27 lutego 2018

#13

Siedzimy w przytulnej kawiarni, oczywiście przy kawie. Kawie czarnej jak moja dusza. Ja, Adelina i Iwo. Sama jestem w szoku, ale ostatnio nawet się dogadujemy. Z naciskiem na nawet.
Ostatnimi czasy pogoda się pogorszyła, jest coraz zimniej, więc siedzimy w środku lokalu. Zastanawia mnie czy to dlatego, że w ich świecie teraz pora na zimę, czy to wyobraźnia staruchy
powoduje zmianę temperatury.
-A czy Ty przypadkiem nie musisz pilnować księcia?- zwracam się do Iwo.
Muszę go trochę podenerwować, bo ostatnio jest za nudno. Brakuje mi tych naszych sprzeczek.
Poza tym zastanawia mnie dlaczego on tu w ogóle z nami jest?
-Widzę, że szukasz zaczepiki- odpowiada mi i upija łyka kawy.- Zaraz to nadrobimy, tylko dopiję kawę.
Wydymam usta niezadowolona. Ciekawi mnie dlaczego ostatnio spędza z nami tyle czasu. Ostatnio ciągle go pełno...Mam kilka koncepcji i zaraz je sprawdzę.
-Myślicie, że jestem dzieckiem, którego trzeba pilnować?- zaczynam.
-Tak, ale cieszymy się, że jesteś na tyle duża, że nie musimy zmieniać ci pampersów- odpowiada chłopak.
Jak zwykle mogłam liczyć na dobrą ripostę. Martwi mnie jednak fakt, że wspomina o okolicach moich majtek. Niech nawet nie mówi takich rzeczy, bo tylko mnie przeraża.
-Powiedzmy, że postanowiliśmy pilnować Cię, ponieważ zbyt łatwo tracisz kontrolę- tłumaczy Adelina.
Za niedługo kupią mi smycz i będą wyprowadzać na pole. Co to ma być?!
-I postanowiliście robić to razem?- wracam do początkowego faktu, którym jest obecność Iwo.
-Nie, to przypadek. Tak się składa, że ja dzisiaj mam dzień wolny- śmieje się Iwo i rozsiada bardziej na krześle.
Denerwuje mnie to, bo wyciąga nogi do przodu. Przypadkowo trąca mnie w nogę. Mierzę go wzrokiem, a on uśmiecha się złośliwie.
-I postanowiłeś go spędzić w naszym towarzystwie?- ciągnę temat, ponieważ jestem już blisko stwierdzenia, że oni chyba coś ze sobą kręcą.
Nie może być przecież innej opcji. Zerkam na Iwo, a potem na Adelinę. Siedzą koło siebie, a to już jeden argument. Oczywiście pomijam fakt, że jest nas trójka, więc w każdym przypadku siedziałby koło Adeliny...No, ale oni ogólnie mają dobry kontakt ze sobą. Są parą i koniec!
-Aniela, ja jestem dzieckiem kawy- śmieje się chłopak.- Spotkałem Adelinę i powiedziała, że się na nią wybieracie. Więc postanowiłem umilić wam czas moim towarzystwem.
-Dobra skończcie już te gierki, dobrze wiem, że jesteście razem!
Nie wytrzymuję i stawiam sprawę jasno. Szczerzę się do nich jak głupia. Jestem zadowolona, że odkryłam ich tajemnicę. Wszystko wyszło na jaw. Oni jednak nie dzielą ze mną radości.
Patrzą się na mnie z odruchem wymiotnym.
-Czasami wyobrażasz sobie za dużo- odzywa się dziewczyna.- Ale ohyda! Aniela, ale dowaliłaś!
-Idiotka- mruczy Iwo.- To moja siostra.
To jego siostra?! Otwieram szeroko buzię. Słysząc jego słowa faktycznie tak się czuję. Jak głupia idiotka. Ale jak to możliwe?!
Patrzę w jego stronę z nadzieją, że zaraz powie, że tylko żartował. To byłoby przecież w jego stylu. Nie doczekuję jednak tej chwili. Moja broda dotyka ziemi, bo tak szeroko otwieram buzię ze zdziwienia.
Co tu się właśnie stało?!
-Jak to możliwe, że jesteście rodzeństwem?- pytam z żądaniem wyjaśnień.
-Normalnie. Mamy wspólnych rodziców- mówi Iwo.- Ogólnie wiedziałem, że jesteś głupia...Ale, że aż tak?!
-Jak sobie o tym pomyślę to chce mi się rzygać- trzęsie się dziewczyna.
-Przecież Ty wtedy wkroczyłeś...No wiesz podczas tej strzelaniny! Byłam pewna, że zrobiłeś to bo chciałeś obronić Adelinę.
-Bo to prawda, rodzeństwo zawsze się broni. To chyba normalne, nie?!
Wszystko układa się w jasną całość. Dlatego też tak dobrze się dogadują! Bo znają się całe życie. Wow, ale jazda. Ale nadal nie może to do mnie dotrzeć. Irytuje mnie fakt, że tak się pomyliłam!
-Książę wie?- pytam mając nadzieję, że ktoś jeszcze nie wiedział o tym fakcie.
-To chyba oczywiste- mówi Adelina.- Przecież to przyjaciele.
No właśnie...Przyjaciele...Ale są chłopakami, a oni nie zwierzają się sobie ze wszystkich rzeczy. Oni lubią gadać o pierdołach. Wątpię żeby ich ulubionym tematem była rodzina.
-A jako jego ochroniarz muszę mieć wrogi stosunek do Ciebie. Chociaż w sumie...Normalnie też bym Cię nie lubił, bo denerwuje mnie twoja osobowość i chęć zbawienia całego świata.
-Prawda, ostatnio jest przez to sporo problemów- niechętnie przyznaję mu rację.- Ale nie żałuję, że tak to się potoczyło.
-Dlatego my nigdy się nie dogadamy. Mówisz jedno, a robisz drugie.
Patrzę na niego z litością. Biedactwo. Chyba myślał, że zależy mi na tym żeby się z nim dogadywać. Ale mnie to rozbawiło. Iwo jest mi obojętny. Owszem jest w stanie pomóc mi w wielu rzeczach, ale w codziennych rzeczach jest zbędny.
-Ja tam poznałam Cię przez przypadek, ale wcale tego nie żałuję- uśmiecha się dziewczyna.-Ty zawsze wpakujesz się w jakieś kłopoty, więc przynajmniej nie jest nudno.
Cieszą mnie jej słowa i to, że akceptuje mnie taką jaka jestem. Czy to przyjaźń? Na początku było między nami różnie. Bałam się jej zaufać, ale po pewnym czasie była bardzo przydatna i pomogła mi w wielu rzeczach. Jestem pewna, że lubię ją i jest jedną z kilku osób, która zawsze mi pomoże.
-Taki mam plan, żyć tak żeby jak odejdę to wam się nudziło- odpowiadam i dopijam kawę do końca.
-A odchodzisz?- pyta zdziwiony Iwo.- Znaczy nie żeby mnie to interesowało... Pytam żeby nie było Ci przykro, że nikt się Tobą nie interesuje.
Czy odchodzę? Ostatnio to moje jedyne marzenie. Mimo tego, że pobyt tutaj zaczął mi się podobać, to wiem, że na dłuższą metę nie dam rady. Czuję się wyprana psychicznie. Dosłownie wyprana. Mam już dość i chciałabym wrócić.
-Myślisz, że jesteś zabawny?- pytam już lekko zdenerwowana jego słowami.
-Myślę, że jestem bezczelny. Tacy ludzie podobno najgłębiej zapadają w sercach- mruga do mnie okiem.
Powstrzymuję odruch wymiotny. To oczko było zbędne, ale w jednym miał racje. Za to go lubiłam. On nigdy nikogo nie udawał. Zawsze mówił szczerze to co myślał. Szczególnie do mnie...
-Chwila!- podnoszę głos.- Adelina, jak na początku naszej znajomości opowiadałaś mi o swojej rodzinie, to pominęłaś informację o starszym bracie.
Nagle okrywam dlaczego nie połapałam się od początku, że są rodzeństwem. Dlaczego? Bo ona nigdy nie wspominała, że ma starszego brata!
-Nie chciałam i nie chcę o tym mówić- mówi dziewczyna.- Gdyby to było możliwe to chciałabym o tym zapomnieć...
-Jestem czarną owcą rodziny- śmieje się chłopak.- A Ty lepiej sobie uważaj, bo jestem od Ciebie starszy, więc należy mi się szacunek.
-Szacunek?!- prycham.- No niby o ile jesteś starszy?
-Aż dwa lata- szczerzy się do mnie jak koń.
Adelina nie wygląda na szczęśliwą, więc postanawiam nie drążyć tematu czarnej owcy rodziny. To nie moja sprawa. Jak będą chcieli to mi o tym kiedyś opowiedzą. Na razie niech wszystko zostanie w rodzinie.
-A co z tym małżeństwem?- wspominam o fakcie, który ciągle mnie martwi.
-Odbędzie się. Jeszcze nie wiadomo kiedy, ale Liliana przyjechała tutaj jako narzeczona księcia- odpowiada Iwo.- Oznacza to, że musisz się pilnować. I pamiętać, że zajmuje ona wyższą pozycję od Ciebie.
-Przecież Ci ludzie są dla siebie obojętni...To małżeństwo to będzie katastrofa!- podsumowuję.
Chcąc, nie chcąc moje myśli opiekują się księciem. Martwię się o niego, bo nie jestem pewna czy on udźwignie to wszystko na swoich ramionach. Przecież taka żona, to kara od Boga!
-Aniela- wzdycha Adelina.- Dla księcia Liliana może być obojętna, ale dla niej książę raczej nie jest obojętny, więc proszę Cię nie zaczynaj z nią.
Nie zaczynaj z nią?! To ona ze mną zaczyna. Nie moja wina, że jej osobowość i to, że jest taka idealna, po prostu mnie drażnią. Nigdy jej nie polubię. Nawet nie ma takiej opcji.
-On nie powinien poślubiać jej tylko dlatego żeby mnie uwolnić!!!
-To nie był jedyny powód- śmieje się Iwo.- Aż tak ważna nie jesteś, nie wyobrażaj sobie.
Więc jaki był drugi powód? Musze się tego koniecznie dowiedzieć.



Idę wpatrzona w nocne niebo. Księżyc wyjątkowo mocno dzisiaj świeci. Czyżby pełnia?
Macham reklamówką, którą trzymam w ręce. Jest pełna puszek piwa. Dzisiaj mam ochotę brzydko mówiąc zachlać się i zapomnieć o wszystkim.
Ostatnio mam za dużo problemów. Normalnie też mam ich sporo, ale tutaj to jest ich masa. Jeszcze teraz dochodzi mi problem, uczuć księcia. Ok, przyznaję, że ma bardzo dobry gust co do kobiet...Ale to nie może się tak potoczyć. Ogólnie to wiem to wszystko z książki staruchy, ale nie mogę czekać aż wszystko potoczy się samo. Muszę działać!
-O! Cieszę się, że Cię widzę!- mówię i podchodzę do księcia, którego spotykam na swojej drodze.
Los chce chyba mi pomóc. Nie mogę tego spotkania traktować jako przypadek.
-Ja za to wcale się nie cieszę- obraca się i stara się uciec.
Alkohol to świetna możliwość na pogodzenie się w końcu. Jak długo jeszcze będziemy się unikać? Tak alkohol nas uratuje! Biegnę na nim, chociaż nie jest to łatwe zadanie, bo reklamówka nie należy do tych lekkich.
-Jak długo jeszcze będziesz przede mną uciekał?
-Nie musisz krzyczeć. Słyszę Cię. Przecież stoję koło Ciebie- mruczy chłopak.
-Przepraszam, to przez to, że się zdyszałam- tłumaczę i staję żeby złapać oddech.
Chłopak wykorzystuje tą okazję i zabiera mi reklamówkę z ręki. Przygląda się zawartości, a kiedy dostrzega, że cała zawartość to puszki piwa to na jego twarzy pojawia się lekki uśmiech. Jednak znika w mgnieniu oka.
-Masz za dużą tendencję do uciekania od problemów. Jak Ty chcesz zostać królem, skoro boisz się ze mną porozmawiać?
-Ty za to masz tendencję do pakowania się w problemy!
Śmieszy mnie ta cała sytuacja. Oczywiście książę nie może odpowiadać na moje pytania tylko musi odbijać piłeczkę, tak żeby unikać głównego tematu. Zdecydowanie musimy się napić.
-Chodźmy! Masz jedyną i niepowtarzalną okazję napić się w moim towarzystwie- zapewniam go.
Dociera do mnie, że moje słowa to prawda. Za niedługo on zostanie królem, a wtedy wątpię żeby miał czas na picie ze znajomymi. Poza tym mnie już wtedy tutaj nie będzie.
-Nie pijam piwa- odpowiada, kiedy ruszamy.
-Szlak! Wiedziałam żeby kupić wódkę!
-Nie pijam alkoholu- poprawia się po chwili.
Unoszę brwi zdziwiona. Nie namawiam go, bo nie powinno namawiać się do złego. Skoro nie pije, to jego osobista sprawa. Nic mi do tego. A poza tym będzie więcej dla mnie.
-W takim razie potowarzyszysz mi?- proponuję.- I tak musimy porozmawiać.
-Czy ty myślisz, że ja mam czas na takie rzeczy?
-Myślę, że my rzadko się ze sobą zgadzamy, ale tym razem powinniśmy to zrobić.
W zasadzie to nigdy się ze sobą nie zgadzamy. Ciągle się kłócimy. To prawie tak jak z Iwo, tylko, że kłótnie z Iwo bywają czasami zabawne. Kłótnie z księciem mogą skończyć się z różnym scenariuszem. Coś o tym wiem.
-Jedyną drogą żebyśmy się pogodzili jest rozmowa- dodaję.- Ciężko będzie nam to zrobić jak cały czas będziesz mnie unikał.
-Każdy przed czymś ucieka...
-Tylko, że Ty uciekasz przed rozmową...Ja wiem, że to wymaga odwagi, ale nie przesadzaj.
-Są takie rzeczy, które wolimy żeby się nigdy nie zdarzyły...
Mówi strasznie tajemniczo. Jest już późno więc potrzebuję dłuższej chwili żeby przeanalizować jego słowa. Ta chwila zajmuje akurat tyle, że dochodzimy do ogrodu. Siadamy na ławce, ale każdy po przeciwnej stronie.
-Skoro się wydarzyły, to musisz je zaakceptować- odpowiadam w końcu i otwieram sobie piwo.- Musisz się z tym pogodzić.
-Nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie zaakceptować osobę, z którą będę musiał spędzić życie...
Upijam kilka łyków. Wiem, że chodzi tutaj o Lilianę. Od początku jej nie lubiłam i nie ukrywam tego. Dla mnie jest zwykłą szmatą, która bawi się ludźmi. Zmienia ich jak jej wiatr zawieje. Najpierw Ksawier, potem Victor, a teraz znowu Ksawier.
Panuje dłuższa cisza. Każdy z nas krąży w swoich myślach. Dopijam końcówkę piwa i zgniatam puszkę piwa butem. Ciekawi mnie co teraz z Victorem? Czy pogodził się od tak, że jego dziewczyna wyjdzie za innego? Nie pytam jednak Ksawiera, bo wiem że nie przepada za nim.
-Nie to, że jej nie lubię...Nie moment...Ja jej nie lubię- zaczynam i zastanawiam się jeszcze, czy może nie darze ją sympatii bo od początku kręciła się w okół księcia.- Kurcze, Ksawier! Czemu jesteś taki pokręcony?!
-Wydaje mi się, że nie rozumiesz jak działa ten świat.
Właśnie, że wiem. Starucha pisze książkę, a potem wszystko się dzieje. Władczyni marionetek jedna! Otwieram kolejne piwo. Musze pomóc sobie alkoholem, bo to wszystko jest takie chore, że na trzeźwo nie dam rady. Upijam od razu dwa ogromne łyki i aż mnie krzywi, ale trzeba być silnym.
-Nie mogę tego zrozumieć! Po tym wszystkim co Ci zrobiła...Podjąłeś taką decyzję, czemu!?
-Zrobiłaś dla mnie wiele rzeczy, za które jestem ogromnie wdzięczny- tłumaczy.- Wtedy musiałem Ci pomóc, bez względu na cenę.
-Gdybym wiedziała, co musiałeś poświęcić nigdy bym tego nie zaakceptowała!
-To do dzisiejszego dnia tkwiłabyś w więzieniu, a Dante? Nawet nie wiem czy by przeżył. Nie będę Ci mówił co oni z nim robili...
Biorę kilka szybkich łyków i kolejne piwo się kończy. Dzisiaj mam niesamowite tempo picia. Aż sama się dziwię, bo nigdy tak dobrze mi nie idzie.
Wracając do słów księcia, to jestem wdzięczna, że nie dzieli się ze mną informacjami, na temat tego, co robili z Dantem. To na pewno nie było nic przyjemnego.
-Myślisz, że to wszystko było zaplanowane?- rzucam pierwszą myśl, która przychodzi mi na myśl.
-Jestem tego pewny.
-Wiedziałeś to od początku?!
Kiwa głową, a ja mrugam oczami z prędkością światła. Aż kręci mi się w głowie. Co za idiota. Dał się w to wrobić. Ale lepiej! On wiedział jak to się skończy, a mimo to...Zrobił to.
Kręcę głową niezadowolona. Otwieram kolejne piwo. Teraz złapała mnie jeszcze większa ochota na picie, bo zwątpiłam w tego chłopaka.
-Chyba powinnaś zwolnić picie- ostrzega mnie chłopak.
-Na trzeźwo na pewno tego nie przetrawię. Nie!- poprawiam się.- Ja nigdy nie zaakceptuję tej decyzji!
-Tylko nie myśl, że zrobiłem to dla ciebie- szturcha mnie i śmieje się głośno.
Przyglądam mu się i ogarnia mnie smutek. Dlaczego ten chłopak musi być taki głupi? Doskonale wiem, że to wszystko zrobił dla mnie. Gość zaczyna oddawać mi serce na tacy. Szkoda tylko, że będę musiała rozerwać to serce. Nigdy nie będzie mógł mieć mnie i moich uczuć.
Wzdycham i upijam kilka łyków. Po mału zaczyna mi szumieć w głowie. Coś czuję, że w nocy będzie helikopter, a może nawet żyganko.
-Jeżeli nie zgodziłbym się na tą propozycję to stałbym się potworem wywołującym wojnę. Rozumiesz? Ja przyszły król, sam skazał bym swój naród na takie cierpienia.
-Zrobiłbyś to przynajmniej w obronie swoich poddanych, którzy byli bez prawnie wcielani do wojska innego państwa! Nie pomyślałeś, że może oni mieli w tym jakiś cel?!
-Wojna oznacza ofiary. Trzeba za wszelką cenę jej unikać.
Piwo zaczyna smakować coraz lepiej. Szkoda, że właśnie otwieram ostatnią puszkę.
Patrzę na Ksawiera dyplomatę cholernego. Szkoda tylko, że tutaj potrzebny jest król, a nie dyplomata. Ciekawe ile zajęło mu podjęcie takiej decyzji?
-Dlatego postanowiłeś poświęcić siebie i swoje szczęście?
-Jeżeli mógłbym cofnąć się w czasie to podjął bym dokładnie taką samą decyzję- odpowiada z taką pewnością, że aż się krzywię.
-Będziesz tego żałował...
Przyglądam mu się, bo dzisiaj już wiem, że Ksawier to jeden z facetów, którzy pożerają każdą cząstkę kobiety. Sprawiają, że czuje się ona doceniona. Dodatkowo są w stanie przepłynąć dla niej cały ocean. On właśnie zrobił to dla mnie. Żeby mnie uratować postanowił poświęcić samego siebie. Co za żałosny chłopak.
-Dlaczego czuję się tak dobrze?- odrywam wzrok od chłopaka i kieruję go w niebo.
Odchylam się do tyłu i mam wrażenie, że zaraz stracę panowanie nad własnym ciałem. Oznacza to, że alkohol właśnie zaczął działać.
-Bo wypiłaś trochę...W zasadzie to trochę za dużo.
-Myślę, że to przez to, że dzisiaj lubię twoje towarzystwo- kieruję wzrok na chłopaka.
Na jego twarzy pojawia się zdziwienie. Musiałam go zaskoczyć moimi słowami. Musze jednak przyznać, że zaskoczyłam nimi sama siebie.
-A ja myslę, że to przez to, że jednak za dużo wypiłaś.
Dopijam ostatnią kroplę piwa i stwierdzam, że skoro dzisiaj mamy noc rozmów, to pora przejść do rzeczy.
-Dobrze- wzdycham.- Jestem gotowa zaakceptować twoje uczucia.
Kiwam głową zachęcająco i wpatruję się w chłopaka jak w obrazek. Obdarzam go najlepszym uśmiechem, na jaki mnie stać.
-Jakie uczucia?- pyta rozśmieszony.
-Sam wiesz najlepiej co czujesz.
A ja też wiem, bo przeczytałam w książce i niech nie udaje cwaniak jeden. On mnie kocha na zabój!
-Nie mówi mi...Mam Ci powiedzieć, że Cię kocham?- wybucha tak głośnym śmiechem, że mam wrażenie, że zaraz wszystkich pobudzi.
-Szczerze? Ciężko mi już udawać, że nie wiem, że mnie lubisz...
Dzisiaj mam zamiar wszystko załatwić, ale chcę jeszcze sprawdzić jedną rzecz. Jestem po alkoholu to mi wolno! Otóż strasznie mnie ciekawi, jak wygląda pocałunek z księciem. No co? W normalnym świecie nigdy tego nie do świadczę! Szkoda by było więc zmarnować taką okazję.
Przysuwam się do chłopaka. Na prawdę mam ochotę na jego bliskość i na jego pocałunek. Nachylam się i łączę nasze usta. Zanim zamykam oczy widzę, jak chłopak otwiera je szeroko z zaskoczenia.




Budzę się zdenerwowana, ponieważ budzik dzwoni jak szalony. Jest chyba zazdrosny o mój związek z łóżkiem. Wyciągam rękę i na ślepo klikam coś, byle by tylko wyłączyć ten denerwujący dźwięk.
Udaje mi się i zapada cisza. Trwa on kilka sekund i ok nowa. Biorę więc telefon w rękę i zauważam, że to nie budzik, tylko ktoś dzwoni.
Tym kimś jest Adelina. Nie zdążam jednak odebrać. Wyświetla mi się, że to już 7 nieodebrane połączenie od niej. Ups, a ja myślałam, że to budzik. Nie fatyguję się jednak żeby oddzwonić, bo skoro dzwoniła już siedem razy to zadzwoni i ósmy raz.
Uśmiecham się kiedy ponownie wyświetla się połączenie od niej. Tak jak myślałam. Przeciągam palcem po ekranie i przykładam urządzenie do ucha.
-Spałaś?!- odzywa się pierwsza.
-Nie, byłam w śpiączce. Dzięki, że mnie z niej wybudziłaś- odpowiadam sarkastycznie.
Mój beznadziejny humor jest spowodowany też tym, że strasznie boli mnie głowa. A do tego chce mi się też strasznie pić. Kiedy widzę, że na stoliku nocnym obok łóżka nie ma wody, to postanawiam podnieść się i iść po wodę.
-Ja rozumiem, że lubisz spać, ale jest już 19!!!
-Co?!?!?!
Zaskoczona odsuwam telefon od ucha i sprawdzam godzinę. Jest nawet po 19! Tak długo spałam?! Znaczy wiadomo moim największym marzeniem jest przespać trzy dni bez przerwy, ale dzisiaj jestem zaskoczona, takim obrotem spraw.
-Po prostu ogarnij się i przyjdź do pomieszczenia ochrony.
-A Ty gdzie jesteś?
-Już tu czekam. Ogarnij się szybko bo to ważne!
Wypijam szklankę wody, myję zęby i twarz. Naciągam na siebie jakieś przypadkowe ciuchy, które znajduję w szafie i wychodzę. Oczywiście jakby nie wydarzyło się coś nadzwyczajnego, to nie mogła bym normalnie funkcjonować. Wychodzę i wpadam na kogoś, kto stał za moimi drzwiami.
Podnoszę wzrok zdenerwowana, a kiedy widzę, że to książę to przypomina mi się wczorajszy wieczór. Obrazy przewijają mi się w pamięci jak w filmie. Cholera!
-Patrz jak chodzisz- mruczę.
-Ale ja stałem- chłopak próbuje się bronić.
-Dlaczego w takim razie stałeś pod czyimiś drzwiami!?
-To Ty na mnie wpadłaś- wybucha śmiechem.- A poza tym jakby nie patrzeć, to to moje drzwi, bo znajdujemy się w moim domu.
A no tak, sory. Nie każdy mieszka w pałacu i nie każdy ma milion pokoi. Zgrzytam zębami, bo wszystko idzie nie po mojej myśli. Szczególnie nie pomyśli jest mi jego obecność.
-Więc co tutaj robisz?- pytam po chwili.
-Pomyślałem, że przydadzą Ci się- podaje mi opakowanie tabletek.
Zabieram je i przyglądam się. Są to tabletki przeciwbólowe. Podnoszę głowę i kiedy widzę jak patrzy na mnie z rozbawieniem to wiem, że on pamięta wczorajszy wieczór i ten nieszczęsny pocałunek.
-Dzięki, przydadzą się!- mówię i ruszam przed siebie.
Ale wstyd. Matko Boska! Przebieram tak szybko nogami, że nawet nie wiem gdzie idę. Musze uciec przed chłopakiem. Co mnie podkusiło żeby sprawdzać, jak całuje książę?
-Czemu wyglądasz jakbyś właśnie przebiegła maraton?- pyta Adelina i podchodzi do mnie, kiedy wchodzę do pomieszczenia ochrony.
Chyba chce sprawdzać czy ze mną wszystko w porządku. Otóż ani fizycznie, ani psychicznie nie jest za dobrze, ale teraz nie czas na takie rzeczy.
-No chyba kazałaś mi być tutaj najszybciej jak mogę? To co się dziwisz!
-Kondycji to ty nie masz- śmieje sie Iwo, który oczywiście musi tutaj być.
-Wody- mruczę.- Dajcie mi wody!
Podchodzę i siadam przy stoliku przy, którym siedzi Iwo. Po chwili dostaję szklankę wody, więc połykam tabletkę, którą dostałam od księcia i popijam wodą.
-Kogoś chyba suszy...
-Nie jestem dzisiaj w humorze na zaczepki- zwracam się do Iwo.- Jak nie przestaniesz, to skończy się to w jeden sposób...
Podnoszę zaciśniętą pięść, na której widok oboje z Adeliną wybuchają śmiechem. Dlaczego dzisiaj tylko bawię wszystkich ludzi. Dosłownie wszyscy dzisiaj się ze mnie śmieją. Czemu?
-Wczoraj wróciła w bardzo złym stanie- szturcha go Adelina.- Daj jej spokój.
-Słyszałem od księcia.
Podnoszę głowę do gór. Co słyszał?!
-Przyniósł ją na plecach do pokoju. Była taka pijana, że spała- mówi Adelina.
Zachowuję milczenie, ponieważ może dowiem się od nich kilku rzeczy. Nie pamiętam wszystkiego. Film urywa mi się po pocałunku. Mam nadzieję, że nie wymyśliłam czegoś głupszego niż ten cały pocałunek.
-Jesteś takim klocem, że dzisiaj musiał iść na masaż, bo zrobił sobie coś w plecy- droczy się ze mną Iwo.
-I bardzo dobrze!- mówię ucieszona.- Chciałam wam przypomnieć, że ja też targoliłam go na własnych plecach! Tylko, że u mnie zakończyło się to szpitalem.
Kładę się na rękach, które z kolei kładę na stole. Raju, ale jestem zmęczona. Spoglądam na zegar wiszący na ścianie. Masakra. Już po 20! Jednak nie byłam taka szybka jak mi się wydawało. Ogarnięcie zajęło mi godzinę.
-Dlaczego piłaś?- pyta dziewczyna.
-Piłam, bo chciałam- mruczę.
-A dlaczego towarzyszył Ci książę?
-Czysty przypadek- wydymam usta.
Pomijam fakt, że sama namawiałam go, żeby mi towarzyszył. Nie muszą o tym wiedzieć.
-Aniela, ale wiesz, że on nie jest dla Ciebie?- pyta Iwo.
Na prawdę bardzo chciałam mu w tym momencie powiedzieć żeby wypierdalał z mojego życia, bo to moja sprawa, ale przypomniało mi się, że chyba po coś kazali mi tu przyjść. Jak obudzili mnie na darmo to ich załatwię.
-Dajcie mi święty spokój- prostuję się i ziewam.- Po co kazaliście mi tutaj przyjść?
-Nie żyje matka Dantego.
Analizuję słowa Adeliny. Jak ona może nie żyć? Przecież to ojciec zdecydował się przyjąć karę i wyrok został wykonany. Niestety nic już na to nie mogłam poradzić...Nie udało mi się uratować ojca. Więc jak to możliwe, że teraz nie żyje też matka?
-Jak to się stało?- udaje mi się wyjęknąć.
-Dzisiaj rano została znaleziona martwa na klatce- odpowiada Iwo.
-Jakiej klatce?!
-Schodowej. Mieszkali w bloku.
-Jak mogli mieszkać w bloku skoro restauracja, w której nas odurzono była gdzieś na zadupiu. I przyrzekam wam, że nie było tam żadnych bloków!
-Restauracja została im odebrana- tłumaczy Iwo.- Przypominam Ci, że byli skazani na karę śmierci. Tylko ty uratowałaś jedno z nich i żeby zrekompensować im porwanie Dantego dostali mieszkanie.
Uratowałaś? Skoro znaleziono ją martwą, to nawet tego nie udało mi się zrobić! Jezu...Biedny chłopak. Utrata jednego rodzica jest bolesna, ale utrata drugiego kilka dni po?!
-Co jej się stało?- pytam.- Jak zginęła?
-Mówią, że spadła ze schodów.
Ja już znam te ich sztuczki. Znam te ich spadłaś ze schodów. Zaciskam ręce w pięści. Mam wrażenie, że złość, którą teraz odczuwam wychodzi mi uszami w postaci dymu.
-Powiedz, że nie mieliście z tym nic wspólnego- mówię przez zęby.
-Oszalałaś! Właśnie prowadzę śledztwo w tej sprawie.
-Potajemne- dodaj Adelina.- Wiedzieliśmy, że się zdenerwujesz. Więc w tajemnicy zajmiemy się tym i wszystko wyjaśnimy.
-Czemu w tajemnicy? Niech zgadnę...- śmieję się jak jakaś obłąkana.- Wersja ze schodami stała się oficjalna.
Milczenie oznacza potwierdzenie, więc wstaję i wychodzę. Co to kurwa jest CSI: Kryminalne zagadki Miami!? Co to za jakieś morderstwa. Ten świat z dnia na dzień staje się coraz bardziej przerażający. Przecież to nie jest jakaś tania telenowela. To prawdziwe życie. Dlaczego więc dzieją się takie okropne rzeczy?!



Wchodzę do środka i aż muszę zatrzymać się, bo czuję się przytłoczona. Tłum ludzi tańczący w rytm głośnej muzyki na parkiecie...Męczy mnie sam widok. Próbuję się przecisnąć między tańczącymi, którzy co chwile mnie szturchają i patrzą na mnie jak na idiotkę. Bo co? Bo nie tańczę?!
Kręcę głową ze zrezygnowaniem. Nawet w moim świecie rzadko można było mnie znaleźć w takich miejscach. Poprawka, byłabym w stanie wyliczyć na palcach jednaj reki, ile razy zdarzyło mi się pójść na dyskotekę. Po prostu nie lubię tego klimatu. Tego tłumu i tych ciał ocierających się o siebie. Poza tym zawsze w środku jest tak duszo, że aż ciężko się oddycha. Więc podsumowując dyskoteka, nie jest moim kościołem. O ile to dobre porównanie, bo w kościele też rzadko się pojawiam, ale jestem wierząca!
Kiedy udaje mi się wydostać z parkietu, to jestem z siebie bardzo dumna. Ruszam w kierunku strefy VIP, w której ma się podobno znajdywać Dante, którego od dwóch godzin starałam się znaleźć. Jak widać w końcu mi się udało, a moje umiejętności szpiegowskie nawet w tym świecie działają.
-Nie może tu pani wejść- mówi do mnie ochroniarz, kiedy próbują przejść obok niego.
Zamykam oczy. Ja na prawdę nie lubię, jak ktoś mi mówi, że czegoś nie mogę. Zwłaszcza teraz, kiedy to taka poważna sprawa.
Otwieram telefon i szukam w nim artykułu, który pojawił się już jakiś czas temu. Tego, że niby mam jakiś romans z księciem. Przecież potem zostało wydane odpowiednie oświadczenie wyjaśniające kim jestem. Podaję telefon ochroniarzowi, który patrzy przez chwilę na ekran i kiwa głową, że mogę wejść.
Jednak zajmowana pozycja, jest zawsze ważna. Mijam ochroniarza i ruszam w kierunku pokoju nr 4. Ciekawa jestem co to za pokoje, ale skoro to strefa VIP, to musi być to coś specjalnego.
Podchodzę i otwieram drzwi, których szukałam. Dociera do mnie zapach papierosów i alkoholu. Aż mnie skręca. Ohyda, najgorsza rzecz.
Znajduję wzrokiem Dantego, który siedzi na skórzanej kanapie otoczony z obu stron dziewczynami, które powinny być troszeczkę bardziej zasłonięte. Podążam wzrokiem w kierunku drugiej osoby, która także jest płci męskiej. Bierze mnie nerwa, kiedy okazuje się, że druga osobą jest Victor. Oczywiście tak samo z damskimi towarzyszkami z każdej strony. Ale się dobrali. To nie jest strefa VIP tylko strefa patologii.
-Aniela, chcesz się z nami zabawić? Zapraszam!
-Przyszłam po młodego!
-To sobie go weź- wybucha śmiechem Victor.- Przecież go tutaj nie przetrzymuję. Jest tutaj z własnej i niewymuszonej woli.
Nikt go nie pytał, dlaczego Dante się tutaj znajduje. Mógł sobie darować te swoje wyjaśnienia. Ani jeden, ani drugi nie jest w najlepszym stanie. Dante to w ogóle już ledwo kontaktuje. Podchodzę do niego i łapię za rękę. Wtedy panienki odsuwają się. Ciągnę go za rękę, ale chłopak nie chce współpracować. A nie mam aż takiej siły żeby go stąd wywlec.
-Spadaj stąd i nie psuj mi zabawy- mruczy i strzepuje moją dłoń.
Marszczę brwi. Nie mogę przyjąć jego słów do wiadomości, ponieważ jest pijany. Pewnie zapijał smutki. Jest taki młody, a tyle już przeżył.
Denerwuje mnie jednak, że zamiast być w żałobie to postanowił pobawić się z alkoholem. Powinien teraz opłakiwać rodziców. Ja rozumiem, że jest zły z powodu mamy, która zginęła w dziwnych okolicznościach. Błąd, zamordowali ją. Ale zabawa z alkoholem?
W dodatku wybrał do tego bardzo nieodpowiednie towarzystwo. Chodzi mi tutaj o Victora, którego nadal nie rozgryzłam. Dziwny człowiek, który zawsze towarzyszył Lilianie. Co teraz z nim będzie? Skoro dziewczyna ma przed sobą przyszłość królowej?
-Nie pyskuj mi tutaj- mruczę i z powrotem łapię go mocniej za dłoń.- Zbieramy się.
-Ja nie pyskuję tylko mam inne zdanie. Takie, że chcę tutaj zostać!
-Młody- odzywa się do niego Victor.- Taka dziewczyna chce się Tobą zaopiekować, a Ty nie chcesz z nią iść?
Ten chłopak na prawdę, tak bardzo mnie irytuje, że mam ochotę mu przywalić. Mogło by się to jednak źle skończyć, więc się opanowuję. Przecież to synalek, jakiegoś tam ministra.
-Nie zamierzam z nią nigdzie iść! Ja muszę jeszcze nieźle dać w palnik.
Krzywię się. Co to za żałosne słownictwo jakiegoś Seby spod monopolowego.
-Ty jedyne co musisz to iść spać- warczę i ciągnę go.
-Jeszcze nie idziemy spać, bo będziemy chlać- śmieje się Dante.
Mnie za to te jego żałosne, pijackie tekściki w ogóle nie śmieszą.
-Możesz się do nas przyłączyć- zaprasza mnie Victor i macha mi szklanką pełną whiskey.
Ja i alkohol? To nie brzmi dobrze. Zwłaszcza po ostatnim razie. W zasadzie to wczorajszym. Poza tym przyszłam tu w innym celu.
-Idziemy, jutro i tak już będziesz zdychał- mówię do chłopaka.
I w końcu udaje mi się go tak pociągnąć, że wstaje. W prawdzie wygląda jakby zaraz się miał zrzygać, ale trudno. Drę go za tą rękę, bo chcę jak najszybciej opuścić ten lokal.
Przeciskanka przez tłum nie wychodzi najlepiej zwłaszcza, że muszę się martwić żeby nie zgubić Dantego, który jest pijany i jest jak szmaciana lalka. Można z nim robić, co tylko się chce.
Kiedy wychodzimy z klubu to musimy na chwilkę stanąć, ponieważ chłopak przybiera przerózne kolory. Od fioletu po zielony.
-Będę rzygać!- mówi.
-To rzygaj- wzruszam ramionami i wciągam powietrze nosem.
Wiem, że zaraz poczuję nieprzyjemny zapach. Chłopaka w jednej chwili wygina i zwraca zawartość żołądka na chodnik. Podchodzę i klepię go po plecach.
-Chcę do domu- prostuje się i patrzy na mnie błagalnymi oczami.
Kiwam głową i biorę go pod rękę, bo mam wrażenie, że zaraz mi zemdleje. Poza tym czuję się za niego jakoś odpowiedzialna.
-Czemu tu jesteś?- pyta, a ja zatykam nos czując ten oddech.
Przydałaby mu się jakaś guma, albo tik taki.
-Przyszłam po Ciebie. Czemu się upiłeś? Alkohol nie jest najlepszym rozwiązaniem.
Śmieszna sprawa, bo pouczam go, a wczoraj zrobiłam dokładnie, to samo co on. Jestem zwykłą hipokrytką.
-Ale ja nie jestem pijany! Udowodnię Ci to- strzepuje moje dłonie i staje prosto.- Czy pijana osoba umiała by nazywać rzeczy po imieniu?
Cóż tego się nie spodziewałam. Myślałam, że będzie chciał robić jaskółkę, bo przeważnie zawsze to robią pijani, chcąc udowodnić swoją trzeźwość. Punkt dla niego za to, że mnie zaskoczył.
-To jest drzewo- mówi wskazując faktycznie na drzewo.- To jest ławka, to jest kosz na śmieci, a to chodnik.
Przewracam oczami, bo akurat szkolenie z nazewnictwa rzeczy nie jest mi potrzebne. Ok, może w innym czasie ta sytuacja mogłaby być zabawna, ale teraz?
-O a to jest dziecko z mamą- chłopak podbiega do kobiety, która prowadzi dziecko za rękę.
Patrzę na nią przepraszającym wzrokiem. Kobieta tylko uśmiecha się i mija nas z dzieckiem.
-Wystarczy już- warczę i próbuję go uspokoić.
-O a to jest łysol, który w dodatku jest staruchem!
Teraz przesadził. Starszy pan siedzący na ławeczce podnosi się zbulwersowany i idzie w jego kierunku z laską. W mojej głowie już widzę scenariusz bójki pijanego chłopaka ze staruszkiem. To zdecydowanie źle by się skończyło więc wkraczam.
-Przepraszam pana- kłaniam się i zasłaniam chłopaka swoim ciałem.- Na prawdę przepraszam za niego!
-Cofnij się- mówi Dante do mnie.- Jestem bardzo silny, więc jeżeli użyję tej pięści...
-Co powiedziałeś szczeniaku!?
-Niech go Pan nie słucha. Przepraszam za niego- zwracam się do staruszka, po czym odwracam się do chłopaka.- A Ciebie proszę żebyś przestał i chodźmy stąd.
-Aniela schowaj się za mną! Załatwię tego starucha.
Przewracam oczami. W tym stanie to ten dziadek załatwi jego. Szybko odciągam chłopaka od wnerwionego dziadka, który w dalszym ciągu macha na nas laską. A Dante? A Dante wybucha śmiechem. Jest zadowolony z siebie.
-Twoje pijackie nawyki są straszne....
-Skoro nie mogę być szczęśliwy, to przynajmniej mogę być pijany.
Jest mi strasznie przykro, ponieważ jego słowa o tym, że nie może być szczęśliwy są na prawdę prawdą. Świat jest dla niego zbyt okrutny. On ledwo co ma osiemnaście lat. A został już porwany, przetrzymywany i Bóg wie co jeszcze z nim robiono. Stracił też dwójkę rodziców.
Chciałam mu pomóc, ale wszechmogąca nie jestem. Ta bezradność mnie dobija.
-Nie chcę wracać do domu...
Racja, powrót do domu musi być dla niego cholernie trudny. Nie powinnam go zmuszać do powrotu do miejsca, w którym stracił matkę. Zabiorę go do pałacu. Na pewno znajdą się jakieś wolne pokoje. Dzięki temu będę też mogła mieć na niego oko.
Dalsza podróż mija bez większych przygód. W prawdzie prowadzę go okrężną drogą, bo chcę żeby troszeczkę wytrzeźwiał. Chłopak milczy, ja także buszuję we własnych myślach. Przecież ja także mam problemy do rozwiązania, które pojawiają się przez to, że czasami za bardzo skupiam się na problemach innych.
Kiedy docieramy na miejsce, to wchodzimy do pierwszego lepszego pokoju i akurat jest wolny. Szczęście mnie nie opuszcza. Odczuwam ulgę, że nie musimy szukać dalej. Chłopak kładzie się na łóżku, a ja odchodzę żeby przynieść mu wody.
Butelkę znajduję w szafce. Nalewam więc wody do szklanki i zastanawiam się, kto zaopatruje pokoje we wszystkie rzeczy? Na przykład w pokoju, który dzielę z Adeliną miałyśmy pełną szafę ubrań.
Wracam z napojem, ale widzę, że chłopak już usnął. Uśmiecham się widząc ten obrazek. Cieszy mnie, że usnął. Byłam pewna, że będzie miał z tym problem po tym wszystkim, co się zdarzyło. Jednak alkohol robi swoje.
Postanawiam chwilkę z nim posiedzieć i poczuwać nad chłopakiem, który słodko sobie śpi. Ciekawe dokąd udał się w swoich snach? Tej nocy jednak nie było mu dane pospać, ponieważ już po chwili kręci się jak ryba wyciągnięta z wody. Zaczyna wydawać dziwne odgłosy i strasznie się pocić.
Ruszam więc namoczyć ręcznik żeby przemyć mu czoło. Szybko wracam i robię mu okład. Po chwili z jego oczu zaczynają płynąć łzy. Chłopak płacze przez sen.
-Mamo- jęczy.- Mamuś, przepraszam.
Te łzy i te wypowiedziane przez sen słowa...Mają w sobie więcej bólu i żalu niż...Nawet nie wiem do czego to porównać. Serce mi się łamie. Przykładam dłoń do jego policzka. Mam nadzieję, że dodam mu tym trochę otuchy.I wiem już, że w przyszłości zrobię wszystko, aby był szczęśliwy.



_________________________________________________

Ponieważ zbliżamy się wolnymi krokami, do końca, to będę starała się wyjaśniać niektóre tajemnice. Iwo i Adelina już załatwieni. Jeszcze kilka i będziemy w domu.
Zapowiedź następnego rozdziału z boku.
N

20 lutego 2018

#12

Naprawdę nie wiem jak to możliwe i jak do tego doszło. Przecież wszystko miało być zupełnie inaczej. Nadal nie mogę zrozumieć tego dlaczego książę musiał obiecać, że poślubi Lilianę? Skoro jego ludzie, jego poddani byli porywani i wcielani do obcej armi! Przecież takiego czegoś tak się nie załatwia.
-Ja wiem, że ciężko Ci to zrozumieć...- odzywa się Adelina.- I wiem, że zapytasz mnie jeszcze milion razy dlaczego się tak potoczyło, ale pamiętaj, że tym światem żądzą inne prawa.
-Dokładnie! Nie mogę zrozumieć tej śmiesznej sytuacji! Przecież znalazłam chłopaka! Nawet wyjaśniłam co się z nim stało! Wiedzieliście wszystko i takie coś z tego wyszło!?
Wzdycham, bo serio ciężko mi to przetrawić. Boli mnie to, że książę przeze mnie musiał posunąć się do takich czynów. Szkoda mi go, bo wiem jak przedstawiają się jego relacje z Lilianą. To co mu zrobiła, było przykre, a teraz będą musieli żyć ze sobą do końca życia.
A propo, teraz właśnie mi się przypomina, że Adelina użyła słowa 'tym światem'. Czyli co? To ona wie czy nie wie, że nie jestem stąd?!
Okręcam głowę w jej stronę, bo znajduje się za mną. Pcha wózek inwalidzki na którym siedzę. Lustruję ją wzrokiem.
-Nie rozumiem dlaczego muszę jechać na tym wózku- mruczę niezadowolona.
-Dlaczego Tobie trzeba wszystko tłumaczyć?!- wzdycha tak głośno, że aż to słyszę.
Nie trzeba było by mi tłumaczyć wszystkiego gdybyście nie odstawiali takich cyrków i nie wymyślali jakiś scenariuszy jak z telenoweli. Poświęcenie poprzez małżeństwo? To są jakieś żarty...
Żeby mnie uratować potrzebna była obietnica ślubu. Ja dziękuję za takie coś. Przecież teraz będą mi to wypominać do usranej śmierci.
Żeby tego było mało to jeszcze żebym wyszła ze szpitala muszę jechać na wózku inwalidzkim, bo wtedy będzie wyglądać jakby faktycznie coś mi się stało. Co za chore zasady! Ale wracając do wózka, to czuję się na nim jak oszust i jest mi niewygodnie i jeszcze gorąco, bo moje nogi przykryte są kocem. Faktycznie, na pewno wyglądam na bardzo chorą. Kiedy wyjeżdżamy z budynku szpitala to wiatr uderza w moją twarz. Wow, czuję, że żyję. Kierujemy się w stronę czarnego auta, które stoi zaparkowane przy chodniku.
-Mam nadzieję, że nie zamierzasz do niego iść- mówię, kiedy widzę, że z auta wysiada Iwo.
-Dzisiaj wracamy, więc będziesz przebywać w towarzystwie Iwa i księcia. Poza tym przed tym nie uciekniesz.
I nagle oblewa mnie poczucie winy. Słysząc słowo 'książę' jest mi trudno. Z drugiej strony sam wybrał takie rozwiązanie. Mógł wymyślić coś lepszego. A takie poświęcenie jest po prostu oznaką jego słabości.
-Znowu wylądowałaś w szpitalu- śmieje się Iwo.- Powinnaś się zastanowić co takiego robisz nie tak.
-Nie przejmuje się własnym zdrowiem!- mówi Adelina i odchodzi od wózka.- To właśnie robi nie tak.
Dziewczyna nie kontynuuje rozmowy z nami tylko wsiada do auta. Coś czuję, że podróż powrotna będzie ciężka. Stoję twarzą w twarz z Iwem i walczymy kto pierwszy zamruga. A przepraszam...Ja ciągle siedzę na tym wózku.
-Powinnaś się zastanowić dlaczego jesteś taka żałosna...
-Widzę, że znowu wróciliśmy do nieuprzejmych czasów- odpowiadam i przyglądam się chłopakowi.
-A co liczyłaś na to, że zostaniemy przyjaciółmi?
Pytanie zawisło w powietrzu, a ponieważ nie odpowiadam na nie powstaje cisza. A czemu tak się dzieje? Bo ja poważnie myślałam...Znaczy przeszła mi taka myśl przez głowę, że możemy się zaprzyjaźnić. Przeżyliśmy razem ciężką chwilę i pomogliśmy sobie. Myślałam, ze to zbliży nas do siebie i poprawi nasze relacje. W normalnej sytuacji tak własnie by było, ale że tutaj nic nie jest normalne...Myliłam się i to był mój błąd.
-Na nic nie liczyłam- ciężko wypowiedzieć mi te słowa.
-Serio? Bo wyglądasz na rozczarowaną.
-Ty wyglądasz na debila!
Uśmiecha się słysząc te słowa. Lubi jak mu ktoś ubliża? Znaczy on ogólnie zawsze był powalony i chory na łeb, ale taki fetysz? Nic już mnie chyba nie zdziwi.
A jednak...Kiedy chłopak podchodzi i dosłownie podnosi mnie z wózka to nie wiem o co chodzi. Mrugam oczami jak opętana. WTF?! Fakt, że znajduję się co najmniej metr nad ziemią mnie przeraża. Gorsze jest jednak, że teraz to Iwo ma kontrolę. Podnoszę głowę przerażona i przyglądam mu się od dołu. Mam nadzieję, że nie zrzuci mnie.
-Ale Ty wiesz, że ten wózek to była tylko podpucha?
Przecież mógłby mnie postawić. Sama mogłam wstać i wsiąść do samochodu. Po co ten debil trzyma mnie na rękach skoro jestem zdrowa?
-Wiem, ale i tak powinnaś mi być wdzięczna.
-Ponieważ?- unoszę brwi zdziwiona jego słowami.
-Bo nikt nie chciałby nosić takiego kloca, a jednak to robię żeby zachować pewne pozory...
Pozory? Na około nas nie ma ani jednego człowieka, a on twierdzi, że chce zachować pozory? Nikt na nas nie patrzy. No chyba, że obserwują nas przez kamery, ale bez przesady...
-Ale Ty masz chory łeb- udaje mi się odpowiedzieć.
Nie będę ukrywać, że bliskość chłopaka wprawia mnie w osłupienie. Czuję się niekomfortowo, kiedy tak mnie trzyma. Jedyne o czym teraz marzę to żeby postawił mnie na ziemi. Po chwili moje modlitwy zostają wysłuchane i Iwo dosłownie wkłada mnie do samochodu, w którym jest strasznie tłoczno.
Jest Adelina, Dante w prawdzie nie jest w najlepszej formie, ale ważne, że jest. Moje oczy znajdują też Ksawiera, który siedzi z przodu na siedzeniu pasażera.
-Wracamy?- pytam z nadzieją, bo ja na prawdę chciałabym się znaleźć już w pałacu.
Zdążyłam się już przyzwyczaić do tego miejsca. Nawet zaczynam się tam czuć swobodnie. I to jest straszne.
-Wracamy do tego co było przedtem- mruczy książę.
Otwieram szerzej oczy. Interpretuję te słowa tak...Że było dobrze, ale znów wracamy do tego co było, czyli od teraz sytuacja będzie napięta.




Każdy ma w życiu jakieś priorytety. U mnie na pierwszym miejscu znajduje się dobro bo z nim wszystko się ułoży. Kiedy widziałam jak Dante wita się z rodzicami tkwiącymi za kratami serce dosłownie mi pękło. Ten widok na zawsze wyryje się w mojej pamięci. Dlatego nie mogę pozwolić by to tak źle się skończyło. Nie po to tkwiłam w więzieniu i nie po to Ksawier będzie się żenił.
-W końcu Cię znalazłam!!!
Mówię ucieszona, kiedy znajduję księcia. On jest jedyna osobą, która może pomóc mi zmienić wyrok rodziców Dantego. Martwi mnie jednak fakt, że chłopak patrzy na mnie obojętnym wzrokiem. Zachowuje się jak zombi, a to mi przeszkadza, bo ja na prawdę nie lubię kiedy ktoś mnie ignoruje.
-Dlaczego nie odpowiadasz?- pytam chcąc zacząć rozmowę.
-Bo nie chcę.
-Co to znaczy?
-Żebyś mnie więcej nie szukała, bo i tak Ci nie pomogę- odwraca się do mnie tyłem.- Aha. I tym razem klękanie nie zadziała.
Patrzę na jego plecy jak odchodzi. Dlaczego mnie to tak zdenerwowało? Dlaczego jego ignorowanie działa na mnie jak płachta na byka? I dlaczego zawsze robię to czego nie powinnam?
Ruszam szybkim krokiem starając się go dogonić. Nie będzie mnie ignorował!
-Dlaczego się na mnie złościsz?- pytam, kiedy go doganiam.
Słysząc to pytanie, chłopak zatrzymuje się. Staje jak wryty. A ja dzięki temu łapię oddech, bo żeby go dogonić musiałam przebiec kawałek. Moje zmęczenie udowadnia, że nie mam kondycji maratończyka.
-Po co zadajesz takie głupie pytanie?
-Nawet jeśli jest głupie, to odpowiedz na nie. Milczenie i ukrywanie wszystkiego nie ma sensu.
-Głucha cisza niech będzie dla ciebie odpowiedzią.
Co to ma być? Jakiś rodzaj kary? Ciekawe czy wie, że to mnie najbardziej zdenerwuje. Jeśli tak...To niezły jest. I co to za teksty w stylu jakiegoś filozofa. Milczenie odpowiedzą...
-Złościsz się przez to małżeństwo? Przecież nie kazałam Ci się z nią żenić!
-Brak odpowiedzi to też odpowiedź, dlatego jeśli pozwolisz to pójdę już.
Czemu unika odpowiedzi? Wini mnie za to czy co? i czemu do jasnej cholery mówi do mnie z takim dystansem?!
-Czekaj- łapię go za rękaw.- Odpowiedź mi tylko na jedno pytanie. Czy Ty obwiniasz mnie za to?
Chłopak zamyka oczy i bierze głośny oddech. Chyba nie chce już na mnie patrzeć...
-Jeśli chcesz pomocy w sprawie, w której do mnie przyszłaś to musisz udać się do wyższej instancji- mówi, wyszarpuje rękę, wymija mnie i po mału znika mi z pola widzenia.
Jestem mu wdzięczna choćby i za taką małą pomoc. Przynajmniej podsunął mi pomysł. Musze po prostu udać się do króla. Niech i tak będzie. Spróbuję swojego szczęścia u króla.
Martwi mnie jednak fakt, że Ksawier obwinia mnie za wszystko. Sam zaproponował ten ślub. Może i było to w zamian za moją wolność, ale to była jego świadoma i własnowolna decyzja...
Mam tylko nadzieję, że otworzy oczy podczas dalszego chodzenia, bo szkoda by było gdyby takiej twarzy coś się stało.
Ruszam więc w kierunku Sali Tronowej, bo pewnie tam będę mogła znaleźć króla. I mam rację, kiedy tam docieram, oczywiście po wcześniejszym zapowiedzeniu. Mężczyzna siedzi na tronie i nad czymś rozmyśla. Ostatnio wygląda dużo starzej niż na początku, kiedy pierwszy raz go poznałam.
-Wasza wysokość- kłaniam się składając wyrazy szacunku.
-Właśnie miałem po Ciebie posłać- odpowiada.
Mrugam oczami. Właśnie stałam się niespokojna. Poprawka nawet bardzo niespokojna. Dlaczego chciał się ze mną widzieć? Odkąd tu przybyłam raczej nie widywaliśmy się często, a jeżeli dochodziło do spotkania to była to bardzo ważna sprawa.
-Wyglądasz na zmartwioną- śmieje się mężczyzna.- Nie bój się, chciałem prosić o wyjaśnienie dlaczego mój syn zdecydował się na małżeństwo. Powiedziałbym, że to nie moja sprawa, ale bardzo mnie to ciekawi i lekko denerwuje. Nie będę ukrywał, że przez to małżeństwo zostanie zawarty jakiś sojusz z innym państwem
Staram się żeby na mojej twarzy nie pojawił się krzywus. Teraz jestem bardzo zdziwiona. To on chce czy nie chce żeby jego syn się żenił?
-Właśnie ma to związek ze sprawą dlaczego przyszłam tutaj- odpowiadam.
-Opowiedz w takim razie.
-Przyszłam prosić o okazanie łaski dla małżeństwa, które zostało skazane na śmierć.
-Chcesz żebym odwołał rozkaz?
-Nie chcę, tylko o to błagam- klękam licząc na to, że to znowu pomoże.- To małżeństwo nie jest niczemu winne.
-Nie zgodzę się z Tobą. Odurzyli mojego syna, który tak się składa, że jest następcą tronu. To mogło skończyć się tragicznie!
-Nie wiedzieli z kim mieli wtedy do czynienia- staram się wytłumaczyć postępowanie rodziców Dantego, ale po minie króla widzę, że nie zbyt mi wychodzi.
-Nie wiedzieli, że to był książę, więc sugerujesz, że innych ludzi można odurzać i okradać bezkarnie?
-Wybacz mi Panie, nie to miałam na myśli- opuszczam głowę.- Tym ludziom został porwany syn, musieli zdobyć pieniądze żeby zapłacić porywaczom. Przeprowadziliśmy szybkie i amatorskie śledztwo i okazało się, że porwani ludzie znajdują się w Makumonii.
-A więc to wyjaśnia waszą wycieczkę- kiwa głową król.- A więc było więcej przypadków porwań?
-Tak i wszystkie zniknięcia dotyczyły chłopaków w wieku od 18-25lat.
-W takim razie co odkryliście podczas pobytu w Makumonii?
-Przede wszystkim znaleźliśmy porwanego syna tamtego małżeństwa i sprawa się wyjaśniła. Porwani chłopcy trafiali przymusowo do armii Makumonii.
Złość, która pojawiła się na twarzy króla aż mnie przeraża. Nawet nie umiem tego opisać. No i to jest prawidłowa reakcja, której Ksawier powinien się także nauczyć! A nie jakieś bezsensowne poświęcenia.
-Szczerze mówiąc nasze państwa nie mają ze sobą dobrych relacji- tłumaczy król.- Ale to jest niedopuszczalne!!! W co oni z nami pogrywają?!
-Myślę, że te plany weselne są związane też z ta sytuacją...
-Teraz już rozumiem, książę starał się zapobiec wojnie.
No chyba nie bardzo, skoro podobno to przeze mnie podjął taką decyzję. Myślę, że ten ślub został na nim wymuszony za moją wolność. Nie wspominam jednak o moich przypuszczeniach, ponieważ król już kiedyś był niezadowolony z plotek o mnie i o jego własnym synu. Jakby dowiedział się o tym, to nawet nie chcę myśleć jaka wojna by się rozpętała.
-A wiec chciałam prosić o łaskę dla rodziców chłopaka, którego znaleźliśmy w Makumonii- zmieniam temat, na ten dotyczący celu w którym udałam się do króla.- Znaleźliśmy go w więzieniu, był tam też torturowany. Dlatego proszę o wyrozumiałość, ponieważ wrócił po tak ciężkich doświadczeniach, a jego rodzice zostaną skazani na śmierć.
-Powiem Ci tak, zmiana mojego rozkazu i zdania nie wchodzi tutaj w grę.
-Bardzo proszę to przemyśleć- mówię nadal klęcząc, co niezbyt mi się podoba, ale czego nie robi się dla większego dobra.
-Król nie może zmieniać swoich rozkazów od tak- tłumaczy mi mężczyzna.- Byłbym wtedy niepoważny w oczach moich poddanych, a nie wspomnę już o moich przeciwnikach.
-Uważam, że łaska dla więźniów ukazała by serce i dobro władcy- mówię starając się podpuścić króla.
-Nie podpuszczaj mnie dziecko- gromi mnie słowami i wzrokiem.- Ale masz rację, ten chłopak nie powinien tak cierpieć.
-Musi być jakiś sposób...- myślę na głos.
-I jest!- król aż wstaje.- Raz do roku mogę okazać łaskę jednemu, wybranemu przeze mnie więźniowi. Rzadko kiedy stosuję ten przywilej, ale tym razem się przyda.
Podnoszę się z kolan ucieszona. Udało się! Ale po chwili uśmiech schodzi z mojej twarzy. Łaskę można okazać tylko jednemu więźniowi...Co więc z drugim? Przecież to małżeństwo, więc kto ma wybrać, kto zostanie skazany?
-Kto więc ma wybrać kto przeżyje ,a kto zostanie skazany?- pytam.
-Nic więcej w tej sprawie nie mogę dla Ciebie zrobić.
Kłaniam się i odchodzę zasmucona. Co teraz mam zrobić? Prawda jest taka, że nie wiem jak powiedzieć o tym Dantemu i boję się to zrobić. No bo podjąć decyzję dotyczącą życia i śmierci...To nie lada wyzwanie.



Przyglądam się Adelinie i zastanawiam się czy ona czasem myśli.
-No chodź, muszę ci coś pokazać- marudzi dziewczyna po raz setny.
-Nie mam teraz na to czasu!- warczę.
To prawda, nie mam czasu żeby zajmować się jakimiś pierdołami. Moje myśli krążą tylko wokół Dantego i jego rodziny. Przekazałam mu wiadomość od króla, chociaż było ciężko...
-Jeśli chodzi o tą sprawę, to musisz mieć czas. Wierz mi. To bardzo ważne.
Robi się poważnie, więc w końcu ulegam i jadę z Adeliną do domu staruchy. Kiedy wchodzimy do środka, to przypominają mi się stare czasy. A mianowicie moje początki tutaj. I muszę przyznać, że cieszę się teraz, że tu przybyłam. Nie wiem co by się stało gdybym została w moim świecie. Na pewno nic dobrego...
-Czytaj!- mówi Adelina wskazując na dobrze mi znaną książkę.
Przecież to przez nią się tutaj znalazłam. Podchodzę powoli i biorę książkę w dłonie. Otwieram na przypadkowej stronie i wpatruję się w nią jak głupia, ale nic się nie dzieje. Dlaczego wiec ostatnim razem otwarcie książki spowodowało, że przeniosłam się w inny świat?
-Czytaj z uwagą!
A tak miałam czytać, więc to robię. Staram się skupić na literach, chociaż jest mi ciężko, no bo ta książka to nie jest zwykła rzecz.

    Stał wpatrzony w dziewczynę nie potrafiąc zrozumieć dlaczego ona mu to robi. Fakt, że chciała każdemu pomóc strasznie go drażnił, ale wiedział, że jeśli pozwoli żeby ta farsa ciągnęła się dłużej to może ją stracić. 
    Uśmiechnął się pod nosem. Pamiętał dokładnie ich pierwsze spotkanie. Wtedy jeszcze była mu obojętna i nie obchodziła go zupełnie. A z czasem przyszedł moment, kiedy uświadomił sobie, że bez niej jest nikim i jeżeli dziewczyna zniknie to zatęskni za wszystkim co z nią związane.
    Najgorszy było to, że wiedział jak skończy się ich historia. Wiedział też, że nie może jej mieć. Dlaczego więc tak bardzo zakochiwał się w niej z dnia na dzień?
    Patrzył z ukrycia jak dziewczyna ryzykuje swoim własnym zdrowiem aby uratować kogoś innego. Nie wiedział czy jest tak dobrą czy głupią osobą. Za to był świadomy tego, że jeśli czegoś chciała to nie poddawała się dopóki tego nie osiągnęła. 
    Jej szantaż emocjonalny działał na niego coraz mocniej z każdą godziną jej klęczenia. Ona chyba od początku wiedziała, że nie będzie w stanie patrzeć na jej cierpienie. Musiała wiedzieć, że dzięki temu osiągnie to czego chce, tylko dlaczego takim kosztem?
    Miał zamiar podejść do niej i prosić żeby w końcu przestała, ale zobaczył jak dziewczyna mdleje z wycieńczenia. Był na nią bardzo zły, że dopuściła do takiej sytuacji, ale także ją podziwiał. Spędziła kilka dni w więzieniu, a po wyjściu zdołała jeszcze klęczeć przez kilka godzin żeby wyprosić łaskę dla innego człowieka.
    Pomimo tego, że starał się zapanować nad własnymi emocjami i powstrzymać je w środku, to widok jak ona cierpi...Wystarczyło jedno spojrzenie i już do niej biegł, chociaż wiedział...

Zamykam szybko książkę. Aż wypada mi z rąk. Po przeczytaniu tego kawałka dociera do mnie, że dziewczyną opisywaną w czytanych słowach jestem ja. To ja byłam w więzieniu. To ja klęczałam by wyprosić pomoc dla Dantego. A chłopakiem jest książę?
-Dlaczego?- udaje mi się wyjęknąć.
-Chciałam Ci pokazać jak niebezpieczna jest twoja relacja z księciem- odpowiada dziewczyna lustrując mnie wzrokiem.
-Problem w tym, że ja nie mam z nim żadnych relacji! Z tego co przeczytałam to dowiedziałam się, że to książę musiał zanieść mnie do szpitala. Owszem pojawiły się jakieś uczucia, ale to tylko niewypowiedziane wyznania. Nigdy niczego mi nie wyznał!
-Był taki przestraszony jak Cię przyniósł do szpitala, że nie mogłam w to uwierzyć.
-Stop! To ja nie mogę w to uwierzyć! Przestań opowiadać mi takie rzeczy!
Podnoszę trochę za bardzo głos, ale to dlatego, że jestem zdenerwowana i zdezorientowana. Na samą myśl, że te wszystkie idiotyczne rzeczy i wydarzenia są prawdą serce wybija mi szalony rytm. To nie jest rytm zakochania ani cha-chy. Ja po prostu jestem przestraszona.
-Przecież Cię ostrzegałam- odzywa się Adelina.- Mówiłam, że wasza zbytnia zażyłość skończy się tylko w jeden sposób. Dlaczego Ty nigdy nikogo nie słuchasz?!
-Bo to było głupie! Przecież takie coś...Takie coś jest zupełnie niemożliwe!
Takie coś nie ma racji bytu. Dopiero od niedawna dogaduję się z księciem, ale to nie tak jak starzy przyjaciele. Po prostu czasami udaje nam się porozmawiać.Aktualnie jest na mnie zły i nie odzywa się do mnie nad czym nie ubolewam zbytnio...
Ok, w tej całej książce pisało coś, że mnie lubi, ale to jego problem. Ja nie darze go takimi uczuciami, więc chyba mamy problem z głowy? Prawda?
Wzdycham z bezradności. Nie zaprzeczam, że zdarzyło mi się kilka razy popatrzeć na niego jak na chłopaka. Jestem w końcu dziewczyną, a to chyba normalne, że lubię patrzeć na atrakcyjne osoby. Bo książę zdecydowanie do takich należy i niczego mu nie brakuje, ale nigdy nie marzyłam o związku z nim ani nic w tym stylu. Przecież ja do cholery nie należę do tego świata!
-Nie ma nic niemożliwego- śmieje się Adelina.- W końcu Ty nie należysz do naszego świata, a stoisz tu ze mną.
-To Ty wiesz czy nie?- mruczę, bo już się w tym wszystkim pogubiłam.
-Przecież jestem z tobą od samego początku. Myślisz, że pani dałaby ci jakiegoś amatora do pomocy?
-Szczerze mówiąc to nie przypuszczałam, że książę może coś do mnie poczuć...
-Przeczytaj kawałek dalej, to zobaczysz, że tutaj nie chodzi tylko o niego...
Otwieram szeroko oczy z przerażenia bo to nie może być prawda. Podnoszę książkę z ziemi i przerzucam kartki, trochę dalej i zagłębiam się w lekturę

    Stał i patrzył jak dziewczyna idzie z uśmiechem w jego kierunku. Od pierwszego spotkania uważał, że była bardzo ładna. Lubił też jej cięty język i to, że umiała zachować się odpowiednio do sytuacji. Czuł się po prostu świetnie w jej towarzystwie.
    -Wyglądasz pięknie- powiedział, kiedy znalazła się przy nim.
    -Nie ma potrzeby mówić oczywistych rzeczy- odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
    Od jakiegoś czasu nie mogła wybaczyć sobie faktu, że pomimo jadowitych słów, które wypowiadała w kierunku chłopaka starając się go pozbyć to miała malutką nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie.
    -Mogę prosić do tańca?- pyta chłopak wyciągając dłoń w jej stronę.
    -Ludzie patrzą- mruknęła zawiedziona, bo na prawdę chciała z nim zatańczyć tego wieczoru, ale złośliwe plotki, które krążyły o nich nie pozwalały na to.- Nie powinniśmy...
    Miał w nosie co mówili i myśleli o nim inni. I tak ukradnie jej ten taniec. Pociągnął ją za rękę na środek sali. Wiedział, że w tym momencie wszystkie oczy zwróciły się w ich stronę, ale dla niego liczyła się tylko dziewczyna, której zawdzięczał wiele rzeczy.
    -Nie boję się ich. To ja będę rządził, dlatego mam ich gdzieś- szepnął jej na ucho powodując, że wstrzymała oddech.

To są jakieś kpiny! Przełykam ślinę i czuję się zażenowana tym co przeczytałam. To czego byłam pewna, nie jest już dla mnie takie jasne. Mam nadzieję, że Adelina nie czytała tego kawałka.
-Miłość nie zawsze przychodzi wtedy kiedy jej chcemy- odzywa się pierwsza Adelina- Czasami przydarza się mimo naszej woli.
-Co teraz?- pytam załamana.
-To wszystko przez to, że jesteś za miła i wszystkim chciałabyś pomóc.
Czy to źle? Źle, że staram się pomagać potrzebującym? Przecież tak powinno być. Musi być ktoś, kto będzie troszczył się o tych, na których nie zwraca się uwagi.
-Powinnaś zachowywać się tak jakbyś stąpała po cienkim lodzie- słysząc ten głos nawet nie muszę szukać osoby, która wypowiada te słowa. Wiem, że to starucha.- Byłaś za miła dla księcia dlatego obdarzył Cię uczuciami.
Skoro mnie nimi obdarzył to niech je sobie zabierze. Ja ich wcale nie potrzebuję! Teraz będą tylko nade mną ciążyć.
-Co powinnam więc zrobić?- pytam spuszczając głowę w dół.
Jestem tym wszystkim załamana i mam wrażenie, że zaraz wpadnę w depresję. Czuję, że od dna, tego najgłębszego, dzielą mnie zaledwie centymetry. Patrzę błagającym spojrzeniem na staruchę. To jej książka! To ona to pisze i to przez nią tu jestem! Niech coś wymyśli! Niech zmieni to wszystko, albo najlepiej odeśle mnie z powrotem.
-Poczekać aż jego uczucia wygasną- mówi i patrzy na mnie poważnym wzrokiem.
-A to w ogóle możliwe?- pytam załamana.
-Musi- odpowiada Adelina.- Jeżeli do tego nie dojdzie, to wszystko źle się skończy.
Marszczę brwi, bo nie do końca rozumiem o co chodzi. Chcę ponownie otworzyć książkę, ale wyprzedza mnie starucha i zabiera ja. Cofam się aż kilka kroków do tyłu. Czuję się jak dziecko ukarane przez matkę.
-Adelina przypomnij mi, co stało się ostatnio, kiedy dotykałaś rzeczy, które nie należały do Ciebie?!
Przyglądam się kobiecie, która wygląda teraz jak pies broniący właściciela. Tylko w tym wypadku to ona broni książki, przez którą to wszystko się dzieje. To jej wina. Kim ona jest, że układa sobie wszystko, tak jak jej się podoba?!
-Wylądowałam tutaj- odpowiadam.- Ale czytałam już książkę i nadal jestem tutaj!
Marszczę czoło. Ciekawe dlaczego książka, nie zabrała mnie do mojego świata?
-Powiedziałam Ci, że będziesz mogła wrócić jak wykonasz zadanie.
-Dlaczego więc nie mogę zobaczyć końca tej historii?- mruczę zawiedziona.
Fajnie byłoby móc przeczytać tą książkę do końca. Wtedy znałabym zakończenie i wiedziałabym, co zrobić żeby uniknąć problemów.
-Bo musisz zacząć od dzisiaj i napisać nowe zakończenie.
I tyle było by z rozmowy. Ona zawsze miała nie równo pod sufitem i rzucała wszędzie swoimi złotymi myślami, ale dzisiaj to już przesadziła. Dlaczego nie mogę zobaczyć co się wydarzy?
Czy koniec tej historii jest aż tak tragiczny?



-Ogarnij się w końcu i wyjdź z tego pokoju- mówi Adelina.- Siedzenie w zamknięciu Ci nie pomoże.
-To nie jest proste, ogarnąć to wszystko- odpowiadam i zakrywam twarz kołdrą.
Chciałabym stąd uciec i nie wracać, ale nie mogę bo starucha powiedziała wyraźnie, że odejść mogę po wykonaniu zadania. Jak mam je wykonać skoro co chwile są jakieś problemy. Rozwiązuję jeden, a za chwilę pojawia się nowy i to w dodatku większy.
Jak mam żyć normalnie? Jak mam wyjść z tego pokoju? Skoro moje wyjście, oznaczać będzie zmierzenie się z ta trudną rzeczywistością. Książę zakocha się we mnie i skończy się to źle. Chociaż na razie jest dobrze, bo Ksawier nie odzywa się do mnie. Oby tak dalej!
Odbędzie się też egzekucja na ojcu Dantego. Małe wyjaśnienie to ojciec zdecydował się wziąć winę na siebie. Nawet nie chcę myśleć o tym co teraz czują jego bliscy.
No i jeszcze za niedługo ma pojawić się w pałacu Liliana, no bo przecież ślub.
-Przejmowanie się każdą drobnostką w niczym Ci nie pomoże- kontynuuje Adelina.
-Nadal nie chce wyjść?- słysząc głos Iwa na mojej twarzy pojawia się krzywus, którego nikt nie może zobaczyć bo nadal znajduję się pod kołdrą.
-Ciągle to samo- wzdycha Adelina.
-Aniela- chłopak wypowiada moje imię i siada na moim łóżku, ponieważ czuję jak materac się ugina.- Nie rób tego. Nie bądź smutną, wystraszoną dziewczynką, bo to żałosne i do Ciebie nie pasuje.
-Nie powiedziałam, że możesz usiąść- mówię odkrywając się z kołdry.
Podnoszę się i patrzę na chłopaka wymownym wzrokiem. Mam nadzieję, że zrozumie i zejdzie z mojego łóżka.
-Przestań przejmować się pierdołami i wyjdź do ludzi- chłopak ignoruje moje słowa i kontynuuje siedzenie na moim łóżku.
-Powiedziałam żebyś zlazł mi z łóżka!- sprzedaję mu kopa, kiedy nadal nie schodzi.
Jednego z mocniejszych kopniaków, bo denerwuje mnie to, że mnie poucza. Nie interesuje mnie on ani jego złote rady. Moje łóżko, to święte miejsce. Niech więc nie profanuje mi go.
-Kiedy?- mówi zdziwiony.- Kiedy to powiedziałaś?!
Oczywiście mojemu sokolemu wzrokowi nie unika fakt, że chłopak lekko się skrzywił i złapał za rękę w którą go kopnęłam. Fuck...Zapomniałam. Jego rany nadal się nie zagoiły.
-Nic takiego nie mówiłaś- broni go Adelina.
A mnie denerwuje fakt, że to robi. Nadal nie wiem, jaka relacja ich łączy. A to jest jeszcze bardziej irytujące.
-W takim razie powinniście nauczyć się czytać z mojej twarzy, albo lepiej nauczcie się czytać mi w myślach!
-Ale z Ciebie niewdzięcznik- mruczy Iwo.- Mam Ci przypomnieć kto ratował Ci ostatnio tyłek?
-Przepraszam, co pan tam mamrotał?- pytam udając, że nie słyszę co mówił.
-Mówiłem żebyś wzięła się w garść dziewczyno. Nalej sobie drinka, pomaluj usta szminką i do dzieła!
Pomaluj usta szminką? Co ten gość ma w głowie...Kręcę głową wyrzucając te myśli z głowy. Co do drinka to w sumie można by się napić. Z alkoholem raczej się nie przyjaźnimy, ale można by to zmienić.
-Wstań człowieku z tego łóżka i przestań gadać głupoty- mówi Adelina i zdziela chłopaka w głowę.- A ty zamiast drinka to napij się porządnej kawy i zacznij żyć!
Uśmiecham się jak głupi do sera, bo scena, kiedy dziewczyna przyłożyła Iwo w głowę była tak komiczna, że nie mogę się powstrzymać. Z tego wszystkiego, to ja spadam z łóżka.
-Widzę, że już po mału wraca do normalności. O ile to można nazwać normalnością- mruczy Adelina.
-To jak z tą kawą?- pytam podnosząc się z ziemi.
-Pójdziemy się jej napić i poradzimy sobie z wszystkimi problemami. No bo po to siebie mamy.
Patrze jak idiotka na Iwo. Co za głęboki tekst... To do niego nie pasuje. Poza tym perspektywa dzielenia się moimi problemami z Iwo....To nierealne. Jeszcze by potem je wykorzystał przeciwko mnie. O nie, nie, nie! Aż tak jeszcze mu nie ufam. Ale kawy się napijmy!
Kiedy wychodzimy z pokoju i zmierzamy na wspomnianą wcześniej kawę, na korytarzu natykamy się na Lilianę. Dlaczego ona zawsze musi pojawiać się nie w porę? Zawsze musi zepsuć mi humor.
Ponieważ Iwo i Adelina składają jej wyrazy szacunku kłaniając się, to jestem zmuszona zrobić to samo.
-Widzę, że więzienne życie Ci służy- zaczyna rozmowę dziewczyna.
-Cieszy mnie fakt, że Twoje myśli tak bardzo troszczą się o mnie- opowiadam już lekko zdenerwowana, ale staram się nie ukazywać emocji.- Mam nadzieję, że jako przyszła królowa tego narodu, będziesz tak samo troszczyć się o swoich poddanych.
-Skoro wiesz już, jak ważną osobą jestem, to mam nadzieję, że w przyszłości nie będziemy wchodziły sobie w drogę.
Iwo i Adelina nie włączają się do naszej słownej potyczki. Milczą i przyglądają się rozwojowi sytuacji. Staram się więc kontrolować, ale jej obecność sama w sobie mnie prowokuje. Co mogę więc na to poradzić?
-Nie jesteś jego ideałem, wiesz?- zniżam ton głosu, kiedy podchodzę do niej bliżej.- Decyzja o ślubie została wymuszona...
-Jeżeli gówno wiesz, to nie powinnaś się odzywać!- podnosi głos.
-Chyba nie marzysz o wielkiej miłości?- pytam z kpiną w głosie.
Wycofuję się do tyłu i staję naprzeciwko dziewczyny, która mruży oczy i patrzy na mnie intensywnie.
-Obiecuję Ci, że oboje z księciem damy sobie radę, choćby było nie wiadomo jak źle.
I wtedy dociera do mnie, że sam fakt, że mają wziąć ślub denerwuje mnie okropnie. Nie dlatego, że to po części moja wina. Nie dlatego, że to Liliana będzie żoną księcia, ale dlatego, że zależy mi na jego szczęściu. Przecież on też na nie zasługuje, a osoba, która raz go zostawiła i knuje na bokach, mu go nie da.
-Aniela, uspokój się- podchodzi do mnie Adelina.
-Właśnie, daj spokój- szczypie mnie ukradkiem w ramię Iwo.
Przywołuje mnie to do porządku. Biorę głęboki wdech, żeby się nie denerwować. Staram się ochłonąć, żeby nie marnować na nią czasu. Chcę to przetrzymać. I głęboki wydech. Jestem silna i dam radę.
-Od teraz masz się nie wtrącać w sprawy moje i księcia, a jeżeli robisz, bo masz za dużo czasu to umyj okna- warczy dziewczyna.- W końcu jesteś zwykłą służącą, więc okna powinny Ci się spodobać.
Mam jej dość. Mimo tego, że nie chcę zaczynać kłótni. Ja na prawdę staram się, ale czasami hamulce puszczają. Nikt nie ma prawa nazywać mnie służącą. Ma pecha, bo wypowiedziane przez nią słowa utknęły mi w głowie.
-Nie nakręcaj się- szepcze Iwo.
Wiem, że chłopak stara się mnie uspokoić, ale takie słowa w niczym nie pomogą.
-Masz taki paskudny charakter, że książę długo z Tobą nie wytrzyma- odpowiadam i jestem zła na siebie, że moja odpowiedź była taka słaba.
-Ale to już chyba nie twój problem. Zajmij się sobą, a nie przejmujesz się nami.
Nami?! Jakimi nami?! Nie ma czegoś takiego. Ślub został wymuszony na księciu, więc niech ta lafirynda przestanie wyobrażać sobie ich świetlaną przyszłość. Takie coś się nie wydarzy!
-Uosabiasz wszystko, czym gardzę. Oczywiście bez obrazy...- dodaję ostatnie słowa żeby nie było oczywiste, że jej nie lubię.
Po chwili jednak żałuję tego. Niech wie, że jej nie cierpię! Mam to głęboko, w poważaniu.
-Jak na służącą jesteś strasznie wyszczekana, ale wiesz...Nikogo nie obchodzi szczekający pies- uśmiecha się do mnie.- Jeśli jesteś taka cwana to spróbuj mnie ugryźć, bo na razie niewiele możesz mi zrobić. Jesteś tylko małym i nic nie znaczącym szczeniakiem.
Już chciałam jej odpowiedzieć. Normalnie miałam gotową ripostę na to, ale ziemia znikła mi spod stóp. Chwilę mnie potrzęsło, aż mnie zmuliło, więc czekałam spokojnie. Minęła może z minuta i wróciłam na ziemię.
Iwo odstawił mnie, a ja mrugałam oczami żeby wrócił mi wzrok i normalne myśli. Ostatnio chyba spodobało mu się noszenie mnie, bo robi to już drugi raz. Szkoda tylko, że tym razem miałam pozycje jak wór ziemniaków...
-Strasznie łatwo Cię sprowokować- mruczy Iwo.
-Musieliśmy Cię stamtąd zabrać, bo robiło się groźnie- tłumaczy Adelina.
A ja wpatruję się w tą dwójkę. Może i lepiej, że mnie zabrali, bo już po mału zaczynałam tracić kontrolę i źle by się to skończyło.
-Aniela, bez względu co mówi Ci Liliana, nie daj się jej sprowokować- poucza mnie chłopak.- Bo ona bardzo lubi prowokować innych.
Mądrze mówi, ale nie mogę teraz zapamiętać tych słów. Boli mnie bardziej, że nie odpowiedziałam jej na zaczepkę, ale spokojnie jeszcze mam czas. Pokrzyżuję jej jeszcze kilka planów. Wtedy zobaczy jak mocno umiem ugryźć.



______________________________________________

Po malutku do przodu. Kolejny rozdział już za nami. 
Zapowiedź następnego rozdziału z boku.
N



       

13 lutego 2018

#11

To, że zostałam ponownie aresztowana...Tak, zdecydowanie...Dobrze, że się tak stało. Oczywiście nie cieszy mnie fakt, że w mojej karierze już drugi raz trafiam do więzienia, ale tym razem za to podziękuję! Przecież dzięki temu spotkałam osobę, której szukałam. Boże to aż śmieszne, że to było takie łatwe!
-Jak się tutaj znalazłeś?- pytam chłopaka.
-Już chyba powiedziałem, że nie mam zamiaru się z Tobą zaprzyjaźnić. Czego nie zrozumiałaś w tych słowach?
-Żebyś potem nie żałował tych słów...
Nie odpowiada mi, więc ja też postanawiam chwilę pomilczeć i nie ciągnąć go za język. Muszę też przeanalizować kilka faktów.
Znalazłam się tutaj próbójąc pomóc tamtej kobiecie, której też dziwnym zbiegiem okoliczności zaginął syn...Za to odnazał się inny i tutaj mam szczęście bo to ten, którego szukam. Tylko dlaczego znajduje się w więzieniu skoro rodzice dostali list o okup? Coś tutaj serio nie pasuje...
-Niestety musimy przejść do konkretów- zaczynam.- Tak się składa, że szukam Cię od dłużzszego czasu i bardzo cieszy mnie fakt, że w końcu się spotkaliśmy.
-Dlaczego niby miałabyś mnie szuakć skoro się nie znamy?
-Niedawno miałam okazję spotkać twoich rodziców...Powiem tak ich sytuacja ani stan w jakim się znajdują nie jest najlepsza- staram się unikać opowiadania szczegółów, bo nie jest to czas ani miejsce na takie rozmowy.
-I myślisz, że Ci w to uwierzę?
-Myślę, że dla swojego i ich dobra powinieneś. Hmm żebyś mógł wiedzieć, że nie kłamię to niedawno byłam w waszaj knajpce na obrzeszach miasta.
Słysząc argument, który mu podaję na potwierdzenie faktu, że znam jego rodziców, chłopak aż się prostuje. I co teraz mi będzie wierzył. Ciekawe. Żeby być bardziej wiarygodną to macham mu przed oczami jego własnym zdjęciem, które dostałam od jego rodziców.
-Jak oni się czują? Wszystko u nich dobrze?
Za bardzo nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie chcę go dołowac jeszcze bardziej mówiąc, ze jego rodzice są w więzieniu i z niedługo zostaną straceni. Z drugiej strony chyba powinien znać prawdę...
-Jak się stąd wydostaniemy, to obiecuję Ci, że z nimi porozmawiasz.
Chciaż jeżeli czegoś nie wymyślę to może być to ich ostatnia rozmowa...Ale tym problemem zajmiemy się później. Najpierw trzeba się stąd wydostać.
Wstaję na nogi i zaczynam przyglądać się miejscu w którym się znajdujemy. Nie za duże pomieszczenie , rozmiarów mojej łazienki. Brak okien, co wyklucza wybicie szyby czy coś...Możliwością są tylko kraty. Podchodzę więc do nich i próbóję coś szarpać, ale to nie ma sensu bo przecież nie jestem jakimś Hulkiem, który rozsunie metalowe pręty dzięku nadludzkiej sile.
-Nie wydostaniemy się stąd dopuki strażnicy nie przyjdą po nas...
-A kiedy to będzie?- pytam.
-Za dwa dni.
To za długo...Chcociaż tyle powinno wystarczyć reszcie żeby mnie znaleźć. Muszę wierzyć w ich zdolności. Przywołuję Iwo myślami. Niech się wykaże swoimi umiejętnościami i mnie znajdzie, bo przecież dobry jest w te klocki. Adelina też zła nie jest, więc razem powinni stworzyć dobrą drużynę w tej kryzysowej sytuacji.
-Tyle czasu powinno wystarczyć żeby nas znaleźli- uśmiecham się i sadam spokojnie opierając się o ścianę.
-Kto niby będzie nas szukał?
-Jest ktoś taki- teraz serio cieszę się, że mam kilka ludzi, którzy na pewno zauważą moją nieobecność.
Bo zrobią to...Prawda? Kręcę głową jak szalona żeby wygonić te pesymistyczne myśli z głowy. Oczywiście, że mnie znajdą, przecież mnie potrzebują!
-Teraz Ty będziesz tajemnicza?
Wpatruję się tępo w ścianę. Cóż ostrzegałam go, że będzie żałował swoich wcześniejszych słów. Musze być więc konsekwentna. Nie ma tak łatwo, że najpierw do mnie szczekał jak szalony, a potem milusi jak baranek, bo chce uzyskać trochę informacji. Co to to nie!
Ciekawe czy już zauważyli, że mnie nie ma? Spoglądam na zegarek, który zdobi mój nadgarstek. Od mojego zniknięcia minęło jakieś dwie godziny, więc na pewno już mnie szukają. Chichotam pod nosem kiedy wyobrażam sobie jak wystraszony i zdenerwowany musi być teraz książę. Przed oczami pojawia mi się jego wściekła twarz. A Adelina? Pewnie panikuje chociaż może już wymyśla jakiś plan wspólnie z Iwo.
-Jak masz na imię?- zagaduje mnie chłopak.
A więc teraz postanowił być rozmowny. Unoszę kącik ust ku górze, bo ta sytuacja jest strasznie zabawna. Dwóch więźniów nie wiadomo dlaczego zamkniętych zaczyna prowadzić rozmowę jakby byli w normalnej kawiarni. To jest komedia.
-Aniela, a Ty?- pytam, bo przypomina mi się, ze podczas całej tej akcji poszukiwawczej zapomniałam zapytać jak ma na imię osoba, której będę szukać. To się nazywa być zakręconym, albo być osobą która ma więcej na głowie niż sam papież w Watykanie.
-Dante.
-Więc jak się tu znalazłeś?- zadaję główne pytanie.
-Makumonia porywa mężczyzn żeby wcielić ich do swoich oddziałów wojskowych.
Z wrażenia otwieram szeroko usta i siedzę tak z dobrą minutę. Nigdy nie pomyślałam, że sytuacja będzie aż tak poważna, ponieważ będzie rozgrywać się na podłożu politycznym. Przecież to nie na moje siły! Rozumiem wszystko inne ale polityka?! To zdecydowanie za ciężkie jak na moje barki.
-Dlaczego więc znajdujesz się w więzieniu? Nie powinieneś w takim razie paradować już w mundurze?
-Odbywam karę- odpowiada i trzęsie ręką, tą samą która jest przykuta kajdankami do rury.
Co Ci ludzie mają w głowach? Rozumiem, że to inny kraj w dodatku rządzi nim rodzina Liliany więc to, że będzie tutaj dziwnie rozumie się samo przez się, ale przykucie kogoś do rury? Co myśleli, że ucieknie? Przez te betonowe ściany? Oni zupełnie nie myślą.
-Na czym ona polega?- pytam, bo skoro wiedział co ile pojawiają się strażnicy, to oznacza, że musiał z nimi gdzieś wychodzić.- Oczywiście pomijając stan w jakim się znajdujesz...
Na prawdę nie podobają mi się siniaki i rany na jego ciele. Nawet nie chcę myśleć w jaki sposób się ich dorobił...
-Nie chcesz wiedzieć- mruczy.



Po tych wszystkich godzinach, które spędziłam w areszcie czuję pustkę. Najgorsze jest to, że nic na to nie poradzę, bo nadal tu tkwię. I chyba moja sytuacja przez długi czas się nie zmieni. Musiałam za bardzo przecenić umiejętności moich towarzyszy.
Nagle słyszę dźwięk stawianych kroków, który dobiega z oddali. Podnoszę się więc z ziemi jak sprinter ruszam w stronę krat.
-Jest tu kto?! Halo?!- wołam, ale jedyną odpowiedzią jaką dostaję jest moje własne echo.
-Daj spokój! To nie zadziała- mruczy Dante.
Przyglądam się mojemu towarzyszowi niedoli i stwierdzam, że zdecydowanie muszę jakoś skombinować strażników, ponieważ z chłopakiem nie jest za dobrze. Z każdą godzina wygląda coraz gorzej.
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze- mówię z uśmiechem.- Zaraz załatwię nam jedzenie godne gwiazdek Michelin'a.
-Nie nakręcaj się tak, bo tutaj i tak nikogo nie ma...
-Poprosimy obiad dla dwojga!!! Jeżeli go nam nie dostarczycie to wygryziemy dziurę w ścianie!
Nie sądzę, że było by to możliwe, ale zawsze mogę ich wszystkich postraszyć. Co wtedy zrobią kiedy ich idealne więzienie stanie się ruiną? A co zrobię ja kiedy połamię zęby gryząc ten beton? To więzienie ma na mnie zły wpływ, bo wymyślam już tak irracjonalne rzeczy, że aż mi samej siebie żal.
-Stosujesz groźby nawet w takiej sytuacji- słyszę znajomy głos z oddali.- Ty na prawdę jesteś niesamowita.
Po chwili za kratami pojawiają się dwie znajome mi postacie. Moje oczy cieszą się, kiedy widzą Iwo, a obok niego Adelinę. A jednak! To porządni i wykwalifikowani ludzie! Chociaż zajęło im to trochę czasu, ale są!
-Nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się że was widzę!!!
-Czy ty przypadkiem nie masz na drugie imię problem? Albo obłęd?- śmieje się Iwo.
-Tak naprawdę to jestem geniuszem, ale nikt poza mną tego nie wie- mruczę niezadowolona.- Bo wy mnie nie doceniacie!
-Docenialibyśmy gdybyś nie sprawiała tylu kłopotów. Nie można spuścić z Ciebie wzroku nawet na chwilę, bo znikasz i znajdujemy Cię w więzieniu!
-I widzisz!?!?!- oburza się Adelina.- A Ty pytałeś po co starucha mnie tu przysłała! Wyobrażasz sobie gdybym zostawiła ją sama...
Mój wzrok przechodzi z jednego na drugie. Serio...Bardzo zabawne, że tak gadają sobie o mnie, ale nie mamy na to teraz czasu na obgadywanie mnie samej kiedy w dodatku jestem jeszcze tego światkiem. Serio każdy powinien coś takiego przeżyć, polecam, ale czas płynie, a ja nadal tkwię za kratami, a mój towarzysz za chwilę wykituje...
-Dobra, przejdźmy do ważniejszych rzeczy- zaczynam.- Otóż znalazłam Dantego!- wskazuję na chłopaka, który w dalszym ciągu siedzi pod ścianą.
Zaczynam podejrzewać, że nie zmienia pozycji ani nie wstaje, bo po prostu nie ma na to siły. Co oni mu robili?! A nie poprawka...Nie wstaje bo jest przecież przykuty. Jasna cholera.
-A co on ma do tego?- pyta Adelina.
-No to jego szukaliśmy cały czas!!!
Zapada cisza. Chyba każdy musi przetrawić i zanalizować moje wcześniejsze słowa. No dalej, połączcie wszystko w całość. Serio w was wierzę.
-Jak to się stało?! Wyjaśnij!- mówi zszokowany Iwo.
-Nie ma czasu na wyjaśnienia, ale powiem wam jedno- przerywam na chwilę.- Musicie nas stąd wydostać i najlepiej jakbyście się pośpieszyli.
-Najlepiej to by było gdybyś choć raz mnie słuchała....- mówi cicho Adelina, ale i tak to słyszę.
-Nie marudź- upominam ją, bo przecież jest po to żeby mi pomagać, a nie marudzić.- Już raz mnie uwolniłaś, to teraz musisz zrobić to samo tylko, że dla dwóch osób- mówię jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
-Myślisz, że gdyby to było takie łatwe to nadal siedziałabyś tutaj?!- warczy na mnie Iwo.
A ja patrzę zaskoczona! Myślałam, że między nami już dobrze i nie warczymy na siebie nawzajem, ale najwidoczniej się myliłam...
-Książe pracuje nad tym- informuje mnie dziewczyna.- Ale to nie jest takie łatwe...
-To powiedźcie przynajmniej, że macie coś do jedzenie?- pytam, ale nie myślę tu o sobie.
Oczywiście czuję głód, ale dam radę wytrzymać, a Dante nie wygląda najlepiej...Nie chciałabym żeby przed powrotem umarł z głodu. Kręcę głową żeby wyrzucić te myśli. W tym areszcie to ja tylko kręcę ta głową jak bączek. Za niedługo zostanie mi to na stałe.
-Siedzisz tutaj zaledwie kilka godzin i już jesteś głodna!?- pyta Iwo takim głosem, że aż czuję się urażona.
Zaciskam zęby i biorę głęboki oddech żeby powstrzymać ripostę, która już ciśnie mi się na język.
Przynajmniej Adelina na coś się przydaje i wyciąga z kieszeni batonika. Zabieram go szybko i chowam do kieszeni.
-Nie wierzę, że schowałaś go do kieszeni- śmieje się Iwo.
Ponownie go ignoruję, bo dyskusja z tym bezmózgiem nie ma sensu. Poza tym straciłabym na to zbyt wiele energii, którą muszę oszczędzać! Któreś z nas w tej celi musi być w formie i niestety wypadło na mnie. Kieruję wzrok w stronę Adeliny.
-Kiedy wszystko będzie załatwione?- pytam konkretnie.
-Nie mam pojęcia, ale damy Ci znać- odpowiada pewnie.
-W takim razie jeżeli jeszcze będę musiała tu zostać to przynieście więcej jedzenia i wodę.
-A ta ciągle tylko o jedzeniu. Aż taka jesteś głodna? Może mamy Ci jeszcze przysłać tutaj pałacowych kucharzy?- parska chłopak.
Ignoruję jego żałosne i kiepskie żarciki. Niech zachowa je dla siebie, bo to nie jest czas ani miejsce. A jak tylko stąd wyjdę to obiecuję mu, że pożałuje tych słów.
-Bądźmy w kontakcie- znowu zwracam się do dziewczyny.
Patrzymy chwilę na siebie. Po jakimś czasie wiem, że mogę jej zaufać. Mam tylko nadzieję, że tym razem także mi pomoże, bo na razie sytuacja nie wygląda za ciekawie...
-Dlaczego mnie ignorujesz?- pyta Iwo podniesionym głosem.
-A mówiłeś coś do mnie? Myślałam, że mówisz sam do siebie- w końcu mu odpowiadam i cieszę się, że robię to całkiem mocnym tekstem.
Normalnie w głowie cieszy mi się mały diabełek kiedy widzę jego minę. I dobrze! Wszystko po staremu! Niech mnie jeszcze uwolnią i wszystko wróci do normalności.
Iwo chyba nie mógł znaleźć riposty, bo po chwili obraca się na pięcie i znika. Macham ręką Adelinie i ruszam w stronę Dantego.
-Masz zjedź- podaję mu batona i siadam obok.
-Z tego co usłyszałem to musisz być grubą rybą...Powinienem być zaszczycony, że Cię spotkałem?
-Co masz na myśli?- pytam zdezorientowana.
-Skoro sam książę zajmuje się twoją sprawą...
Moją sprawą? Ja tylko pomagałam innym, a jak zwykle skończyłam najgorzej poszkodowana, ale tym razem wyszło mi to na dobre. A właśnie...Książę....Musi być na prawdę zły...Jakoś sobie z nim poradzę, ale fakt, że mi pomaga...Czy to znaczy, że jestem tutaj ważną szychą?



Kiedy mijają dwa dni, a my w dalszym ciągu siedzimy zamknięci w celi to mam już dość. Siada mi psychika. Wiadomo mam przy sobie towarzysza, ale nie mamy już o czym ze sobą rozmawiać z resztą chłopak nie jest w dobrym stanie. Z dnia na dzień jest coraz gorszym wrakiem i mam wrażenie, że za chwilę go stracę.
Pomimo tego, że codziennie dostajemy jedzenie, które przynosi nam Adelina to sytuacja się nie zmienia. Nadal siedzimy w areszcie. W tej małej klitce od której już dostaję klaustrofobii. Chciałabym stąd wyjść i zobaczyć słońce. Przecież tutaj jest tak ciemno, że czuję się jak kret!
-Chyba nie jesteś aż taka ważna jak mi się wydawało...
-O co Ci chodzi?- patrzę na Dantego pytającym wzrokiem.
-Nadal ze mną tutaj tkwisz.
Ma rację. Czyżbym nie była aż tak ważna żeby mnie stąd wyciągnąć? A może stwierdzili, że
najlepiej będzie mnie tutaj zostawić? Matko może chcą się mnie pozbyć jak na początku?!
Zaczynam chodzić dookoła celi żeby zająć czymś innym myśli, ale to nie pomaga. Rany...Chyba by tego nie zrobili prawda? Chociaż...Nie widziałam Iwa od dawna, może obraził się przez moje słowa? Adelinę widuję raz dziennie, kiedy przynosi nam jedzenie, a wtedy nie odpowiada na moje pytania na temat naszego wyjścia z więzienia...O księciu nie wspominam.
Nagle otwierają się drzwi a w nich pojawia się dwóch strażników. Podchodzą do chłopaka i dosłownie podnoszą go z ziemi.
-Gdzie go zabieracie?!- pytam przestraszona.
Podchodzę do niech i próbuję ich zatrzymać, ale odpychają mnie tak mocno, że ląduję na ziemi.
-Miło było Cię poznać- mówi zanim znika ze strażnikami.
Gdzie go zabrali?! I dlaczego jego słowa i mina były takie jakbyśmy mieli już nigdy więcej się nie spotkać!? Ja miałam go uratować! Więc jak to jest, że właśnie go zabrali i dosłownie wynieśli go stąd?! Jak to jest możliwe, no jak!?
Gdy dociera do mnie, że mogę więcej nie zobaczyć tego chłopaka z którym zżyłam się przez te ciężkie dni w więzieniu. Kiedy myślę jak tragicznie może zakończyć się jego los to czuję się zniszczona. Nigdy nie czułam się tak fatalnie jak w tym momencie.
-Myślałem, że choć raz, choć raz do cholery jasnej zrobisz to czego od Ciebie oczekuję...- prostuję się i odwracam w stronę dochodzącego głosu.- Zamiast tego, jak zawsze sprawiasz problemy.
Mierzę się wzrokiem księcia, który stoi w oddali. Nie podchodzi bliżej. Nie mogę więc zobaczyć jego twarzy, ale po tonie głosu słyszę, że jest zdenerwowany. Poprawka. Jest wściekły.
Nawet nie umiem opisać ile negatywnych emocji usłyszałam w jego głosie. Mam przerąbane.
-Jestem typem człowieka, który przeważnie sprawia problemy- mówię na swoją obronę.
-Chciałbym choć raz się na Tobie nie zawieźć!
Kulę się pod wpływem jego głosu jak zbity pies. Cholera! To nie czas na takie rzeczy, bo przypomina mi się, że Dante może w tej chwili przechodzić przez gorsze rzeczy. Biedny znosi na pewno gorsze cierpienia niż złość księcia.
-Są pozytywne strony! Bo znalazłam chłopaka- tłumaczę.- Znaczy teraz go tu nie ma, bo go zabrali. Właśnie! Proszę zajmij się nim, bo nie wiem co się z nim stanie...
-W dupie mam twoje pozytywne strony, serio!
-Powinieneś okazać trochę więcej współczucia. To twój poddany!
Co mam zrobić teraz? Nie będę go przepraszać za coś czego nie żałuję. Niech on mu tylko pomoże. Co robić? Jak mam ugasić ogień złości, który zapalił się w księciu?
-Ja nie jestem królem- warczy.
-Ale nim będziesz! Jak chcesz przejąć tron jeśli nie zachowujesz się jak człowiek?!
Rany, z reguły nie mam problemów z mówieniem, ale w tej chwili brakuje mi słów, którymi dotarłabym do księcia i jego sumienia. Ciężko znaleźć mi coś czym mogłabym go nawrócić i przekonać. Przecież nie jestem Jezusem nawracającym niewiernych.
-Teraz będziesz milczał?!- podchodzę do krat, bo denerwuje mnie że Ksawier ignoruje moje słowa.
-Dlaczego tak mnie zawiodłaś?- pyta a jego pytanie rozbrzmiewa mi wyraźnie w uszach.
-Skoro Cię zawiodłam to możesz mnie skreślić, ale posłuchaj mojej rady!
-Dlaczego miałbym Cię słuchać skoro Ty mnie nigdy nie słuchasz?
Przepraszam bardzo ale co to ma do rzeczy? Tutaj liczy się życie! Życie człowieka. Więcej razy nie ma opcji żeby przez moją winą i nieudolność ktoś stracił życie.
-Posłuchaj, powiem to w taki sposób żebyś zrozumiał- zaczynam.- Zejdź na ziemię i stań się w końcu człowiekiem kurwa. Okazuj serce innym bo to twoi poddani, bo na razie twój tron istnieje tylko w twoich myślach!
-Nie to Ty posłuchaj mała dziewczynko- przybliża się w końcu do krat.- Będę do końca życia żałował tego co zrobiłem żeby Cię stąd wyciągnąć i gwarantuje Ci, że Ty też tego pożałujesz- odchodzi od krat.- Otworzyć celę!
Co miał na myśli przez te słowa? Czego będzie żałował? Tak bardzo chciał żebym tutaj została?! Oczywiście reszta jest jasna, bo po chwili zostaję wypuszczona z celi i ruszam za księciem.
-Posłuchaj, przepraszam za wszystko ok?
-Nie przepraszaj, za to co zrobiłaś skoro zrobisz to jeszcze raz- mruczy.
To prawda. Nie jestem psem, który wykonuje rozkazy. Niestety mnie sobie nie ustawi. Prawdą też jest fakt, że pewnie jeszcze nie raz wpadnę w kłopoty i znając mnie będą jeszcze większe niż te. Taki już mój los. Jeden kłopot tworzy jeszcze większy i takie błędne koło.
-Błagam Cię- łapię go za rękę żeby się zatrzymał.- Proszę, uratuj go.
-Dlaczego?- mówi z uśmiechem.- Dlaczego powinienem to zrobić?
A moje serce zaczyna bić szybko, ale nie dlatego, że nagle magicznie się w nim zakochuję tylko dlatego, że boję się tego psychopaty. Jak on może pytać o taką prostą rzecz?! Teraz zupełnie go nie rozumiem. Przecież przez pewien moment zachowywał się całkowicie normalnie. Gdzie się podział ten chłopak?!
-Ponieważ powinieneś zachowywać się jak człowiek- odpowiadam z pewnością.
Kiedy nie widzę zmiany w jego oczach uświadamiam sobie, że wszystko robię nie tak. Jeśli dalej tak pójdzie to pomoc Dantemu zniknie tak szybko jak moja wiara w księcia.
Właśnie dlatego nawet nie waham się, bo wiem co muszę zrobić. Padam na kolana przed nim i schylam głowę. Normalnie było by to dla mnie upokarzające, ale wiem że tym sposobem do niego dotrę. Tutaj tylko to może mi pomóc, a jeżeli to nie zadziała to wszystko na marne.
-Będę klęczeć tutaj dopóki mu nie pomożesz- mówię pewna swoich słów.
-Dlaczego?- pyta, a w jego głosie słysze wahanie.
-Wbrew tego co mówisz, wiem że nie pozwolisz mi cierpieć.
Wiem to dokładnie. Skąd? Przecież wyciągnął mnie z więzienia niby płacąc ogromną cenę. Jeszcze nie wiem co to, ale dowiem się w swoim czasie. Był też zdenerwowany kiedy wróciłam zraniona z Iwo. Nie da mi zbyt długo tak tutaj klęczeć. Zwłaszcza, że wyszliśmy z więzienia i znajdujemy się na jakimś placu.
-Czy Ty myslisz, że dla mnie coś znaczysz? Mylisz się- śmieje się.- Jak dla mnie możesz tak klęczeć do usranej śmierci.
W takim razie mam taki zamiar! Podnoszę głowę i patrze jak się oddala. Zobaczymy jak długo wytrzyma...To samo tyczy się mnie, ale to dobra kara. Jeśli książe mi nie pomoże to nie będę w stanie uratować chłopaka. Wtedy oboje skończymy tak samo.



Kiedy budzę się z ogromnym bólem na całym ciele to od razu podrywam się do góry. Znaczy do pozycji siedzącej, bo na nic innego nie pozwalają mi podpięte kroplówki. A więc znowu szpital...
Rozglądam się jak szalona i zauważam drugie łóżko w tym samym pomieszczeniu. Leży na nim Dante. Tak samo jest wy popodpinany do różnych maszyn. Tylko, że jest w gorszym stanie niż ja. Stwierdzam po samym spojrzeniu na jego potłuczone i wychudzone ciało. Najważniejsze jednak, że żyje.
Uśmiecham się sama do siebie, bo wiem, że dobrze wykonałam zadanie, a książę postąpił tak jak oczekiwałam. Pomimo tego wszystkiego to było warto.
-Czemu się tak szczerzysz?
Kieruję wzrok na Iwo, który właśnie pojawił się w sali szpitalnej.
-Udało się- mówię, a mój głos rozchodzi się po pomieszczeniu.
-Udało to zniszczyć Ci się Ksawiera- mruczy chłopak, wchodząc i siadając koło mojego łóżka.- Gratuluję.
-Nie przesadzaj...
Nie odpowiada. Widocznie nie ma zamiaru wyjaśnić o co mu chodziło i co takiego ten książę niby dla mnie zrobił. Ja na prawdę chcę to wiedzieć! Dlaczego więc nikt nie chce mi o tym powiedzieć?
-O widzę, że się obudziłaś!- wybija mnie z zamyślenia głos Adeliny.
-Zgadza się- kiwam głową.- Wasze życie na pewno stało się lepsze z tego powodu!
Dlaczego nikt nie śmieje się z moich żartów? Przecież to było śmieszne...Za dużo tu powagi.
-Musimy porozmawiać.
-Chyba nie mamy o czym- mruczę sama do siebie.- Mówicie do mnie samymi kodami, których nie potrafię zrozumieć. Wyjaśnijcie mi o co chodzi! I czemu macie takie grobowe humory!
-Iwo, zostaw nas proszę same- zwraca się Adelina do chłopaka.
Spełnia posłuchanie jej prośbę. Co dziwi mnie tak, że muszę zbierać własną szczękę z podłogi. Od kiedy tak się słucha?! Czyli jednak miłość? Szukanie mnie tak ich połączyło? Jeżeli tak, to jest to kolejny plus mojego pobytu w więzieniu. Oczywiście zanim wychodzi obdarza mnie tak dziwnym spojrzeniem, że nawet nie wiem jak je opisać.
Skupiam swój wzrok na Adelinie i mam nadzieję, że teraz wszystkiego się dowiem.
-Dlaczego wszystko tak skomplikowałaś?- wzdycha dziewczyna.
Marszczę brwi, bo nie rozumiem o co jej chodzi.
-A dlaczego jesteś taka poważna?
-Bo Ty jesteś niepoważna! A teraz musimy na prawdę poważnie porozmawiać...
-Raczej jestem prostolinijna- poprawiam ją.
-Szkoda, że nie stosujesz się do własnych słów...
-O co Ci teraz chodzi?!- podnoszę głos, bo mam już dość tych tajemnic.
-Ok wyjaśnię Ci to w bardzo prosty i obrazowy sposób. Jak ludzie spotykają człowieka, który twierdzi, że wszyscy jesteśmy psami to pomyślą sobie, że jest wariatem i pójdą dalej wracając do swojej codzienność- mówi.- A Ty Aniela!? Ty stanęłabyś i byś się z nim kłóciła! Ba! Nawet byś się rozebrała żeby pokazać mu, ze nie masz ogonu!
-Co to za durna historia?- mruczę bo nic z niej nie rozumiem.
Może to przez to, że te więzienia i szpitale źle wpływają na mój mózg?
-Jak wrócimy to chcę Ci coś pokazać w domu staruchy. Jest pewna książka, którą chcę Ci pokazać...Jak ją zobaczysz to potwierdzi się tylko to co mówię, że lubisz komplikować życie.
Czy może chodzi jej o książkę tą książkę przez którą się tutaj znalazłam? Ona wie? Siedzę cicho bo nie wiem co powiedzieć, serio brak słów. Poza tym nie mogę za dużo jej zdradzić.
-Dlaczego się nie odzywasz?- pyta dziewczyna.
-Jestem zdania, że jeżeli gówno wiem to się nie odzywam.
-Znowu zaprzeczasz samej sobie. Ty zawsze masz coś do powiedzenia!
Rany, ale dzisiaj jest upierdliwa. W tej sprawie nie mam nic do powiedzenia. Nie mogę się wydać. Chcę zobaczyć tą książkę. Może to będzie moja szansa na powrót? Bardzo cieszyłoby mnie jakbym magicznie zniknęła stąd. Wszystkie problemy, którym muszę jeszcze stawić czoła zniknęły by razem ze mną.
-Dobrze skoro nie chcesz się odzywać, to się nie odzywaj.
-Mój plan zadziałał?- pytam starając się zmienić temat.
Ciekawi mnie strasznie, po jakim czasie książę się złamał? Musiał to być jednak dłuższy okres skoro wylądowałam w szpitalu.
-Twój plan?
-No Dante jest tutaj- kiwam głową w stronę łóżka, na którym leży chłopak.
-A więc to był twój plan? Muszę przyznać, że był to jeden z tych słabszych planów.
-Może słabszy, ale zadziałał!
-Tak zadziałał, że z przemęczenia wylądowałaś w szpitalu! Już nawet przestałam liczyć, który to raz!
Przemęczenia? Bez przesady, nie jestem aż taka zmęczona...Może psychicznie, ale fizycznie nie ma takiej tragedii. Ale możliwe jest to, przecież spędziłam kilka dni w więzieniu, a potem to klęczenie.
-To ile ja klęczałam?- pytam ciekawa.
-Całą noc, a potem normalnie walnęłaś w ziemię jak długa.
-Cóż padłam na pysk, a teraz czuję się jak nowo narodzona! Ważne, że zadziałało i książę uległ...
-Myślę, że od teraz już nie będziecie mieć dobrych kontaktów...
A to my mieliśmy kiedykolwiek dobre kontakty ze sobą? Ok może ostatnio trochę się poprawiły i byliśmy w stanie rozmawiać ze sobą, ale nie przesadzajmy. Pokazał mi ponownie swoje prawdziwe oblicze, którego tak bardzo nie chciałam oglądać.
-Właśnie! Co się stało, że wszyscy to tak przeżywacie?!
-Żeby Cię wyciągnąć...Przez Ciebie obiecał małżeństwo.
-Z kim?!?!?!?!- nawet nie wiem czemu mnie to tak ciekawi.
-Z Lilianą, więc teraz już wiesz co mu zrobiłaś.
Przecież....Nie poślubia się kogoś ot tak...O co tu chodzi? I co się porobiło przez ten czas? Poza tym dlaczego sprawę porwań zostawili bez żadnych konsekwencji?! Przecież tak tego nie można zostawić. Dlaczego wolał poświęcić samego siebie?






Dante


_______________________________________________

Jesteśmy już bliżej końca niż dalej, bo dzisiaj kolejny rozdział do kolekcji.
Z każdym rozdziałem wszystko będzie się wyjaśniało, więc proszę jeszcze o trochę cierpliwości.
Informuję też, że dzisiaj wprowadzam ostatniego bohatera, który jest potrzebny w tej historii.
Bądźcie więc spokojni, bo nikt nowy już się nie pojawi!
Aktualnie piszę #17 i muszę przyznać, że im bliżej końca tym ponosi mnie większa wena. 
Zapowiedź następnego z boku. Do napisania,
N