6 marca 2018

#14

Lekkie szturchanie, które po chwili przeradza się w silniejsze i nachalniejsze powoduje, że otwieram oczy. Pierwsze co robię to mrugam kilka razy żeby przyzwyczaić się do dziennego światła. Drugim krokiem jest znalezienie osoby, która odważyła się to zrobić.
-Gdzie jesteśmy?- pyta Dante.
Zanim mu odpowiem postanawiam się jeszcze przeciągnąć, ponieważ całą noc spędziłam na ziemi. Dokładniej rzecz biorąc usnęłam na siedząco. To nie był najlepszy pomysł zwłaszcza dla mojego ciała, które odczuwa dzisiejszy sen aż za bardzo. Chyba każda możliwa kość strzela mi, kiedy ruszam zastanymi kończynami.
-Jak się czujesz?- pytam ziewając.
Przypomina mi się, że wczoraj chłopak nie był w najlepszym stanie, ponieważ na swojego pocieszyciela wybrał alkohol. Towarzystwo do zapijania smutków też nie było za ciekawe. Mam tu na myśli Victora. Już pomijam dziewczyny, które ich zabawiały.
-A jak myślisz?!
-Myślę, że fatalnie, a po wczorajszej nocy powinieneś mieć niezłego kaca- odpowiadam po chwili namysłu. Tak właśnie tego mu życzę. Kaca wielkiego jak kula ziemska. Może wtedy zapamiętałby, że wódka czy tam inne alkohole nie są dobrym partnerem.
-Skoro wiesz, to po co pytasz?
Przewracam oczami. Zapytałam bo chciałam być dla niego miła. Przecież ten chłopak jak nikt potrzebuje kogoś, kto się nim zajmie i będzie się o niego martwił. Teraz nie został mu już nikt. Ojciec skazany na karę śmierci. A matka? Matka miała dziwny i podejrzany wypadek, którym muszę się zająć.
Ignoruję wieć jego humorki i kąśliwe uwagi i powtarzam pytanie.
-A tak poważnie...To jak się masz?
-Niedobrze- odpowiadając unika mojego wzroku.
-Tak też wyglądasz- przyznaję mu rację, którą jest fakt, że wygląda jakby został wyprany w pralce.
-To chyba logiczne-mruczy.-A co, na moim miejscu była byś w stanie normalnie funkcjonować?
-Czy wczorajszy wieczór możemy nazwać normalnym funkcjonowaniem?- wytykam mu fakt, który musi zostać poruszony.
Zginął mu ojciec, zginęła mu matka, a on wychodzi sobie na jakieś tajemnicze schadzki do klubu z podejrzanym Victorem. Tego Victora to nie mogę przeżyć! Może też dlatego, że nie mam za dużo informacji o chłopaku. Ja po prostu go nie znam, ale z tego co mówią inni...Nie jest najlepszym towarzystwem. Te dziewczyny, które się z nimi zabawiały są nieważne tylko ten Victor, który mam wrażenie, że sprowadzi go na złą drogę.
-Od kiedy to tak się mną opiekujesz?- wytyka mi fakt, nad którym sama się zastanawiam.
-Od wtedy kiedy postanowiłam zostać Twoim opiekunem- mówię, to co przychodzi mi do głowy.
Ogólnie to nie postanowiłam jeszcze tego, ale czemu by nie. Myślę, że przyda mu się ktoś, kto będzie jego siłą i pomoże mu, kiedy rzeczy będą się przedstawiały źle. Taką osobą mogę być ja.
-Przypominam Ci, że mam  skończone osiemnaście lat.
-Skończyłeś je niedawno, więc nie cwaniakuj mi tutaj.
Patrzy na mnie zaskoczony i w dodatku z pytaniem w oczach. Ja za to zadowolona szczerzę się do niego. Może to trochę zalatuje stalkerstwem, ale przecież musiałam sprawdzić informacje o nim, wtedy kiedy go szukaliśmy.
-Nie potrzebuję opiekuna! Zwłaszcza takiego, który jest ledwo starszy ode mnie!
Jakie ledwo! To aż dwa lata. Ja już umiałam mówić i chodzić jak on się urodził. Co to za beznadziejny argument. Zostanę jego opiekunem, bo nie mogę zostawić go samego w takiej sytuacji.
-Owszem potrzebujesz, bo zaczynasz wchodzić w podejrzane towarzystwo- mówię, ale milknę po chwili, bo czuję jak żołądek skręca mi się z głodu.- Pora coś zjeść.
Podnoszę się z ziemi i jeszcze raz przeciągam. Słyszę jak każdy możliwy staw strzela, a ja aż krzywię się słysząc ten dźwięk. Myślałam, że wszystkie możliwe kości wystrzeliły mi za pierwszym razem. Chłopak rusza za mną, bo niestety żeby coś zjeść musimy się przemieścić do innego miejsca.
Wychodzę z pokoju, a za sobą słyszę nagle dźwięk trzaskających drzwi. Odwracam się i za sobą nie widzę Dantego. Widzę za to zamknięte, drewniane drzwi. Naciskam klamkę i rozbawia mnie fakt, że chłopak nawet ich nie zamknął. Jak już chciał się mnie pozbyć to powinien to zrobić porządnie. A tak to tylko jego amatorstwo jeszcze bardziej mnie denerwuje.
-Przepraszam. Czy ty własnie zatrzasnąłeś mi drzwi?- pytam spokojnym tonem, bo staram się utrzymać nerwy na wodzy.
-Co jeśli tak?- patrzy na mnie wyzywającym wzrokiem.
-Ty Brutusie młody! To ja do Ciebie z przyjaznymi intencjami i ciepłymi uczuciami, a Ty trzaskasz mi drzwiami?
-A niby kiedy prosiłem o te ciepłe uczucia i przyjazne stosunki?
Zaciskam pięści i mierze go wzrokiem. Mam ochotę go uderzyć, ale rezygnuję z tego pomysłu, ponieważ ten chłopak przeżył wystarczająco w Makumonii. Myślę, że jego ciało przyjęło wtedy zdecydowanie za dużo ciosów. Poza tym nie chcę żebym kojarzyła mu się z bólem, bo zapewniam, że jakby dostał ode mnie gonga to by go zabolało.
Odwracam się na pięcie i wychodzę. Po przejściu paru kroków postanawiam zadzwonić do Adeliny i zapytać, czy odkryli z Iwo już coś w sprawie śmierci mamy Dantego. Nie mogę jednak znaleźć telefonu. Już zawał serca, bo kurcze dopiero dostałam ten telefon i co? I już go zgubiłam. Próbuje więc sobie przypomnieć, gdzie ostatni raz go używałam. I wychodzi na to, że był to klub. Wypuszczam powietrze ustami, mam nadzieję, że mi go nie ukradli.
Zmierzam więc do pokoju ochrony. Teraz w takim razie potrzebny mi Iwo. Niech się do czegoś przyda i znajdzie mi telefon. W końcu jest ochroniarzem, czyli prawie jak policja, więc niech się wykarze swoimi umiejętnościami.
Kiedy po kilku minutach udaje mi się znaleźć pokój ochrony, w którym wczoraj miałam okazję być, wchodzę bez pytania. Nie jest to najlepszy wybór, bo w środku zastaję tylko Iwo i o masz Ci los księcia. Od razu podnoszą wzrok na mnie, a ja aż kurcze się i cofam kilka kroków.
-Myślisz, że możesz wchodzić tutaj jak do siebie?!- od razu odzywa się Iwo.
-Myślisz, że przejmę się Twoimi słowami?- odpowiadam i podchodzę do nich, besztając się w myślach, że przed chwilą cofnęłam się do tyłu i pokazałam im, że ich towarzystwo nie jest mi na rękę. To był ogromny błąd, bo nie mogę uciekać przed takimi pierdołami.
-Uspokój się, przecież i tak nam nie przeszkadza- śmieje się książę i posyła mi uśmiech.
A mnie śmieszy fakt, że myśli, że zwróciłabym uwagę na to, czy im przeszkadzam. Niech nawet tak nie żartuje. Unoszę kącik ust do góry, rozbawiona całą tą sytuacją. Siadam przy stoliku.
-Znajdz mi telefon, bo zgubiłam- szturcham Iwo.
-Myślisz, że nie mam nic lepszego do roboty?
-Myślę, że powinieneś zmienić płytę, bo tylko się powtarzasz- zauważam, ponieważ chłopak ciągle zaczyna zdania od 'myślisz'.- Serio, znajdź mi go. Jest mi potrzebny.
-Zgubiłaś telefon, który ode mnie dostałaś?!- podnosi głos Ksawier, a na jego twarzy pojawiają się oznaki zdenerwowania.
No i o co to całe halo? Może i dostałam go od księcia, ale bez przesady. Nie róbmy szumu o takie coś. Znaczy róbmy szum, bo to mój telefon, ale nie róbmy szumu, że jest od księcia.
-Dałeś jej telefon?!- teraz to Iwo podnosi głos.
-Nic nie umiesz uszanować- mruczy książę przez co czuję się jak córka karcona przez matkę.
-Ona wszystkich traktuje jak gówno. Zero szacunku- warczy Iwo.
Serio? Teraz stałam się przestępcą ponieważ zgubiłam telefon? Na dodatek robili z tego oznakę braku szacunku. Ja tu nie wytrzymam.
-Ostatni raz miałam go w klubie- podaję Iwo istotną informację, od której powinien zacząć poszukiwania.
-Byłaś w klubie?!- wypowiadają pytanie oboje.
A ja aż otwieram usta jak ryba. Co za synchronizacja. I kto pomyślałby, że chłopacy też tak umieją? Mam ochotę wstać i nagrodzić ich gromkimi brawami.
-Nie pamiętam jego nazwy, ale był blisko pałacu- podnoszę się, bo mam już dość tych wyrzutów.- Wierzę w Ciebie!
Ruszam do drzwi ignorując wszystkie złośliwe epitety od Iwo. Nie wiem czy jest zły, że byłam w klubie? Czy że każę mu znaleźć telefon? Czy może, że nie pamiętam nazwy tego klubu?
Zamykam drzwi za sobą i zastanawiam się co teraz ze sobą zrobić? Może bym coś zjadła? Przecież taki właśnie miałam plan zanim ten młody, niewdzięczny gnojek zamknął za mną drzwi. A mogło być tak przyjemnie...Śniadańko i w ogóle.
-Aniela! Zaczekaj!
Słyszę ten głos i przeklinam pod nosem. Nie mam teraz czasu na rozmowy z księciem, który jest ostatnią osobą, z którą chciałabym się teraz widzieć. Ruszam więc szybszym krokiem do przodu, ale na moje nieszczęście...Dogania mnie. Musze się zatrzymać.
-Porozmawiajmy- zaczyna chłopak.
-Teraz za bardzo nie mogę, bo się śpieszę- podnoszę rękę i udaję, że sprawdzam godzinę na zegarku, którego jak się okazuje, wcale nie mam.
Ale wtopa. Mam nadzieję, że tego nie zauważył. Mylę się jednak, ponieważ jego oczy są skupione tylko na mnie. Przygląda mi z łagodnym uśmiechem. W mojej głowie włącza się alarm, a jedyne słowo, które słyszę w myślach to 'ja piedole'. Już wiem co się szykuje...
-Proszę porozmawiajmy- patrzy na mnie błagalnym wzrokiem.
Krzywię się słysząc ten miły ton głosu i jeszcze dodał słowo 'proszę'.
-O czym chcesz rozmawiać?- pytam, chociaż doskonale znam odpowiedź.
-O nas.
-Skoro chcesz porozmawiać o nas, to w takim razie musimy rozmawiać o niczym- odpowiadam spokojnie.
Nie ma żadnych nas i nigdy nie będzie. Więc rozmowa na nasz temat nie ma najmniejszego sensu.
-O niczym?- śmieje się chłopak.- Wydawało mi się, że dwa dni temu wieczorem było coś innego. Nawet mnie pocałowałaś!
Cóż tak to ze mną jest, że mam wrodzony talent do wybierania tego co najgorsze. Wiedziałam od dawna co się szykuje. Przeczytałam książkę staruchy, która była dowodem, a mimo tego i tak go pocałowałam!
-Dobrze, chodźmy więc w spokojniejsze miejsce- proponuję i ruszamy w kierunku ogrodu.
-Dlaczego byłaś w klubie?- zmienia temat.
-Musiałam znaleźć Dantego- wzruszam ramionami zadowolona, że na chwilę zmieniliśmy temat i nie musimy być tacy poważni.
-Czemu taka jesteś?
-Taka, czyli jaka?- spoglądam na niego kątem oka, mając nadzieję, że nie zobaczy, że na niego zerkam.
-Udajesz twardą i chcesz wszystkich ratować- wzdycha bezradnie.- Mam nadzieję, że wiesz, że nie jesteś nieśmiertelna. Kiedyś może Ci się coś stać!
Przepraszam, ale stało mi się coś już nawet kilka razy. I co? I nadal żyję i chodzę w tym świecie.
Nie odpowiadam na tą zaczepkę. Wchodzimy do ogrodu, który przypomina magiczny świat. Dosłownie. Tyle zieleni. Drzewa, krzewy i kwiaty. Nawet fontanna na środku. Osoba zajmująca się tym miejscem musi mieć sporo pracy. Aż jej współczuję.
-Lubisz mnie czy nie?- wraca do poprzedniego tematu.- Aha i odpowiedz na to.
-Moja odpowiedź to prośba żebyś odzyskał równowagę psychiczną.
-Masz do wyboru tak lubię cię, nie nie lubię cię. Co wybierasz?
-Nie, nie lubię Cię Wasza Wysokość- dodaję to określenie żeby dotarła do niego różnica, jaka jest między nami. Na moje szczęście jesteśmy z różnych środowisk i to może być główny argument, dlaczego nie może być nas.
-Dlaczego w takim razie mnie pocałowałaś?
To jest trafne pytanie. Dlaczego? Co mi wtedy uderzyło do głowy? Chwilkę milczałam, bo zastanawiałam się jak wytłumaczyć tą pomyłkę. Bo oczywiście to była pomyłka, która nigdy nie powinna była się zdarzyć.
-To był pijacki impuls- tłumaczę.- Przepraszam. Teraz tego żałuję. Możesz być pewny, że ten pocałunek nic dla mnie nie znaczył- używam jedynych słów, które przychodzą mi w tej chwili do głowy.
-Szkoda, bo dla mnie znaczył, bo ja Cię lubię.
Zastanawia mnie tylko, czy mówi szczerze czy mnie zwodzi. Miałam już okazję widzieć kilka jego masek i każda jest przerażająca. Nawet nie wiem która z nich to prawdziwy książę.
Ale słowa, które usłyszałam prosto z jego ust, wyryły się w moich myślach. Ciągle powtarzam
Lubię Cię, lubię Cię, lubię Cię, lubię Cię, lubię Cię.
Kurcze aż chce mi się skakać. Założę się, że nie za dużo osób może usłyszeć takie słowa z ust przyszłego króla. Po raz pierwszy udało mu się sprawić, że czuję się wyjątkowa.
-Szkoda, bo ja Cię na prawdę nie lubię- odpowiadam, ale kiedy widzę minę księcia postanawiam przystopować.- Inaczej...Nie mogę przyjąć Twoich uczuć.
Mimo tego, że cieszę się, że usłyszałam takie miłe słowa, to nie mogę ich zaakceptować. Nie mogę dopuścić do sytuacji z której mogły by wyniknąć spore problemy. Muszę zakończyć to zanim rozwinie się bardziej.
-Czemu?- ta żałość w jego głosie aż mnie zaskakuje.
-Po pierwsze...
-Jest więcej powodów?!- przerywa mi.
Jego reakcja wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Chłopak wygląda na skołowanego. Pewnie nie spodziewał się, że odrzucę jego uczucia. Ba, nawet przez myśl nie przeszło mu, że może być kilka powodów.
Nagle mój brzuch wydaje dźwięk oznaczający ogromny głód. Słyszy go także książę. Mam nadzieję, że moja twarz nie wyraża tego, jak bardzo czuję się zażenowana, że też usłyszał to burczenie.
-Na dzisiaj wystarczy mi jedno odrzucenie. Przemyślę twoje słowa, bo w myśleniu jestem dobry, wręcz wykwalifikowany. Wiedz jednak, że to nie oznacza, że się poddaję.
-Musze Ci jednak przyznać, że masz dobry gust co do kobiet- mówię samej sobie komplemet.
-Powtarzam...To, że zostałem odrzucony, nie znaczy, że się poddaję.
No chyba zrozumiałam za pierwszym razem. Nie jestem przecież ułomem, któremu trzeba wszystko tłumaczyć. Raz zdecydowanie mi wystarczył.
-Myślę, że nie powinieneś przekraczać tej granicy- mam nadzieję, że zniechęcę go i znajdzie sobie nowy obiekt westchnień.-Chodźmy teraz coś zjeść. Jeszcze nie jadłeś prawda?- proponuję.
-Jeżeli mnie odrzucasz, to zrób to porządnie i nie zostawiaj mi nadziei.
-Nadziei?- spoglądam na niego zastanawiając się czy jest poważny.- Nie chcesz jeść, to nie. Ja idę, bo jeszcze nic nie jadłam. Zresztą słyszałeś, jak mój żołądek domaga się tego.
Nie odpowiada, więc idę sama. Zostawiam go gdzieś z tyłu. Mam nadzieję, że się nie załamał. Chociaż zabawne byłoby gdyby moje odrzucenie sprawiło, że chłopak wpadnie w depresję. Analizuję całą sytuację. Pocałunek był błędem, do którego się przyznałam. Nie jest to dla mnie żadna hańba ani nie upokarza mnie fakt, że przyznałam się do tego przed chłopakiem.
-Zaczekaj! Jednak zmieniłem zdanie i jestem głodny- mówi podbiegając książę.
Wzdycham. Chyba moje odrzucenie nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Widzę, że żeby zmienić jego uczucia, czeka nas długa droga.



Jeszcze tego samego wieczoru czeka mnie wesoła nowina. Otóż Iwo znalazł mój telefon. Wiedziałam, że jak się postara to mu się uda. Nie sądziłam jednak, że uda mu się to tak szybko. Zwłaszcza, że musiał naprawdę się wysilić, bo nie podałam mu dokładnego miejsca. Powiedziałam, że zostawiłam, go chyba w klubie, którego nazwy nie pamiętałam.
-Iwo mówi, że jak chcesz go odzyskać to masz po niego przyjść- mówi Adelina odsuwając telefon od ucha. Wychodzi na to, że własnie rozmawia z bratem.
-Nie może go przynieść?- wzdycham, ponieważ już wygodnie ułożyłam się w łóżku i nawet przebrałam w piżamę.
-Mówi, że masz minutę. Inaczej wsadzi go do mikrofalówki- odpowiada dziewczyna i rozłącza się.
Wnerwiona podnoszę się z łóżka. Zakładam na siebie pierwszą lepszą bluzę, bo dla Iwo przecież nie będę się stroić.
-Zaraz wracam- rzucam na odchodne i wychodzę z naszego pokoju.
Szuram papciami przez korytarz. Jestem niezadowolona, że musiałam wyjść z mojego ciepłego gniazdka. Znajduję jednak plus, ponieważ odzyskam swój telefon. W końcu był to prezent,który przyjęłam z zadowoleniem.
-Tak ciężko było Ci go przynieść?- mówię otwierając drzwi do pokoju ochrony, w którym ostatnio zbyt często bywam. Zdecydowanie za często.
-Spóźniłaś się- mówi, wskazując na zegarek zdobiący jego rękę.- Niezłe wdzianko- szczerzy się widząc moje spodnie od piżamy.
Ignoruję jego uwagę na temat moich spodenek w gwiazdki. Ważne, że są wygodne i praktyczne. Nie moja wina, że moje spodenki, klapki imprezówki i bluza mu przeszkadzają. Przecież nie zapraszał mnie na żaden bankiet. Miałam tylko przyjść po telefon.
-Serio myślałeś, że będę tutaj biegła po ten telefon? Albo, że wystroję się jak stróż w Boże Ciało?- parskam śmiechem i jak zwykle rozsiadam się przy stoliku.
-Widzę, że czujesz się tutaj jak u siebie- zauważa i siada na przeciwko mnie.
-Właśnie przed chwilą pomyślałam sobie, że za często tu ostatnio bywam.
Próbuję powstrzymać ziewanie, ale jest to bardzo ciężka sztuka. Chłopak widząc jak się staram po prostu posuwa telefon po stole w moją stronę. Po czym sam ziewa. Prycham zadowolona, że go tym zaraziłam.
-Przyjmuję tylko pisemne podziękowania- dodaje chłopak, próbując zastopować ziewanie.
-Dzięki- zabieram telefon i chowam w kieszeni bluzy.- Gdzie go znalazłeś?
-Sprawdziłem monitoring i podałaś go do ręki ochroniarzowi, po czym gdzieś sobie poszłaś.
A faktycznie! Pokazywałam mu na telefonie te artykuły o mnie, a potem nie zabrałam telefonu z powrotem. Ale jestem głupia. No nic, ale najważniejsze, że się znalazł.
-Widzisz jednak okazałeś się być potrzebny! Dzięki za telefon.
-Aniela, po co byłaś w tym klubie?- pyta chłopak.
Wiedziałam, że prędzej czy później o to zapyta. W głębi serca myślałam, że jednak daruje sobie to przesłuchanie. Jednak bycie ochroniarzem do czegoś zobowiązuje.
-Po Dantego- odpowiadam, bo wiem, że nie ma sensu ukrywać prawdy. Skoro sprawdzał monitoring, to na pewno już wszystko wiedział.- Najgorsze jest to, że znalazłam go w towarzystwie Victora. I to mnie martwi.
-Ciebie zawsze martwi wiele niepotrzebnych rzeczy- podsumowuje mnie jednym zdaniem.
-Tutaj chodzi o człowieka- upominam go, żeby nie traktował chłopaka jak rzeczy, której można się pozbyć.- Nie podoba mi się, że zadaje się Victorem.
-Uważam, że nie powinnaś wtrącać się w sprawy, które dotyczą Victora. A co dalej to ze soba niesie, nie powinnaś próbować naprawiać życia Dantego.
Nawet nie miałam takiego zamiaru. Życie tego młodego chłopaka już dawno zostało zniszczone. Nie sądzę żeby istniał sposób naprawienia tego wszystkiego, co przeżył.
-Jakieś postępy w śledztwie w sprawie śmierci jego matki?- pytam z nadzieją, że Iwo poradził sobie z tą sprawą, tak szybko jak ze znalezieniem mojego telefonu.
-Ta sprawa śmierdzi jeszcze bardziej niż myślałem, dlatego proszę Cię żebyś się w to nie mieszała.
-Co odkryłeś?- pytam wprost, bo chcę żeby podzielił się ze mną informacjami.
-Na razie tylko szukałem świadków i popytałem dookoła. Wersja jest taka, że jego matka spadła ze schodów, tylko jakby z nich spadła to byłby jakiś huk i ktoś by to słyszał, a jak pytałem sąsiadów to nic takiego się nie wydarzyło. Poza tym jej ułożenie w jakim ją znaleźliśmy nie wskazuje na to żeby spadła z tych schodów.
Nie wiem czemu, ale jego słowa dają mi bardzo dużo do myślenia i przychodzi mi pewna myśl. Wydaje mi się, że już wiem kto miał z tym coś wspólnego. Ktoś od kogo to wszystko się zaczęło. Wstaję więc z krzesła, bo mam jeszcze coś do załatwienia.
-Dziękuję za telefon. Pójdę już, bo pewnie masz bardzo dużo pracy.
Nie czekam na odpowiedz i po prostu wychodzę. Kieruję się do apartamentów mojej ulubienicy Liliany. Złość dodaje mi prędkości, bo po chwili już stoję pod jej drzwiami i otwieram je bez pytania.
Kiedy widzę jak dziewczyna siedzi przy ławie i spokojnie popija sobie czerwone wino, to już mnie nosi. W jej towarzystwie często się to zdarza, ponieważ ona ogólnie denerwuje mnie wszystkim aspektami, które jej dotyczą.
-Ty!- odzywa się kiedy w końcu zauważa moją obecność.- Co tutaj robisz? I kto powiedział, że możesz tutaj wchodzić?
-Przepraszam- parskam.- Nie wiedziałam, że muszę pytać o zgodę.
Skupiam wzrok na każdym jej ruchu. Dziwnie się jednak zachowuje. Nie jest w ogóle zdenerwowana, że wtargnęłam do jej pokoju, tylko siedzi nadal z tym kieliszkiem wina. Ostatnio w ogóle za dużo alkoholu pojawia się wokół mnie. Najpierw ja, potem Dante, a teraz ona.
-Chcesz się ze mną na pić?- pyta i zakłada nogi na ławię.- Czerwone wino jest dobre dla zdrowia.
Tak i co może jeszcze? Rozsiądę się przy niej wygodnie i zostaniemy przyjaciółkami? Ciekawi mnie fakt, czy ona też tak bardzo mnie nie lubi, jak ja ją. Podchodzę kilka kroków żeby widzieć dokładnie jej twarz. W jej pokoju panuje lekki półmrok.
-Wpadłam tylko na chwilkę- odzywam się w końcu.- Chciałam Cię poinformować, że wiem, że masz coś wspólnego ze śmiercią matki Dantego i zamierzam to udowodnić.
Wychucha śmiechem, który rozchodzi się echem po całym pokoju. Momentalnie przechodzą mnie ciarki. Ta dziewczyna jest prawdziwą wiedźmą. Nawet jej śmiech pasuje.
-Przestań udawać taką fajną- mówi poruszając kieliszkiem. Mam wrażenie, że winko, które się w nim znajduje, wyląduje zaraz na ziemi.
-Ja nie muszę udawać rzeczy, które i tak są prawdziwe. Wiem, że masz z tym coś wspólnego. Ty i całe to twoje państwo i jeszcze Victor.
-Dlaczego tak sądzisz?- pyta ruszając dłonią, w której trzyma kieliszek.
Obserwuję chwilę jak wino porusza się w naczyniu. Bardzo irytuje mnie fakt, że dziewczyna w dalszym ciągu zachowuje spokój. Ona przecież nigdy nie zachowuje się jak oaza spokoju!
-Dobrze wiem, że sprytnie udało Ci się ominąć konsekwencji z porywaniem chłopaków do waszego wojska. Poczekaj jeszcze chwilę, a zobaczysz...- wypowiadam groźbę patrząc jej prosto w twarz.
-Myślę, że nie jesteś odpowiednią osobą, do rozmowy na tematy wagi państwowej.
-Jeżeli znajdę dowód to obiecuję, że nie daruję Ci tego!
No i tyle było by z propozycji wspólnego picia wina, ponieważ cała zawartość kieliszka ląduje na mojej twarzy. Oblała mnie, ona kurwa oblała mnie tym winem. Zamykam oczy i czekam cierpliwie aż wino ścieknie mi z twarzy. A ja myślałam, że to wino wyląduje na ziemi, a wylądowało na mnie.
-Wiesz co ja przez Ciebie przechodzę!?- Liliana w końcu wybucha.- Obiecuję Ci, że to ja zniszczę pierwsza Ciebie!
-W takim razie spróbuj ze mną wygrać- odpowiadam oblizując usta. Krzywię się czując smak alkoholu. Ta dziewczyna na pewno nie ma talentu do wyboru alkoholu.
-Nawet się tym nie martwię, bo jak wiesz ja gram nieczysto. Już dawno zaczęłam pozbywać się niepotrzebnych problemów- porusza do mnie brwiami.
Czy chodzi tutaj o mamę Dantego? Tylko czemu winna była ta kobieta?! Albo w czym jej przeszkadzała? Przecież one nie miały ze sobą nic wspólnego!
-Ty powinnaś być odizolowana od ludzi- mruczę cicho, ale niestety dziewczyna to słyszy.
-Zgadnij kto będzie następny- uśmiecha się jak psychopatka.- Albo nie powiem Ci! W prawdzie Ciebie miałam zostawić na koniec, ale już nie mogę się doczekać aż znikniesz.
Mrugam oczami, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie powiedziała Liliana. Przełykam ślinę, bo nie wiedziałam z kim przyjdzie mi się zmierzyć. Nie ma jednak co się bać, bo nie raz zdarzyło mi się upaść, a nadal tutaj stoję.
-Aniela, bo Ty jak zwykle dużo szczekasz i masz ochotę mnie ugryźć, ale wiesz co...Zdechły pies nie kąsa- wskazuje na mnie palcem.
A ona znowu z tym psem... Chyba teraz powinnam zacząć się bać. Na razie nie wiem co robić i biegam bez sensu grożąc ludziom. A tak na prawdę jak przyjdzie mi się z nią zmierzyć to nie mam nawet odpowiedniego pancerza do obrony.
-Liliana- wymawiam jej imię.- Od teraz możesz spodziewać się tylko najgorszego. To ja jestem twoim przeciwnikiem, a jak sobie coś postanowię to nie odpuszczam. Proszę Cię poczekaj tylko, a zobaczysz co się będzie działo.
-Czy ty mi właśnie grozisz?- pyta piskliwym głosem.
-Nie. Mówię Ci tylko żebyś poczekała- odpowiadam z uśmiechem.- Aha no i dziękuję za wino. Niestety nie smakowało mi, bo wolę słodkie.
Odwracam się i wychodzę trzaskając drzwiami. Przechodzę parę kroków i opieram się o ścianę. Po całej tej sytuacji mam zbyt płytki oddech, który nie pozwala mi na ruch. Staram się więc wstrzymać dech i policzyć do dziesięciu. Oczy zachodzą mi łzami z bezsilności. W co ja się wpakowałam?



Groźba Liliany była skuteczna, ponieważ z tego powodu jeszcze bardziej zmotywowałam się żeby ją powstrzymać. Taka osoba nie może zostać królową, a tym bardziej żoną Ksawiera! Ona go wykończy.
-Ja na prawdę jestem pewna, że to ona!- uderzam ręką w stół.
-Dlaczego się od razu denerwujesz?!- wzdycha Iwo i patrzy na mnie dziwnym wzrokiem.- Zaraz zaczniesz mi grozić!
-Jak mam się nie denerwować skoro mi nie wierzysz?!
-Jak mam Ci uwierzyć skoro przekonujesz mnie swoimi przeczuciami. Aniela mogę Ci uwierzyć, ale liczą się dowody.
-Właśnie dlatego chcę żebyśmy ich poszukali razem.
Najśmieszniejsze jest to, że dawniej nie wychodziła nam nawet zwykła rozmowa, a teraz? Teraz sama przyleciałam po jego pomoc i staram się go przekonać. Jestem pewna, że Iwo jest jedyną osobą, która jest w stanie mi pomóc.
-Dlaczego mielibyśmy ich szukać razem?- patrzy na mnie rozśmieszony. Mi za to nie jest do śmiechu.
-Nie ma lepszego partnera od Ciebie. Oczywiście jeśli mamy ten sam cel.
Chłopak zwija usta w kreskę i wstaje z krzesła. Nie wiem czy robi to, bo ma mnie dość? A może musi gdzieś iść?Albo chce tylko się rozprostować? Wodzę za nim wzrokiem jak psychopatka.
-Jak czegoś Ci potrzeba, to z twoich ust wychodzą same komplementy- uśmiecha się i kręci głową.
-No zgódź się, proszę!- również wstaję i łapię go za rękę.
Mam wrażenie, że samo słowo proszę i złapanie go za rękę nie wystarczy, ale zawsze warto spróbować. Przecież próba nie strzelba.
-Przemyślę, to- wzdycha i puszcza moją rękę.- A teraz chodźmy, bo czekają na nas.
Ruszam za chłopakiem w ciemno. Nawet nie wiem gdzie idziemy i na razie mnie to nie interesuje, bo jestem szczęśliwa, że przemyśli moją propozycję. To prawie jakby już się zgodził. Aniela jesteś już blisko celu.
-Gdzie idziemy?- pytam po chwili.
-Na obiad- odpowiada chłopak.- Ja wiem, że Ty o tej porze jadasz śniadania, ale idziemy na obiad.
-A kto na nas czeka?
Patrzę na Iwo, który nagle zatrzymuje się i kłania komuś. Przenoszę wzrok i widzę diabelską dwójkę. Liliana wystrojona jak stróż w Boże Ciało. Do tego Victor jej wierny towarzysz, a na dokładkę mój młody Dante. Mrużę oczy i zgrzytam zębami.
-Oszczędźmy sobie te powitania i chodźmy, bo z głodu aż mnie mdli- przerywa ciszę Victor.
-Proszę, proszę- śmieje się Liliana.- Nie wiedziałam, że służba będzie jadła z nami.
Jej słowa już wcale mnie nie ruszają. Przelatują mi przez uszy. Bardziej martwi mnie fakt, że Dante przyszedł z nimi. Najpierw wieczór w klubie z Victorem, a teraz przychodzi jeszcze z Lilianą. Podejrzane.
-Dla ścisłości, to książę zaprosił was z grzeczności- odpowiada jej Iwo, a ja uśmiecham się z zadowoleniem. I co teraz? To oni są tutaj zbędni.
-W takim razie jestem mu ogromnie wdzięczny- śmieje się Victor.- Wchodzę do środka, bo już nie wytrzymam. Musze coś zjeść.
Znika za drzwiami i zostajemy ja, Iwo, Dante i Liliana.
-O przepraszam bardzo to mój narzeczony, więc to normalne, że zjemy w swoim towarzystwie.
-Narzeczony mimo woli- mruczę zniesmaczona.
-Słyszałam, ale puszczę Ci to tym razem płazem, bo książę czeka.
Wchodzi do środka, a za nią Iwo. Kiedy Dante próbuje wyminąć mnie i wejść pierwszy, łapię go i odciągam kawałek od drzwi. Nie chcę żeby ktoś słyszał naszą rozmowę.
-Możesz mi powiedzieć, co z nimi robiłeś?!
Diabelski uśmiech pojawiający się na jego ustach przeraża mnie do tego stopnia, że aż cofam się krok do tyłu. Masakra! Spędził z nimi zaledwie kilka dni, a już zachowuje się jak kopia tej dwójki.
-Przyszedłem na obiad. Gwarantuję Ci, że ten posiłek zapamiętasz na zawsze.
-Co ty powiedziałeś?!- podchodzę i chwytam go za kołnierz przyciskając do ściany.
Przegina. A w dodatku mam bardzo złe przeczucia. To wszystko sprawia, że uaktywnia mi się tryb przemocy. Mam wrażenie, że wracam się do początku i zaraz będę biła każdego napotkanego człowieka.
-To co słyszałaś. Powinienem Ci powtórzyć?
-Powtórz- kiwam głową, bo chcę sprawdzić, czy przed chwilą się nie przesłyszałam.
-Powiem tak...Zemsta jest słodka.
Otwieram oczy z przerażenia. Co to ma być?!
-Co Ty znowu wymyśliłeś? Co dzieje się w tej twojej chorej głowie?! Nie wiesz, że zemsta jest dla słabych?
-Nigdy nie pojmiesz co dzieje się tutaj- wskazuje palcem na swoją głowę.- A teraz prosiłbym żebyś mnie puściła, bo pomniesz mi koszulę, a to przecież obiad z księciem. Musze się jakoś prezentować.
-Dante, proszę Cię przestań- wzdycham i puszczam go.
Odsuwa się w bok zostawiając mnie wpatrującą się w ścianę. Co on planuje? Albo co ta cała trójka wymyśliła? Jak mam to powstrzymać? Przecież oni na pewno planują go do czegoś wykorzystać.
-Możesz mówić co chcesz i tak nie zmienisz tego, co się ma wydarzyć dzisiaj.
-Co by pomyśleli o Tobie rodzice?- pytam próbując jakoś na niego wpłynąć. Może jest to słaby sposób używając do tego jego niedawno zmarłych rodziców, ale muszę spróbować wszystkiego.
-Nie mieszaj ich do tego- warczy i odchodzi.
Ruszam za nim ze spuszczoną głową. Nie mogę siedzieć bezczynnie i czekać na to co się wydarzy. Ale jak mam sobie poradzić skoro nawet nie wiem czego się spodziewać? Po prostu muszę wszystkich obserwować.
Zajmuję miejsce koło Adeliny. Czuję się jak na Wigilii. Stół zapchany, że ledwo stoi. Na około ludzie. Czując zapach tych wszystkich potraw aż skręca mnie w środku. Ale bym coś zjadła...Szkoda tylko, że nie mogę się właśnie na tym skupić bo muszę obserwować, co się będzie działo.
-Smacznego- mówię dobrym zwyczajem, oczywiście mając nadzieję, że Liliana udławi się kawałkiem mięsa.
-Trochę za późno, bo zaczęliśmy już jeść- śmieje się Adelina.- Ale dzięki! Podać ci coś?
-O przepraszam bardzo! Ja nie zacząłem jeszcze jeść!- odzywa się książę.
-Dziękuję Ci- uśmiecham się szczerze, bo jestem zadowolona, że choć jeden zna zasady dobrego wychowania i poczekał aż ostatnia osoba przyjdzie do stołu.
-To się nazywa dobre wychowanie- odpowiada książę, który już po chwili zajada coś.
-Nie, to się nazywa głupota- mruczy Victor, który znając życie jako pierwszy zaczął jeść.
-Nie. Głupi to wszystko komentuje. Nawet wtedy, kiedy go nie proszą o zadanie.
Książę ostatnio jest co raz lepszy w ripostach. Na prawdę podoba mi się to, bo to jest takie śmieszne. Samo bycie świadkiem takiej słownej przepychanki. Zwłaszcza, że przepychanki jego i Victora są wpisane w codzienne atrakcje.
Nakładam sobie jakieś mięso i wymyślną sałatkę. Zabieram się za jedzenie, ponieważ nikt już się nie odzywa. Każdy jest zajęty tym, co znajduje mu się na talerzu. Nawet nie jestem zaskoczona czemu, ponieważ podane jedzenie jest tak pyszne, że zastanawiam się dlaczego? Normalnie czuję się jak jakiś prosiak, bo tylko bym to jadła i jadła. Nawet nie jadła, ja bym to wszystko zeżarła.
-Pora na deser- odzywa się Dante po skończonym posiłku.
Przyglądam się chłopakowi tak zdenerwowana, że przegryzam sobie wargę. Czuję w ustach miedziany smak krwi.
-Co proponujesz?- pyta go zaciekawiony książę.
-Napijmy się.
Uśmiecham się. Książę przecież nie pije, więc mam to z głowy. Nerwy po malutku ze mnie schodzą.
-Nie pijam alkoholu, ale jeżeli reszta ma ochotę, to zaraz kogoś poślę żeby przyniósł wino.
Nagle chłopak stawia na stole butelkę jakby szampana.
-Doszły mnie takie słuchy, dlatego przygotowałem bezalkoholowy napój.
Co? Żenada. Co będą pili Picolo? Albo Party Pop?
-Skoro tak wygląda sytuacja, to chętnie- uśmiecha się do niego Ksawier.
A ja już wiem, że coś z tym piciem jest nie tak. Przyglądam się Victorowi, który z zadowoleniem przygląda się butelce. Przenoszę wzrok na Lilianę. Okazuję się, że dziewczyna patrzy się na mnie rzucając mi wyzwanie. Ty popierdolona suko. Tylko te słowa przychodzą mi do głowy, kiedy widzę jak patrzy na mnie z wygraną w oczach.
-Zrobię to za Ciebie!!!!- wstaję nagle.- Wiesz, że dobrze mi pójdzie, bo jestem dobra w piciu. Poza tym ostatnio sprawiłam Ci wiele kłopotów i problemów Wasza Wysokość.
-Przecież to jest bezalkoholowe- śmieje się Ksawier.- Nie ma potrzeby żebyś robiła to za mnie. Sam mogę się napić.
-Chcesz wyręczyć księcia?- denerwuje się Dante i wtedy jestem pewna decyzji, że to ja muszę to wypić. Skoro tak bardzo zależy mu na tym żeby to Ksawier to wypił, to coś jest nie tak.
Muszę to zrobić, dla dobra Dantego, który nie wie co się stanie jeżeli książę to wypije. No i oczywiście dla dobra księcia. Jaki byłby ze mnie pomocnik, gdybym pozwoliła mu się napić tego wiedząc, że może być zatrute.
Oczywiście pisanie się na śmierć, nie jest łatwą decyzją. Znaczy u mnie była to szybka decyzja, bo nie ma co się zastanawiać, ale naprawdę ciężko mi było zmusić nogi do podejścia w stronę butelki. Chyba już wtedy przeczuwałam co się wydarzy.
Chwytam otworzoną już butelkę w rękę, a wszyscy patrzą na mnie jak na dziwoląga.
-Może jakiś kieliszek albo chociaż kubek?- śmieje się Liliana.
-Kieliszki są dla słabych- zmuszam się do uśmiechu.
-Aniela, co Ty znowu robisz?!- warczy Adelina.- Wracaj tutaj!
Uśmiecham się do niej i podnoszę butelkę do góry.
-Twoje zdrowie Wasza Wysokość, obyś żył bardzo długi czas.
Upijam trzy łyki płynu znajdującego się w butelce. Smakuje normalnie, ale po minie Liliany, który wygląda jakby własnie wygrała los na loterii wiem, że po tym napoju nie skończę dobrze.
Dante patrzy na mnie z niedowierzaniem, że na prawdę to wypiłam. A Victor? Victor jest tak przerażony, że na zmianę zamyka i otwiera usta.
-Drugi toast, za mądrość, która powinna Ci towarzyszyć w każdej decyzji, którą podejmiesz- przystaję na chwilkę, ponieważ zaczynam odczuwać lekkie pieczenie w żołądku.- Którą podejmiesz zasiadając w przyszłości na tronie.
Uśmiecham się leciutko. Pieczenie stopniowo przeradza się w ból. Faktycznie napój musi być zatruty! I ten debil podał to księciu!? Czemu Liliana jest taka zadowolona? Przecież tak zależało jej na małżeństwie? Chyba, że wiedziała, że się wtrącę! Pierdolona szmata. Jestem w szoku, że tyle przekleństw ciśnie mi się na język, ale co mam poradzić? Ta dziewczyna po prostu mnie wkurwia.
Upijam tym razem chyba z pięć łyków, ponieważ muszę wypić całą butelkę, żeby nikt więcej jej nie dotknął. Z tego wszystkiego aż lekko się zakrztuszam. Kaszlę kilka razy i patrzę z nienawiścią na Lilianę. Nie wiedziałam, że zacznie działać tak szybko. Nawet nie szybko, bo jej tempo było ekspresowe.
Opuszczam rękę z butelką i chowam ją lekko za udem żeby nikt nie zauważył jak trzęsie mi się ręka.
Łapię kontakt wzrokowy z Dantem, który już nie wie co ma robić. Przykro mi, że nie chciał mojej pomocy i znalazł ją gdzie indziej. Przez to muszę pić jego truciznę.
-Ostatni toast- zaczynam próbując uspokoić głos i ignorując narastający ból.- Za relacje jakie nas łączą. Żeby nikt nigdy nie wszedł między nas i żeby nasza przyjaźń trwała wiecznie.
Unoszę butelkę z zamiarem skończenia jej. Pijąc zachłannie łapię kontakt wzrokowy z księciem. Jest uśmiechnięty. Może to i dobrze, że nie wie, że piję truciznę, która została przygotowana dla niego.
Kończę i drżącą ręką odstawiam butelkę na stół.
-Chyba napój jednak był za silny- śmieje się Liliana widząc jak chodzą moje ręcę.
-Aniela! Dziękuję Ci za twoją szczerość!- mówi zadowolony książę.Musi być naprawdę szczęśliwy, że usłyszał takie słowa z moich ust.
-Nie ma za co- kłaniam się.- A teraz jeśli mogę, to wyjdę do łazienki...
Odwracam się i idę starając utrzymać pion. Czuję, że trucizna rozchodzi się po moich żyłach i wypala od środka. Muszę jednak stąd wyjść, bo jeżeli coś mi się stanie przy wszystkich, to wszystko stanie się jasne.
Zamykam za sobą drzwi i stawiam niepewnie kroki, ponieważ obraz zamazuje mi się przed oczami. Do tego jeszcze ogromny ból zżerający mnie od środka. Normalnie czuję jak pali mi się przełyk.
-Aniela!!!- podbiega do mnie Dante, który musiał wyjść za mną.
Wyciągam do niego rękę i chcę mu powiedzieć żeby uciekał, ale nie jestem w stanie. Z moich ust wypływa tylko krew, którą zaczynam się krztusić. Tracę równowagę i wywracam się na ziemię.
-Aniela!!!- krzyczy i podbiega do mnie- Ratunku! Pomocy!
-Cicho- udaje mi się wykrztusić.- Bądź cicho!!!
Musi się przymknąć, bo jak dalej będzie wołał tak głośno o pomoc, to zleci się cały pałac i mój plan ukrycia wszystkiego pójdzie na marne. Nie po to wypiłam tą truciznę żeby wszyscy się o tym dowiedzieli. Może i wiedziałam, że pisze się na śmierć, ale nie przypuszczałam, że faktycznie może do tego dość.
-Co?!- pyta spanikowany.- Dlaczego mam być cicho?! Przecież ktoś musi Ci pomóc!
-Nie możesz tu być. Uciekaj!- kaszlę krwią i mam wrażenie, że to ostatnie słowa, które wypowiem w moim zyciu.
-Aniela! Co się stało?! Pomocy!!!- podbiega nagle Iwo.
Uderzam lekko Dantego w rękę dając mu znak, że musi zniknąć. Chłopak podnosi się i ucieka, a ja zostaję z Iwo, który klęczy nade mną i nie wie co się dzieje.
-Dlaczego kaszlesz krwią!?- mówi przerażony.- To trucizna!!!
-Teraz mi wierzysz?- uśmiecham się mając nadzieję, że w końcu będzie wiedział, gdzie trzeba szukać winnego całej tej sytuacji. Mam nadzieję, że taki dowód mu wystarczy. Musi zniszczyć za mnie Lilianę.
-Pomocy! Niech ktoś mi pomoże!
To ostatnie słowa, które słyszę zanim odpływam pod wpływem wyjątkowego napoju, który wypiłam zamiast księcia. Życie. Szkoda tylko, że nie posłuchałam ostrzeżenia, że nie jestem nieśmiertelna.



Otwieram oczy i mrugam nimi kilka razy żeby zamazany obraz, który pojawia się przede mną, w końcu się wyostrzył. Wiem, że nie jestem martwa, bo wciąż czuję ból, a podobno śmierć nie boli. Potworny ból, który czuję w każdym mięśniu, w każdym nerwie potwierdza tylko, że chyba jednak jestem nieśmiertelna.Wydaje mi się, że powinnam skończyć z tą iluzją, bo tym razem byłam na prawdę blisko wykitowania.
Z ogromnym trudem przekręcam głowę na bok i widzę księcia, który usnął na mojej ręce. Normalnie to już bym nie czuła tej dłoni, bo jego głowa trochę jednak waży, ale i tak boli mnie przecież
wszystko. Dlatego nic nie robię i przyglądam się chłopakowi.
Nie bardzo rozumiem dlaczego chłopak się tutaj znajdował. Mam nadzieję, że nie ślęczał przy moim łóżku cały czas. Przecież mnie nie trzeba pilnować!
Nagle w drzwiach pojawia się jakaś osoba więc zamykam szybko oczy. Moją pasją jest przecież słuchanie czyiś rozmów.
-Przestań jej tak pilnować- jak słyszę głos Liliany to naglę czuję się żywa.- Jak się obudzi to lekarz Ci powie. Poza tym to już pięć dni! Ksawier nie jesteś zwykłym człowiekiem, masz przecież jakieś zobowiązania.
Pięć dni? Leżę tutaj całe pięć dni!? Jasna cholera moje marzenie spełniło się z dodatkowym bonusem, bo chciałam przespać trzy dni, a tu się zrobiło pięć!
-Zobowiązania mogą poczekać!- mówi chłopak.- Muszę być przy niej kiedy się obudzi!
-Nie musisz. Przecież się nie zgubi. Musi tylko otworzyć oczy! W czym więc pomoże jej twoja obecność?
Bardziej to jej obecność w niczym mi nie pomoże, a wręcz zaszkodzi. To przez tą debilkę się tutaj znalazłam. Musze jej jednak przyznać, że wszystko przemyślała.
-Wiele razy była moim aniołem stróżem, a ja jak zwykle nic nie mogę dla niej zrobić! Dlatego zajmij się lepiej swoimi sprawami, a jak Ci się nudzi to przyprowadź mi Dantego!
Matko! Czyli jeszcze go nie znaleźli. Mam nadzieję, że ukrył się gdzieś, gdzie go nie znajdą.
-Poszukiwania wciąż trwają, ale Ty się lepiej zastanów dlaczego ona wypiła ten napój za Ciebie...
-Jeżeli myślisz, że pozwolę Ci tak bezkarnie o niej mówić, to jesteś w błędzie!
-Musisz wrócić do pałacu, bo król przyśle po Ciebie wojsko. Lekarz zadzwoni jeżeli Aniela się wybudzi.
Jakie wojsko? Ale ona wymyśla. Chociaż...Tutaj wszystko jest możliwe, więc nawet to wojsko nie zrobiłoby na mnie wrażenia.
Panuje cisza. Słyszę tylko oddalające się kroki i żałuję, że chłopak dał jej się tak łatwo przekonać. Jest strasznie uległy. Z drugiej strony rozumiem, że on też ma swoje zadania do wykonania.
Otwieram oczy i patrzę znudzona w sufit. Gdzie jest Iwo? A Adelina?
-Obudziłaś się?!
Kiedy widzę Victora pojawiającego się w drzwiach zamykam szybko oczy. Jeszcze jego mi tu brakowało...
-Przecież widziałem, nie musisz udawać- otwieram oczy i widzę jak chłopak stoi nade mną.- Co za ulga! Myślałem, że się nie obudzisz.
-Skoro myślałeś to dlaczego pomogłeś mu z trucizną?!
-Skąd wiesz, że to ja mu pomogłem?- zaprzecza samemu sobie.- Dobrze wiesz, że trucizna nie była dla Ciebie!
-Nawet jeśli nie była dla mnie to jak mogłeś to zrobić?! Wiem, że nie lubisz się z Ksawierem...Teraz tym bardziej skoro bierze ślub z Twoją dziewczyną...
-Najważniejsze jest teraz, że się obudziłaś! Muszę Ci powiedzieć, że rokowania nie były za dobre. Dziękuję, że nic Ci nie jest- łapie mnie za rękę.
-Daruj sobie...- wyrywam rękę i patrze na niego z obrzydzeniem.
-Na prawdę nie chciałem żeby Ci się coś stało! Przecież zawdzięczam Ci życie! Po prostu Liliana mnie podpuściła. Powiedziała, że będzie zabawnie.
-Faktycznie, było strasznie zabawnie- mruczę.
-Od początku musiała wiedzieć, że książę nie wypije trucizny- otwiera oczy zaskoczony. Szkoda, że nie wpadł na to wcześniej.
Zaciskam pięści. Suka. Jednak nie marnuje czasu. Powiedziała, że się mnie pozbędzie i zaczęła od razu.
-Mógłbyś wyjść?- pytam wprost, bo już nie mogę go zcierpieć.
-Mówię Ci, że nie chciałem żeby to tak wyszło.
-Dobra powiem wprost, bo chyba nie rozumiesz. Nie lubię Cię i nie wierzę w żadne twoje słowo. Lepiej zmykaj stąd, zanim twoja diabelska dziewczyna zobaczy, że tutaj jesteś.
-Diabelska dziewczyna?- mówi rozśmieszony.- Chodzi Ci o Lilianę? Jeśli tak to to już przeszłość, ponieważ ona teraz mierzy znacznie wyżej.
Oj znacznie wyżej. Teraz ma plany zostać królową. Widocznie zwykły syn ministra jej nie wystarczył. Teraz zachciało jej się następcy tronu.
-Zostawiła Cię?- prycham.- A Ty dalej jak ten ciołek przy niej trwasz!
-To ja ją zostawiłem- śmieje się chłopak.- Przecież ma brać ślub, więc nie będę robił za jej kochanka. No i wcale przy niej nie trwam, po prostu za długo się znamy żeby się do siebie nie odzywać.
-Nie wyglądasz jakby to rozstanie Cię bolało...
-Za dużo byś chciała wiedzieć- szczerzy zęby.- Co mam zrobić, żebyś uwierzyła, że nie chciałem Cię skrzywdzić?
-Dante- odpowiadam, po chwili namysłu.- Zajmij się nim i pomóż mu. Dobrze wiesz, że jak go znajdą, to to nie skończy się dobrze.
Chłopak kiwa posłusznie głową, ale nie za bardzo mu ufam. Wiem, że jak tylko mi się polepszy to sama będę musiała się tym zająć.



__________________________________________________

Coraz bliżej końca. Muszę się przyznać, że ostatnio mam lekką blokadę i nie mogę się zebrać do napisania czegoś sensownego. Zwłaszcza, że piszę już końcówkę, a tam wszystko powinno być dopracowane.
Zapowiedź z boku. Życzcie mi weny i do następnego,
N



2 komentarze:

  1. Co ten Dante najlepszego wyprawia? 😮 Nie dość, że spoufalił się z tą wredną jedzą - Lilianą i Victorem. To jeszcze, za ich namową chciał otruć Księcia. Przez, co Aniela o mało nie straciła życia. Gdzie on ma głowę? Rozumiem, że przechodzi ciężkie chwile po stracie rodziców, ale to nie znaczy, że ma zniszczyć sobie życie. A to właśnie próbuje zrobić. Dodatkowo staje się marionetką w rękach Liliany, która może mieć coś wspólnego ze śmiercią jego mamy i odpowiadać za jego porwanie. Chłopak naprawdę powinien się ogarnąć. Mam nadzieję, że ten Victor, spełni prośbę Anieli i mu pomoże. Choć nie ufam mu za grosz.
    Co do Anieli, jak zwykle musiała się w coś wplątać. Tym razem bezwahania wypiła truciznę, przeznaczoną dla Ksawiera. Ona naprawdę kiedyś źle skończy. 😣 Tym bardziej musi być teraz czujna, bo Liliana chce ją wykończyć.
    Postawa Ksawiera, coraz bardziej mnie zaskakuje. Otwarcie mówi Anieli, że ją "lubi" i nie ma zamiaru się poddać, mimo że ona nie podziela jego, odczuć.
    Sama już nie wiem, co mam o tym myśleć. Ich relacja jest skomplikowana i być może niemożliwa jest, jakieś większe zaangażowanie w nią.
    Jest także Iwo. Z którym nasza bohaterka, coraz lepiej się dogaduje, a on jej coraz częściej pomaga. Nawet w błahych sprawach, jak zgubienie telefonu. I jeśli mam być szczera to, jego wolę bardziej od Księcia i jeśli Aniela, miałby nawiązać jakaś bliższą z kimkolwiek. To wolałbym, żeby to był właśnie on.
    Czekam na ciąg dalszy, zastanawiając się. Jak to wszystko, potoczy się dalej.
    Dlatego życzę ci dużo weny i, aby ta Twoja blokada, jak najszybciej zniknęła. 😊
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.


    OdpowiedzUsuń
  2. W co Dante się wpakował? Po jaką cholerę trzyma w ogóle z Lilianą i Victorem?Co mu strzeliło do głowy?Czy on nie zdaje sobie sprawy z tego że przez to co zrobił wpakował się w ogromne kłopoty. I znowu Aniela będzie nadstawiać dla niego karku.Co do niej samej, bez wahania wypiła napój przygotowany dla księcia, gdy tylko wpadło jej do głowy że może w nim być trucizna.Wykazała się ogromną odwagą, albo i głupotą ;) Kolejny raz ryzykując swoje życie.No ale cóż, ona tak po prostu ma :)Jej wcześniejsza rozmowa z Lilianą, no gratuluję jej opanowania, ja chyba rozszarpałabym ją na strzępy ;) Naprawdę jestem pełna podziwu że Aniela się na nią nie rzuciła.Co do Victora, kurcze nie mam pojęcia czy można mu wierzyć.Niby brzmiał wiarygodnie, ale wszyscy wiemy jak to z nim jest.Mam jednak nadzieję że tym razem, był szczery i naprawdę pomoże Anieli w związku z Dante.Bo cholernie mi żal chłopaka że przez swoją głupotę wpakował się w takie bagno i jeszcze naraził przy tym życie Anieli.Też życzę dużo weny , pisz szybciutko.Bo strasznie jestem ciekawa jak to się dalej potoczy :)

    OdpowiedzUsuń