27 grudnia 2017

#5

Bohater to osoba, która odznaczyła się niezwykłymi czynami. Tak własnie się czuję pomimo faktu, że jeszcze nic nie zrobiłam. Wiem jednak, że zaraz to się zmieni. Planuję uratować niewinnych ludzi, który nie zasłużyli na śmierć przez zachciankę księcia.
Patrzę na auto, które po malutku zbliża się w naszą stronę Osoba, która się w nim znajduje, na bank nie zdaje sobie sprawy z tego jaki los zgotował dla nich jeden chory psychicznie człowiek. Czas serio wolno płynie, kiedy się na coś czeka. Odliczam sekundy i planuję wymyślić coś sensownego.
Szczerze mówiąc, to przeraża mnie myśl, że jeszcze nie mam konkretnego planu jak to wszystko
zatrzymać. Wiem tylko, że muszę się tym zająć. Choćby nie wiem co się działo! Nie mogę im odpuścić tego co zrobili. Myślenie, że pozbycie się mnie załatwi wszystko...Po moim trupie.
-Aniela! Wracaj tu!- woła za mną Adelina, kiedy wychodzę na środek drogi.
-To mój plan, nie przeszkadzaj- mruczę i wolno człapię po asfaltowej drodze.
To taki plan nie plan. No bo w sumie to trochę spontaniczne.W tym momencie przynajmniej wiem, że istnieję. Po czym to stwierdzam? Po bólu i strachu jaki w tym momencie odczuwam.
Muszę zatrzymać auto zanim zrobią to chłopcy. Jeżeli będą pierwsi to nie będzie już ucieczki. Pewnie planują przestrzelić opony, a kiedy tak się stanie to auto nie odjedzie. I załatwią wszystkich pasażerów żeby nie zostawiać świadków.
Potrząsam głową, aby odgonić od siebie ten straszny obraz, który własnie mam w głowie. Nie był to najlepszy pomysł zważywszy na to, że niedawno dostałam solidne uderzenie w swoją mózgownicę. Cholera by ich wzięła! Głowa to ważna rzecz, przecież odpowiada za myślenie.
Stoję na środku i czekam. Odliczam w myślach sekundy i mam nadzieję, że Iwo i Ksawier jeszcze mnie nie zauważyli. Znaczy ujmę to tak...Mam nadzieję, że nie pozbędą się mnie kolejny raz.
Kiedy auto jest już na wyciągnięcie ręki to zatrzymuje się. Wysiada z niego chłopak.
Rany boskie, czy tutaj wszyscy muszą być mężczyznami? Ciekawe czy to kolejny idiota, którego powinnam zapisać na swoją czarną listę...Zaraz kim on jest? Gdzie jest ten cały ważny minister?
-Dobrze się czujesz?- pyta i podchodzi do mnie.
-Tak, wszystko w porządku.
-Wcale tak nie wyglądasz...
Oczywiście, że nie wyglądam! Przed chwilą dostałam w łeb i zamknięto mnie żebym nie mogła uratować gości króla! Tylko dlaczego ich tutaj nie ma? Czyżby się pomylili?
Przyglądam się autu z którego wysiadł. Nie ma w nim nikogo. Pomyliłam się? Kim jest nieznajomy kierowca. I gdzie reszta pasażerów? Nie sądzę żeby ten straszny minister był aż tak młody.
-Dobrze się czujesz?- pyta ponownie.
-Kim jesteś?- ignoruję jego pytanie i zadaję własne.
Za długo to wszystko trwa. Nie mogłam się pomylić, ponieważ widziałam przed chwilą Iwo i Ksawiera. Mieli obstawę kilku gości. To musi być to miejsce. Odwracam się w stronę, gdzie zostawiłam Adalinę i widzę, że nie patrzy na mnie tylko w stronę chłopaków, którzy już wcale nie starają się ukryć swojej obecności.
Przyglądam się im i kiedy widzę, jak jeden z mężczyzn, którzy byli z księciem wychodzi z kryjówki i wyciąga broń... Wtedy już wiem doskonale jak wszystko dalej się potoczy. Czuję mocne bicie serca.
Nigdy nie zastanawiałam się czy byłabym w stanie oddać życie za bliską mi osobę. Dlaczego więc właśnie osłoniłam własnym ciałem obcego mi chłopaka? Gościa, którego pierwszy raz widzę na oczy.
Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie miałam okazji pomyśleć nad innym rozwiązaniem. Po prostu zasłoniłam chłopaka swoim ciałem. Instynktowny ruch.
Patrzę na ranę, która nagle pojawia się na moim brzuchu. Konkretnie to widać tylko krew. Dotykam jej ręką. Ból jest tak duży, że ledwo mogę oddychać. Podnoszę wzrok na chłopaka.
-Dlaczego to zrobiłaś?- jąka się, a przerażenie które ma w oczach zaskakuje mnie samą.
-Uciekaj- udaje mi się wykrztusić zanim nogi się przede mną uginają.
Padam na kolana i wypluwam krew, która nie mam zielonego pojęcia dlaczego pojawiła się w moich ustach. Czy tak wygląda śmierć?
-Nie umieraj!- chłopak bierze mnie na ręce i podnosi z ziemi.- Nie możesz mi tutaj umrzeć!
Czemu się nie słucha?! Kazała mu uciekać i odwaliłam niezłe przedstawienie.
Zaczynam mieć mroczki przed oczami. Widzę jeszcze Adelinę biegnącą w moją stronę. Dziewczyna zbliża się do nas całkiem szybko, jednak nie dane mi jest poznanie dalszego ciągu wydarzeń.



Budzę się z atakiem paniki. Co mam teraz zrobić? Kiedy jednak okazuje się, że to nie był tylko sen i na prawdę leżę w szpitalnym łóżku, ponieważ zostałam postrzelona to ciężko złapać mi oddech.
-Oddychaj!
Odwracam głowę i widzę, że na łóżku obok leży Iwo. Jest on ostatnią osobą z którą chciałabym dzielić szpitalny pokój. To przez tego dupka dostałam w głowę, a potem mnie postrzelono.
-Czemu masz taką minę?- pyta chłopak, kiedy widzi, że już się uspokoiłam.
-Czy ty myślisz, że pobudka w szpitalu jest czymś przyjemnym?! Zwłaszcza przy osobie która zdzieliła Cię w łeb a potem postrzeliła!
-To nie ja do Ciebie strzeliłem- uśmiecha się.- Poza tym nie tylko Ty zostałaś ranna.
Z jednej strony ciekawi mnie dlaczego on też znalazł się w szpitalu, ale nie mam ochoty ciągnąć z nim rozmowy.
-Nie mogli nam dać osobnych sal?- wzdycham.
-Wyobraź sobie, że ja też nie chciałem jej z Tobą dzielić.
-I co... jak to jest kiedy okazuje się, że jednak nie jesteś nieśmiertelny?
Dogryzam mu, ponieważ mnie wkurza. Przy nim aż mnie nosi, a w tym momencie za bardzo nie mogę nic robić, ponieważ wszystko mnie boli.
-Gdybyś tylko wiedziała co ja dla was zrobiłem...
-Wiesz co? Mam to gdzieś i uważam, że dobrze ci tak.
Nagle w drzwiach pojawia się Adelina. Wchodzi do środka wzdychając i siada pomiędzy naszymi łóżkami. Wygląda jak jakaś męczennica, a to przecież ja tutaj najwięcej wycierpiałam!
-Boże w końcu udało mi się go pozbyć...
-Kogo?- pytam ciekawa.
-Gościa, którego uratowałaś jak jakaś cholerna bohaterka- odpowiada Iwo.- Siedział tu z tobą od świtu aż do zmierzchu. Chyba bał się, że nagle znikniesz.
-Od świtu aż do zmierzchu? To ile byłam nieprzytomna?- pytam zdezorientowana.
-Jakieś dwa dni- odpowiada Adelina.
Dwa dni? Dwa cholernie długie dni? Boże to musiałam być chyba w jakimś ciężkim stanie. Chociaż teraz dobrze się czuje. Poza bólem, który czuję przy jakimś gwałtownym ruchu w miejscu rany od postrzału.
-Tak w ogóle kto to jest? W sensie kim on jest?
-Bawiłaś się w super bohaterkę nie wiedząc nawet kogo ratujesz!?- wrzeszczy Iwo.- Od początku kiedy tylko Cię zobaczyłem wiedziałem, że jesteś głupia, ale że aż tak!?
-Syn ministra- mówi Adelina.
A ja dziękuję w duchu, że to jednak był ktoś ważny. Gdybym poświęciła się dla zwykłego i nic nie znaczącego człowieka było by słabo.
-Przecież miała przyjechać cała rodzina...Czemu jechał tylko on?
-Zapewniam Cię, że teraz będziesz miała szanse poznać całą rodzinę plus w gratisie resztę ministrów, którzy przyjadą na rozprawę- odpowiada Iwo.
-Jaką znowu rozprawę?
-Próbowano zabić syna ministra. Chyba nie myślisz, że ujdzie to płazem...
-To co ukarzą Ciebie i Ksawiera?
-Fakt, że w Twoim głosie słychać nadzieję pokazuje tylko twoją głupotę- śmieje się chłopak.
Aż tak bardzo było to słychać, że na prawdę mam na to nadzieję? No cóż, chętnie bym to zobaczyła.
Patrzę z pytaniem w oczach na Adelinę. Niech ona mi wszystko wytłumaczy wtedy lepiej wszystko zrozumiem.
-Znajdą się inni winni- odpowiada, ale nie patrzy na mnie.
-Jacy inni winni?!- wrzeszczę niezadowolona.
Dlaczego mili by szukać innych winnych skoro doskonale wiadomo kto to wszystko zaplanował.
I po chwili wszystko staje się jasne. Przecież nie ukażą przyszłego następcy tronu ani jego ochroniarza. Z resztą wątpię żeby znaleźli na nich jakieś dowody. Wszystko na pewno było doskonale zaplanowane.
Ukarzą więc kogoś niewinnego. Moje działania w niczym nie pomogły. Może uratowałam  jakiegoś syna ministra, ale tym samym skazałam na śmierć jakiegoś Bógu winnemu człowieka, który nie ma z tą chorą akcją nic wspólnego.
-Aniela chciałbym Ci tylko powiedzieć, że to wszytko twoja wina- mówi Iwo z uśmiechem.
-Ogarnij się- ucisza go Adelina.
-Właśnie, że nie! To wasza wina! Bo nie staracie się rozwiązywać problemów tylko od razu chcecie się ich pozbyć. A Twoją winą Iwo, jest fakt że jesteś psem na posyłki księciunia który jest zwykłym gnojem!
-W takim razie powinnaś podziękować temu psu- chłopak wskazuje na siebie.
-Niby za co? Za to, że jesteś zwykłą marionetką?
-Za to, że uratował nam życie- kończy Adelina.
-On jest ostatnią osobą, która uratowałaby mi życie.
-Opowiedz jej w takim razie Adelina!- mówi Iwo.- Opowiedz!
Wzdycham. Co ten gość chce mi udowodnić? Kieruję wzrok na Adelinę i cierpliwie czekam aż zacznie wszystko po kolei opowiadać. Chcę usłyszeć co działo się po tym jak straciłam przytomność. Dlaczego Iwo też leży w szpitalu i czy to prawda, że nas uratował. No i co się teraz dzieje przez tą sytuację.
-Jak wyszłaś na drogę i zatrzymałaś auto, to wyszedł z niego Viktor- widząc mój pytający wzrok od razu mi tłumaczy.- Tak nazywa się syn ministra. Zaczęliście rozmawiać i wtedy jakiś gość z ich ekipy- wskazuje brodą na Iwo.- Wyciągnął broń i zaczął strzelać.
-Taki był plan- wtrąca się Iwo.- Byliśmy zaskoczeni, że to Viktor jechał w tym aucie.
-Co nie zmienia faktu, że nie zatrzymaliście planu i w dalszym ciągu planowaliście kogoś zabić! Kontynuuj Adelina, a Ty jej nie przerywaj.
-Właśnie muszę prostować nieścisłości żeby nie było nieporozumienia! Nikt z nas w Ciebie nie celował, bo to nie o Ciebie chodziło!- unosi głos chłopak.
-Nikt we mnie nie celował? Nie o mnie chodziło?- wybucham śmiechem.- A jakoś w łeb zarobiłam, a potem mnie zamknęliście!
-Byłaś zamknięta!?!?!?!- Adelina wstaje z krzesła.- To dlatego jak się spotkałyśmy byłaś w takim stanie! Iwo kurwa jej ma się nic nie stać, rozumiesz?!
-Musieliśmy się jej pozbyć na jakiś czas żeby nie przeszkodziła. Sama wiesz, że chciała wszystko powstrzymać.
-To przez was tak się stało! Jakbyście mnie nie zamykali to inaczej bym to rozwiązała, a tak to jest jeszcze gorzej...
-Wracając do tematu...-zaczyna Adelina.- Gość strzelił do Viktoria, ale ty zasłoniłaś go własnym ciałem. Co Ci wtedy strzeliło do głowy?
-To było jedyna myśl na jaką wpadłam wtedy! Poza tym nie wiedziałam, że będą strzelać!
-Miał być jeden dokładny strzał- tłumaczy Iwo.- Ale musiałaś bawić się w bohaterkę. Jak Ksawier zobaczył, że to ty zostałaś ranna to wkurzył się jeszcze bardziej.
-I kazał strzelać dalej!- warczę wściekła. -Ja rozumiem, że może nie lubić jakiegoś Viktoria, ale bez przesady...
Oczywiście Ksawier to specjalista od konfliktów, bo musi zawsze postawić na swoim. I nikogo nie słucha, bo myśli, że jest najmądrzejszy. W ogóle nie ogarniam go całego. Jak ja mam wrócić do swojego świata skoro ta współpraca z księciem w ogóle mi nie idzie?! Nawet próbował mnie się pozbyć!
-Wtedy zaczęłam biec do ciebie, bo nagle upadłaś- opowiada dalej Adelina.
-No dziwne żebym nadal stała na nogach skoro byłam postrzelona, a wcześniej dostałam jeszcze w  łeb- kieruję wzrok na Iwo.
Chłopak nawet nie miesza się. Idiota zasrany! Powinien wykazać chociaż odrobiny skruchy! Bo o przeprosinach nawet nie myślę, bo prędzej by piekło zamarazło...
-Jak Adelina zaczęła do Ciebie biec to starałem się uspokoić Ksawiera, ale jakoś nie dało się wtedy do niego dotrzeć. Wpadł w jakiś szał. Nigdy wcześniej nie widziałem go w takim stanie. Zacząłem więc biec do was, bo rozkaz o przestaniu strzelania nie padł.
Ehe, tak na pewno talk zrobił. I jeszcze niech powie, że to dzięki niemu wszyscy żyjemy...Chociaż z drugiej strony jednak leży teraz ze mną na jednej sali szpitalnej, więc na pewno poniósł jakieś obrażenia. A z resztą...Dobrze mu tak! Należało się.
-I pewnie jak na bohatera przystało przyjąłeś pociski na siebie- żartuję sobie.
-Tak właśnie było- Iwo kiwa głową z uśmiechem.- Przez to będę miał brzydkie blizny.
-Na masz co się martwić...I tak nikt nie będzie ich oglądał, bo wątpię żeby jakaś dziewczyna Cię zechciała- odparowuję.
Nie mogłam się powstrzymać żeby mu czyś nie dowalić. Może i nas uratował, ale to od początku była jego wina, bo współpracuje ze swoim psychicznym przyjacielem.




-Zdążyłem!- nagle ktoś podbiega i zabiera moją torbę- Nie powinnaś dźwigać ciężkich rzeczy, dopiero wyszłaś ze szpitala.
-A Ty jesteś?- pytam zdziwiona, ponieważ nie mam zielonego pojęcia z kim mam do czynienia.
-Przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Viktor.
A tak, to ten syn ministra, którego wspaniałomyślnie uratowałam. Patrzę na niego i zastanawiam się co teraz zrobić i jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie mam ochoty z nim rozmawiać, ponieważ wiązałoby się to z odpowiedziami na jakieś durne pytania.
-Czy mogłabym odzyskać swoje rzeczy?- pytam i kiwam głową na torbę, którą przed chwilą mi zabrał.
-Przed sekundą wyszłaś ze szpitala, a jeszcze niedawno byłaś w stanie krytycznym. Nie sądzą żeby noszenie ciężkich toreb było najlepszym pomysłem...
-Krytycznym?- przeciągam się i ziewam.- A czuję się jak nowo narodzona.
-To ulga- wzdycha.- Na prawdę bardzo źle bym się czuł gdyby przeze mnie coś Ci się stało.
-Wypadki chodzą po ludziach- wzruszam ramionami.- Gdyby nie to, to na przykład mogło mnie potrącić auto. Przyszłość ma do siebie to, że zawsze jest niepewna.
-Masz bardzo ciekawe spojrzenie na świat- podsumowuje.- Co teraz będziesz robić? Może Cię gdzieś podwieźć?
Co będę robić? Na pewno nie będę kontynuować rozmowy z Tobą koleś. Mam zamiar nie wiem co, ale na pewno nie będzie to dotyczyło jego.
-Nie trzeba. Czekam na kogoś- odpowiadam zgodnie z prawdą, bo Adelina miała po mnie przyjechać, ale jakoś się spóźnia.
-To może dasz mi swój numer telefonu?
-Po co?- unoszę brew do góry.
-Chciałbym się jeszcze z Tobą spotkać i podziękować za uratowanie życia.
Ale ja nie chciałabym się z nim spotykać. Najlepiej jakby cała ta sytuacja nie miała miejsca...Przez to będą teraz same problemy.
-Nie przesadzaj- uśmiecham się, ponieważ robi się bardzo niezręcznie.
-Nie przesadzam. Uwierz mi, nie codziennie ktoś ratuje mi życie.
-Na pewno masz wiele ważniejszych rzeczy do roboty, przecież jesteś synem ministra. Więc pozwól, że już się pożegnamy...
-Skąd to wiesz?- spogląda na mnie podejrzliwie.- Nigdy o tym nie wspominałem.
Kurdę, chyba się wkopałam. Szybko Aniela myśl, musisz wybrnąć z tej sytuacji i jak najszybciej się go pozbyć. Denerwuje mnie jednak fakt, że chłopak nagle zrobił się taki podejrzliwy. Przecież nie jesteśmy w sądzie.
-Obiło mi się o uszy- mówię i zaczynam się głupkowato śmiać licząc, że to zadziała.
-Serio?
-Może o tym nie wiesz, ale jesteś rozpoznawalną osobą- próbuję go przekonać.
-Skoro tak, to nie powinnaś mi odmawiać i podać swój numer telefonu.
Chyba tak muszę zrobić, chociaż wolałabym, tego uniknąć. Macam rękami kieszenie w spodniach i nagle przypomina mi się jeden ważny fakt. Otóż w dalszym ciągu nie mam telefonu. Miałam o niego poprosić Adelinę, ale miałam za wiele rzeczy na głowie.
-Tak się składa, że aktualnie nie posiadam telefonu...
-Wielka szkoda...W takim razie jak mam się z Tobą skontaktować żeby Ci podziękować?
-Możesz tutaj mi podziękować- mówię z uśmiechem.- Albo w ogóle sobie darować podziękowania.
-E nie no tutaj nie jest odpowiednie miejsce...
Uśmiecham się pod nosem. Biedny jeszcze nie wie, że nigdy nie będzie odpowiedniego miejsca ani czasu na podziękowanie. Naglę widzę auto, a w nim Adelinę. No w końcu!
-Rzeczy- mówię i wystawiam ręce.- Muszę się zbierać.
-A tak, jasne- oddaje mi torbę.
Zabieram ją i szybkimi krokami kieruję się w kierunku samochodu. Otwieram tylne drzwi i wrzucam torbę. Błagam niech już odpuści i sobie pójdzie...
-Nie chcę się narzucać, ale serio jak mogę się z tobą skontaktować?- podchodzi do mnie.
Rany co za natręt. To, że uratowałam mu życie nie oznacza, że musi mi teraz aż tak dziękować. I sam fakt, że któryś raz z kolei zadaje to samo pytanie. No chyba powinien już sam dojść do wniosku, że skoro nie odpowiadam to chyba oznacza, że nie chcę.
-To się nie narzucaj- mówię i wsiadam na miejsce pasażera.
-No nic...Mam przeczucie, że jeszcze się spotkamy.- mówi kiedy odjeżdżamy.
Niedoczekanie twoje gościu. Niech da sobie spokój, bo inaczej ja tutaj zwariuję. Za dużo tych chłopaków. Jeden psychol co by wszystkich zabijał. Drugi męski bokser ze skłonnościami do poświęceń dla innych, ale to tylko w wyjątkowych sytuacjach. Teraz jeszcze trzeci i to w dodatku natręt do potęgi!
-Bo spotkacie- odzywa się Adelina kiedy odjeżdżamy kawałek.- I to już jutro.
-A to niby czemu?- pytam zapinając pas.
-Jutro jest spotkanie ministrów, na którym musisz być.
A no tak...Syn ministra. Więc jutro będę miała zobaczyć same sławy tego świata. Czemu mam wrażenie, że to nie będzie nic miłego?
-Boże....Nie dadzą człowiekowi odpocząć...
-Będą wnosić o rozwiązanie sprawy strzelaniny.
-Niech Ksawier i Iwo się o to martwią- wzruszam ramionami.
Oni to zaplanowali. To ich wina. Niech się więc martwią, a mi dadzą święty spokój! Dopiero wyszłam ze szpitala. Należy mi się jakiś odpoczynek. Może powinnam poprosić o jakiś urlop? Albo chorobowe!
-Już wszystko jest załatwione, ale pewnie będą chcieli Cię przesłuchać.
-I niech przesłuchują! Bardzo dobrze!
Świetnie się składa! Powiem wszystko co wiem i co mi zrobili! Cała prawda się wyda i gwarantuję, że nic mnie nie powstrzyma!
-Aniela, musisz spotkać się z księciem. On Ci powie co masz mówić.
Akurat! Takiego wała. Jak ma jakiś problem to niech się nim zajmie. Naważył sobie piwa, to niech je wypije. Niech przyjmie wszystko na klatę. I oby kara była bardzo wysoka! Żeby go zabolało tak jak mnie.
-To nie ja muszę się z nim spotkać, tylko on ze mną...
Nagle staję się wściekła. Koleś najpierw kazał mnie zamknąć. Potem strzelanina, która była też z jego rozkazu. Wylądowałam przez niego w szpitalu, a on nawet nie raczył się w nim pojawić żeby sprawdzić czy wszystko ze mną dobrze. Nie wspomnę już o jakichś przeprosinach.




Chyba przesadziłam twierdząc, że czuję się jak nowo narodzona. Podnoszę się z łóżka i wzdycham. Dotykam miejsca, gdzie mnie postrzelono. To chyba automatyczny odruch u każdego, że dotyka się miejsce, które Cię boli. Jest to bezsensowne, ponieważ ta czynność nie sprawi, że ból nagle minie, ale tak to już jest.
Sięgam po maść, która leży na półce. Dostałam ją przed wyjściem ze szpitala. Mam smarować ranę żeby wszystko ładnie się zagoiło. Podnoszę więc bluzę do góry i smaruję.
-Ty zdecydowanie już przesadzasz!!!
Automatycznie się kulę pod wpływam głośnego krzyku i dźwięku jaki wydają drzwi uderzające o ścianę. Patrzę na ścianę i mam nadzieję, że nie zostanie na niej ślad po uderzeniu drzwiami. Na prawdę lubię tą ścianę!
Przenoszę wzrok na wnerwionego Ksawiera. Przyglądam się dokładnie szukając dymu, który powinien wychodzić mu z dziurek nosowych. Na serio się zdenerwował.
-Czemu zawdzięczam tę wizytę?- pytam i opuszczam koszulkę.
-Nie lubię kiedy ktoś lekceważy moje rozkazy!
-Od kiedy to mam słuchać się twoich rozkazów?
-Od kiedy jesteś moją służką!!! Sługa słucha rozkazów, które dostaje od pana!
Liczę do dziesięciu żeby się lekko uspokoić. Określenie służka jest beznadziejne i powoduje tylko, że się irytuję.
-Ty- wskazuję na niego palcem.- Zastanów się, czy to nie Ty tutaj przesadzasz!
-Ja przesadzam?! Chyba zostało Ci przekazane, że przed zgromadzeniem masz do mnie przyjść, ponieważ musimy wszystko ustalić!
-Uspokój się i przestań się na mnie wydzierać!
-Nie uspokoję się! Zacznij się w końcu słuchać dziewczyno!
-Mam Cię już dość!- krzyczę starając się przekrzyczeć jego.- Czy Ty na prawdę myślałeś, że po tym jak przez Ciebie wylądowałam w szpitalu to przylecę do Ciebie jak wierny pies?
-Tak, dokładnie tak myślałem. A co powinienem wysłać Ci specjalne zaproszenie?!
Nie mam do niego słów. Tak ciężko mu nawet zapytać jak się czuję? Czy wszystko w porządku? Nie oczekuję już nawet przeprosin, bo wiem że były by nieszczere. Wiem, że przez ten krótki czas nie byliśmy ze sobą blisko, ale sam fakt, że to przez niego jestem w takim stanie...
Podnoszę się w końcu z łóżka. Oczywiście krzywię się przy tym dodatkowo, ponieważ jestem obolała. Jak to jest, że po wyjściu ze szpitala czuję się gorzej niż wtedy jak w nim byłam?
-Przez twoje głupie decyzje kilku ludzi wylądowało w szpitalu włącznie ze mną- zaczynam mówić.- I pewnie kilku straci życie, a Ty przychodzisz tutaj i nakręcasz się, że nie przyszłam uzgodnić wspólnej wersji wydarzeń?
-Przecież ja do was nie strzelałem- wzrusza ramionami z obojętnym wzrokiem.
-Wszystko było z twojego rozkazu!
-To Ty podjęłaś decyzję, że uratujesz innych. Sama zasłoniłaś go własnym ciałem. Wystarczyło się odsunąć i nic by Ci się nie stało...Ustalmy teraz wspólną wersję.
-Nie chcę.
-To jest rozkaz, którego nie wykonałaś więc sam pofatygowałem się do Ciebie.
-Mogłeś zrobić to dużo wcześniej...
Kiedy dociera do mnie co właśnie powiedziałam to przeklinam się w myślach. Cholera, zawsze muszę powiedzieć coś co powinno zostać w myślach.
-Nie mów mi- książę wybucha śmiechem.- Nie mów mi, że myślałaś, że odwiedzę Cię w szpitalu i będę się interesował twoim stanem.
Zaciskam ręce w pięści. Tak właśnie zrobiłby normalny człowiek, przez którego ktoś wylądował w szpitalu. Tutaj jednak nie mówimy o normalnym człowieku.
-W ogólnie nie interesuje mnie twój stan- mówi wolno jakby chciał żeby te słowa do mnie dotarły.- Mam wiele ważniejszych spraw na głowie niż zamartwianie się o służącą.
-Zgromadzenie. Rozmawiajmy o tym po co tu przyszedłeś...- staram się zmienić starań.
-Alleluja! Dziewczyno, nie można było tak od razu?
-Ksawier, czego ode mnie chcesz?
-Żebyś zwracała się do mnie tytułem jaki posiadam, ponieważ nie wypada żeby służąca mówiła swojemu panu po imieniu!
-Nie przeciągaj, bo to męczące. Powiedz mi to co mam powiedzieć i po prostu sobie idź.
Mam już dość. Nie mam ochoty na jego towarzystwo ani na kontynuacje tej rozmowy.
-Będą wnosić o śledztwo i na pewno Ty, Adelina i Iwo będziecie świadkami.
-To dlaczego spotykasz się tylko ze mną?- pytam ciekawa, bo serio mnie to teraz nurtuje.
-Bo tylko ty jesteś nieposłuszna i możesz znowu wpaść na jakiś genialny pomysł ratowania całego świata, a tego nie chcemy...
-Szybko mów co mam powiedzieć w razie czego i idź sobie- ponaglam go.
-Nie mogę mówić szybko, ponieważ wątpię w to, że zapamiętasz.
-Więc mów wolno. Mi obojętne, po prostu mówię to żebyśmy oboje nie zmuszali się do przebywania w swoim towarzystwie- dodaję uśmieszek na końcu zdania.
-I tu masz rację. Męczy mnie kontakt z tobą.
-Mi z Tobą też jakoś specjalnie nie chce się gadać, więc przejdź do rzeczy.
-Więc przejdę do konkretów, bo od tego będzie wiele zależeć.
-Świetnie, lubię konkrety- odwracam się i siadam z powrotem na łóżku.
Chłopak wchodzi w końcu wgłąb pokoju. Rozgląda się jakby szukał jakiegoś zagrożenia. Dzięki temu czuję się jak jakiś terrorysta, który ukrywa bombę pod łóżkiem.
-Na sto procent będziesz powołana na świadka i w tym nie mam żadnych wątpliwości. Nie bądź więc za bardzo tym zaskoczona- tłumaczy.- Będą zadawać ci wiele pytań.
-Tego to sama mogłam się domyślić. Podaj mi przykładowe pytania i odpowiedzi na nie.
-Skąd się tam wzięłaś? Co tam robiłaś? Czy wiedziałaś o zasadzce na syna ministra? Czy byłaś w to zamieszana?
-A teraz odpowiedzi.
-Zgubiłaś się. To jest podstawa, ponieważ dzięki temu wytłumaczymy dlaczego byli tam Iwo i Adelina. Byli tam ponieważ Cię szukali.
-Więc pewnie znalazłam się w lesie ponieważ szukałam drogi powrotnej?
-Błąd. Znalazłaś się, ponieważ ktoś Cię porwał.
-O to przynajmniej nie mija się z prawdą!- uśmiecham Cię.
-Porwali Cię, ponieważ jesteś moim doradcą. Wiele ludzi chce się mnie pozbyć więc to będzie logiczne. Myśleli, że dzięki porwaniu Ciebie uda się im coś ugrać.
Zaciskam ręce w pięści. Ustalona wersja jest dopracowana w każdym szczególe. Wszystko jest już ustalone więc pewnie winnego też już mają. Nie lubię kłamstwa, a tym bardziej jeśli ktoś kłamie. Tym razem ja sama będę musiała złamać swoje własne zasady i boję się, że wejdzie mi to już w krew.





Victor




_________________________________________________

Jest i bonus ode mnie na święta czyli szybciej dodany rozdział.
Przepraszam za błędy, bo nie miałam czasu na dokładne przejrzenie rozdziału.
Wyjeżdżam z Polski na tydzień, więc mogę zaniedbać opowiadania, które czytam. Przepraszam więc za to od razu. Obiecuję, że jak wrócę to wszystko nadrobię!
Pozdrawiam i życzę szampańskiej imprezy w Sylwestra,
N








19 grudnia 2017

#4

-Za mną!- rozkazuje Ksawery.
Ja serio nie wiem jak to jest, że jak słyszę ten durny głos, to grymas sam pojawia się na mojej twarzy. Nie umiem tego nawet kontrolować, więc nie odpowiadam i ruszam za nim jak wierny pies, bo nic innego mi nie pozostało. Przechodzimy przez kilka korytarzy i wchodzimy do pokoju w którym znajduje się Adelina i Iwo.
-Musimy się tym zająć jak najszybciej!- z ust księcia pada kolejny rozkaz.
Zająć to musimy się jego charakterem, bo daleko tak nie zajedziemy. Zero porozumienia i kłótnie w niczym nie pomogą. Nie musimy się lubić. Wystarczy odrobina szacunku...
-Ile zostało czasu?- pyta Iwo.
-Przyjadą za jakieś dwa dni.
Czy to dalej chodzi o tego całego ministra którym mamy się zaopiekować bo będzie sprawiał za dużo problemów? Na serio pogubiłam się już w tym wszystkim. Mój mózg zdecydowanie potrzebuje przerwy, ponieważ ostatnio był przeciążony tymi nowościami. Nawet w szkole było łatwiej!
-Tak jak mówiłem, masz się nimi wszystkimi zająć. Mają tutaj nie dojechać. Rozumiesz?!
Słysząc słowa księcia momentalnie otwieram oczy. Od początku wiedziałam, że ma nie po kolei w głowie, ale że aż tak?! Jeszcze mówi to wszystko na głos. Mógłby tak sobie mówić, kiedy byli byśmy w jakimś pokoju na naradach czy coś...Ale w trakcie jak idziemy gdzieś?
-Ty jesteś normalny?!
-Adelina zajmij się nią puki mam jeszcze cierpliwość- macha ręką Ksawier, a dziewczyna pośpiesznie spełnia jego słowa.
Łapie mnie i próbuje uspokoić, ale nie ze mną takie numery! Ten chłopak zdecydowanie nie jest normalny! Chory na łeb przygłup i tyle.
-Zajmij się nimi tak żeby nie było problemów.
-Czekaj Iwo- wołam mając nadzieję, że mnie posłucha.- Myślę, że powinniśmy to wszystko przedyskutować i wymyślić lepszy plan.
-Tutaj nie ma o czym dyskutować- odpowiada Iwo, a w jego oczach widzę rozśmieszenie.- Nie wtrącaj się w rzeczy o których nie masz pojęcia.
-Wy obaj jesteście chorzy!- warczę i zastanawiam się czy król wie, że tych dwoje powinno być odizolowanych od ludzi.
Może powinnam się do niego wrócić i poprosić żeby pozwolił wrócić mi do więzienia? Bo wydaje mi się, że pozostanie w nim było by łatwiejsze niż wybicie im z głowy tego szatańskiego planu.
-Aniela!- upomina mnie Adelina, a na jej twarzy widzę niezadowolenie.
Co jej też nie podoba się, że mam swoje zdanie i próbuję powstrzymać tą katastrofę, która ma się wydarzyć? Dlaczego nikt tutaj nie rozumie, że słuchając tego szatana, który jest niejakim księciem, wszystko źle się skończy!
-Adelina! To totalni wariaci!
-Aniela, proszę Cię...
-Gdy coś idzie nie po jego myśli to wymyśla super idiotyczny plan, który oczywiście zrealizuje bezmózgi Iwo. Czy wy myślicie?!- wymachuję rękami jak opętana.
Cała ta sytuacja tak zajmuje moje myśli, że nie zauważam, że od kilku minut znajdujemy się w jakimś pomieszczeniu. No ale trudno się dziwić, że nie zwracam uwagi na otoczenie skoro muszę zająć się tym całym bałaganem?!
-Czy ty choć raz możesz się zamknąć?!- warczy na mnie Ksawier i uderza ręką w stół- Obiecałaś, że nie będziesz się wtrącać! Więc zastosuj się do swoich własnych słów!
-Nie mogę się zgodzić na zabijanie niewinnych!- krzyczę, ponieważ moja cierpliwość już się skończyła.
-Niewinnych?- wybucha śmiechem Iwo.
-Aniela jeżeli nic nie wiesz to nie wtrącaj się, proszę- szepcze mi na ucho Adelina.
-Problemy rozwiązuje się rozmową a nie od razu rozkaz żeby kogoś zabić!
-Nie wyglądasz mi na obrończynię uciśnionych- śmieje się Iwo.
A wy obaj nie wyglądacie na opętanych...A tu proszę! Jednak! Ludzie mają rację żeby nie oceniać książki po okładce...
-Życie trzeba chronić! Nie wiecie, że jest takie przykazanie? NIE ZABIJAJ!
Wypowiadając te słowa czuję się jak hipokrytka, ponieważ widząc ich dwóch sama modlę się do Boga żeby nie złamać tego przykazania. Poza tym ostatnimi czasy nie byłam specjalnie religijna..
-Dosyć!!!!!!- wrzeszczy Ksawier.- Tam są drzwi. Mam nadzieję, że wiesz do czego służą!
-Myślisz, że wystarczy mnie wyprosić?!
-Mam prosić Iwo żeby Cię wyprowadził? Czy wyjdziesz sama?- pyta znużony.
-Tak nie załatwisz tej sprawy! Gwarantuję Ci!- krzyczę mając nadzieję, że może wtedy coś do niego dotrze.
-Wydaje mi się właśnie, że załatwię tą sprawę po swojemu. I nie próbuj niczego, ponieważ to ja mam nad tobą kontrolę. Sama się na to zgodziłaś!
Nie odpowiadam na tą pseudo groźbę. Wychodzę z pomieszczenia w zamyśleniu chociaż w moim środku aż się gotuje. Widzę, że Adelina podąża za mną, więc zatrzymuję się po kilku krokach.
-Co ma znaczyć, że ma nade mną kontrolę?- pytam.
-Ma kontrolę, bo ma przewagę. Nie możesz nikomu zdradzić ich planu, ponieważ będzie to zdrada. Chyba nie muszę Ci tłumaczyć jak zakończy się popełnienie takiej zbrodni.
Właśnie straciłam kontrolę nad swoim życiem. Nie mam żadnego planu, za to znam tajemnicę, która strasznie mi ciąży. I nie mogę pozwolić żeby ten plan został wykonany zgodnie z rozkazem księcia. Są jakieś granice, których trzeba przestrzegać!
-Aniela błagam Cię tylko niczego nie próbuj...
-Adelina- uśmiecham się.- Wiesz u mnie mamy takie powiedzenie ''próba nie strzelba''.
Muszę zakończyć bałagan, który planuje narobić ten idiota. To moje zadanie, które wykonam.


Gdybym była w swoim świecie to w takiej sytuacji siedziałabym i słuchała smutnych piosenek. Zdołowałyby mnie one, ale potem nabrałabym energii do rozwiązania problemów. A tutaj? Tutaj nie ma nic co mogło by mi w tym pomóc. Siedzę bezczynnie i wpatruję się w ogród.
-Po co ty tutaj w ogóle jesteś skoro nie naddajesz się do niczego?
Odwracam głowę w stronę głosu i widzę Iwo, który oczywiście pojawia się z nikąd. Od samego patrzenia na tego gościa już mnie nosi. Dlaczego on tak mnie denerwuje?
-Też jestem zmęczona byciem tutaj- wzdycham i zdaję sobie sprawę, że ja na prawdę chciałabym wrócić.
-Stwarzasz same problemy, więc może zniknij? Co?
-Nie szanuję ciebie i twojego zdania więc daruj sobie, ok?- mówię z udawanym uśmiechem.
-Powiedz mi, jak to jest? Uważasz, że pokonasz wszystkich bo masz cięty język? Czy raczej stawiasz na swoją wybuchowość i myślisz, że pięściami pokonasz wszystkich?
Ten chłopak sprawia, że czuję się jakbym się dławiła. Tyle złych emocji nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Zaciskam mocno pięści i staram się opanować.
-Iwo, to Ty mi powiedz jak to jest? Myślisz, że takimi słowami mnie zniechęcisz czy może jakoś zranisz? Jeżeli tak, to powtórzę jeszcze raz, że tacy kretyni jak Ty są dla mnie nikim.
Cieszy mnie, że dzielę się z nim myślami na jego temat, które pojawiają się w mojej głowie. Ten gość jest po prostu śmieszny, jeżeli myśli, że jestem pod jego wrażeniem bo jest jakimś pionkiem, który chroni księcia.
-Malutka to ty tutaj jesteś nikim. Wydaje ci się, że jesteś silna i możesz zmienić ten świat.
-Wątpisz we mnie...Spoko masz takie prawo- wzruszam ramionami.- Ja i tak wam pokażę!
Uśmiecham się, ponieważ ja serio mam plan żeby im wszystkim pokazać na co mnie stać. Jestem tutaj żeby wygrać lepszą przyszłość, więc nie ma sensu się poddawać.
-A więc chcesz się bawić? Zapraszam tylko żebyś potem nie płakała- ostrzega mnie chłopak.
-Grunt to nie zrezygnować do końca z ustalonego celu, a moim będzie uratowanie człowieka, którego chcecie zabić. Nie pozwolę mu umrzeć!
-Błąd. Ta sprawa jest już zamknięta. Traktuj go jak martwego.
Słysząc te słowa, potwierdził się tylko fakt, że to ja jestem osobą poprawka jedyną osobą, która może uratować tego człowieka. Bez mojej pomocy...Kręcę głową chcąc pozbyć się nawet takiej myśli z głowy.
Przyglądam się dokładnie chłopakowi i postanawiam wykorzystać sytuację, bo skoro już przylazł truć mi dupę to czemu ja nie mam robić tego samego.
-Gościu, a co Cię łączy z Adeliną?- pytam z uśmiechem, bo na prawdę lubię jakieś miłosne historię, a tutaj spodziewam się właśnie takiej.
-Powietrze, którym oddychamy.
-Dobre sobie...Mi się wydaje, że jednak macie wspólną historyjkę, którą próbujecie ukryć. To jak to jest? Hmmm?
-Wiesz, że zbytnia ciekawość w tym przypadku będzie twoim ostatnim krokiem do piekła?
Kręcę głową ze zrezygnowaniem. My to się chyba nigdy nie polubimy...Ja nawet nie umiem z nim rozmawiać, a komunikacja to podstawa! Rozwiązuje przecież wiele konfliktów.
-Straszysz mnie?
-Nie. To jest mój sposób żeby poinformować Cię, że nie będę tańczył tak jak mi zagrasz.
-Ja tylko zadałam pytanie? Chciałam się dowiedzieć po co ostatnio przyszedłeś.
-Nie masz takiej pozycji żeby zadawać mi pytania- mówi z uśmiechem.
Po raz kolejny jego słowa mocno szarpią moje nerwy. Ludzie tutaj wykończą mnie psychicznie, fizycznie i nerwowo. Jak wrócę to będę musiała iść do psychiatry żeby sprawdził w jakim stanie jest moja głowa.
-Jeżeli rozmawiasz ze mną aby mnie zniechęcić to ci się to nie uda. Z natury jestem waleczna więc daruj sobie.
-O jejku co poradzić? Od samego początku jesteś na straconej pozycji- szczerzy się jak głupi.- A wiesz czumu? Bo nie należysz do naszego świata.
Unoszę brwi w górę. To on wie? Dziwna sprawa, przecież nie chodzę i nie mówię wszystkim naokoło, że znalazłam się tutaj bo wciągnęła mnie jakaś książka.
-Właśnie dlatego będę walczyć do końca, a teraz idź sobie i daj mi trochę spokoju.
-Nie chcę- odpowiada i siada koło mnie.
-Czego nie rozumiesz w ''idź sobie''?- wzdycham i przesuwam się tak żeby nasze ramiona nie stykały się, bo mnie to drażni.
-Wiem, że chcesz żebym sobie poszedł bo mnie nie lubisz. Z resztą z wzajemnością, jednak nic nie mogę zrobić...Za bardzo mnie ciekawisz.
-Ty mnie za to nie ciekawisz.
Ignoruje moje słowa. Tym samym pokazuje mi jak bardzo głęboko w dupie ma moją osobę. Robi to celowo? Czy dlatego, że mu się nudzi?
-Chciałbym zadać Ci kilka pytań. Ty też możesz mi zadawać.
-Ja ci ich nie zadam, bo jak już mówiłam- nie ciekawisz mnie. Poza tym przed chwilą powiedziałeś mi, że nie mam takiej pozycji żeby zadawać Ci pytania. Masz jakieś problemy psychiczne? Rozdwojenie jaźni?
-Gdzie nauczyłaś się bić?- pyta udając, że nie słyszał moich słów.
-Posłuchaj kolego- wstaję i otrzepuję tyłek.- Nie wiem jak Ci to powiedzieć żebyś zrozumiał. Nie odpowiem na twoje pytania ani sama ich Ci nie zadam bo mnie nie ciekawisz.
-Dlaczego?
Przewracam oczami i biorę głęboki oddech. Jak tu się dogadać, kiedy druga osoba nie che współpracować?
-A niby dlaczego miałabym Ci o tym opowiadać?
-Bo chcę to wiedzieć.
-Iwo nie umiem ci nawet tego zobrazować jak bardzo nie obchodzi mnie to czego ty chcesz.
Chyba się pomylił jeżeli myślał, że po tym jak mi wygrażał i oficjalnie wypowiedział mi wojnę to może zadawać mi pytania. Jeszcze głupi myśli, że na nie odpowiem. On cierpi chyba na jakąś chorobę i to w dodatku mózgową. W ogóle nie myśli...
Zostawiam go samego. Mam nadzieję, że zrozumiał moje słowa i da mi spokój.



-Dlaczego Ty mi to robisz?- wzdycha książę.
-Bo mogę- odpowiadam.
-No właśnie chyba tego nie przemyślałaś.
Mrużę oczy i staram się skupić na chłopaku. Właśnie, że wszystko dokładnie przemyślałam. Został mi ostatni dzień podczas którego mogę go przekonać do zmiany decyzji.
-Myślisz, że jak będziesz łaziła za mną jak cień to wpłyniesz na moją decyzję.
-Spróbuję Cię obudzić z tego chorego snu w którym się znajdujesz.
-Najpierw to spróbuj wyleczyć siebie, bo masz chyba jakieś zwidy. Mnie nie trzeba z niczego budzić.
Właśnie, że trzeba bo jeżeli ktoś z tak głupimi pomysłami przejmie tron to skończy się to tragicznie. Słowa te jednak pozostają w mojej głowie. Nie wypowiadam ich na głos.
-Jak możesz z taką łatwością skazywać całą rodzinę na taki los?
-O bardzo łatwo- uśmiecha się jak psychopata i siada wygodnie w fotelu.- Chciałem Ci tylko przypomnieć co mi obiecałaś.
-Wiem, dlatego wykorzystuję ostatnią szansę na zmianę rozkazu.
-Rozkaz się nie zmieni. A tak w ogóle dlaczego mówisz do mnie nieformalnie?
-Ponieważ jesteśmy w tym samym wieku.
-Jesteś beznadziejna, ale chcesz się bawić to zapraszam. Zobaczymy kto będzie śmiał się ostatni.
-Nie rozumiesz, że decyzja którą podjąłeś w niczym Ci nie pomoże, a wręcz zaszkodzi?!
-Dziewczyno, kim Ty jesteś żeby mówić mi takie rzeczy- wybucha śmiechem.
Mam ochotę go zabić. Przysięgam. I naprawdę podziwiam siebie za to, że jeszcze nie zostałam mordercą. Ten chłopak po prostu powoduje u mnie podwyższony poziom wkurwienia. Biorę głęboki oddech i przywołuję się do porządku, ponieważ jestem tutaj po to aby zapobiec zabójstwu.
-Wyobraź sobie, że jestem twoją wróżką, która ma pomóc Ci w wielu rzeczach.
-Jak dla mnie to ty jesteś służką, a nie wróżką. W dodatku taką co w niczym nie pomaga, bo sama jesteś nikim. Kurcze właśnie odnalazłem swoje nowe powołanie. Zostanę głosem, który będzie ci powtarzał, że jesteś nikim.
Boże. Nie wytrzymam. Nie chcę tu być. Zabierzcie mnie. Ten człowiek nie jest mega denerwujący. A jego sposób bycia przeraża mnie.
-Nie możesz zabić całej rodziny!
-A właśnie, że mogę i to zrobię!
-Jesteś psychopatą.
Zmarszczył brwi.
-Właśnie problem w tym, że ja strasznie się powstrzymuję by nim nie być.
Chyba mu to nie wychodzi. Im dłużej go poznaję, im więcej czasu z nim spędzam tym bardziej chcę trzymać się z daleka od tego człowieka.
-To grzech! Bóg Ci tego nie wybaczy!
-Jedynym Bogiem w którego wierzę jestem ja sam, bo jestem zajebisty.
-Narcyz- mruknęłam pod nosem.
-Służko, co mogę Ci powiedzieć więcej... Ten gość jest problemem, więc trzeba się go pozbyć.
Szkoda tylko, że ma przyjechać cała rodzina, więc zabije całą rodzinę?
-A co na to twój ojciec?- pytam krzyżując ręce na piersiach.
-Będzie szukał winnych, ale ich nie znajdzie, więc jak reszta ludzi zapomni o wszystkim.
Prawda, wszystko przemija. Ludzie będą pamiętać tylko chwilę, a potem zapomną i wrócą do swojego życia.
-Nie zabijaj ich- zaczynam.- Proszę, to Ci w niczym nie pomoże..
Wypowiedzenie słowa ''proszę'' ledwo przechodzi mi przez gardło, jednak muszę je wypowiedzieć, ponieważ to podobno magiczne słowo. I chyba muszę zgodzić się z tym twierdzeniem. Ksawery słysząc te słowa spogląda na mnie, a nasze oczy się spotykają. Przez chwilę patrzymy na siebie próbując przeczytać swoje myśli. Nie działa to jednak, ponieważ jesteśmy sobie obcy. Ja nie wiem nic o niem, a on o mnie, ale gdybym mogła obstawiać to powiedziałabym, że słowo ''proszę'' zadziałało i przez krótki moment chłopak się wahał.
-Aniela, to Ty musisz sobie odpuścić- mówi i wstaje z fotela, w którym dotychczas siedział.
Jestem taka zaskoczona, że użył mojego imienia, a nie żadnej innej obelgi. Nie mogę z siebie nic wykrztusić, więc zachowuję ciszę i śledzę księcia wzrokiem. Chłopak zaczyna odpinać guziki przy koszuli.
-Wow, wow, wow co Ty robisz?- pytam przerażona i cofam się kilka kroków.
Czemu nagle zaczął się rozbierać? Nawet nie będę przytaczać strasznych myśli, które pojawiają się w tym momencie w moich myślach.
-Zamierzam się wykąpać.
-To rozbierz się w łazience!
-Ja jestem w swoim własnym pokoju, więc mogę robić to co chcę- uśmiecha się.- Poza tym już widziałaś mnie nago, więc czemu się teraz peszysz?
-Ostatnio to ty byłeś tym co się peszył! Przestań się rozbierać!- wrzeszczę kiedy chłopak zostaje już tylko w spodniach.
Zasłaniam ręką oczy. To odruch. Miał racje,  już widziałam go w całej okazałości, jednak to było by dziwne gdybym i teraz na niego patrzyła.
-Zawsze możesz stąd wyjść, przecież nie każę Ci tutaj zostawać...
-Nie mogę wyjść, ponieważ muszę wszystko uporządkować! Przestań! Zostaw te spodnie na sobie!- krzyczę, kiedy jego ręce znajdują się na guzikach od spodni.
-No to musisz się zdecydować czego chcesz. Mam zostać w spodniach czy mam zmienić rozkaz?- wybucha śmiechem.
-Zmień rozkaz, proszę- mówię pewnie, odsłaniam oczy i przełykam głośno ślinę widząc go bez koszulki.
Wybuch śmiechu, który słyszę zaskakuje mnie ogromnie. Stoję i patrzę na chłopaka który wije się ze śmiechu.
-Na prawdę myślałaś, że daję ci wybór? Rozkaz nie zostanie zmieniony, a ponieważ czas nagli to muszę zacząć działać.
-Co znaczy ''działać''?- pytam zdziwiona.
-Iwo!!!
Najgorsze uczucie, kiedy człowiek wie, że coś jest nie tak, ale za bardzo nie ma pojęcie o co tak dokładnie chodzi.
Nagle czuję ogromny ból. Głowa boli mnie tak strasznie, że aż chce mi się płakać i uciec, ale nie jestem w stanie. Ostatnim widokiem jest złowrogi uśmiech Ksawiera, który aż mnie przeraża.



Otwieram oczy i biorę kilka oddechów. Zbieram myśli i przypomina mi się co się tak właściwie stało. Siadam, ale to okazuje się złym pomysłem. Ból który czuję sprawia, że mam ochotę zwinąć się w kulkę. Dotykam głowy i okazuje się, że leci mi krew.
Iwo ty skurwysynie, jak zostanie mi jakaś blizna to obiecuję ci pożałujesz tego co zrobiłeś!
Ksawier czekaj niech no tylko stąd wyjdę. Gnój myślał, że jak chwilowo się mnie pozbędzie to jego plan wypali.
Otóż najdroższy księciuniu jesteś w błędzie. Teraz za wszelką cenę Cię powstrzymam! Podnoszę się z ziemi i podchodzę do drzwi. Trochę kręci mi się w głowie, ale sobą zajmę się później. Łapię za klamkę, ale oczywiście jest zamknięta. Szukam w kieszeni telefonu, ale oczywiście nie mam go. Muszę pamiętać żeby poprosić Adelinę o nowy.
Biegnę do okien, które na moje szczęście są otwarte. Amatorzy. Otwieram okno i spoglądam w dół. Oceniam wysokość, ale stwierdzam że jeżeli skoczę to powinnam przeżyć. Ewentualnie coś sobie złamię. Dostrzegam jednak rynnę. Frajerzy. tyle razy co wchodziłam tak do domu...Cóż często zapominało się kluczy.
Łapię się rynny i realizuję swój plan. Po kilku męczących minutach jestem na dole. Biegnę ile sił w nogach i wpadam na Adelinę.
-Dzięki Bogu!- wzdycham radośnie.- Zabierz mnie szybko na miejsce gdzie ma się to stać!
-Aniela!!! Co Ci się stało?
-Później, teraz zabierz mnie bo muszę ich powstrzymać!
-To nie jest najlepszy pomysł...
-Ja Cię nie proszę, to jest rozkaz! Ty masz pomóc mi, a ja mam pomóc księciu! Gwarantuje Ci, że jeżeli ich nie powstrzymamy to żadne z nas nie skończy dobrze.
-Aniela krwawisz, krew z Ciebie aż kapie. To dla Ciebie nie skończy się dobrze...
Ocieram twarz ręką i faktycznie dziewczyna ma rację, ale ja dam radę jeszcze trochę pocierpieć. Muszę uratować tamtych ludzi, bo inaczej wszyscy będziemy cierpieć jeszcze gorzej.
-Nie staraj się ratować innych za wszelką cenę- prosi mnie dziewczyna.
-Muszę uratować naszą przyszłość! Czaisz!?!?- łapię ją za ramiona i szarpię.
-To śmieszne- mówi.- Normalnie byś się tym nie przejmowała, ale widzę że jesteś tą która nie odpuszcza.
Uśmiecham się i prawie przez to wymiotuję, ponieważ w ustach czuję krew. Ohyda. Smak własnej krwi, nigdy więcej.
-Dopóki bije mi serce nie odpuszczę im tego- mówię i zaciskam zęby.
-To musimy się pośpieszyć, bo jak tak dalej pójdzie to zostanie Ci niewiele tych uderzeń serca. Na prawdę Aniela wykrwawisz się...
-Nie bój się, dorośli wykrwawiają się spokojnie.
-Przestań żartować z takich rzeczy! Poczekaj tutaj na mnie.
Dziewczyna szybko znika. A ja ścieram krew rękami z twarzy. Cała nią już jestem ubrudzona.
Najbardziej szkoda mi ciuchów, które mam na sobie, bo nie wiem czy krew się spiera...A to na prawdę fajne ubrania.
Krzywię się, nienawidzę tego całego bólu który teraz czuję, ale mam zadanie do wykonania. Potem będę się sobą martwić.
Po chwili podjeżdża pode mnie wypasione auto. Szybko do niego wsiadam, a moje oczy aż świecą się, ponieważ nie często zdarza mi się podróżować tak wypasioną bryką.
-Starucha ma aż tyle pieniędzy?
-Nie pytaj skąd bo nie znam odpowiedzi- mówi i rusza z piskiem opon.- Więc co chcesz zrobić?
-Zajebię ich, ale najpierw uratuję tych ludzi.
-Żebyś tylko nie uratowała tych niewłaściwych...
-Nieważne czy są źli czy dobrzy. Ludzkie życie się szanuje.
-Więc zemsta?
Kiwam głową. Nie będą mnie tak traktowali we własnej grze, którą sobie wymyślili. Ludzie nie są przedmiotami, których od tak można się pozbyć.
-Przez chwilę czułam się jak pionek, ale to było tylko chwilowe. Nie dam im kolejnej okazji by kogoś znowu skrzywdzili i Bóg mi na to świadkiem.
Dziewczyna nie odpowiada. Prowadzi samochód w ciszy. Nagle zatrzymujemy się za drodze w lesie.
Zimny wiatr rozwiewa nam włosy, kiedy wysiadamy.
-To na pewno tutaj? Dlaczego mieliby się tutaj zatrzymać?
Dziewczyna kiwa głową, a ja kieruje wzrok w tamtą stronę. I widzę moich oprawców schowanych za krzakami. Nienawiść jaką czuję kiedy ich widzę sprawia, że mam ochotę podejść i napluć im w twarz. Szkoda tylko, że jeżeli teraz bym chciała to zrobić, to oplułabym ich własną krwią.
-Auto zatrzyma się ponieważ przebije się opona, a potem wszystko się skończy- tłumaczy mi dziewczyna.
A więc tak to zaplanowali, a mi nie wspomnieli ani słowa. Czyżby bali się, że im w czymś przeszkodzę. Jak tak to brawo dla nich! Bo teraz dopiero zacznie się gra, szkoda tylko, że będzie się ona toczyła o ludzkie życia.
-Widzę, że plan jest zaplanowany ze szczegółami. Tylko nie uwzględnili w nim przeszkody, którą będę ja- patrzę w niebo i zaczynam się chwiać.
To chyba z powodu znacznej utraty krwi. Szlak by to trafił!
-Przeszkody? Ledwo trzymasz się na nogach!!! Co ty możesz zrobić?
-Przekonasz się- mówię z uśmiechem.
Gdybym tylko wiedziała jak to się skończy to załatwiłabym to zupełnie inaczej. Wszystko potoczyłoby się w inny sposób.



______________________________________________

Podsyłam kolejny do oceny.
Następny rozdział pojawi się szybciej niż zwykle.
Przypominam o zapowiedzi, którą można zobaczyć z boku.
Proszę o komentarze, które motywują do dalszego pisania.
Pozdrawiam,
N





7 grudnia 2017

#3

Patrzę na Iwo, a on po chwili mnie zauważa. Obdarza mnie takim spojrzeniem, że nietrudno się domyślić jak będą wyglądały nasze relacje. W jego oczach widzę nienawiść. Co za szkoda, a dopiero się poznaliśmy....
-W czym mogę pomóc?- pytam z uśmiechem, który mam nadzieję, że go zdenerwuje.
-Adelina- wypowiada jej imię i tyle.
-Możesz rozwinąć swoją wypowiedź?
-Słuchaj no dziewczynko- podchodzi do mnie parę kroków.- Nie uderzyłem Cię wcześniej, ale to nie znaczy, że zawsze możesz na to liczyć. Informuję Cię, że mój pakiet dobrego wychowania już się wyczerpał, więc spadaj i mnie więcej nie denerwuj.
-Widzę, że się nie polubimy Iwo- kręcę głową ze zrezygnowaniem.- Bo widzisz, ja nie przepadam za damskimi bokserami, więc zabieraj się stąd!
-Damskim bokserem cóż...Jestem kim jestem i nie musisz mnie lubić- uśmiecha się wrednie.- Jeśli chcesz być cała to nie wchodź mi w drogę. A teraz idź grzecznie i zawołaj swoją koleżankę.
Mówią, że nikt nie jest w stanie rozpoznać psychopaty, który siedzi obok Ciebie. To jak to jest, że ja patrząc na Iwo stwierdzam, że on nim jest? Mam co do niego złe przeczucie. Sam jego wzrok jest przerażający, więc jak mogę pozwolić żeby rozmawiał z Adeliną. O ile on chce z nią rozmawiać...Przyszedł tutaj i chce ją widzieć. Może to jakiś morderca?
-Myślę, że Adelina nie potrzebuje się z Tobą widzieć- mówię stanowczo i cofam się do drzwi.
Kiedy próbuję je szybko przed nim zamknąć, chłopak powstrzymuje mnie. Jest silny, a jego mina daje mi do zrozumienia, że właśnie wywołałam wojnę. Ups?
-Właśnie zaczęłaś swoje własne piekło- pochyla się i mówi mi na ucho, co mega mnie stresuje.
-Nie strasz mnie piekłem, bo ja już w nim byłam- odpowiadam patrząc mu prosto w oczy.
To prawda. Przeszłam w życiu zbyt wiele żeby jego słowa mnie przestraszyły. Moje życie jest moim własnym piekłem. Mnie przerażenie ogarniało wtedy kiedy coś za dobrze mi szło albo się układało.
-Wystarczy!- krzyczy Adelina i przeciska się obok nas.- Zaraz wracam.
Wpycha mnie do pokoju i zamyka drzwi.
Oho jakieś tajemnice? Nie zapowiada się dobrze. Oczywiście przykładam ucho do drzwi. Jestem za bardzo ciekawa o czym będą rozmawiać.
-Co tutaj robisz?
-Pomagam Anieli- odpowiada mu dziewczyna.
-Pytam na poważnie. Adelina co tutaj robisz?!
-Iwo każdy z nas ma swoje tajemnice.
-Chyba zapomniałaś, że posiadam dar prorokowania.
Dziewczyna wybucha śmiechem tylko że w moich uszach brzmi on bardzo dziwnie. Tak się składa, że miałam okazję słyszeć wiele śmiechów, ale ten nie jest taki jakim śmiejesz się bo coś cię śmieszy. To jest złowrogi i szyderczy śmiech. Aż przechodzą mnie ciarki.
-Oj Iwo za bardzo lubisz przypisywać sobie zalety- odzywa się Adelina.- To nie dar prorokowania tylko fakt, że za dobrze się znamy.
-Więc lepiej powiedz mi co obie planujecie.
Obie? Jakie obie. Dlaczego mówią o rzeczach które ciężko mi zrozumieć. Ten świat jest dla mnie cholernym wyzwaniem bo nic o nim nie wiem. A Iwo i Adelina? Fakt, że się znają? To dopiero jest pokręcone!
-Opowiadać przedwcześnie o swoich planach jest niebezpieczne.
-Myślisz, że jesteście nieuchwytne? Pamiętaj, że ja tą waszą nieuchwytność uchwycę, a wtedy dopiero zrobi się niebezpiecznie.
Zajebiście Iwo, ty poeto. Nieuchwytność uchwyci, gdzie ten debil chodził do szkoły?
-Zastanawia mnie ile czasu Ci to zajmie...I ciekawi mnie co wtedy zrobisz.
Głos Adeliny budzi tylko we mnie niepokój. Przeraża mnie fakt, że dziewczyna jest inna niż myślałam. Znaczy tak wychodzi z jej rozmowy. Kurcze na prawdę była dla mnie miła, ale mogły to być tylko pozory.
-Wtedy się tym zajmę, więc się nie bój.
-Nie boję się. To twój dylemat.
-Po znajomości Adelino mam dla ciebie radę. Pilnuj się żeby nikt po tobie nie deptał.
-Deptał?
-To ty byłaś dzisiaj tą, która na kolanach prosiła o wybaczenie.
-Iwo, ty też się pilnuj i nie lekceważ małej. Ona nie jest kimś z kim możesz zadzierać.
Czy mała to jestem ja? Niech Cię cholera weźmie dziewczyno! A grałaś taką milusią i za mnie przepraszałaś! A ja martwiłam się o Ciebie. Gdzie się podział cały szacunek którym podobno mnie darzyła?
-Przez nią ostatnio coraz bardziej się denerwuję, więc to ty powinnaś się o nią martwić. W ogóle śmieszy mnie cała ta sytuacja. Przyprowadziłyście taką bezużyteczną osóbkę do pomocy? Jak ona ma niby pomóc?
-Będziesz w nią wątpił dopóki nie zobaczysz jak przydatna może się stać.
Przykładam ucho dokładniej. No bo jeśli mnie obgadują to muszę słyszeć wszystko dokładnie. Jednak już nic się nie odzywają i za długo panuje cisza. Odsuwam się wiec od drzwi i siadam na łóżku. Nie mogę zostać przecież przyłapana.
Nagle pojawia się dziewczyna. Kiedy spostrzega, że jej się przyglądam to uśmiecha się, ale ja wiem że jest to fałszywy uśmiech. Ja także uśmiecham się no bo co innego mogę zrobić? Teraz po prostu będę musiała na nią uważać. No bo teraz już w zasadzie nie wiem kim ona jest.
-Na czym skończyłyśmy?- pyta siadając na łóżku.
-Nie pamiętam- odpowiadam.- A co chciał od Ciebie ten głupek?
-A tylko przedstawił mi jutrzejszy plan dnia księcia.
To kłamstwo no bo sama doskonale słyszałam o czym rozmawiali. Czy ona myśli, że uwierzę jej we wszystko? Ok, niech tak myśli. Niech ma mnie za nieświadomą. tak chyba będzie bezpieczniej...
-Pewnie szykuje się jutro napięty grafik, więc pójdę już spać.
-Jesteś zmęczona?
Co za bezsensowne pytanie. Oczywiście, że jestem. Po tym co przeszłam? Czy ona ma mózg? Jeśli tak to chyba w tej chwili go nie używa.
-Tak jestem zmęczona a właściwie wyczerpana, więc położę się już.
-Dobrze. Śpij dobrze.
Nie dziękuję ty fałszywcu. Będę spać dobrze bez twoich słów.


-Jak to jest możliwe, że ja wstałem a ona nadal śpi?!
Otwieram jedno oko i od razu je zamykam. Chyba sobie ze mnie żartujecie. Ta nieznośna gęba z rana? Ten dzień na pewno nie będzie dobry...
-Możecie się zamknąć?- mówię i zakrywam się kołdrą.
-Przepraszam, na prawdę przepraszam.
Słysząc słowa przeprosin aż mnie skręca. Za co ona znowu przeprasza, przecież za sen się nie przeprasza!
-Kazałam Ci przecież nie przepraszać za mnie!- wrzeszczę na Adelinę.
Odkrywam się i siadam. Przecieram zaspane oczy i przyglądam się publiczności, która znajduje się w moim pokoju.
Adelina jak zwykle poniżająca się przed księciem.
Ksawery postanowiłam, że i tak będę nazywać go po imieniu. Nie ma dla mnie znaczenia kim on jest, ponieważ i tak jest w moim wieku. Spogląda na mnie złośliwym wzrokiem.
No i oczywiście Iwo, bo jego nie mogłoby przecież zabraknąć. On jako jedyny skupiony jest na lustrowaniu pomieszczenia. Próbuje odkryć plan Adeliny? A może myśli, że mamy tutaj bombę?
W zasadzie to co ja się martwię. Niech głupia przeprasza i klęka za mnie. Ta zdradziecka dziewucha jedna!
-Czemu drzecie się z samego rana kiedy normalni ludzie jeszcze śpią?!- pytam przerywając ciszę.
-Wow, a myślałem że to ty posiadasz umiejętność najdłuższego spania- mówi Iwo i klepie księcia po plecach.
-Pokonała mnie...- wzdycha chłopak.
-Możecie załatwiać swoje sprawy na zewnątrz?- przeciągam się.
-W zasadzie to powinnaś już dawno wstać...- upomina mnie Adelina.
-Kto niby tak powiedział?- śmieję się.
-Ja!- warczy książę.
-Bo co?!
-Czy ty się właśnie buntujesz?
-Bunt to podstawa świata!- odpowiadam pewna swoich słów.
-Rany- wzdycha chłopak.- Wiesz co w tobie najbardziej lubię? Dźwięk kiedy zamykasz tą swoją mordę!
-Ty na prawdę nie powinieneś otwierać gęby- podsumowuję go.- Wszystkie słowa, które z niej wychodzą są bezsensowne.
-Chcę ci przypomnieć, że jesteś tylko psem na łańcuchu i za dużo szczekasz- odzywa się Iwo.
Dobrze posumował. Jestem jak pies na łańcuchu, ponieważ jak coś będzie trzeba wtedy łańcuch zrobi swoje. Taka jest właśnie moja sytuacja. Za bardzo nic nie mogę zrobić bo mnie aresztują za jakieś gówna które obrażają księcia.
Zgrzytam zębami i wstaję z łóżka.
-Dlaczego ich tu wpuściłaś?- pytam spoglądając na Adelinę.
-A dlaczego miałabym ich nie wpuszczać?
-Bo jesteśmy dziewczynami? I jakoś średnio zadowala mnie fakt, że oglądają mnie jacyś zboczeńcy z samego rana.
-Przepraszam- schyla głowę na dół.
Nie musi się nawet kłopotać, bo i tak pewnie tego nie żałuje. Wzdycham i patrzę w sufit. Boże jak ja mam sobie teraz tutaj poradzić? Bez przewodnika, któremu będę mogła zaufać?
-Zboczeńcami?- książę wybucha śmiechem.- Czy ty na prawdę myślisz, że patrzenie na Ciebie sprawia mi przyjemność? Jesteś taka żałosna, że aż mi Cię szkoda. Popatrz na siebie dziewczyno. Jesteś nikim i nigdy nikomu nie będziesz się podobać.
Zaciskam pięści i odwracam się automatycznie. On na serio działa mi na nerwy.
-Czy Ty mnie właśnie obraziłeś?- pytam wściekła.
-Obrażę Cię jeszcze nie raz, bo na to zasługujesz!
Ja chyba nie dam rady tu normalnie funkcjonować jeżeli nie uderzę kogoś raz na dzień...Wczoraj Iwo, a dzisiaj książę. Ciekawe czyja jutro będzie kolej?
Uderzam księcia pięścią w twarz, a on zaskoczony faktem, że odważyłam się podnieść na niego rękę i że w ogóle go uderzyłam łapie się za policzek.
-Oprócz tego, że jestem dziewczyną jestem też twardym zawodnikiem- podsumowuję i masuję sobie rękę.
Nikt nie będzie bezkarnie mnie obrażał . Szczególnie koleś który mało o mnie wie. Poza tym co to za obrażanie? Niech się zajmie lepiej swoim beznadziejnym życiem.
-Jesteś zawodnikiem, którego łatwo będzie wyeliminować- mówi mi na ucho Iwo.
Nawet nie zauważyłam momentu kiedy zbliżył się do mnie i wykręcił mi ręce. Chyba właśnie zostałam aresztowana. Patrzę bezradnie na Adelinę, a ona przygląda się temu w spokoju.
Czemu nie klęka i nie prosi o moje wybaczenie wtedy kiedy tego mi potrzeba? Czy to ten moment, że mnie zdradza i zostawia na pastwę losu?


Nigdy, ale to nigdy nawet w snach nie pojawiła się opcja, że zostanę aresztowana i znajdę się w więzieniu. Mój los często bywa zmienny. Raz jest dobrze, a raz źle, ale tym razem to po prostu dostałam od niego w twarz. Trafił mnie dosłownie.
Siedzę oparta o ścianę i tępo wpatruję się w kraty, które dzielą mnie od wolności. Uważam jednak, że dobrze zrobiłam, że przywaliłam mu. Nie będzie mnie obrażał. Tylko wcześniej nie pomyślałam o tym, że ta decyzja może mieć taki skutek. Myślałam chyba, że mogę być ponad prawem. Nie ja wtedy jednak w ogóle nie myślałam o konsekwencjach.
Ale porażka...Nawet nie zdążyłam się ubrać i kisnę tutaj w piżamie.
-Za co ją zamknęli?- słyszę głosy strażników.
Świetnie teraz wszyscy będą patrzeć na mnie jak na złoczyńcę. A ja tylko broniłam siebie i swojej dumy! Co prawda upadłam z łoskotem lądując w więzieniu i to w dodatku w piżamie! Tej piżamy to nie mogę przeżyć...
-Przynajmniej będę mogła zaliczyć pobyt w więzieniu do życiowych doświadczeń!- wołam głośno żeby rozmawiający o mnie strażnicy usłyszeli.
-I w czym Ci się to niby przyda?
Szybko lokalizuję Adelinę, która zadaje to pytanie. Widzę jej zmęczoną twarz. Ciekawe czym się tak zmęczyła...Na pewno nie pomaganiem! Bo nadal tkwię za kratami.
-Czemu jesteś w takim stanie?- pytam.- Co takiego robiłaś, że wyglądasz jakbyś nie spała?
-Szukałam sposobu żeby Cię stąd wyciągnąć.
-To chyba go nie znalazłaś bo jak widać nadal tu jestem- mruczę.
Staram się być dla niej zimna i bez uczuć. Nie wiem czy mi to wychodzi, ponieważ zawsze byłam kiepską aktorką. Zawsze zdradzała mnie twarz na której momentalnie pojawiał się uśmiech.
-To nie jest takie proste...
To nie jest proste albo ktoś się nie stara wystarczająco...Nie stara się bo jest dziwakiem, który zachowuje się tak jak mu zagrają. Raz jest milutki, a raz ma jakieś tajne rozmowy z tym świrem Iwem...
-Może nie widzisz moich starań, ale wiedz, że zrobiłam dużo.
-Dużo to znaczy?- pytam.
-Ściągnęłam króla z podróży, a uwierz mi to nie było takie łatwe. Wieczorem kiedy przybędzie to Cię wypuszczą.
-Dzięki Bogu- wzdycham z ulgą.
-Jeszcze nie dziękuj, ponieważ król nie był zadowolony słysząc, że pobiłaś jego syna.
-Spokojnie dam radę się wytłumaczyć. Tylko najpierw chciałabym się wykąpać, ponieważ ten kilku dniowy pobyt tutaj nie wpływa dobrze na moje ciało. Aha no i jeszcze bym się przebrała, bo ostatnią rzeczą której pragnę jest paradowanie przed wszystkimi w piżamie.
-Kilku dniowy? Byłaś tu zaledwie jeden dzień- prycha.
-No właśnie! O jeden za dużo! Myślałam, że utknęłam tu na zawsze.
-Gdyby nie fakt, że jesteś gościem króla to skończyło by się to o wiele, wiele gorzej...
-Czyli jak? Pięć lat? Czy grzywna?- pytam i zaczynam w myślach liczyć swoje oszczędności, które i tak pewnie nie były by nawet ćwiartką sumy, którą trzeba by zapłacić za wolność.
-Śmierć. Za uderzenie członka rodzinny królewskiej karą jest śmierć.
Nawet jak sobie na to zasłużył? Za takie bzdety karą śmiercią? Rozumiem... za morderstwo, ale za uderzenie? I to jeszcze od dziewczyny?
Opieram się o kraty, ponieważ nie mogę wytrzymać tępa które wybrało sobie moje serce. Bije tak szybko, że ledwie mogę złapać oddech. To znak, że właśnie zaczęłam się bać. W co ja się wpakowałam?
-W porządku?- pyta zmartwiona Adelina i wiem, że się martwi, ponieważ da się to poznać po tonie jej głosu.- Uspokój się. Mówiłam, że już wszystko załatwiłam.
Łapię się za ramię i biorę kilka głębokich oddechów. Nie mogę się bać, ponieważ strach w niczym nie pomaga. Jest tylko przeszkodą na drodze, którą muszę pokonać.
-Rozumiem, że gdyby król był tutaj na miejscu nie miałabym przyjemności spędzenia nocy w areszcie?
-To prawda. Książe jednak nie wpadł na pomysł, że mogłabym szukać pomocy u króla.
-Dziękuję- mówię szczerze.
-Problem w tym, że musisz wytłumaczyć się królowi, a nie będzie miał za dobrego humoru.
-Mówisz, że będzie ciężko?
Zaczynam chodzić naokoło celi. I rozmyślać co teraz zrobię i jak powinnam rozmawiać z królem.
-Dlaczego będzie miał zły humor?- pytam, ponieważ ta informacja może być dla mnie przydatna.
-Jechał w odwiedziny do ministra, a twój wybryk przeszkodził mu i musiał wrócić.
-Czyli jest zły ponieważ nie będzie go na imprezce? Wielkie mi halo mogą sobie zrobić przecież after party.
-Jechał do niego ponieważ dostał zaproszenie. Jest to minister, który nie popiera rodziny królewskiej. Ciężko to wytłumaczyć, ponieważ w to już wchodzi polityka.
-Więc jechał załagodzić sytuację, ale musiał zawrócić? Wielkie mi halo...
-Wiesz co taka odmowa znaczy?
-Brak szacunku- odpowiadam.- Ale przecież jest królem! Jemu wolno!
-Wolno, ale przypominam Ci, że oni nie za bardzo się lubią.
-A racja! On nie popiera króla, a więc nie popiera też Ksawiera na tronie. A ty musiałaś mi pomóc i zawróciłaś króla, ale przecież on nie musiał od razu wracać! Dlaczego król wybrał powrót, który był najgorszą opcją?
-Ponieważ książe oskarżył Cię o kilka rzeczy i sytuacja stała się bardzo poważna. Bez króla który Cię obroni nigdy stąd nie wyjdziesz i skończysz wąchając kwiatki od dołu.
-Niech no tylko dorwę tego gnoja jak stąd wyjdę!
-Nie dorwiesz! Patrz co się stało kiedy poniosły Cię ostatnio emocje!
Tupię nogą z bezsilności. Racja. Nie mogę mu nic zrobić. Już raz dokonałam złego wyboru i wiem, a nawet jestem tego pewna, że książe mi tego nie daruje. Tym razem wszystkie moje ruchy będą pilnowane, a najmniejszy błąd będzie mnie dużo kosztował.
-Król musi wrócić by mnie ratować, ponieważ Ksawier pewnie chciałby żeby wyrok na mnie był wykonany jak najszybciej, a wszyscy go posłuchają bo jest następcą. Przez to wnerwi się ten typek co jest przeciwko królowi, a przez to król będzie jeszcze bardziej wnerwiony, bo uderzyłam jego ukochanego syna- podsumowuję co już wiem.
-Musimy tylko wymyślić jak wszystko załagodzić.
-O to jak załagodzić króla ja się pomartwię. Twoim zadaniem będzie pilnowanie mnie po tym jak już stąd wyjdę.
-Oczywiście pomogę Ci tak jak tylko będę mogła.
Uśmiecham się do niej chociaż wiem, że nie mogę jej podarować swojego całego zaufania, Nie po tym jak usłyszałam jej rozmowę z Iwo. Mądre będzie jednak z mojej strony kiedy zacznę z nią współpracować. Ta dziewczyna musi pomóc mi się kontrolować, bo przy tym gnojku jest mi ciężko.
W końcu jest tutaj żeby mi pomóc i to zrobiła. Na początku trochę w nią zwątpiłam, ponieważ gdy mnie zabierali stała tylko i się patrzyła. Teraz jak myślę to mogło być to spowodowane tym, że wtedy nie było sposobu żeby mi pomogła. Koniec końców jednak mnie uratowała.


Przykładam rękę do nosa i zaciągam się zapachem, którym pachnę po kąpaniu. Jak to dobrze być w końcu czystym i mieć umyte włosy. To na prawdę wielka ulga.
Oczywiście cieszy mnie też, że w końcu mam na sobie normalne ciuchy. Może trochę zbyt eleganckie, ale w końcu idę przepraszać samego króla...
Podskakuję kilka razy w miejscu żeby dodać sobie odwagi i wchodzę do sali tronowej. O ile tak to się nazywa. Akuratnie trafiam na moment kiedy książę kłania się ojcu. Robię to samo po czym przyglądam się chłopakowi. Na jego policzku znajduje się zdrapanie. Musiałam zahaczyć go paznokciem. Z jednej strony cieszy mnie ten fakt, ale z drugiej jest problemem ponieważ stanowi dowód mojego przestępstwa.
-Dlaczego uderzyłaś mojego syna?- pyta król, a jego głos grzmi w moich uszach.
-Wasza wysokość nie powinnam była tego robić mimo, że pozwoliłeś mi używać wszelkich sposobów do wykonania mojego zadania. Błagam o wybaczenie!- mówię i rzucam się na kolana składając ukłony jak muzułmanie podczas modlitwy.
Szkoda tylko, że nie mam takiego fajnego dywanika, bo marmurowa posadzka nie jest najlepsza dla kolan.
-Śmieszna jesteś- odzywa się Ksawier.- Chyba przepraszasz nieodpowiednią osobę.
Ignoruję jego obecność i patrzę na króla. To on jest moim priorytetem.
-Przepraszam, że przeze mnie musiałeś zaniedbać swoje obowiązki. Zawiodłam Cię.
-Wstań- mówi.- To wina mojego syna, nie twoja. On zawsze sprawia same problemy, a wywoływanie konfliktów to ostatnio jego nowe hobby.
-Wybacz mi ojcze- śmieje się chłopak.
I to mają być przeprosiny? Żałosny gnojek.
-Czy Twoje przeprosiny mają jakiś sens? Skoro po nich zawsze robisz to samo? A teraz nawet nie wysilasz się i nie udajesz skruchy.
-Szkoda ojcze, że wcześniej się mną tak nie interesowałeś jak robisz to teraz.
-Co masz przez to na myśli?
-Wysyłasz mi jakąś żałosną osobę i liczysz na to, że mi pomoże. Ona jest beznadziejna i nie ma dla mnie jakiejkolwiek wartości.
Na prawdę nie wiem jakim cudem jeszcze stoję i nie odpowiadam na jego słowa. Może po prostu czuję, że to walka ojca z synem. Stoję wiec pokornie i słucham tej wymiany zdań.
Istnieje też druga opcja, że nie chcę ponownie odwiedzać więzienia.
-Niedługo będzie miała szansę się wykazać. Nie martw się- odpowiada mu król.- Jutro przybędzie tutaj minister wraz z rodziną. Żeby wynagrodzić mu moją nieobecność ja zaprosiłem go do nas.
-I w czym niby ona ma się przydać? Przecież to będzie zwykła wizyta.
-Jesteś głupi jeżeli na to liczysz. I boli mnie fakt, że tak mało wiesz o królestwie które przejmiesz.
-W czym będę musiała pomóc?- pytam wyprzedzając księcia, który już szykował jakąś ripostę do ojca.
-Będziecie musieli się nim zająć i pilnować podczas jego pobytu.
-Dam z siebie wszystko i nie zawiodę cię wasza wysokość- obiecuję.
-Niech wam się nie wydaje że będzie łatwo, ponieważ ten człowiek to mistrz spiskowania. Już zbiera ludzi przeciwnych naszej rodzinie. Musicie zwracać na jego czyny szczególną uwagę.
-Musimy? Czemu tu musi być liczba mnoga? Ja nie mam zamiaru z nią współpracować!
-Ja jestem tutaj tylko żeby Ci pomóc- mówię próbując go uspokoić.- W nic nie będę się wtrącać, ewentualnie tylko podpowiem Ci w czymś.
-Zgada!- prawie krzyczy wypowiadając te słowa.- Ojcze jesteś mi teraz świadkiem i ty mała zapamiętaj sobie to co przed chwilą powiedziałaś- Nie będziesz się wtrącać!
Mówiąc to przysięgam, że aż zaświeciły mu się oczy, a ja wtedy zrozumiałam co zrobiłam. Wypowiedziane przeze mnie słowa po raz kolejny były nieprzemyślane, ponieważ właśnie straciłam kontrolę nad życiem. Muszę teraz wymyślić jakiś plan żeby nie wyszła z tego tragedia.



______________________________________________

Podsyłam next'a. Przepraszam, że rozdziały pojawiają się rzadko, ale to przez to, że jestem na pierwszym roku studiów i czasami po prostu nie mam czasu.
Jak są błędy to musicie mi wybaczyć. Oczywiście przypominam o zapowiedzi następnego rozdziału, którą można zobaczyć z boku.
Kto czyta komentuje. Do następnego!
N