20 marca 2018

#17

Wysiadam z auta i rozglądam się wokoło. Nie za bardzo wiem, gdzie w tej chwili się znajduję.
-Gdzie jesteśmy?- pytam Iwo.
Właśnie wróciliśmy z wioski objętej epidemią, dlatego ciągle przebywamy w swoim towarzystwie. Ciągle a może nadal? Mam, co do chłopaka mieszane uczucia, ponieważ ostatnio towarzyszą mu ciągłe humorki.
-A jak Ci się wydaje? Skoro widzisz tutaj kilkadziesiąt zaparkowanych samochodów, to musi to być parking- odpowiada mi znudzony. Wygląda na to, że on też ma mnie już dość.- Wiesz co to takiego? Czy to też muszę Ci wyjaśnić?
Kiwam głową ze zrozumieniem. Faktycznie znajdujemy się na parkingu. Zadałam pytanie, bo chciałam się upewnić. Nigdy nie miałam okazji tutaj być nawet nie wiedziałam, że pod pałacem znajduje się coś takiego.
-Zawsze wysiadałam przed głównym wejściem- wzruszam ramionami i zakładam plecak na ramie.
-To dzisiaj masz okazję zwiedzać nowe zakamarki pałacu, a umożliwiło Ci to biuro 'Iwo all over the world'- mruczy.- Aha! Nie polecam się na przyszłość! Więcej takich wycieczek nie będzie.
Przyglądam mu się dokładnie. Po spotkaniu ojca jego humor zdecydowanie się popsuł. Stara się tego nie okazywać zasłaniając się sarkazmem i ironią. Cóż...Nie wychodzi mu to, bo czytam z niego, jak z książki.
-Czemu nie zamieniłeś z ojcem ani słowa?- pytam, bo cały czas mnie to ciekawiło. Podczas wizyty w wiosce nie odzywali się do siebie. Traktowali siebie nawzajem jak powietrze.
-Nie mamy ze sobą dobrych relacji- wzrusza ramionami.
-To wiedziałam wcześniej- wzdycham niezadowolona, że nie nic mi nie wytłumaczył.
Muszę szybko przebierać nogami, ponieważ z racji tego, że chłopak jest ode mnie dużo wyższy, to nie mogę za nim nadążyć. Kiedy widzi moje starania, dorównania mu kroków, postanawia się nade mną zlitować i zwolnić.
Uśmiecham się szczęśliwa.
-Powiedzmy, że miał wobec mnie zbyt duże oczekiwania.
-Chciał żebyś został lekarzem?
-Dokładnie- kiwa głową potwierdzając moje przypuszczenia.- Zacząłem studiować więc tą nieszczęsną medycynę, ale to nie dla mnie. Ojciec za dużo ode mnie oczekiwał, a ja nie byłem w stanie sprostać jego marzeniu. Poza tym każdy powinien dokonywać własnych wyborów, a nie spełniać czyjeś oczekiwania.
Tego zdążyłam się już domyślić...Skoro teraz pracuje jako ochroniarz, to chyba logiczne, że nie studiuje. Oczekiwałam, że jak zacznie mi to wszystko wyjaśniać, to poda jakieś pikantne szczegóły, a dostałam same suche fakty.
-Rozumiem, że twoja obecna praca nie podoba się twojemu tacie?
-Jak na to wpadłaś?- w jego głosie słyszę wyraźną ironię.
Wpadłam na to tak, że nie odezwali się do siebie ani słowem. Co za absurd. Przecież dzieci nie powinny spełniać przeklętych marzeń rodziców. Zwłaszcza, że jego ojciec jest lekarzem. Skoro Iwo nie był do tego stworzony i rzucił drogę wybraną mu przez ojca, to mężczyzna powinien to zaakceptować.
-Więc teraz macie wojnę? I nie rozmawiacie ze sobą- podsumowuję.
-To już jego problem, że się obraził z tego powodu. Może kiedyś mu przejdzie...
Muszę przyznać mu rację. Nic na siłę.
-Gdzie idziemy?- pytam, kiedy w końcu znajdujemy się w pałacu.
-Król chce Cię widzieć- odpowiada.
Przełykam ślinę i mam wrażenie, że robię to tak głośno, że chłopak to słyszy. Zerkam na niego kątem oka, ale jest zajęty lustrowaniem drogi, którą się poruszamy. Typowe zboczenie zawodowe.
Iwo odprowadza mnie pod Salę Tronową i znika. Stoję jeszcze chwilę i zbieram myśli, ale stwierdzam, że takie rozmyślanie nad tym co się wydarzy, tylko mnie jeszcze bardziej zestresuje. Naciskam więc klamkę i pewnym krokiem idę przez środek, aż pod sam tron.
Mężczyzna spogląda na mnie z góry. Denerwuje mnie to, że ma tą przewagę wysokościową, ale jest królem, więc mu się należy. Musi zaznaczyć swoją pozycję.
-Wasza Wysokość- kłaniam się w pas.- Słyszałam, że chciałeś się ze mną widzieć.
-Wiesz po co zostałaś wezwana- opowiada intensywnie na mnie patrząc.- Masz dobrze wykonać zadanie, aby pomóc nam zażegnać kryzys. Chciałbym też żebyś okazywała Lilianie szacunek, taki jaki jej się należy. Przypominam, że ma ona znacznie wyższą pozycję niż Ty. Przy okazji trzymaj się jeszcze z daleka od mojego syna.
Mam ochotę parsknąć śmiechem. Przecież te zadania są dla mnie w połowie niewykonalne. To tak jakbym miała poddać się w połowie drogi. Wiem po co tu przybyłam i zamierzam wypełnić wszystkie cele, które ustaliłam sobie. Na pewno nie należy do nich płaszczenie się przed tą debilką.
-Przepraszam, ale kilka rzeczy jest dla mnie niewykonalnych- mówię zgodnie z prawdą.
Nie zamierzam być miła dla Liliany. Nawet nie ma takiej opcji. A co do księcia...Cóż nad tym się jeszcze zastanawiam, bo kręci mnie ten przelotny romans, w który mogłabym wpaść. Świadomość, że wnerwiłabym tym Lilianę, jest jeszcze bardziej zachęcająca. Odpycha mnie tylko fakt, że nie wiem jak sama bym się czuła, kiedy musiałabym wracać, a byłabym uwiązana emocjonalnie z Ksawierem. Bo przecież powrót jest nieunikniony.
-Radziłbym Ci traktować moje słowa jak granice, które sam Ci wyznaczyłem. Żałuję, że nie zrobiłem tego wcześniej....
-Szczerze? Te granice są dla mnie zbędne. Jako, że sami prosiliście mnie żebym wróciła, to zamierzam się zachowywać tak jak będę chciała.
-Co Ty właśnie do mnie powiedziałaś?!- mężczyzna podnosi głos. Lustruję go wzrokiem. Jestem ciekawa, jak bardzo byłabym go w stanie rozzłościć.- Nie pozwalaj sobie za dużo!!!
-Więc...No...Zawsze mogę wrócić skoro nie jestem potrzebna- wzruszam ramionami grając obojętną. Dobrze wiem, że jestem im potrzeba. Król powinien zaraz zmięknąć i się uspokoić. A jeśli nie? To wtedy będę się martwić. Na razie muszę wypróbować kilka rzeczy.
-Muszę postawić granicę. Nie rozumiem, co nakłoniło mojego syna, że zainteresował się Tobą!?Naprawdę myślałem, że jest mądrzejszy- wzdycha i widzę, że emocje z niego opadają. Bardzo mnie korci żeby jeszcze raz wyprowadzić go z równowagi.- Aniela mam nadzieję, że masz świadomość, że nigdy nie będziesz mogła mieć mojego syna. Rozumiesz?
Nie rozumiem i w dodatku myślę, że ciągle powtarzające się słowa o tym, że nie mogę mieć Ksawiera to stek bzdur. Co więcej...One powodują, że tym bardziej chcę spróbować swoich sił i przekonać się, czy słowa są prawdziwe.
-Ja uważam, że nie jest to bariera, której nie byłabym w stanie pokonać...- myślę na głos i wiem, że tymi słowami przekraczam już granicę, bo król podnosi się wściekły. Mam wrażenie, że zaraz zejdzie do mnie na dół.
Patrzę na niego i jest mi troszeczkę przykro. Kiedyś był dla mnie taki dobry, a teraz? Traktuje mnie jak wroga narodu. Rozumiem, że martwi się o syna, ale bez przesady. To nie ja jestem tutaj zagrożeniem.



-Co to kurwa jest?- wymyka mi się, kiedy wchodzę do pokoju, który wcześniej zajmowałam z Adeliną.
Naprawdę jestem zła. Do tego stopnia, że nie kontroluję już słów, które wychodzą z mojej buzi. Stoję i wpatruję się w pokój pełen ubrań, butów i innych kobiecych akcesoriów. Od kiedy mój pokój stał się butikiem?
-Garderoba- odpowiada Liliana, która akuratnie znajduje się w środku.- Jeśli nadal nic Ci to nie mówi, to proponuję sprawdzić w słowniku.
Wypuszczam powietrze z buzi. Nie obchodzi mnie fakt, że musi to zabawnie wyglądać. Jedyne o czym jestem w stanie teraz myśleć to fakt, że ta debilka zrobiła sobie z naszego pokoju garderobę! Przecież ten pokój był ogromny, dlatego mieszkałam w nim wspólnie z Adeliną. A teraz został przerobiony na ciucholand Liliany. Ile ona ma tych rzeczy?!
-Żartujesz sobie ze mnie?- odzywam się po chwili, kiedy kończę lustrować wzrokiem nową zawartość mojego pokoju.- Zabieraj te graty z mojego pokoju!
-Jak widzisz, to już nie jest twój pokój- uśmiecha się złośliwie.
Teraz to już nie wiem, co bardziej mnie drażni. Fakt, że przywłaszczyła sobie, co teoretycznie było moje, a może to, że ona zawsze dobrze wygląda. Nawet teraz prezentuje się tak dobrze, że aż nie chcę na nią patrzeć. Stojąc przy niej w moich ciuchach czuję się bezwartościowa.
-Chyba sobie żartujesz?!
-Nie żartuję. Za niedługo zostanę królową i dostanę większą garderobę. Niestety do tej pory nie miałam, co zrobić z moimi skarbami, ale zwolnił się pokój.
Ona chyba jednak nie żartuje. Mówi to tak poważnie i jeszcze jej twarz wpatrzona w te wszystkie rzeczy...To chyba jest choroba.Pewnie też chciała mi zrobić na złość i pokazać mi moje miejsce.
-Wróciłam i nie mam gdzie spać...-myślę na głos.- Albo zabierasz te wszystkie rzeczy, albo będę zmuszona spać w pokoju Ksawiera.
Uśmiecham się wrednie zadowolona z tego co wymyśliłam.
-Oszalałaś?! Myślisz, że możesz to zrobić bez konsekwencji?!
-A kto mi zabroni? Ty?- unoszę brwi do góry. Wiem, jak bardzo ją to zdenerwowało. Cios za cios.
-Ksawier nie będzie chciał twojego towarzystwa. Nie jesteś dla niego wystarczająco dobra!
-Myślę, że jestem dla niego aż za dobra...- wzdycham i odwracam się na pięcie, ponieważ dyskusja z nią nie ma sensu- Pozdrowię go od Ciebie!- wołam na odchodne.
I oczywiście zmierzam w kierunku pokoju księcia, żeby Liliana nie miała wątpliwości, czy jestem w stanie to zrobić. Jestem pewna, że teraz to ona gotuje się ze złości. Ją interesuje tylko robienie mi na złość. Cóż ma pecha, bo ja mam taką samą pasję. Zrobię wszystko, by ją wnerwić.
Wchodzę do środka i z radością stwierdzam, że Ksawiera nie ma w środku. Przechodzę więc do pokoju służącego do relaksu. Patrzę głodnym wzrokiem na fotel do masażu. I już zmierzam do niego, a w mojej głowie widzę obraz jak relaksuję się, siedząc na nim. Z rytmu wybija mnie widok księcia, który pojawia się nagle.
Chyba własnie wyszedł z łazienki, bo wyciera ręcznikiem mokre włosy. Dziękuje Bogu, że ma na sobie przynajmniej dresy. Mój wzrok skupia się na jego nagiej klatce piersiowej. Przyglądam się jego wyćwiczonej sylwetce. Cóż chłopak niestety dobrze się prezentuje, nawet będąc w samych dresach. Cholera, co z tymi facetami jest nie tak? Skoro wziął sobie o łazienki dresy...To czemu nie mógł zabrać też koszulki? Wtedy nie byłabym taka rozproszona.
-O Aniela, już przyjechałaś?- uśmiecha się, kiedy widzi mnie tutaj.
Zastanawiam się jak powinnam się zachowywać, po tym wszystkim. Przecież jeszcze niedawno byłam zdenerwowana, tym jak mnie potraktował. Wiem, że to nie była do końca jego wina, ale mnie to zabolało.
-E tak- wykrztuszam, starając się skupić wzrok, gdzieś indziej niż na jego gołej klacie.- Kąpałeś się- Karcę się w myślach, za to głupie pytanie. To oczywiste, że się kąpał skoro ma mokre włosy. Poza tym wychodził z łazienki.
-Tak- odpowiada.- Jakbym wiedział, że mnie odwiedzisz, to poczekałbym z tym na Ciebie. Wykąpalibyśmy się razem.
-Chciałabym Ci przypomnieć, że już kiedyś mieliśmy taką okazję- przypominam mu nasze pierwsze spotkanie, które miało miejsce nad jeziorem, w którym chłopak kąpał się nago.
Na jego twarzy nie widzę ani krzty wstydu. Szkoda, bo kiedyś tak bardzo się spinał, kiedy o tym wspominałam. Tak bardzo nie lubił, kiedy zaczynałam ten temat. A teraz? Teraz patrzy na mnie z taką pewnością w oczach, że to ja czuję się zawstydzona.
-Dzisiaj byłaby kolejna okazja, ale ją zmarnowałem- rzuca ręcznik na ziemię i podchodzi do mnie.
Przełykam ślinę i otwieram szeroko oczy.
-Czy mógłbyś się ubrać?- pytam.
-Jestem ubrany- śmieje się.- A co przeszkadza Ci to?- wskazuje na górną cześć swojego ciała, która jest naga.
Denerwuje mnie, że drażni się ze mną. Myślę, że mam na twarzy wyraźnie wypisane, że jego naga klatka piersiowa mnie rozprasza. Czuję się niekomfortowo, kiedy stoi tak przede mną półnagi.
-Przestań z tymi gierkami- mruczę.
-Nie wiesz, że mężczyźni nie grają w gierki?- parska śmiechem.- Jestem Tobą zainteresowany, więc próbuję zdobyć to czego pragnę.- Stoi tak blisko mnie, że czuję jego oddech. Musiał też umyć zęby, bo wyczuwam miętę.- Dlatego, na prawdę bardzo się cieszę, że wróciłaś i znowu możemy razem pracować.
-Musimy sobie coś wyjaśnić- wzdycham i cofam się kilka kroków.- Ja miałam Ci tylko pomóc. Nigdy nie prosiłam Cię, żebyś oddał mi swoje serce.
-Spróbuj ode mnie odejść w takim razie- szczerzy się zadowolony.
Dociera do mnie, dlaczego czuje się taki pewny. Odeszłam i znowu wróciłam. Pewnie myśli, że do niego. Co jest zupełną głupotą, ponieważ wróciłam tylko i wyłącznie po to żeby rozprawić się z Lilianą.
-Dlatego tu przyszłam. Chcę wszystko zakończyć- kłamię w żywe oczy, ale tak powinnam postąpić od początku.- Będę spać spokojnie, jeżeli teraz tu wszystko wyjaśnimy...
-Chwileczkę- przerywa mi Ksawier.
-Chcę żebyśmy zakończyli wszystko tu i teraz- dodaję przerywając mu, bo jeżeli pozwolę mu dojść do głosu, to wszystko może potoczyć się inaczej.- Przemyślałam to i my razem...To się nie uda.
-Naprawdę szczerzę Cię lubię Aniela. Jestem bardzo szczęśliwy, kiedy możemy spędzać razem czas. Bez Ciebie sobie nie poradzę...
-Nie możemy tego dłużej ciągnąć- mówię ignorując jego wcześniejsze słowa.- Powinniśmy się rozstać....Chociaż w zasadzie to nigdy nie byliśmy razem, ale wiesz o co mi chodzi.
-Nie- protestuje chłopak, a w jego oczach widzę determinację.- Zmień swoje zdanie!
-Ksawier to nigdy nie wyjdzie- spoglądam wzrok, chcąc skoncentrować się na czymś innym niż jego wyćwiczonym brzuchu.- Dlatego przestań robić mi nadzieję i mieszać w moim życiu. Możesz uważać mnie za najgorszą. Możesz nawet mnie wyzywać. Przepraszam!
Czuję, że w moich oczach zbierają się łzy. Jestem taka żałosna, bo czuję jakbym właśnie pozbywała się miłości mojego życia. Albo jakbym rzucała ukochanego, a przecież my nigdy nie byliśmy razem.
-No nie...- Przenoszę wzrok ze ściany na niego. Twarz chłopaka wydaje się być rozśmieszona.- Uważasz, że zwykłe przepraszam wystarczy?
-Tak- odpowiadam i czuję jak w gardle zbiera mi się ogromna gula. Zaraz chyba się poryczę. Świadomość, że za chwilę ponownie staniemy się sobie obcymi osobami...To mnie przeraża. Tak jednak musi być.
-Ale Ty lubisz się ze mną droczyć...- W mgnieniu oka zmniejsza dzielący nas dystans.- Doprowadzasz mnie tym do szału, ale podoba mi się to. Aniela, Ty mi się podobasz i chcę Cię mieć tylko dla siebie- przyciąga mnie i przytula do swojej nagiej piersi.- Chcę Cię pocałować- informuje mnie.- Możesz zrobić unik, jeśli nie chcesz...
Naprawdę dzisiaj zaskakuję samą siebie. Odrywam twarz od jego ciała i podnoszę do góry. Nie czekam aż chłopak złączy nasze usta, bo sama się tym zajmuję. Dotykam jego twarz rękami i stykam nasze usta. Oczywiście muszę stanąć na palcach, bo jest ode mnie wyższy. Wychodzi na to, że po prostu miałam ochotę na jego bliskość i ukrywałam to przed samą sobą.
Najgorzej, bo skoro pragnę jego bliskości, przytulania i całowania to dzieje się coś niedobrego. Ten dotyk może oznaczać tylko jedno. Wydarzyło się coś, co nie powinno było się wydarzyć. Nasza miłość właśnie się zaczyna.
Całujemy się wolno. Możemy sobie na to pozwolić, bo poza nami w tym ogromnym apartamencie, nie ma nikogo. Wolny pocałunek i szybkie bicie serca. Ksawier delikatnie przysuwa mnie bliżej siebie i obejmuje mnie swoimi silnymi rękami. Dzięki temu moje nogi mogą odpocząć, bo stanie na palcach w pewnym momencie robi się męczące.
Ta cała czułość, która wypływa z nas w tym momencie sprawia, że zapominam o wszystkim. Chłopak całuje mnie tak, że na przekór samej sobie czuję się szczęśliwa. Wiem, że nie możemy być razem, ale w tym momencie mogłabym iść za nim na koniec świata.
Romantyczną chwilę przerywa telefon, który zaczyna wydzwaniać w mojej kieszeni. Odrywam się od chłopaka i odskakuję jak poparzona. Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami i nie mogę w to uwierzyć. Co ja o cholery właśnie narobiłam?!
-Aniela- słyszę za sobą, jak opuszczam pokój chłopaka.
Idę w pośpiechu przeklinając samą siebie w myślach. Po naszej magicznej chwili, pozostał mi tylko smak mięty w ustach i zapach jego żelu kąpielowego.
Telefon dzwoni już któryś raz z kolei. Biorę głęboki oddech i odbieram, kiedy widzę, że na wyświetlaczu znajduje się imię VICTOR.
-Co tam?- Odbieram telefon i krzywię się słysząc dźwięk mojego głosu. Chyba nadal nie doszłam do siebie, po pocałunku.
-Znalazłem!!!- słyszę głos Dantego w słuchawce. Drze się tak głośno, że odsuwam telefon od ucha.
-Co takiego?- pytam, kiedy chłopak przestaje.
-Lekarstwo!!! Spotkajmy się w tym klubie, co kiedyś.
Nie udaje mi się dowiedzieć nic więcej, ponieważ chłopak szybko kończy rozmowę.
Mrugam oczami. Czy to może być takie proste? Sam król sprowadził mnie, bo lekarstwo było nieodnajdywane. Dopiero co wróciłam i jeszcze nie zaczęłam poszukiwań, a Dante dzwoni do mnie i mówi, że je znalazł. Muszę to sprawdzić.




Nie mogę w to uwierzyć. Nie przyjmuję do wiadomości, że to może być takie łatwe.
-Skąd wiesz?- pytam Dantego, który czekał na mnie przed klubem.
-Zdążyłem go już poznać. Powiedzmy, że zwierzamy się sobie, ale nie tak jak baby.
Baby? Unoszę brew. Przepraszam bardzo, ale ja nikomu się nie zwierzam z moich problemów. Dlaczego więc Victor miałby to robić? A zwłaszcza Dantemu? Oni są sobie zupełnie obcy. Poznali się tylko dlatego, że Victor był mi winny przysługę, którą okazało się ochranianie Dantego.
-Jakoś ciężko mi w to uwierzyć...- mruczę.
-A powinnaś. Lekarstwo znajduje się w domu Victora. Wiesz przecież, że jego ojciec jest głównym opozycjonistą króla- tłumaczy chłopak.- Wykupił całe dostępne lekarstwo i trzyma je w domu. Victor dzisiaj je znalazł. Wszystko jest schowane w ogromnych skrzyniach.
-Dlaczego go nie zabrał?
-Wierz mi...On i ojciec nie mają ze sobą za dobrych relacji. Poza tym ich dom jest jak twierdza. Kręci się w nim prawie tyle samo ochroniarzy co w pałacu. Nie sądzę, że kradzież tak dużej ilości lekarstwa pozostałaby niezauważona. Zwłaszcza jakby wynosił te skrzynie...
Wzdycham. Czy tutaj każdy musi mieć skomplikowane relacje z innymi? Rozumiem Victora, bo poznałam kiedyś jego ojca i wydawał mi się podejrzany. To on przesłuchiwał mnie kiedyś. Teraz wszystko jasne, ale dlaczego mi o tym nie powiedział? Tylko dowiaduję się wszystkiego od Dantego?
Masakra. Czy choć raz nie mogłoby być łatwiej? Ciekawe jak mam teraz ukraść to lekarstwo? Bo przecież nie wpadnę i nie poproszę o to, żeby mężczyzna je zwrócił.
-Czyli próba namówienia go do oddania nie wchodzi w grę?- myślę na głos, licząc na to, że chłopak zaprzeczy i okaże się, że lekarstwo zostanie oddane dobrowolnie.
-Dlaczego usłyszałem nadzieję w twoim głosie?
Bo nadzieja umiera ostatnia. Wolę zawsze sprawdzać każdy wariant. A nóż okazałoby się, że ojciec Victora chciał nam zrobić niespodziankę?
-Gdzie Victor?- pytam, ponieważ nie ma go z nami. Jest przecież potrzebny, bo to w jego domu zacznie się akcja. Trzeba będzie mieć, kogoś kto dobrze zna budynek. Nie ma więc lepszego kandydata niż Victor.
-Tutaj- mówi i pojawia się obok mnie.
Świetnie, przynajmniej nie musieliśmy włazić do środka i przeciskać się przez tych wszystkich spoconych ludzi, którzy szaleją na parkiecie. W ogóle dlaczego ostatnio, tak często znajduję się w podejrzanych miejscach? Jak na przykład ten klub? Czemu nie mogłaby to być jakaś przyjemna kawiarnia, tylko jakaś melina.
-To co...Idziemy?- pytam i już staram się obmyślić plan. Im wcześniej zaczniemy, tym wcześniej zdobędziemy lekarstwo. Co za tym idzie, będzie mniej ofiar epidemii.
-Idziemy!- słyszę determinację w głosie Dantego.
-Ty zostajesz- rozkazuję mu. Jego entuzjazm znika, tak szybko jak się pojawił. Patrzy na mnie ze złością.- Nie zaczynaj. Zaraz zadzwonię po Iwo. Nie sądzę, że to najlepszy pomysł żebyście spotkali.
-Nadal go szuka?- pyta zdziwiony Victor.- Jeszcze się nie poddał?
-On chyba nie zna słowa 'poddać się'- mruczę, bo wiem, że Iwo na pewno staje na głowie, żeby znaleźć Dantego. A jeżeli mu się to uda, to będziemy mieli przerąbane. W końcu chłopak próbował otruć następcę tronu. Przez co z kolei ucierpiałam ja. Liczy się jednak fakt, że trucizna zaplanowana była dla księcia. Dlatego Iwo, jako osobisty ochroniarz księcia, nie może zostawić tego bez konsekwencji.
-Na prawdę myślisz, że jakby mnie zobaczył, to by się mną zajął?- pyta Dante, a w jego głosie słyszę zwątpienie.
-Najprawdopodobniej właśnie by to zrobił- odpowiada za mnie Victor. On także zna Iwo, chociaż nie jestem pewna, jak wiele o nim wie.- Spotkałeś go zaledwie kilka razy, więc nie wiesz na co go stać.
Unoszę brew do góry. A ten co? Niech nie cwaniakuje, że zna Iwa.Chyba tylko ja  mogę pochwalić się największym doświadczeniem w rozmowie z Iwem. I również uważam, że Dante nie powinien go spotykać.
Wyciągam telefon z kieszeni i wykręcam numer chłopaka.
-Za dziesięć minut pod domem Victora- mówię, kiedy odbiera.- Znalazłam lekarstwo. Aha i weź ze sobą jakieś wsparcie i większe auto.
Rozłączam się, bo nie chcę słuchać jego wywodów. Podałam mu najważniejsze informacje i teraz trzeba przejść do działania. Czyli cel dom Victora.
-Jaki mamy plan?- pytam Victora.
-Wchodzimy, zabieramy co nam potrzebne i wychodzimy- wzrusza ramionami. Nie widać po nim żeby się stresował. Mówi o tym, jakby nic sobie z tego nie robił.
Denerwuje mnie to, ponieważ ja właśnie zaczynam się stresować. Od tego lekarstwa zależy życie wielu ludzi. Dlaczego więc chłopak mówi o tym jakby codziennie robił napady na swój dom? Przecież coś takiego, nie może być aż tak łatwe.
-Niby jak tam wejdziemy?- mruczę i zadaję pytanie, które najbardziej mnie dręczy. My nie będziemy wynosić stamtąd reklamówki, tylko skrzynie. W dodatku kilka skrzyń!
-Przecież to mój dom- odpowiada rozbawiony.- Przecież nie będę się do niego włamywał.
-I co myślisz, że nikt nie zauważy jak wynosimy kilka skrzyń?!
-Poprosiłaś Iwo o wsparcie. Nic się nie bój, wszystko dopracujemy na miejscu.
Właśnie muszę się bać. Współpraca z Victorem, to jak jazda bez trzymanki. Ja lubię mieć wszystko zaplanowane. Zwłaszcza takie akcje. Przecież będziemy musieli ukraść te skrzynie! Bo wątpię, że chłopak wejdzie i powie 'hej tato może oddał byś te skrzynie'?
Wzdycham i wsiadam za nim do auta. Zostawiamy Dantego przed klubem. Jedziemy chyba trochę za szybko. Zastanawiam się czy to przez to, że Victor czuje się niekomfortowo, że będzie musiał okraść swojego ojca? Może jest mu tez wstyd, za zachowanie swojego starszego. Wydaje mi się, że obie te rzeczy wpływają na to, że chyba zapomina o tym, że musimy tam dojechać w jednym kawałku.
-Victor- odzywam się po chwili, kiedy czuję, że zaraz zwymiotuję. Nie mam choroby lokomocyjnej. To sposób w jaki jedzie powoduje to wszystko.- Dojedźmy tam w jednym kawałku... Proszę.
-Za szybko?- uśmiecha się nerwowo i zwalnia. Lekko poprawia sposób jazdy, bo już tak nie szarpie, przy każdym zakręcie.- Przepraszam, zamyśliłem się.
-Boisz się?- pytam go wprost, bez żadnych ceregieli.
-Troszeczkę- mruczy wpatrzony w drogę.- Wiem, że musimy to zrobić, bo od tego zależy życie innych ludzi, ale wiesz...To jednak mój ojciec, moja jedyna rodzina.
-A mama?- wypalam, nie myśląc za długo nad tym.
-Nie żyje.
-Przepraszam. Nie wiedziałam...
-Nie przepraszaj. Odeszła gdy miałem 2lata. Nawet nie wiem jak wyglądała.
-Nie masz zdjęć?
-Ojciec wyrzucił wszystkie, gdy ożenił się drugi raz. Nie mamy ze sobą najlepszych kontaktów. Jestem też świadomy jego opozycyjnej działalności w stosunku do króla, ale rodzina to rodzina.
-Rozumiem, że jesteś zmuszony akceptować to wszystko- przytakuję chłopakowi. Nie może nic innego zrobić, bo ojciec to jego jedyna bliska osoba.- Ale wiesz...Nawet własna rodzina może sprawić Ci piekło. Dlatego krok, który teraz zrobisz wyzwoli Cię.
-Daj spokój. Przecież nie jestem uwięziony.
Szkoda, że nie widział tego co ja. Biernie wierzył we wszystko, albo może nie chciał dostrzec prawdy. Według mnie, on po prostu jest tłamszony przez ojca. Podporządkowuje się wszystkiemu, co mężczyzna mu każe. Mimo, że czasami, nie są to dobre rzeczy.
-Gdzie on jest?- pytam, kiedy wysiadamy z auta, a Iwa nie ma oblewają mnie wątpliwości. Mam ochotę wrócić do ciepłego wnętrza auta. Wiem jednak, że byłoby to niewłaściwe.
-Wchodzimy- ciągnie mnie Victor za rękę. Przez chwilę opieram się i nie chcę się nigdzie ruszać bez Iwo. Jakoś przy nim czułabym się bezpiecznie.- Napisz mu po prostu SMS żeby tu czekał.
Ciekawe jak sami wyniesiemy te skrzynie...Naprawdę świetny pomysł Victor. Ale co mogę zrobić? Musimy zdobyć to lekarstwo za wszelką cenę, więc ruszamy.
Nie odzywam się, bo kiedy widzę jak wygląda jego dom, to aż odbiera mi mowę. Przecież to miejsce przypomina pałac. Dobra może jest trochę mniejsze, ale biały dom do którego się zbliżamy robi wrażenie. Wspinamy się po ogromnych schodach wejściowych.
-Macie nawet fontannę- mówię z podziwem, kiedy stoimy już przy drzwiach wejściowych i dostrzegam ją z daleka.
Oni nawet domem próbowali przebić rodzinę królewską. Już wiem skąd Victor ma obsesję na posiadaniu tego co Ksawier. Odziedziczył obsesję, po ojcu.
-Tak, cóż...Witaj w małym pałacu- prycha chłopak.- A no i w moim domu- dodaje po chwili.
Patrzę z podziwem na piękne wnętrza, kiedy wędrujemy korytarzami. Powiem tak...Jest gdzie się tutaj zgubić. Starałam się zapamiętać trasę, tak na wszelki wypadek, gdyby nie daj Boże coś się stało, ale już jej nie pamiętam.
-Zaraz będziemy.
-Zaraz to odpadną mi nogi- marudzę, bo naprawdę zaczynają mnie boleć, od tego chodzenia.
-Ale z Ciebie maruda- mówi niezadowolony.- Przecież byłaś w gorszych sytuacjach. Ciekawi mnie jak sobie wtedy poradziłaś...
Uwierz mi, że nie ciebie jednego to ciekawi. Ja do dzisiaj nie wiem, jak udało mi się przetrwać dwa pobyty za kratkami, kilka wizyt w szpitalu, milion starć z Iwo. W między czasie książę zdążył się we mnie zakochać. Aha no i teraz dochodzą jeszcze moje starcia z Lilianą.
-Możesz mi nie wierzyć, ale ja naprawdę jestem super- odpowiadam i jestem dumna z tego, co dotychczas przeszłam.
-Jesteśmy- wyciąga klucz i otwiera jakiś pokój.
Wchodząc do środka zastajemy pełno skrzyń i worków. Otwieram jedną z nich i faktycznie znajduję tą roślinę, którą powinnam była znaleźć. Co za ulga. Wyciągam jeszcze karteczkę z rysunkiem, który dostałam od ojca Adeliny i Iwo. Potwierdzam, że to właśnie to powinniśmy znaleźć.
-Pytanie brzmi, jak to teraz wynieść?- myślę na głos, co ostatnio zdarza mi się zbyt często.- Przecież nie uda nam się wynieść skrzyń bez zauważenia. Musielibyśmy stać się niewidzialni...
-To też jest jakiś pomysł, ale na razie proponuję wziąć po worku.
Kiwam głową i robię tak jak mówi. Chwytam jeden worek i przerzucam go sobie przez plecy. Victor bierze dwa i wychodzimy. Mijamy korytarze i szybko wydostajemy się przed dom, gdzie dzięki Bogu czeka już Iwo.
-No w końcu! Gdzie żeś był!?
-Nie mogę przylatywać na twoje zachcianki- tłumaczy Iwo.- Jestem zajętym człowiekiem.
-To akurat jest ważne! Pakuj to do auta, a my zaraz wrócimy- podajemy mu worki. Odbiera je od nas i pakuje do vana, którym podjechał.- Aha i lepiej dla Ciebie żebyś zadzwonił po wsparcie- dodaję na odchodne, ponieważ nie zauważyłam nikogo więcej oprócz chłopaka.
Ruszamy z Victorem z powrotem.
Mam jakieś złe przeczucia, że to wszystko może się źle skończyć. Za łatwo nam to poszło, a przecież to nie może być tak, że wszystko mi się uda.
-Dlaczego Ty musisz ciągle wchodzić mi w drogę- warczy na mnie znajomy mężczyzna, kiedy znajdujemy się z powrotem przed pokojem, w którym przetrzymywane jest lekarstwo.
W końcu pojawił się i on-ojciec Victora. Dziwna sprawa, ale oczekiwałam, że kiedyś się zjawi. Miałam takie przeczucie, ale teraz wiem dlaczego...Książka.
-Ponieważ, nie podejmuje Pan dobrych decyzji- odpowiadam mu, tak jak było w książce. Przeraża mnie to, że wszystko dzieje się tak, jak było zapisane. Patrzę na Victora. Nie wiem czy on to przeżyje...
-Dobrych?! To się dla Ciebie liczy?!
-Dobroć uważam, za ważniejszą od inteligencji.
Właśnie sprawiłam mu nieświadomie komplement. Powiedziałam mu, że jest inteligentny. Gratuluję Aniela, ale z drugiej strony to prawda. Gość ma łeb na karku.
-Tato, proszę Cię przestań!- odzywa się w końcu Victor, który milczał do tej pory.
Słowa te rozpraszają na chwilę mężczyznę. Nie wiem czy dopiero teraz dotarło do niego, że jego własny syn działa przeciwko niemu? Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale powstrzymywał się okropnie.
Mój wzrok skupia się jednak na nożu, który znajduje się w jego dłoni. Mężczyzna wpatruje się w niego intensywnie i obraca go w dłoni. Zupełnie jakby zastanawiał się czy będzie zmuszony go użyć. Nagle pojawia się wsparcie w postaci kilku ochroniarzy.
Cholera! Wyciągam telefon i wybieram numer Iwo i chowam go z powrotem do kieszeni. Mam nadzieję, że jak usłyszy, co tutaj się dzieje, to przybiegnie z pomocą. Zawsze troje ludzi, to więcej niż dwójka. A może wezwał jednak to wsparcie?
-Jeszcze może Pan zmienić zdanie- podchodzę do niego bliżej. Chcę jakoś zasłonić Victora, bo nie chcę żeby skończył, jak w książce.
Stawiam malutkie kroczki, bo nie do końca wiem, co robić w tej sytuacji. Chyba będę musiała liczyć na moje szczęście, które do tej pory jeszcze mnie nie zawiodło. Martwi mnie jednak ten nóż w jego dłoni. To nie oznacza nic dobrego. A ja mam już serdecznie dość pistoletów i noży...
-Taka odważna jesteś?
Jakby tylko wiedział, co właśnie dzieje się w mojej głowie. Odważna to jestem tylko w myślach. Czemu wszyscy myślą, że jestem w stanie zrobić wszystko i, że myślę, że jestem nieśmiertelna?Wcale tak nie myślę! Teraz na przykład cholernie się boję, ale wiem, że muszę być silna dla tych wszystkich ludzi. Bez lekarstwa oni nie przeżyją! Muszę więc zrobić wszystko, co w mojej mocy by je zdobyć.
Stawiam wiec dzielnie krok za krokiem. Widzę, że to wzmaga tylko gniew ojca Victora. Gość nie wytrzymuje i rzuca się na mnie. A ja? Otwieram szeroko oczy i kamienieję.
-Uciekaj- wyjęknął Victor, który nagle znalazł się przede mną.
-Dlaczego Ty? Dlaczego!?- w oczach mężczyzny widać przerażenie.
Wyciąga nóż z brzucha własnego syna. Co tu się właśnie stało? Patrzę z przerażeniem na chłopaka, który mimo rany jeszcze jakoś się trzyma i kiwa mi głową żebym uciekała.
Jestem mu za to wdzięczna, ale jeżeli już się tak poświęcił, to musimy zdobyć to lekarstwo. Trzy worki to stanowczo za mało.
Patrzę w jego kierunku przepraszającym wzrokiem. Musi jeszcze trochę.
Omijam jednego ochroniarza, ale z resztą nie idzie mi tak łatwo.
-Łapać ją! Chcę ją żywą!- warczy mężczyzna.
-Macie dopilnować by nic się jej nie stało!- obracam się z ulgą, kiedy rozpoznaję głos Iwo.- Aniela, nie mamy czasu- podbiega do mnie.
-Najpierw lekarstwo, potem Victor- mówię z ogromnym bólem serca. Nic na to nie poradzę. Nie mogę poświęcić życia kilkuset ludzi, za życie Victora. Pozostaje nam tylko się modlić, by ojciec nie chciał zrobić mu nic więcej.
-Osłaniać nas!- warczy Iwo, do wsparcia, które jednak ściągnął.
Spoglądam jeszcze na Victora, który dzielnie się trzyma. Mężczyzna jest chyba zły za zdradę syna, bo nie szczędzi mu ciosów. Zwłaszcza w twarz. Przepraszam Victor.
-Ruszajmy!- klepie mnie Iwo w ramię. Tym samym przywraca moją rozproszoną uwagę.
-Czemu zeszło Ci tak długo?!- pytam Iwo, kiedy dostajemy się do pokoju z lekarstwem. Może gdyby pojawił się wcześniej, to wszystko potoczyłoby się inaczej?
-Długo? Ja za to myślę, że zjawiłem się w samą porę.
Ja za to tak nie myślę. Gdyby choć raz mnie posłuchał i zjawił się troszeczkę wcześniej, to może udałoby się uniknąć tej rany w brzuchu Victora.
Wzdycham i zarzucam na plecy worek. Oby wszystko skończyło się dobrze.



Moje serce naprawdę cieszy się, kiedy wszystko dobrze się kończy. Chociaż były ofiary, ale nie poważne. Po prostu Victor leży w szpitalu, ale to normalne skoro został dźgnięty nożem.
Jeszcze nie miałam czasu żeby go odwiedzić. A powinnam to zrobić, w końcu to moja wina, że wszystko tak się skończyło. Niestety ostatnio jestem najbardziej zabieganą osobą w pałacu. Ciągle
ktoś coś ode mnie chce. Jestem bardziej rozchwytywana niż król. Za niedługo znowu mnie wywali twierdząc, że stanowię jego konkurencję.
Wychodzę przed pałac. Chcę w końcu sobie odetchnąć. Niedawno tutaj wróciłam, a już wpadłam w szał rozwiązywania problemów i kłopotów innych ludzi. Przez to mam mało czasu dla siebie. Nie mam nawet chwili żeby złapać oddech.
Los jednak nie chce ze mną współpracować, ponieważ nagle czuję krople deszczu na sobie. Serio? Akurat jak wyszłam się przewietrzyć?! To jakiś żart. Wyciągam dłoń do przodu, chcąc poczuć krople na skórze.
Nagle widzę cień przed sobą. Podnoszę wzrok i widzę nad sobą ogromny, czerwony parasol. Obracam się w stronę właściciela i widzę księcia. Wzdycham i przyglądam się chłopakowi, który za to przygląda się mi. Jeszcze nie udało mi się wyjaśnić naszych relacji.
Wiem jednak jedno, jego obecność tutaj nie jest mi potrzebna. Miałam odpocząć, a zanosi się na jakąś poważną rozmowę.
-Dlaczego nie pytasz, co tutaj robię?- odzywa się chłopak, po chwili.
-Bo mnie to nie interesuje- wzruszam ramionami.
-Słaby żart- mruczy niezadowolony.- W końcu udało mi się Cię znaleźć. Szukam Cię i szukam, a Ciebie nigdy nie ma.
-No przepraszam bardzo, że jestem taka zajęta!
-No właśnie! W ogólne nie poświęcasz mi czasu- mówi oburzony.
Patrzę na niego zaskoczona. Powiedział to tak, jakby co najmniej moje towarzyszenie mu na każdym kroku, było moim obowiązkiem. A akurat tak się składa, że od dawna tego nie robię. Nie muszę go pilnować, jak na początku. W końcu mogę stwierdzić, że dorósł.
-A powinnam?- unoszę brew.
-Powinnaś spędzać ze mną każdą wolną chwilę. Powinnaś poświęcać mi swój czas. Przebywamy w tym samym miejscu. Jesteśmy tak blisko siebie, a jednak daleko.
-Przestań gadać pierdoły- przerywam mu te żałosne, romantyczne tekściki, bo mam ich dość. Zaraz jeszcze wyskoczy i powie, że z miłości do mnie, napisał mi wiersz.- Wyjaśnijmy coś sobie...Ja nic nie muszę, ewentualnie mogę. A Ty powinieneś uważać, co mówisz. Przecież masz narzeczoną- poruszam temat, który ciąży mi w myślach i na sercu.
-Aniela, nie wiem co przyniesie przyszłość. Wiem tylko, że Ty na pewno musisz w niej być- unika tematu Liliany. A więc to tak...- A teraz musisz mi towarzyszyć...Gdzieś.
Łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą. Parasol jest ogromny, więc spokojnie mieścimy się pod nim. Po chwili znajdujemy się w podziemnym parkingu, w którym niedawno byłam z Iwo.
-Wybieramy się gdzieś?- pytam, chociaż pytanie to jest bezsensowne, bo skoro chłopak przyprowadził mnie na parking pełen aut, to chyba odpowiedź jest jasna.
-Na randkę- odpowiada i porusza śmiesznie brwiami.- Zaproponowałbym Ci żebyś wybrała auto, którym chcesz jechać, ale zabrałem już kluczyki.
-Na randkę?- udaje mi się wyjęknąć. Nie wiem, czy dobrze usłyszałam.- A i zaraz! Te wszystkie auta są twoje?!
-Wszystkie są własnością rodziny królewskiej. Moje jest to- odpowiada i otwiera mi drzwi do białego, sportowego mercedesa. Zamyka za mną drzwi. Obchodzi auto i wsiada na miejsce kierowcy.- A propo randki, to nie wiesz co to? Mam ci wytłumaczyć? Randką nazywamy umówione spotkanie, tylko że ja nie mogłem się z Tobą umówić, bo do Ciebie dostać się jest ciężej niż do króla. Kontynuując jest to spotkanie, które ma na celu rozwinąć znajomość i umocnienia relacji emocjonalnych.
-Skończ. Wiem, co to randka- przerywam mu. Słuchanie definicji ze słownika, to ostatnia rzecz, na którą mam teraz ochotę.- Przecież miałam chłopaka.
Przypomina mi się mój zdradziecki były, o którym wolałabym już zapomnieć. Ale w tej sytuacji, to on przyszedł mi na myśl. Kiedyś byliśmy sobie bardzo bliscy. Teraz żałuję, tych wszystkich chwil, które spędziliśmy razem.
-Czyli to już czas na rozmowę o byłych partnerach- mówi książę, kiedy odpala auto.
-Wyjechaliśmy z pałacu- zauważam po chwili, kiedy mijamy bramy.- Iwo wie? Zgodził się?
Pytam, bo kiedyś był z tym ogromny problem. Jestem pewna, że na pewno się na to nie zgodził.
-Iwo nie wie- szczerzy się zadowolony książę.- Mamy więc trochę czasu zanim spostrze, że nas nie ma.
Trochę czasu? Jak Iwo się dowie to wywróci cały pałac do góry nogami. Jestem pewna, że to kwestia godziny. No może dwóch...
-No tak...Normalnie nie zgodzili by się żebyś bez opieki znalazł się poza bramami pałacu...A teraz jesteś w dodatku ze mną. Mamy przerąbane.
-Myślałem, że nie lubisz rutyny- dziwi się książę.- Potraktuj to jak przygodę.
Ja na prawdę chcę się z nim bawić i przeżyć wiele przygód. Chcę się śmiać i być przez niego kochana, ale dzisiaj to jest czyste szaleństwo. Jak nas złapią to mamy przesrane. Jak przypomnę sobie ostatni raz, który skończył się dla nas odurzeniem, to aż boję się myśleć, co wydarzy się tym razem.
-Gdzie jedziemy?- próbuję zmienić temat.
-Nie wiem. Wyjdzie w trakcie.
Opieram głowę o szybę. Świetnie jedziemy gdzieś, ale dokładnie nie wiemy gdzie. Wzdycham głośno.
-Skoro zabierasz mnie na randkę, to powinieneś wszystko zaplanować.
-Nie mów, że ta niepewność Cię nie kręci. Wracając do tematu twojego byłego...
-Wróćmy do tematu twojej obecnej- poprawiam go, bo to on ma drugą laskę na boku. Między mną, a moim byłym wszystko skończone.- Ksawier przecież Ty masz narzeczoną.
Skoro chce wypytywać mnie o moją przeszłość, to niech najpierw zajmie się swoją przyszłością. Przecież cały kraj wyczekuje tego królewskiego ślubu. Rozumiem, że nie jest to codzienne wydarzenie, ale fakt, że chłopak nic sobie z tego nie robi, tylko mnie denerwuje. On ma to w dupie i akceptuje swój los. Powinien walczyć! A on zamiast tego, zabiera mnie na randkę.
-Nie psuj mi humoru- zmienia ton głosu.
-Znowu robisz mi to samo!- postanawiam wyrzucić wszystko, co leży mi na sercu.- Ciągle tylko mieszasz mi w głowie. Ciągle robisz mi nadzieję, że coś dla Ciebie znaczę. Ciągle pokazujesz mi się z takiej strony, że chciałabym mieć Cię tylko dla siebie! A potem co? Potem wracamy do rzeczywistości, w której mamy różne stanowiska i musimy udawać, że nic dla siebie nie znaczymy.
Chłopak zatrzymuje się tak nagle, że pas, który zapięłam, wciska mnie w fotel. Spoglądam do przodu. Chcę się upewnić, że nagłe hamowanie nie było spowodowane tym, że kogoś potrąciliśmy.
-Właśnie dotarliśmy na miejsce- informuje mnie chłopak.- Wysiadaj!
-Czemu Ty zawsze unikasz rozmowy!?- wysiadam wściekła, że chłopak nie odpowiada, na moją litanię, którą przed chwilą wygłosiłam.
-Bo nie chcę o tym myśleć- wzrusza ramionami i rusza przed siebie. Jak zwykle unika rozmowy jak ognia. Świetnie!
Doganiam go, rozglądając się naokoło. Okazuje się, że przyjechaliśmy nad morze!
-To wy macie morze?- pytam zaskoczona.
-Jak widać- pokazuje Ksawier ręką.- A co myślałaś, że państwo z tak porządnym następcą nie ma dostępu do morza? Morze to podstawa importu i eksportu. No i jeszcze ma jedną wielką zaletę, czyli piękne widoki.
Tu muszę się zgodzić. Tutaj jest przepięknie. Zwłaszcza, że przestało padać i zbliża się wieczór, więc na niebie widzimy piękne kolory. Woda też jest spokojna. Nie widać żadnych fal.
Ściągam buty, kiedy wchodzimy na piasek. Nie chcę żeby nasypał mi się do butów. Ksawier postępuje tak samo. Idziemy po złotym piasku aż dochodzimy do wody. Wchodzę do niej po kostki.
Chłód jaki czuję na stopach cudownie mnie orzeźwia.
-Nawet o tym nie myśl- mówię, kiedy widzę jak chłopak zbliża się do mnie. Za dobrze znam takie gierki.- Zamiast zabawiać się ze mną, lepiej pomyśl o swojej narzeczonej.
-Daj mi z nią spokój- staje obok mnie, tak blisko, że stykamy się ramionami.
Żadne z nas nie obraca się. Wpatrujemy się w horyzont i wędrujemy w swoich myślach.
-Nie możesz unikać tego tematu- mówię po chwili. Nie daruję mu tej rozmowy. Chcę wiedzieć na czym stoję, a do tego potrzebna jest rozmowa.- Powinieneś się tym zająć, a nie uciekać od tego problemu jak tchórz. Ksawier, przecież ty jej nie kochasz!
-Czy poświęcenie siebie samego dla dobra ogółu, oznacza bycie tchórzem?- pyta, ale nie patrzy na mnie. Przypomina mi się, że podjęcie decyzji o ślubie było też spowodowane możliwością wojny.- Czemu tak Ci to przeszkadza? Chcesz za mnie wyjść, czy coś w tym stylu?
-Żartujesz sobie?! Po co zabierasz mnie na jakąś pseudo randkę, skoro i tak zamierzasz wziąć ten głupi ślub. Przestań robić mi nadzieję!- wychodzę z wody i postanawiam wrócić do auta.
Głupi idiota. Ale on mnie denerwuje. Nie chce walczyć, tylko poddaje się temu losowi, który sam sobie zgotował. Mógłby chociaż spróbować, albo wykazać odrobinę inicjatywy..
-Aniela!- podbiega i łapie mnie za rękę.- Dobrze wiesz, że nawet gdy na Ciebie patrzę, to moje serce bije szybciej. Zależy mi na Tobie i dobrze to wiesz!
-Zależy Ci na mnie, ale nadal bierzesz ślub- zauważam.- Czego ty ode mnie chcesz, Ksawier?!
-Serio, chcesz żebym to powiedział?!
-Tak, bo drażni mnie to, że nie wiem, czego Ty oczekujesz. Proszę, zdecyduj się w końcu!
Naszą kłótnię przerywa dźwięk telefonu. Nie czekam żeby dowiedzieć się, kto i po co dzwoni do chłopaka. Dobrze wiem, co to oznacza. Musimy wracać.
Drogę do samochodu pokonuję w samotności. Nie fatyguję się nawet, żeby założyć buty.
-Iwo- książę macha telefonem i podchodzi do auta.- Niestety musimy wracać...
-Po co tu przylazłeś?!- warczę, kiedy podchodzi i otwiera mi drzwi.- Myślisz, że nie umiem sama otworzyć sobie drzwi!? A może myślisz, że jak sam książę otworzy mi drzwi do auta, to powali mnie to na kolana?!
-Śmieszna jesteś- głaska mnie po głowie. Czuję się w tej chwili, jak pies.- Robię to, ponieważ wcześniej tak trzasnęłaś drzwiami, że myślałem, że odlecą. To auto to mój skarbuś, więc muszę się o niego troszczyć.
Wsiadam do środka bez słowa i zapinam pas.
Swoją drogą, tak jak się spodziewałam, Iwo szybko się uwinął. Zajęło mu to nie całe dwie godziny.
Wracamy w ciszy. Wjeżdżamy na teren pałacu i parkujemy przed głównym wejściem.
Siedzimy chwilę w aucie, ale przerywam tą ciszę.
-Ksawier- zaczynam.- Ja nie lubię niepewności. Nie jestem z tych, którzy żyją pod znakiem zapytania. Chcę mieć pewność, że mogę Cię mieć dla siebie. Muszę wiedzieć, czy będziesz ze mną, bo chcę wiedzieć, czy mam o co walczyć i czy w ogóle warto. Więc proszę...Zdecyduj się. Jesteś ze mną albo Cię nie ma.
Nie czekam na odpowiedź, bo wiem, że i tak teraz nie byłby w stanie powiedzieć czegoś sensownego. Powiedziałam co chciałam i wysiadam z samochodu.
Ruszam w kierunku pałacu, a przy wejściu czeka mnie niemiły widok. Król czeka i wyraźnie chce porozmawiać. Przewracam oczami. Mężczyzna za to wpatruje się zdziwiony, w buty, które trzymam w ręce. No tak...W końcu ich nie założyłam.
-Wasza Wysokość- kłaniam się w pas.
-Możesz mi wyjaśnić co to jest?!- mężczyzna warczy wściekły i podsuwa mi pod nos telefon. To on ma telefon?! Nie jest troszeczkę na to za stary? A w sumie...Wygląda jakby był przed pięćdziesiątką, więc telefon, to oczywista sprawa.
Spoglądam na ekran. Czytam nagłówek DRUGI FRONT KSIĘCIA KSAWIERA? Przyglądam się zdjęciom, które przedstawiają mnie i Ksawiera, podczas dzisiejszego pobytu nad morzem. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Dopiero, co wróciliśmy z naszej szybkiej randko-wycieczki, a w Internecie już krąży artykuł.
-Nieźli są- mówię z ogromnym podziwem.
Naprawdę mają talent. Jak nas znaleźli!? Cholerne brukowce. Znowu będzie przypał, tak jak kiedyś.
-Słucham?!- oburza się król.- Nieźli są?! I tylko tyle masz mi do powiedzenia?
Zastanawia mnie, dlaczego cały gniew wyładowuje na mnie. Nie tylko ja znajduję się na tych zdjęciach. Cała afera jest przez to, że to Ksawier zabrał mnie na randkę! Dlaczego nie wyżywa się więc na nim? Ja jestem niewinna.
-Wszystko wyjaśnię- nagle pojawia się książę.
-Lepiej żebyście mieli dobre wytłumaczenie!!!



_____________________________________________

Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim postem. Było mi bardzo miło, gdy je czytałam.
Malutkie ogłoszenie! Będę miała więcej czasu, więc następny rozdział pojawi się w piątek.
Zwiastun następnego jak zwykle z boku.
Do następnego,
N




7 komentarzy:

  1. Zacznę od tego, że bardzo mi się spodobał nowy wygląd bloga. Jest naprawdę świetny!
    Wyjaśnił się w końcu powód, złych relacji Iwo i jego ojca. Który chciał, aby syn poszedł w jego śladu. Szczerze przyznam, że trudno mi wyobrazić sobie Iwo, jako studenta medycyny. :D
    Dużo lepiej, pasuje do niego obecnie wykonywany zawód. Najważniejsze zresztą, żeby lubił to, co robi i mógł się w tym spełniać. Choć mam nadzieję, że jego ojciec, kiedyś to zrozumie i się dogadają.
    Aniela wróciła do pałacu i już na wstępie, Król miał przygotowaną dla niej listę zasad. Których, jak wszyscy wiedzą, na pewno nie będzie przestrzegała.
    Wredna Liliana znowu dała popis swojej wredności. Przerobiła pokój Anieli i Adeliny na garderobę. Jakby miała na to mało innych pomieszczeń w pałacu.
    Ojciec Victora to skończona kanalia. Nie dość, że zabrał całe antidotum przez swoje chore ambicje i nienawiść do Króla. Wystawiając tym samym na śmierć bezbronne osoby, to jeszcze prawie zabił własnego syna! Oby kiedyś poniósł konsekwencje swojego zachowania.
    Coraz bardziej przekonuję się do Victora. Zdradził własnego ojca i pomógł Anieli. Zaczynam go nawet lubić.
    Co do relacji Anieli i Księcia, to zdecydowanie nabrała tempa. Bardzo spodobał mi się opis ich pocałunku, a potem randka. Wyraźnie coś ich do siebie ciągnie. Szkoda tylko, że on tak biernie godzi się na ślub z Lilianą. Czym bardzo rani Anielę. Nie do końca rozumiem, po co miesza jej w głowie, skoro nie widzi możliwości ich wspólnej przyszłości.
    Bardzo się cieszę, że kolejny rozdział pojawi się wcześniej. Już nie mogę się go doczekać, bo skończyłaś w strasznie interesującym momencie. Ciekawe, jak Ksawier wytłumaczy się ojcu z tej randki z Anielą. I artykułem w brukowcu. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem i ja! Szybko i krótko, bo niestety doba ma tylko 24 godziny.
    Ogólnie to dobrze, że Iwo nie zdecydował się spełnić marzeń ojca. Z jednej strony ich kontakty byłyby wtedy lepsze, ale jednocześnie chłopak nie robiłby tego, co kocha. A relacje z ojcem na pewno uda mu się kiedyś naprawić.
    Dobrze, że Aniela wróciła do pałacu. Oczywiście oznacza to też, że na pewno będzie ciekawie, bo ta dziewczyna po prostu przyciąga kłopoty. A zasady Króla na pewno nie będą ją ograniczać :D
    Victor wyrasta nam na bohatera. Zresztą nie dziwię się, jego ojciec zachował się po prostu podle zabierając całe antidotum dla siebie. Jak widać chore ambicje i nienawiść potrafią popchnąć ludzi do naprawdę okrutnych czynów.
    Coraz bardziej podoba mi się relacja między Księciem i Anielą. Randka, pocałunek, wszystko cacy i uroczy. Tylko ten ślub psuje całość. Biedna Aniela będzie cierpieć, bo jak na razie nic nie wskazuje na to, że Książę zaprotestuje przeciwko poślubieniu Liliany.
    Ode mnie to tyle. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś też nie wyobrażam sobie Iwo w roli lekarza😉 Nie to kompletnie do niego nie pasuje.Jak ta Liliana mnie wkurza.Chcialabym zobaczyć jej minę gdy Aniela zakomunikował jej że będzie spać w pokoju Ksaeiera 🤣 Pocałunek Anieli i Księcia, No w końcu. Widać że wszystko ich do siebie ciągnie (ja nadal jestem za Iwo).Później randka ,szkoda że skończyła się kłótnia.Choc w sumie nie dziwię się Anieli.Taka niepewność jest najgorsza. Samą chciałabym wiedzieć jakie Ksawier ma plany wobec niej.Bo niby ją całuje,zabiera na randkę, twierdzi że nie poradzi sobie bez niej.A jednak ciągle brnie w ten chory ślub.Nie do końca rozumiem co mu chodzi po głowie.W końcu Victor , napiszę tylko że naprawdę to polubiłam.Udowodnil dziś że można mu zaufać.Strasznie się cieszę na rozdział już w piątek😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem trochę spóźniona, ale już szybciutko wszystko nadrabiam.
    Bardzo lubię Iwo, ale szkoda, że nie jest tak odrobinę łagodniej nastawiony do Anieli. Mógłby być świetnym przyjacielem, takie rozwiązanie byłoby napewno fajne. Z drugiej strony da się go tym razem usprawiedliwić, bo ta sprawa z ojcem i medycyną jest przykra. Nie wyobrażam sobie go jako lekarza, jest najlepszy w tym co robi.
    Victor, Victor, Victor... Biedny.. Nie zasłużył na to. A ja polubiłam go i to bardzo ostatnio. Teraz myślę, że zdecydowanie jest godny zaufania i będzie dobrym partnerem do wykonywania zadań.
    Wow.. w końcu pocałunek księcia i Anieli. Wyszło całkiem romantycznie. Tylko trochę nie rozumiem jego zachowania. Ugania się za nią, całuje ją, zabiera na randkę oraz wyznaje, że jest dla niego ważna, ale mimo wszystko unika innych poważnych rozmów i brnie w tą całą sprawę ze ślubem. Powinien zasadzić Lilianie porządnego kopniaka i zerwać zaręczyny. Ksawier jest taki tajemniczy, tak samo jak jego plany. Kompletnie nie umiem, go przejrzeć. Mam nadzieję, że nie będziesz długo nas trzymać w takiej niepewności i czegoś się dowiemy.
    Biegnę czytać następny rozdział!😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem już blisko najnowszego rozdziału, ale zanim dotrę wypowiem się na temat tego. Po pierwsze wnerwia mnie Liliana. Ta suka uważa się za niewiadomo kogo i jak mogła przerobić pokój Anieli na garderobę???!! Dobrze, że poszła do pokoju księcia <3 Ach ten ich pocałunek 😍 To takie romantyczne <3 Chociaż przyznam, że liczyłam na dalsze rozwinie przebiegu tej akcji. Cieszę się, że znaleźli lekarstwo, tylko dlaczego Wiktor musiał na tym uvierpieć? Swoją drogą jak bardzo podły musi być jego ojciec, żeby tak się na nim wyżywać i zranić nożem??? ;( I po raz kolejny wątek księcia i Anieli. Z jednej strony zabiera ją na randkę nad morze, a z drugiej strony boi się porozmawiać o przyszłości i dać jej poczucie pewności i boi się zawalczyć o szczęście i pozbyć się tej wiedźmy Liliana. Totalny tchórz! Jestem ciekawa jak wytłumaczy swojemu ojcu sprawę artykułu, dlatego już biegnę do następnego rozdziału :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. 20 year old Environmental Specialist Annadiane Ruddiman, hailing from Saint-Hyacinthe enjoys watching movies like Body of War and Yo-yoing. Took a trip to Church Village of Gammelstad and drives a Alfa Romeo 6C 2500 Competizione. Bonusy

    OdpowiedzUsuń