zwykłe pionki!
-Dobrze Ci radzę, lepiej ich unikaj, bo nie zawsze będę żeby ci pomóc.
-Wcale nie prosiłam o twoją pomoc. Kurcze Ksawier uspokój się, bo teraz są ważniejsze sprawy.
Chłopak wyglądający teraz jak wypompowany balon również siada na przeciwko mnie.
-Cóż martwiłem się...
-O mnie?- pytam z podniesionymi brwiami.
-Zwariowałaś?! Bałem się, że jak zaraz by Cię nie puściła to byś jej przyłożyła. Już wiele razy byłem świadkiem tego jak radzisz sobie kiedy masz kłopoty.
Parskam śmiechem. Teraz chyba po raz pierwszy rozśmieszył mnie. I to nie swoim żałosnym zachowaniem, które prezentuje zazwyczaj. Rozśmieszył mnie swoimi własnymi słowami.
-Oj, przestań- powstrzymuję moją karuzelę śmiechu.- Koniec już tego tematu...
-Więc co ode mnie chciałaś? Aż tak bardzo się stęskniłaś za mną, że chciałaś mnie zobaczyć?
-Niedoczekanie twoje- uśmiecham się.- Chciałam prosić żebym mogła sama porozmawiać z tymi ludźmi. Bo Iwo na pewno się nie zgodzi, ale Ty go umiesz przekonać.
Dokładnie tak. Dlatego szłam do niego. Tylko on jest w stanie pomóc mi w tej sprawie.
-Dlaczego chcesz rozmawiać z nimi sama? Nie boisz się?
-Sądzę, że obecność Iwo będzie ich tylko stresować.
Nie to, że Iwo wygląda strasznie. Wygląda jak normalny w dodatku przystojny chłopak. Tutaj chodzi o jego sposób bycia i odzywki. Chcę oszczędzić tego tym ludziom.
-Iwo to najlepszy ochroniarz, wolałbym żeby był wtedy z Tobą.
-Wątpię żeby wtedy coś powiedzieli. No wiesz, ona jest zbyt straszny żeby zyskał ich zaufanie.
-A Ty jesteś bez niego bezbronna. I skończy się to tak jak ostatnio.
-Co jak ostatnio? Przecież są uwięzieni, nie będą mieli wtedy nawet jak mnie otruć.
-A właśnie, dziękuję Ci- lekko uniósł kącik ust.
-Za co?
-Za mnie wtedy z tamtą wyciągnęłaś.
Denerwuje mnie fakt, że chłopak stara się zmienić temat, ale nie ze mną takie numery. Przyszłam tutaj w jednym celu i go osiągnę. Z drugiej strony ma dużego plusa, że podziękował mi za ratunek.
-Powinieneś mi podziękować za to, że targoliłam Cię na własnych plecach! Chłopie, ile ty ważysz!?
-Bez Ciebie wtedy, mogłoby się to źle skończyć...
W jego oczach widzę, że wszystko co mówi jest szczere. I kurcze strasznie mnie to cieszy.
-Cieszy mnie fakt, że to doceniasz...Mimo, że robisz to po jakimś czasie....Ale jednak! To jak będzie z tym przesłuchaniem?
-Nie podoba mi się ten pomysł. Przemyśl to jeszcze- w jego głosie słyszę wyraźną prośbę.
Mimo to nie mam zamiaru nad tym myśleć, bo robiłam to już wiele razy. Musze porozmawiać z tymi ludźmi bez żadnego towarzystwa. Tylko tak uda mi się zyskać ich zaufanie i może wtedy czegoś się dowiem.
-Przemyślałam to już sto razy. Pamiętaj, że musimy rozwiązać tą sprawę- próbuję go przekonać argumentem, że przecież sam król kazał nam rozwiązać tą sprawę.
-Rozwiązać tak, ale nie takim kosztem.
Uderzam lekko zaciśniętą pięścią w dzielący nas stół.
-Idę bez Iwo. No proszę Cię, pomóż mi...
-Uszanuję twoje zdanie i dam Ci szansę, ale będzie to pierwszy i ostatni raz! Denerwuje mnie to, że masz jakąś dziwną skłonność do robienia niebezpiecznych rzeczy.
-Ech, nie ma co się bać na zapas- mówię, wstaję i ruszam do drzwi.- Dziękuję- rzucam na odchodne.



________________________________________________

Kolejny rozdział, ponieważ normalnie miał być dodany dzisiaj, ale wybił ten okrągły tysiąc, który postanowiłam świętować. Przepraszam za błędy, przyznaję, że nie sprawdzałam dokładnie rozdziału.
Muszę się odnieść do poprzednich komentarzy. Mam już dokładnie zaplanowane co i kiedy się wydarzy lub wyjaśni. Tylko jeszcze w końcowych rozdziałach zmieniam lekko wątki. Proszę o zrozumienie gdyż iż nie chcę wam wyjaśniać wszystkiego od razu.
Przypominam, że w SPAM'ie możecie podsyłać mi linki do opowiadań. Z boku możecie także przeczytać zapowiedź następnego rozdziału, który pojawi się 30.02 czyli już za tydzień. Ostatnio mam jakiś przypływ weny i piszę rozdział za rozdziałem (aktualnie 14) dlatego rozdziały mogą być dodawane z różną częstotliwością. Cieszy mnie, że wiele osób czyta tą historię, bo wyświetlenia mówią same za siebie. Czekam więc na wasze spostrzeżenia, krytykę i znak, że czytacie.
N










16 stycznia 2018

#7

-Nadmierna ostrożność wcale lepiej nie chroni!- wrzeszczę na Iwo walcząc o swoje.
-Głupia idiotko, zamknij się- odpowiada mi chłopak.- Jeszcze do Ciebie nie dotarło, że nikogo nie obchodzi Twoje zdanie?
Głupia idiotko? Uśmiecham się pod nosem. No bardzo kreatywnie panie ochroniarzu od siedmiu boleści. Ledwo zaczął się dzień i już zdążyłam rozpętać burzę z Iwo. A ja chciałam tylko pojechać na wycieczkę krajoznawczą...Nie moja wina, że książę zgodził się na to pod warunkiem, że jedziemy bez ochrony.
-Nie wiem czy to dobry pomysł...- zaczyna Adelina.
-To tylko wycieczka. Nic nam się przecież nie stanie!
-Mam to w dupie! To ja odpowiadam tutaj za bezpieczeństwo i nie zgadzam się na żadne wyjścia bez ochrony.
-Najlepiej to by było gdybyś zamknął ten pysk i przestał się drzeć- mruczę.
-Co powiedziałaś?!- wściekłość po prostu maluje się na jego twarzy kiedy wypowiada słowa.
-Żebyś przestał wszystko wyolbrzymiać! I zachowaj między nami dystans. Strefa osobista! Mówi Ci to coś?!
-Przestań zachowywać się jak pieprzona pani, która wszystko wie!
Iwo wygląda jakby coś go miotało w środku. Taka błaha sprawa wyprowadza go z równowagi. Na prawdę zaczynam zastanawiać się jak ten człowiek funkcjonuje w społeczeństwie? Jego bez powodu ogarnia wściekłość.
-Iwo- łapie go Adelina za rękaw.- Uspokój się.
Chłopak zaciska pięści i zęby. Wycofuje się lekko do tyłu, a ja dzięki temu mogę wreszcie złapać spokojny oddech. Z jednej strony podoba mi się, że Adelinie udało go się uspokoić kilkoma słowami, ale z drugiej strony coś mi tu nie gra. Skąd ona ma na niego taki wpływ? Co się między nimi dzieje?
-To był mój pomysł- nagle pojawia się Ksawier.- A w zasadzie rozkaz.
-Nie wspominałeś o tym...- mruczy Iwo.
-Aniela miała Ci powiedzieć, a tak na serio to chciałem zobaczyć jak dziewczyna mierzy się z Tobą, ale widzę że dzisiaj jest w miarę dobrze...
Świetny plan no po prostu bombowy. Iwo mało co mnie nie rozszarpał, a ten się jeszcze cieszy. Nie no świetnie, o mnie się nie martwcie...Najwyżej zostanę pobita przez ochroniarza księcia, który ma jakieś wahania nastroju...
-Wasza wysokość- kłania mu się Adelina, a ja przewracam oczami no bo dlaczego ona nadal mu składa pokłony- Dzisiaj nie doszło między nimi jeszcze do rękoczynów.
-Może to i lepiej...Iwo to tylko wycieczka, nie zajmie nam dużo czasu- tłumaczy książę.
-To niebezpieczne. Jeżeli coś Ci się stanie...
Ja ostatnimi czasy prowadzę tylko niebezpieczne życie. Brakuje jeszcze ćpania i grubego melanżu. Wtedy to już w ogóle byłoby życie na krawędzi. Więc teraz pora w to wszystko wkręcić księcia.
Stoję cichutko i czekam na to jak rozwinie się dalej ta konwersacja, ponieważ jestem ciekawa czy w końcu pojedziemy na ta wycieczkę czy nie.
-O aż tak bardzo się o mnie troszczysz? Przestań, wolę dziewczyny- żartuje sobie z niego Ksawier.
-Nie boję się o Ciebie. Tylko o swoje życie- wybucha śmiechem Iwo.- Jak Ci się coś stanie to ja poniosę za to odpowiedzialność.
-Dzięki przyjacielu- wzdycha książę.
Nagle podjeżdża super wypasione auto, no bo jak inaczej mógłby wyglądać królewski samochód...Wysiada z niego mężczyzna w garniturze. Obstawiam, że to szofer. Obchodzi pojazd i otwiera drzwi.
-Kluczyki- wyciąga rękę książę.
-Ależ Wasza Wysokość!
-Masz dzisiaj wolne- uśmiecha się Ksawier i wydziera mu z rąk kluczyki.
Mężczyzna odchodzi bez słowa. Pewnie boi się dyskutować z księciem. Na pewno jest też szczęśliwy, że jego pracodawca dał mu dzień wolnego. Nie jeden pracownik by tak chciał...
-Sam będziesz prowadził?- dziwi się Iwo.
-A co nie mogę?
-Z każdym dniem zadziwiasz mnie coraz bardziej Wasza Wysokość- śmieje się Adelina.- Proszę uważajcie na siebie.
-Nie martw się o Anielę, ze mną będzie bezpieczna- odpowiada jej książę, po czym odwraca się do mnie.- Wsiadaj.
Mierzę go wzrokiem. Jest dosłownie ostatnią osobą z którą będę czuć się bezpiecznie. Najbezpieczniej to ja czuję się sama ze sobą. Bardzo mi jest ze sobą dobrze.
Wsiadam do samochodu i podziwiam jego luksusowe wnętrze. Ja nigdy nie będę mogła pozwolić sobie na takie auto...A szkoda, bo na prawdę bardzo, bardzo bym chciała.
-Pierwszy raz jedziesz autem?- pyta rozbawiony książę.
-Nie, a czemu pytasz?
-Bo strasznie się rozglądasz.
-To już nawet nie wolno patrzeć?- wzdycham.
Dopiero ruszyliśmy, a on już zaczyna swoje chore jazdy. Na prawdę modlę się o cierpliwość żeby jakoś przetrwać ten dzień.
-Gdzie chcesz jechać?- pyta przerywając ciszę.
-Coś zjeść- decyduję po chwili.
-Podaj dokładne miejsce.
-Podałabym, ale nie jestem stąd, więc sam je wybierz.
Ciekawe czy mają tutaj Mc Donalda. Zjadło by się jakieś 2 for U i było by spoko. Ja to lubię być najedzona. Wtedy jakoś lepiej mi się funkcjonuje.



Wysiadamy z auta przed jakąś restauracją. Prycham śmiechem kiedy widzę jak książę zakłada okulary przeciw słoneczne.
-Przecież nie ma słońca- śmieję się.
-Idiotka- mruczy.- To żeby mnie nie rozpoznali.
Rusza przed siebie nie czekając na mnie, a ja stoję w miejscu. Niepotrzebnie robi z siebie takiego celebrytę. Niech tak nie przesadza. Przyjechaliśmy tu tylko zjeść. Kręcę głową i biegnę żeby go dogonić.
-Może powinieneś założyć sobie jeszcze worek na łeb.
-Na głowę- poprawia mnie.
Wchodzimy do środka i zajmujemy stolik. Rozglądam się po wnętrzu. To nie jest żadna ekskluzywna restauracja tylko coś w stylu sieciówki. W środku jest pełno ludzi, stolików i krzeseł.
-Co zamawiamy?- pytam.
-Co chcesz, ja płacę- macha ręką.
-No raczej, że ty bo ja nie mam pieniędzy.
-Nie płacą Ci za to, że masz mi doradzać?
-Wyobraź sobie, że moim jedynym majątkiem jest pokój w twojej rezydencji- śmieję się.- W dodatku dzielę go z Adeliną.
-Moja obecność jest więcej warta niż ten pokój.
Unoszę brwi do góry. Nawet nie próbuje udawać skromnego. Może to i lepiej bo fałszywa skromność to okropna cecha.
Przyglądam się chłopakowi i zastanawiam się skąd bierze się ta jego pewność siebie? Czy to pozycja? A może wygląd? Jednego jestem pewna, on wcale nie ma kompleksów. W każdej sytuacji czuje się komfortowo.
-Polecasz coś z menu?- pytam.
-Czy Ty na prawdę myślisz, że ja jadam w takich miejscach jak to?- unosi brwi z szyderczym uśmiechem.
-Jestem prawie pewna, że gotuje dla Ciebie jakiś wybitny kucharz.
Na jego twarzy pojawia się uśmiech. Fakt, że jest on z mojego powodu jakoś mnie uszczęśliwia. Pewnie nie często będę miała okazję zobaczyć taki widok. I wiem, że temu uśmiechowi nie można się oprzeć. Potwierdza to fakt, że naokoło naszego stolika nagle zebrało się mnóstwo ludzi.
-Wasza wysokość! Czy można prosić o zdjęcie?
Otwieram szeroko oczy. Miał rację. Ludzie wyciągają telefony i robią mu zdjęcia. Jestem pewna, że potem wyląduje na jakiejś stronie z plotkami. Próbuję zasłonić się włosami, ponieważ właśnie przypomina mi się, że przecież siedzę z nim przy stole. Za kogo Ci ludzie mnie wezmą?
Cała ta sytuacja nagle staje się uciążliwa. Nawet nie mogę zjeść, bo nic nie zamówiłam. Spoglądam na chłopaka, który rozmawia z tymi ludźmi i wzdycham. Boże jak tak dalej pójdzie to nigdy stąd nie wyjdziemy.
Nagle chłopak wstaje, łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą do wyjścia. No wreszcie! Chociaż mógłby sobie darować to trzymanie za rękę.
-Myślałam, że już nigdy stamtąd nie wyjdziemy- wzdycham i uwalniam swoją rękę.
-Mówiłem Ci, że jestem sławny.
-Teraz wierzę- przyznaję mu rację.- Wglądałeś jakby sprawiało Ci to przyjemność...
-Co? To, że robili mi zdjęcia?
-Zdjęcia i rozmowa z ludźmi- tłumaczę.
-W końcu to moi poddani- wzrusza ramionami i otwiera kluczykami auto.
Wsiadamy do środka i siedzimy w ciszy. Każde z nas analizuje wcześniejsze słowa. Ma rację to jego przyszli poddani. Kiedy zostanie królem będzie musiał się o nich troszczyć.
Moje rozmyślania przerywa dźwięk, który dobiega z mojego brzucha. Łapię się za niego zakłopotana i mam nadzieję, że tylko ja to słyszałam. Śmiech księcia świadczy jednak o tym, że on także to słyszał.
-To wszystko przez to, że musiałeś zachowywać się jak jakaś gwiazda- mruczę.
-Powinnaś się cieszyć, że taka gwiazda przebywa w Twoim towarzystwie- odpowiada i odpala auto.
-Ta gwiazda powinna się też troszczyć o innych! A nie myśleć zawsze tylko o sobie!
-Własnie dlatego pojedziemy teraz coś zjeść.
-Byłabym ogromnie wdzięczna...
Nie odzywam się już więcej, bo boję się, że mogłabym spowodować jakąś kłótnię, a wtedy nici z mojego jedzenia. Siedzę grzecznie i podziwiam krajobrazy za oknem samochodu. Wyjeżdżamy z miasta.
-Gdzie jedziemy?- przerywam ciszę.
-Pomyślałem, że tym razem na prawdę chciałabyś coś jeść, więc jedziemy w spokojne miejsce.
-Jesteś pewien, że Cię tam nie rozpoznają?
-Nie, dlatego szukam jakiegoś miejsca na uboczu- wzrusza ramionami.
No i bardzo dobrze, bo już z głodu mnie skręca. Nagle zatrzymujemy się przy jakiejś pobocznej restauracji. Wysiadam z auta i ruszam szybko do lokalu. Wchodzę do środka i rozglądam się za wolnym stolikiem. Okazuje się, że nie będziemy mieli problemu ze znalezieniem miejsca, ponieważ w środku świecą pustki.
-Chyba na prawdę jesteś głodna- mówi Ksawier kiedy do mnie dołącza.
-W nagrodę możesz wybrać sobie stolik- odpowiadam ignorując jego wcześniejsze słowa.
Chłopak wymija mnie i zajmuje stolik znajdujący się w rogu przy oknie. Siadam i zaczynam przeglądać menu, które tak się składa, że leży na stoliku.
Nagle pojawia się przy nas kobieta, która jak przypuszczam jest kelnerką. Na moje oko ma z trzydzieści lat. Patrzy na nas oceniającym wzrokiem.
-Coś podać?
-Proszę dwa razy najdroższe dania z karty i herbatę do pica- wyprzedza mnie książę.
Kobieta zapisuje zamówienie i znika tak szybko jak się pojawiła.
-Nawet nie zdążyłam przeczytać co mają w karcie- wyrzucam chłopakowi.
-Ja też- wzrusza ramionami.
-Wiesz chociaż co zamówiłeś?
-Nie, ale skoro będzie najdroższe to pewnie jakość będzie odpowiednia do ceny.
-Najdroższe wcale nie znaczy najlepsze- zaznaczam.
-Chciałem oszczędzić mój cenny czas, ponieważ pewnie zastanawiałabyś się nad wyborem pół dnia, a chciałem Ci przypomnieć, że obiecałem Iwo, że szybko wrócimy.
-O przepraszam bardzo, że marnujesz tutaj ze mną swój cenny czas, ale to wszystko Twoja wina!
-Moja? A niby czemu?- dziwi się.
-Bo jesteś przez wszystkich znany i lubiany! A przez to nie mogliśmy normalnie zjeść!
-Taka już rola przyszłego króla, ale uwierz mi, że gdybym miał wybór to wolałbym być zwykłym nic nie znaczący człowiekiem- wzdycha i opiera się wygodnie.
-Wolałbyś być nie lubiany?- wybucham śmiechem, ale chłopak gromi mnie wzrokiem.- Przepraszam, ale twoja mina, kiedy Ci wszyscy ludzie robili nam zdjęcia mówiła zupełnie coś innego...
-Chciałbym być zwykłym, prostym człowiekiem jak Ty.
Nie wiem czy te słowa miały być obraźliwe, ale w jego ustach takie właśnie dla mnie były. Dlaczego słowa mają taką moc, że ranią bardziej niż cokolwiek innego?
-Może nie jestem super lubiana i znana, ale przynajmniej jestem sobą! A nie tak jak Ty...
-Tak jak ja?
-Każdego dnia grasz i jesteś w tym tak dobry, że jeszcze nie wiem kiedy pojawia się prawdziwy Ksawier- tłumaczę mu.
-I się nie dowiesz- śmieje się.
-Nie zaczynaj- mruczę.- Tak dobrze nam szło...W końcu udała nam się jakaś szczera rozmowa...
-Lubisz szczere rozmowy?- pyta zaciekawiony.
-Każdy normalny człowiek chciałby słuchać prawdy- odpowiadam z krzywusem na twarzy no bo kto normalny chciałby rozmawiać z kimś kto go okłamuje?
-Czasami kłamstwo jest dobre...
Miałam mu już odpowiedzieć, ale nagle przed nami pojawiło się jedzenie, na które tak długo czekałam i mój mózg zdecydowanie bardziej wolał zjeść niż rozpocząć dyskusję na temat przydatności kłamstwa.
Szybko sięgnęłam po sztućce i zaczęłam jeść. Nawet nie patrzyłam na to co było na talerzu. Wiem, że jakaś ryba. A książe? Tak się ze mnie śmiał a jadł szybciej ode mnie!
-Dlaczego to było takie pyszne?- pytam wzdychając kiedy po kilku minutach nasze talerze są już czyste.
-Mówiłem Ci, że będzie najlepsze! Cena ma znaczenie.
-Skąd wiesz? Nie spróbowaliśmy innych dań- mówię.
-I dzisiaj nie spróbujemy bo jestem pełny- wzdycha.
-Powinniśmy się zbierać- zauważam, patrząc na zegar wiszący na ścianie.
-Daj mi jeszcze chwilę- mruczy książę.
Spoglądam na niego i coś mi zaczyna nie grać. Jego oczy nagle się zamykają. Głowa mu opada, a jego ciało spada na ziemię jak szmaciana lalka. Podnoszę się szybko z krzesła i rzucam się do niego na ziemię. Czy od przejedzenia można zemdleć?
-Wasza wysokość!- jęczę i próbuję cucić go lekkimi uderzeniami po twarzy.
Moje ciało jednak też nie jest w najlepszej kondycji. Przed oczami pojawia mi się mgła. Wszystko dzieje się w ekspresowym tempie. Obraz, który widzę wywija mi przed oczami koziołki i zapada ciemność.




Gdy otwieram oczy i patrzę na sufit chce mi się wymiotować. Co się dzieje? Dźwigam się na łokciach i rozglądam próbując sobie przypomnieć co się stało. Kiedy spostrzegam leżącego koło mnie księcia, moja pamięć wraca na miejsce.Wyciągam szybko wniosek- zostaliśmy odurzeni. Coś dodano nam do jedzenia! Jasna cholera, wszystko przez ten mój głód.
Wstaję i chociaż robię to niepewnie to podchodzę do księcia. On jest tutaj moim priorytetem. Nic nie może się mu stać, a na razie w dalszym ciągu jest nieprzytomny. Jezu Iwo mnie zabije...
Jedna rzecz jest pewna otóż musimy się stąd jak najszybciej wydostać. Sprawdzam czy chłopak żyje, a kiedy słyszę jego oddech to czuję ogromną ulgę.
Nie wiem jak to robię, ale wciągam sobie księcia na plecy i niosę go na barana. Obiecuję sobie, że po powrocie zapiszę się na siłownię. Szybko wydostaję nas z pomieszczenia w którym się znajdowaliśmy. Zmawiam modlitwę dziękczynną za to, że nasi oprawcy to debile i nas nie zamknęli. Docierając do samochodu, wyciągam kluczyki z kieszeni chłopaka. Otwieram pojazd i dosłownie rzucam chłopaka na fotel pasażera. W sumie cieszę się, że mogłam to zrobić bo od dawna się o to prosił.
Siadam szybko za kierownicą i odjeżdżam. Jedynym moim problemem jest fakt, że nie znam tego miejsce i nie wiem gdzie mamy jechać. Gdybym miała chociaż telefon to mogłabym sprawdzić drogę, ale w dalszym ciągu nie poprosiłam o niego. Pozostaje mi więc jedno- pytanie ludzi o drogę.
Po jakichś trzech godzinach w końcu udaje mi się dotrzeć do naszej rezydencji. Wyłącza silnik, obchodzę auto i wyciągam księcia, który w dalszym ciągu jest nieprzytomny. Nie wiem jak mi się udała ta akcja ratunkowa, ale jednego jestem pewna- za tą akcję powinni mi wybudować pomnik.
Po raz kolejny dzisiejszego dnia wsadzam sobie księcia na plecy i powoli człapię w kierunku głównego wejścia. Pomimo zmęczenia, które zaczyna dawać mi się we znaki stawiam krok za krokiem. Muszę dostarczyć księcia bezpiecznie do domu.
-Dlaczego ty- podnoszę zmęczony wzrok i na swojej drodze spotykam jakąś dziewczynę.- Dotykasz swoimi brudnymi rękami księcia?
Jej spojrzenie jest niebezpieczne. Zupełnie jakby chciała owinąć sobie wokół swojego zgrabnego ciała cały świat. Przede mną stała prawdziwa piękność. Otworzyłam aż szerzej oczy ze zdziwienia.
Nagle ciężar z moich pleców zniknął, a książę stał obok mnie. No świetnie, ciekawe jak długo go dźwigałam, a on udawał sobie nieprzytomnego.
-Liliana, nie spodziewałem się Ciebie tutaj.
A więc to ona. Patrzę na nią i na niego. Mierzą się wzrokiem, a to wygląda jakby niebo właśnie spotkało piekło. On przyszły następca tronu i jakaś diabelska piękność, która wprowadza zamieszanie. No i oczywiście ja- zwykła dziewczyna. W dodatku brudna, ponieważ pomieszczenie w którym nas przetrzymywano błagało o sprzątanie.
-Victor mówił, że Ci wspominał o naszej wizycie...
-To, że mi mówił wcale nie znaczyło, że go słuchałem.
-Racja, to nieważne- uśmiecha się do niego.- Jak mniemam jesteśmy tutaj mile widziani?
Jasna cholera. Co za przesadnie grzeczny język. Ona ma chyba nie po kolei w głowie.
-Czujcie się jak u siebie.- odpowiada książę, lecz na jego twarzy pojawia się sztuczny uśmiech.
-Jak zawsze grzeczny...A tak a propo kto to jest?- pyta wskazując na mnie.
-Aniela, mój osobisty doradca- przedstawia mnie chłopak.
-Wygląda na to, że jest bardzo, bardzo osobistym doradcą- mruczy.
-Nazwałbym to kłopotami podczas wycieczki.
A ta dalej o tym, że niosłam go na plecach? Wielkie mi halo? No jakoś musiałam go tutaj dotachać. Szkoda tylko, że wcześniej nie odzyskał przytomności, wtedy uniknęlibyśmy tej komicznej sytuacji i tych tłumaczeń.
-Wycieczki? Wyszedłeś bez ochroniarza?!
-Ona jest moim doradcą i ochroniarzem- wzrusza ramionami.- Jak widziałaś bardzo dobrze się we wszystkim spisuje.
-Wydaje mi się, że ta dziewucha ma za dużo pozycji, które wiążą się z twoją osobą- mruczy niezadowolona.
To jak to jest? Dopiero co słyszałam, że jest dziewczyną Viktora...Dlaczego więc jest taka miła dla Ksawiera? I tak martwi się moją relacją z księciem?
-A mi się wydaje, że to nie jest już twój problem Liliano- uśmiecha się książę do niej.
Nagle pojawia się przy nas Victor. Na serio nie mam zielonego pojęcia skąd on się tutaj wziął. Kiwa mi głową na powitanie, a księcia ignoruje. Ja nie rozumiem, ja jak nie kłaniałam się Ksawierowi to robili problemy, a ten przyłazi na luzie i nic się nie dzieje.
-Co za miłe spotkanie- odzywa się przerywając ciszę.
-Spotkanie, które właśnie się kończy- warczy Ksawier.
-Tak szybko?- udaje zdziwienie Victor.- Ach tak musicie być zmęczeni swoją wycieczką.
-Skąd o tym wiesz?- pytam nagle, ponieważ nie było go wtedy kiedy Ksawier o tym wspomniał.
Wyciąga telefon i kiwa nam nim przed nosami.
-Jesteście numerem jeden w wyszukiwarce. Najbardziej lubię tytuły GORĄCY ROMANS NASTĘPCY TRONU, albo nie ten jest lepszy KOLEJNY KOPCIUSZEK, A MOŻE CHWILOWA ZABAWA?
-O czym ty mówisz?!- wrzeszczę.
-Zobacz sobie w telefonie- zaczyna się śmiać.
Telefonie...No właśnie, szkoda tylko, że w dalszym ciągu go nie mam.
-Wyciągasz ten telefon czy nie?!- krzyczy teraz Ksawier, ale na mnie.
-No chyba jakbym miała to bym go wyciągnęła!!!
-Jak Ty się do niego odzywasz?!- wtrąca się Liliana.
-Czyli to z tym telefonem to prawda?!- dziwi się Victor.
Czemu tutaj nikt mnie nie słucha. Jak mówię, że nie mam telefonu to znaczy, że na serio go nie mam. Tak ciężko w to uwierzyć?!
-A Ty skąd to niby wiesz?!- dziewczyna przerzuca swoje wyrzuty na Victora.
-Nie zdążył Ci jeszcze opowiedzieć jak się poznali?- parska śmiechem Ksawier.
-Kim ona w ogóle jest żeby tak pewnie sobie tutaj stać!?!?!?!?
Patrzę na nią z powagą. Serio? Stoimy tu już jakiś czas, a ona nadal ma problem związany ze mną. To chyba nie pora na takie pierdoły kiedy cały internet wymyśla historie na mój temat.
-Nie zachowuj się niepoważnie- odpowiada jej Ksawier.- Ona będzie ze mną zawsze stała, tak jak Ty stoisz z Victorem.
To chyba niezbyt trafne porównanie. Zwłasza w tej chwili, kiedy internet świruje wymyślając miłosne teorie o mnie i księciu, a sam książę porównuje nas do zakochanej diabelskiej pary, która stoi przed nami.
-Przepraszam bardzo- śmieje się Victor.- Ale wy chyba nie macie takiej dogłębnej relacji jak my- mówiąc to przyciąga do siebie dziewczynę, łapiąc ją w pasie.
Na te słowa książę zaciska pięści, tak mocno, że aż bieleją mu kostki. To chyba musi boleć...A mnie zastanawia kto normalny chwali się, że z kimś sypia? I dlaczego sypianie ze sobą miało by być jakimś wyznacznikiem?
-Kogo masz w sypialni to nie mój interes. Adelina jest moja, więc nawet na nią nie patrzcie. Oboje.- warczy.- Jeśli dowiem, że coś jej się stało, to będziecie mieli ze mną do czynienia.
Tak...Moja...Chyba jego i moje pojęcia ''moja'' różnią się od siebie znaczeniami...
-Ale po co od razu takie słowa?- dziwi się dziewczyna.- Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
-Byliśmy- uśmiecha się książę.- Właśnie wyznaczyłem granicę i radzę się jej trzymać- mówi i łapie mnie za rękę.
Rany...Dzisiaj mam zdecydowanie za dużo kontaktu fizycznego z księciem.
-Granice, granicami- zaczyna Victor.- Ciekawi mnie tylko jak wytłumaczysz się z dzisiejszego dnia.
-Proszę, nie martw się moimi problemami- mówi Ksawier ze sztucznym uśmiechem na twarzy.- Sam sobie z nimi poradzę.
Patrzę na niego z podziwem. To spotkanie, ta rozmowa i cały dzisiejszy dzień musi być dla niego bardzo ciężki, a mimo to gra twardego. Nie ugina się przed nikim. Ciągnie mnie za rękę i odchodzimy kilka kroków, od tego niemiłego towarzystwa. Nagle pojawia się Iwo z Adeliną.
-Dlaczego strażnicy twierdzą, że Aniela niosła Cię na plecach?- warczy wściekły Iwo.
Wtedy właśnie dociera do mnie, że za chwilę rozpęta się tutaj wojna i to taka w której nie chcę uczestniczyć, a będę musiała. Szlak by to trafił!
-Mieliśmy malutkie kłopoty- wzrusza ramionami książę.
-Malutkie?!?!?!?
-Król wzywa was do głównej sali- informuje nas Adelina.
Ksawier patrzy na mnie i puszcza moją dłoń. Ma bardzo dziwne spojrzenie, którego nie potrafię odczytać. Czy teraz będziemy musieli ze wszystkiego się wytłumaczyć? Jeśli tak to mamy dosłownie przesrane.
Ruszamy wszyscy przed siebie. Teraz pora zmierzyć się z królem. Ciekawe czy chodzi o te plotki czy o naszą wycieczkę? Błagam, błagam ja nie chcę w tym uczestniczyć.
-Dobrze się czujesz?- pyta mnie Adelina.
-Ja tylko chcę by dzisiejszy dzień już się skończył- wypowiadając te słowa nagle przed oczami pojawiają mi się mroczki.
Uśmiecham się i czuję, że chyba nie dotrę do tej głównej sali.



Otwieram oczy i od razu śmieszy mnie fakt, że znowu jestem w szpitalu. Tylko tym razem dostałam wypasioną salę, w której znajduję się tylko ja. Aha no i jeszcze Adelina, która mi towarzyszy.
-Obudziłaś się!- cieszy się widząc jak podnoszę się na łokciach.
-Kiedyś przecież trzeba- wzdycham.- Długo byłam nieprzytomna?
-Ze trzy godziny- odpowiada patrząc na zegarek.
Trzy godziny...Analizuję to w głowie i stwierdzam, że spotkanie z królem w głównej sali musiało się już skończyć, a mi cudownie udało się go uniknąć.
-Cóż kiedyś trzeba odpocząć- wzruszam ramionami i wracam do leżenia.
-Lekarz powiedział, że byłaś przemęczona i odwodniona.
Dziwne żebym nie była skoro dźwigałam na plecach takiego kloca...Zmęczenie to mało powiedziane! Przecież ja prawie wyplułam sobie płuca.
-Skoro wstałaś to powinnyśmy się zbierać, król Cię wzywa.
-Nie mam siły- udaję zmęczoną, ponieważ nie mam ochoty na spotkania z królem.
-Wiem, że jesteś zmęczona, ale próbowałam wszystkiego żeby odwołać to spotkanie, ale to był rozkaz.
Liczę do pięciu i podnoszę się ze szpitalnego łóżka. Kiedy widzę, że mam na sobie nadal swoje ciuchy to cieszy mnie przynajmniej fakt, że nie muszę ich zmieniać. Wstępuję jeszcze do łazienki żeby przemyć twarz i kiedy widzę swoje przemęczone odbicie w lustrze to aż podskakuję. To chyba za wiele dla mnie....
-Jak przedstawia się sytuacja?
-Średnio- mruczy.- Na tyle ile udało się uspokoić Ksawierowi króla, ale i tak musiałam wezwać Panią.
-Że staruchę? Po co?
-Będziemy miały do czynienia z wnerwionym królem...Wierz mi, wtedy każda wpływowa osoba to pomoc.
-Chodzi o te plotki na portalach?
-I o sam fakt, że byliście w niebezpieczeństwie.
Aaaa ta sytuacja w tej jakiejś knajpeczce na poboczu. No cóż to było straszne doświadczenie i wolałabym już nigdy więcej nie zostać niczym odurzona.
Wchodzimy w milczeniu do Sali Tronowej. Podchodzimy do staruchy, która już na nas czeka.
-Przepraszam, że musiałyśmy Cię niepokoić- odzywa się pierwsza Adelina.
Kobieta jednak ignoruje te słowa. Wygląda jakby nie przeszkadzał jej fakt, że musiała tu specjalnie przychodzić. Jej postawa mówi, że czuje się tutaj bardzo swobodnie.
-Jak się czujesz dziecko?- pyta, zwracając się do mnie
Zanim jej odpowiadam to moja twarz wykrzywia się ze zdziwienia. Od kiedy mamy ze sobą takie dobre stosunki?
-Co mam dużo mówić...Czuję się jakbym pchała przez cały dzień blok skalny, a jeszcze wcześniej została przejechana przez pociąg.
-Dlatego powinnaś pamiętać o odpoczynku- kręci głową.
Odpoczynku? Niech mnie nie rozśmiesza. Coś czuję, że zmęczenie od teraz to stanie się częścią mojej osobowości. Rozglądam się po sali i widzę Ksawiera, który dyskutuje zawzięcie o czymś z Iwo. A gdzie król?
-Co do tych plotek...-zaczynam chcąc się wytłumaczyć.
-Nie przejmuj się tym- macha ręką.- Co chwile rodzą się nowe plotki.
Prawda, ci ludzie już wyrobili sobie zdanie na mój temat. Zobaczyli mnie z księciem, więc wymyślili historyjkę, która dobrze się sprzeda.
-Chciałam tylko powiedzieć, że to nieprawda- dodaję.
-Mam dla Ciebie tylko jedną radę na przyszłość- mówi łapiąc mnie kościstą ręką na ramie.- Nie zakochuj się w nim.
Otwieram szeroko oczy ze zdziwienia. Nie rozumiem, dlaczego mi to mówi skoro ja nawet nie rozważam takiego scenariusza. Oczywiście już szykuję ripostę, ale przed odpowiedzią powstrzymuje mnie przybycie króla.
Jego majestatyczne wejście robi na mnie ogromne wrażenie. Wszyscy kłaniamy się, chociaż ja dalej nie mogę zaakceptować tych bezsensownych pokłonów.
-Proszę wytłumaczyć mi całą sytuację!- mówi tak głośno, że aż przechodzą mnie ciarki.
-Tłumaczenie jest zbędne- odpowiada mu śmiało starucha.
Mierzą się przez chwilę wzrokiem.
-Anielo! Ksawier opowiedział mi wszystko co dla niego zrobiłaś- zwraca się władca do mnie, a ja aż prostuję się na dźwięk mojego imienia.- Chciałbym jednak zapytać czy te plotki to prawda?
-Oczywiście, że nie- odpowiadam pewna swoich słów.- Jedyne co łączy mnie z synem waszej wysokości to zadanie, które otrzymałam i oczywiście staram się je wypełniać.
-Tak, chciałem Ci podziękować, że się do niego tak przykładasz.
-Po to tutaj jestem- uśmiecham się i kieruję wzrok w stronę księcia.- Cała ta sytuacja z plotkami jest absurdalna.
-Wierzę wam obu- odpowiada.- Wolałbym jednak żeby takie sytuacje nie miały więcej miejsca, czy rozumiemy się?!
-Takich sytuacji nie da się uniknąć- odzywa się nagle starucha.- To chłopak i dziewczyna, wiadome więc, że ludzie będą ich parować.
-Z całym szacunkiem- wtrącam się.- Książę to nie moja liga.
Rozśmieszam tym wszystkich obecnych w sali. No co...Powiedziałam całą prawdę. Ten związek nie miał by zupełnie sensu. Oboje jesteśmy z innych światów.
-Chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię, otóż jeżeli robicie sobie wycieczki to proszę zabierać swoich ochroniarzy ze sobą!
-To moja wina- odzywa się Iwo i spuszcza głowę.
-Iwo, widocznie jesteś mało skuteczny- karci go król.
-To nie jego wina, ja rozkazałem mu zostać- broni go książę.
-Jestem tego świadomy. Teraz masz nauczkę jak kończą się wycieczki bez ochroniarzy. Powinieneś wyciągnąć wnioski i przede wszystkim podziękować Anieli, ponieważ już wszyscy wiedzą, że ratowała Cię na własnych plecach.
Mimo tego, że bardzo chciałam to powstrzymać, uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy. Łapię kontakt wzrokowy z Ksawierem i dostrzegam także minimalny uśmiech na jego twarzy.
-Nie będę ukrywać, że po raz pierwszy było mi tak ciężko- wymyka mi się.
Kolejny raz fala śmiechu rozchodzi się po sali, a ja zaczynam zastanawiać się po co w zasadzie pojawiła się tutaj starucha. Do niczego się nie przydała.
-Ta sytuacja nie może się jednak obejść bez kary. Waszym zadaniem będzie rozwiązanie tej sytuacji. Właściciele knajpy już są w areszcie. Zajmiecie się nimi.
Gdyby zawsze kary spotykały winnych jak w tym świecie...To nie było by problemów.







Liliana



_______________________________________________

Przepraszam za błędy, bo muszę się przyznać, że ostatnio wiele ich popełniam. Aż mi wstyd.
To już przed ostatni nowy bohater, który się pojawia. Jeszcze tylko jeden.
Dodaję rozdział wcześniej, ponieważ dzisiaj wybiło 1000 wyświetleń bloga i postanowiłam to świętować. Bardzo mnie cieszy, że ktoś czyta tą historię.
Dziękuję za wszystkie komentarze, które są motywacją i do następnego!
N